Strona główna Blog Strona 2

Ze względu na różnice w cenach surowce wtórne przegrywają z pierwotnymi. To powoduje problemy branży recyklingowej

0

Rozporządzenie PPWR stawia ambitne cele w zakresie wykorzystania recyklatów w poszczególnych rodzajach opakowań. To będzie oznaczało wzrost popytu na materiały wtórne pochodzące z recyklingu. Obecnie problemy branży recyklingu mogą spowodować, że popyt będzie zaspokajany głównie przez import. Dziś do dobrowolnego wykorzystania recyklatów nie zachęcają przede wszystkim ceny – surowiec pierwotny można kupić taniej niż ten z recyklingu.  

W naszej branży w ostatnich kilku latach jest bardzo kryzysowo. Pierwszy kryzys rozpoczął się w 2020 roku podczas COVID-u, następnie po wybuchu wojny chwilowo w recyklingu było całkiem dobrze, ale już po kilku miesiącach załamały się ceny surowców pierwotnych, co spowodowało, że w zasadzie przez kolejne dwa lata i do tej pory jest bardzo mały popyt na surowce z recyklingu – wyjaśnia w rozmowie z agencją Newseria Szymon Dziak-Czekan, prezes zarządu SPDC, Hans Andersson rPET.

Wyjątkiem jest tutaj PET. Zgodnie z dyrektywą Single Use Plastics od tego roku butelki PET na napoje o pojemności do 3 l muszą zawierać min. 25 proc. tworzyw pochodzących z recyklingu. Za pięć lat udział ten wzrośnie do 30 proc.

– Widzimy, że w surowcu rPET popyt rośnie. Od wielu lat postulowaliśmy, żeby obowiązkowe użycie recyklatu odnosiło się do wszystkich surowców, co mogłoby spowodować, że popyt na recyklaty nie byłby uzależniony od ceny surowców pierwotnych, tzw. virgin – mówi Szymon Dziak-Czekan. – Można to porównać do handlu samochodami: jeżeli nowy samochód jest tańszy od używanego, to nikt nie kupi używanego, a recykling to drugi obieg. Niski popyt bierze się z tego, że mamy niskie ceny surowców pierwotnych, czyli tzw. granulatów, w związku z mniejszą konsumpcją w Polsce i w całej Europie.

Sytuacja ta ma wpływ na branżę recyklerów. Raport Plastics Recyclers Europe wskazuje, że europejski przemysł recyklingu tworzyw sztucznych osiągnął punkt krytyczny. Organizacja w ostatnich dwóch latach odnotowała najwolniejszy przyrost zdolności recyklingu od lat. Problemy w branży pogłębiają import tańszych i niespełniających standardów materiałów z zagranicy – zarówno pierwotnych, jak i poddanych recyklingowi – i duży wzrost eksportu z Europy odpadów z tworzyw sztucznych. Przykładowo import polimerów pochodzących z recyklingu i pierwotnych wzrósł do ponad 20 proc. zużycia polimerów w UE, a unijna produkcja recyklingowa większości polimerów spadła o 5 proc. Prognozy mówią o dalszych spadkach do poziomów niewidzianych od 25 lat i to pomimo wzrostu zużycia polimerów. Organizacja ostrzega przed załamaniem się tej gałęzi europejskiego przemysłu, kluczowej zarówno dla konkurencyjności UE, jak i dla ochrony środowiska oraz zdrowia publicznego. Plastics Recyclers Europe apeluje o wdrożenie środków ochrony handlu takich jak taryfowanie importu czy zachęty fiskalne. Jak podkreśla organizacja, bez tego trudno będzie zmniejszyć presję ekonomiczną, która zmusza firmy do zamykania działalności.

To też powoduje sytuację, w której recyklerzy nie mają środków, żeby się rozwijać i żeby pomagać samorządom realizować poziomy recyklingu – podkreśla prezes SPDC, Hans Andersson rPET. – Są momenty, gdy przez wiele miesięcy możemy sprzedać wszystko to, co mamy, a później przez kilka miesięcy nasi klienci, czyli przetwórcy tworzyw sztucznych, przerzucają się na surowce pierwotne, bo są po prostu tańsze. W przypadku PET są kary stosowane za brak wykorzystania recyklatu, ale w tworzywach mamy HDPE i polipropylen, i folię LDPE, czyli wszystkie flexible plastics, więc jest dużo różnych tworzyw, a na ten moment w innych surowcach musimy się bronić rynkiem.

Rozporządzenie w sprawie opakowań i odpadów opakowaniowych (PPWR) od 2030 roku wprowadza obowiązek wykorzystania recyklatów w procesie produkcji opakowań. Wymagane poziomy będą zależeć od konkretnego materiału, z jakiego zostało wykonane opakowanie, rodzaju i przeznaczenia danego opakowania. Od 2030 roku minimalny udział materiałów pochodzących z recyklingu, odzyskanych z pokonsumpcyjnych odpadów z tworzyw sztucznych na jednostkę opakowania, ma wynosić 30–35 proc., natomiast od 2040 roku – od 50 do 65 proc. Wyjątkiem będą opakowania przeznaczone do kontaktu z produktami wrażliwymi, wykonane z tworzyw innych niż politereftalan etylenu. W ich przypadku minimalny poziom wyniesie 10 proc. od 2030 roku. Z rozporządzenia wyłączono opakowania wyrobów medycznych czy produktów leczniczych.

– Prawo unijne rzeczywiście dąży do tego, żeby coraz więcej recyklatów było wykorzystywane, ale nie ukrywam, że ta tendencja się zmienia w ostatnich dwóch latach po wybuchu wojny w Ukrainie. Ekologia i środowisko są bardzo istotne, jeżeli jest pokój, jeżeli jest wojna za wschodnią granicą, to mamy taką sytuację, że politycy, również politycy unijni, powoli, małymi krokami wycofują się z bardzo ambitnych celów. Mamy nadzieję, że to nie będzie trwałe. Na pewno poprawienie sytuacji geopolitycznej miałoby bardzo dobry wpływ na rozruch europejskiej i polskiej gospodarki, jak również polskiego przemysłu recyklingu – wskazuje Szymon Dziak-Czekan.

Jak podkreślono w ubiegłorocznym raporcie „Recyklaty” Polskiego Paktu Plastikowego, nadchodzące wyzwania legislacyjne są potwierdzeniem, że wykorzystanie recyklatów w opakowaniach jest jednym z kluczowych kierunków działania w strategii zamykania obiegu opakowań z tworzyw sztucznych. 

– Przez ostatnie 20 lat obserwowałem, jak się zmienia rynek recyklatu, i nie ukrywam, że namawialiśmy klientów do wykorzystania surowców wtórnych. Gdy wchodzimy do sklepu wielkopowierzchniowego, to większość surowców jest albo z wykorzystaniem jakiejś części recyklatów, albo w 100 proc. z recyklatów. Mamy w zasadzie klientów we wszystkich branżach, czy w motoryzacyjnej, czy wśród producentów napojów, jeśli chodzi o PET, czy w branży budowlanej, jeśli chodzi o polipropylen, różne folie, folie komunalne, które są później przetwarzane na worki na śmieci. Czyli ten żółty, zielony, niebieski, brązowy worek, który wykorzystujemy do segregacji u źródła, też jest zrobiony w 100 proc. z recyklingu, więc tych zastosowań recyklatu jest setki, a nawet i tysiące – wyjaśnia ekspert.

Raport „Recyklaty” wskazuje, że zwiększenie dostępności wysokiej jakości recyklatów na polskim rynku wymaga zaangażowania wszystkich uczestników łańcucha wartości: od dostawców surowców i producentów opakowań, poprzez konsumentów, po firmy zarządzające odpadami i recyklerów. Jednym z elementów tego procesu jest wprowadzenie systemu kaucyjnego oraz rozszerzonej odpowiedzialności producenta z mechanizmem ekomodulacji wspierającym ekoprojektowanie. O tych dwóch aspektach, które czekają na wdrożenie do polskiej rzeczywistości, eksperci branżowi rozmawiali podczas konferencji Rekopol „Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta – polityka środowiskowa, dialog i role interesariuszy”.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/ze-wzgledu-na-roznice-w,p377192913

Polacy leczą samodzielnie ponad połowę lekkich dolegliwości zdrowotnych. Jesteśmy liderem UE

0

Szacuje się, że w Unii Europejskiej codziennie występuje ok. 3,3 mln przypadków lekkich dolegliwości. Gdyby każdy pacjent zgłaszał się z nimi do lekarza, potrzebnych byłoby dodatkowo 120 tys. lekarzy pierwszego kontaktu lub obecni lekarze musieliby pracować dodatkowe 144 minuty dziennie. Polska pod względem samoleczenia, ze wskaźnikiem na poziomie 55 proc., plasuje się w czołówce UE. – Samodzielne leczenie to nie tylko kwestia wygody pacjenta, ale przede wszystkim realne odciążenie systemu ochrony zdrowia – przekonuje Ewa Królikowska z PASMI.

– Rola samoleczenia i jej części, jaką są leki bez recepty, jest często pomijana w systemach opieki zdrowotnej. Można to porównać do wierzchołka góry lodowej czy piramidy – jedyną częścią, którą widzimy, jest opieka szpitalna czy wizyta u lekarza ogólnego po receptę. Samoleczenie to codzienne działania, jakie podejmujemy, kiedy boli nas głowa, kiedy mamy kaszel i przeziębienie, kiedy choruje nam dziecko. Samoleczenie to wszystko, co robimy, aby przywrócić i utrzymać dobry stan zdrowia – tłumaczy w rozmowie z agencją Newseria Jurate Svarcaite, dyrektor generalna Association of the European Self-Care Industry (AESGP).

Raport IZWOZ „Rola samoleczenia w systemie opieki zorientowanym na wartość zdrowotną” podaje, że w Unii Europejskiej każdego roku występuje około 1,2 mld przypadków drobnych dolegliwości zdrowotnych, czyli ok. 3,3 mln dziennie. Szacunki przytaczane przez PASMI wskazują, że dzięki samoleczeniu udaje się uniknąć 120 mln konsultacji rocznie. W Polsce ok. 55 proc. lekkich dolegliwości występujących u pacjentów jest przez nich samodzielnie leczone. Plasuje to nas na pierwszym miejscu w UE pod względem popularności samoleczenia. Dla porównania w Portugalii, Hiszpanii czy Szwecji ten odsetek nie przekracza 20 proc.

– Głęboko wierzę, że umożliwienie obywatelom dbania o własne zdrowie to jeden z najskuteczniejszych i najbardziej zrównoważonych sposobów wzmocnienia naszych systemów opieki zdrowotnej. Dlatego trwająca rewizja unijnego prawodawstwa farmaceutycznego jest tak ważna. Jest to okazja do ukształtowania środowiska regulacyjnego, które wspiera zarówno innowacyjność, jak i dostęp – nie tylko w przypadku leków na receptę, ale także w przypadku leczenia bez recepty, które odgrywa kluczową rolę w codziennym zdrowiu – mówi Adam Jarubas, przewodniczący Komisji Zdrowia Publicznego (SANT) Parlamentu Europejskiego. 

– Samodzielne leczenie to nie tylko kwestia wygody pacjenta, ale przede wszystkim realne odciążenie systemu ochrony zdrowia – przekonuje Ewa Królikowska, członkini zarządu PASMI Polskiego Związku Producentów Leków Bez Recepty i dyrektorka generalna Teva Pharmaceuticals Polska.

Wykorzystanie potencjału samoleczenia wymaga systemowej edukacji pacjentów, wspieranej przez profesjonalistów ochrony zdrowia – lekarzy, farmaceutów, pielęgniarki, którzy przekazują wiedzę na temat bezpieczeństwa tego procesu, w tym zasad doboru preparatów dostępnych bez recepty czy zasad zdrowego stylu życia.

Z raportu opublikowanego przez Global Self-Care Organization wynika, że samodzielne leczenie drobnych dolegliwości generuje oszczędności rzędu 40 mld euro rocznie, a ograniczenie wizyt u lekarzy pierwszego kontaktu nawet o 10–25 proc. mogłoby przynieść dodatkowe 17 mld euro oszczędności. Każde wydane 1 euro na samoleczenie generuje prawie 7 euro oszczędności dla systemu ochrony zdrowia.

– Jest wiele produktów, które pomagają nam poprawić swój stan zdrowia i powstrzymać jego pogarszanie się, co stanowi esencję profilaktyki. Drugim aspektem profilaktyki jest spojrzenie na nią z perspektywy wydatków na opiekę zdrowotną. Dzisiaj mamy więcej osób chorych w starzejącej się populacji, które potrzebują opieki, przy mniejszych zasobach niż kiedyś. Dzięki samoleczeniu możemy się zająć większą liczbą osób w systemie opieki zdrowotnej, co musimy wziąć pod uwagę w przyszłości wobec starzenia się społeczeństwa europejskiego i wyzwań z tym związanych w dążeniu do wydłużenia lat życia w zdrowiu – podkreśla Jurate Svarcaite.

Bagatelizowanie objawów chorobowych i niesięganie po fachową pomoc medyczną może prowadzić do pogorszenia stanu zdrowia. Nie bez powodu zalecany czas trwania samodzielnego stosowania przez pacjentów leków OTC jest krótki, zazwyczaj kilkudniowy, nieprzekraczający 10 dni. Stąd kluczowe jest budowanie świadomości i wiedzy pacjentów. Eksperci podkreślają, że w tym procesie mogłoby pomóc wprowadzenia ulotek elektronicznych dla leków. Takie rozwiązania zawiera unijny pakiet farmaceutyczny, jednak decyzję o ich dopuszczeniu pozostawiono państwom członkowskim.

– Wsparcie dla prewencji zapewnia rozwój nowoczesnych narzędzi cyfrowych. Tu przykładem może być elektroniczna informacja produktowa, ale też różnego rodzaju aplikacje mobilne dla pacjentów. Innym dobrym przykładem jest szerokie wykorzystanie kodów QR właśnie w służbie pacjentom. Teva w 2024 roku – zarówno w Polsce, jak i w kilku innych krajach – wprowadziła już takie kody QR na swoje opakowania produktów, aby ułatwić pacjentom dostęp do rzetelnej informacji o leku i wspomóc ich w podejmowaniu samodzielnych decyzji zdrowotnych – wskazuje Ewa Królikowska.

Duże korzyści w kontekście samoopieki może przynieść sztuczna inteligencja, która umożliwia bardziej spersonalizowane podejście do profilaktyki i wczesnego wykrywania problemów zdrowotnych.

– Narzędzia takie jak elektroniczne informacje o produktach i platformy zdrowotne oparte na sztucznej inteligencji mogą pomóc ludziom podejmować świadome, odpowiedzialne decyzje dotyczące ich zdrowia – szczególnie młodszym pokoleniom, które już tworzą nowe trendy w zakresie samoopieki i dobrego samopoczucia. Musimy się upewnić, że wykorzystujemy postęp, zapewniając jednocześnie bezpieczeństwo obywateli europejskich na platformach cyfrowych – wskazuje Adam Jarubas.

O roli samoleczenia i leków OTC dyskutowano podczas 61. dorocznej konferencji AESGP „Prevention through Self-Care” w Warszawie, zorganizowanej przy współpracy z PASMI. Wśród zaproszonych gości są przedstawiciele instytucji europejskich – m.in. Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego – oraz krajowych instytucji zdrowia i liderzy branży farmaceutycznej. Organizatorzy podkreślają, że spotkanie stanowi okazję do wymiany doświadczeń i kształtowania przyszłej polityki zdrowotnej UE.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/polacy-lecza-samodzielnie,p1502917991

UE zmienia podejście do transformacji energetycznej i łączy ją z konkurencyjnością. To zasługa polskiej prezydencji

0

Transformacja w kierunku gospodarki neutralnej klimatycznie może być silnikiem wzrostu gospodarczego. Dzięki rozmowom prowadzonym podczas polskiej prezydencji, żeby nie traktować transformacji energetycznej w oderwaniu od kwestii konkurencyjności, Komisja Europejska przedstawiła Kompas Konkurencyjności czy inicjatywę Clean Industrial Deal. Oba te dokumenty proponują konkretne rozwiązania, jak łączyć te dwa procesy. Kluczowe, co szczególnie podkreśla biznes, jest obniżenie cen energii.

– Myślę, że możliwe jest połączenie wysiłków na rzecz walki z kryzysem klimatycznym z dbaniem o naszą konkurencyjność. Europa nie posiada własnych paliw kopalnych, w związku z tym w dłuższej perspektywie w naszym interesie jest nie wydawać pieniędzy na zakup tych paliw w państwach trzecich, tylko wydać je wewnętrznie w Unii. Nie dyskutujemy o zmianie celu, który sobie postawiliśmy na rok 2050, tylko dyskutujemy o tym, jak do tego celu dotrzeć – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Ignacy Niemczycki, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Zgodnie z oceną krajowych planów w dziedzinie energii i klimatu, przeprowadzoną przez Komisję Europejską, państwa członkowskie UE znacznie zlikwidowały lukę w realizacji celów w zakresie energii i klimatu i są obecnie na dobrej drodze do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych netto o ok. 54 proc. do 2030 roku w porównaniu z poziomami z 1990 roku, jeżeli w pełni wdrożą istniejące i planowane środki krajowe i polityki UE. Celem UE na 2030 rok jest także osiągnięcie udziału energii ze źródeł odnawialnych na poziomie co najmniej 42,5 proc.

Jeżeli chodzi o tempo transformacji energetycznej w Unii Europejskiej, to uważam, że nie tylko Unia nie robi za mało, ale nawet idziemy bardzo szybko. Polska pełniąc rolę prezydencji w ramach Rady Unii Europejskiej, postuluje, żeby zwrócić uwagę zarówno na aspekt konkurencyjności, jak i bezpieczeństwa. Oznacza to, że przeprowadzając transformację, musimy uważać na to, żeby nie naruszać konkurencyjności naszych gospodarek i skoncentrować się na wdrożeniu tego, co już mamy, czyli w kontekście Polski tych zasad i regulacji, które z Unii Europejskiej przyszły do nas w przeszłych latach – podkreśla Krzysztof Bolesta, sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska.

Z danych Europejskiego Banku Inwestycyjnego wynika, że w 2024 roku 61 proc. firm w UE zainwestowało w walkę ze zmianami klimatu, w porównaniu do 56 proc. w 2023 roku. Co czwarta firma (27 proc.) postrzega przejście na gospodarkę niskoemisyjną jako szansę w ciągu najbliższych pięciu lat.

Dla powodzenia transformacji energetycznej kluczowe jest też wsparcie biznesu.

– Biznes odgrywa kluczową rolę w transformacji energetycznej, czy to na poziomie krajowym, czy szerzej, europejskim i globalnym. Z jednej strony przedsiębiorstwa dostarczają na rynek produkty czy technologie, które umożliwiają i przyspieszają transformację. Z drugiej – dokładają własną cegiełkę do ograniczenia zużycia energii i emisji gazów cieplarnianych, czy to poprzez poprawę efektywności energetycznej procesów produkcyjnych, termomodernizację własnych budynków, stopniowe przechodzenie z paliw kopalnych na odnawialne źródła energii, czy poprzez zawieranie odpowiednich umów z dostawcami na dostawy usług czy surowców, produktów o obniżonym śladzie węglowym – wyjaśnia Aleksandra Stępniak, public affairs manager w VELUX Polska.

Raport Draghiego wskazuje na ryzyko obniżenia konkurencyjności Europy, m.in. z powodu rosnących cen energii i negatywnego wpływu na inwestycje i produkcję. Dlatego też wysiłki regulacyjne są nakierowane na zniwelowanie tego ryzyka.

– Skala wyzwań dla przedsiębiorstw w związku z podejmowaniem transformacji energetycznej jest zależna od prowadzonej działalności, ponieważ sektor energochłonny ma zupełnie inne wyzwania niż usługi. Przedsiębiorstwa produkcyjne, które zużywają bardzo dużo energii do procesów produkcyjnych, muszą znaleźć odpowiedni miks energetyczny, który umożliwi zredukowanie emisji własnych przy jednoczesnym zachowaniu procesów produkcyjnych. Pozostałe przedsiębiorstwa mają dużo większe wyzwanie w transformacji z zakresu trzeciego, czyli całego łańcucha wartości – wskazuje Aleksandra Stępniak, public affairs manager w VELUX Polska.

– Mam poczucie, że polska prezydencja wywiera presję na inne instytucje europejskie, żeby faktycznie zwrócić uwagę na konkurencyjność europejskiej gospodarki. Dlatego też Komisja zaproponowała Kompas Konkurencyjności, wyszła z propozycją Clean Industrial Deal, czystego ładu przemysłowego. Myślę, że dzisiaj musimy się przede wszystkim skupić na możliwości obniżenia cen energii. To jest absolutnie kluczowe, żeby walka z kryzysem klimatycznym była możliwa – ocenia Ignacy Niemczycki.

Kompas Konkurencyjności przyjęty w styczniu br. przewiduje spójne ramy dla krajów członkowskich, aby wszystkie polityki UE współdziałały na rzecz zwiększenia konkurencyjności Wspólnoty. Identyfikuje kluczowe obszary wymagające zmian i proponuje konkretne inicjatywy mające na celu poprawę pozycji gospodarczej Europy. To reakcja na rosnące wyzwania, takie jak spowolnienie wzrostu produktywności. Kompas przewiduje także działania na rzecz zmniejszenia zależności Europy od zewnętrznych dostawców kluczowych surowców i technologii. Ma być to możliwe dzięki dywersyfikacji łańcuchów dostaw i zmniejszenia zależności od pojedynczych dostawców w kluczowych sektorach strategicznych. Ma też powstać platforma wspólnych zakupów krytycznych surowców.

Z kolei inicjatywa Clean Industrial Deal ma uczynić z UE atrakcyjną lokalizację dla produkcji, także dla sektorów energochłonnych (m.in. poprzez przystępną cenowo energię elektryczną czy inwestycje w rozbudowę infrastruktury energetycznej). Plan na rzecz przystępnej energii (Affordable Energy Action Plan) ma obniżyć koszty energii w Europie.

– Chcę też zwrócić uwagę na zapowiedź wzmocnienia mechanizmu CBAM, który może wyrównać szanse między producentami w Europie i tymi spoza niej. Spowoduje on, że w samej Unii będziemy mieli równe warunki konkurencji. Zwracam też uwagę na to, że Komisja Europejska, znów, dzięki polskiej prezydencji, wyszła z propozycją całkowitego zamknięcia importu paliw kopalnianych z Rosji. Myślę, że to jest w naszej sytuacji geopolitycznej absolutnie kluczowe – przekonuje sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Przedstawiony przez Komisję Europejską plan działania REPowerEU ma zapewnić pełną niezależność energetyczną UE od Rosji. Mimo sankcji nałożonych po rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2024 roku UE odnotowała odbicie importu gazu z Rosji. Stąd niedawno przedstawiona mapa drogowa całkowitego odejścia od paliw kopalnych z Rosji.

– Musimy jako Europa zrobić wszystko, żeby poprawić wszystkie aspekty bezpieczeństwa, być jak najbardziej niezależni energetycznie. Wciąż importujemy bardzo dużo nośników energii. My jako Polska już z Rosji nie importujemy nic, ale Europa jeszcze importuje węgiel, gaz, ropę naftową. Niezależność energetyczna – transformacja na zielone technologie i zieloną energię wytwarzaną w Unii Europejskiej – to nie tylko sprawa gospodarcza, ale przede wszystkim kwestia poprawy bezpieczeństwa – podkreśla Krzysztof Bolesta.

O transformacji energetycznej UE i inicjatywach, które mają ten proces przyspieszyć i połączyć z dbaniem o konkurencyjność, eksperci rozmawiali podczas konferencji „Bezpieczeństwo gospodarcze UE”, zorganizowanej przez Związek Pracodawców – Producentów Materiałów dla Budownictwa wraz z partnerami, pod patronatem polskiej prezydencji w Radzie UE.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/ue-zmienia-podejscie-do,p950569818

Trwają prace nad zmianami w finansowaniu kolei. Obecny system powoduje duże problemy branży i brak konkurencyjności transportu szynowego

0

To nie brak środków, ale systemowe bariery, w tym uzależnienie od programów unijnych, uniemożliwiają efektywne inwestycje na kolei – oceniają przedstawiciele Izby Gospodarczej Transportu Lądowego oraz Railway Business Forum. To powoduje problemy firm wykonawczych, ma negatywny wpływ na konkurencyjność branży i rozwój gospodarczy Polski. Osłabia także strategiczne zdolności transportowe, niezbędne dla bezpieczeństwa państwa. Eksperci z IGTL i RBF apelują o pilną reformę finansowania kolei. Jak podkreślają, nie wymaga ona nowych źródeł finansowania, ale tylko ich uelastycznienia. Nad swoimi rozwiązaniami pracuje też resort infrastruktury.

– Brak stabilności to główna wada obecnego systemu inwestycji kolejowych w Polsce. Nawet jeśli finansowanie pojawia się w różnych programach inwestycyjnych, w programach rządowych i unijnych, to często jest tak, że pojawiają się też opóźnienia i to finansowanie jest niestabilne. Kolejną wadą jest wielość tych źródeł. Tego rodzaju finansowanie jest bardzo nieelastyczne – mówi agencji Newseria Maciej Gładyga, dyrektor zarządzający Izby Gospodarczej Transportu Lądowego (IGTL).

Eksperci izby podkreślają, że obecny model finansowania jest nieefektywny i w wielu aspektach nieprzewidywalny, co prowadzi do falowania zamówień. Branża musi radzić sobie z okresami spiętrzenia prac, aby następnie mierzyć się z drastycznym spadkiem zamówień.

 To powoduje problemy po stronie wykonawczej, wahania cen, wojnę cenową w okresach, kiedy zamówień jest mało, a w okresach kumulacji nie zawsze uzasadnione wzrosty cen. Dochodzą problemy z waloryzacją kontraktów – tłumaczy Maciej Gładyga. – Jeśli inwestycje na sieci pojawiają się w jednym momencie, często powodują dużo większe utrudnienia, niż gdyby następowały sukcesywnie po sobie i w bardziej logicznej sekwencji.

Obecny proces inwestycyjny – często zaburzony i wydłużony – sprawia, że nie ma możliwości zaproponowania korzystnej oferty przewozu pasażerów i towarów. Eksperci podkreślają, że dopóki proces ten nie zostanie ustabilizowany, nie będzie to możliwe zarówno w przypadku przewozów regionalnych, jak i krajowych. Konieczne jest więc zapewnienie stabilnego i elastycznego  finansowania kolei, aby zamawiający – czyli PKP PLK, a niedługo także Centralny Port Komunikacyjny – mogli się skupić na realizacji inwestycji, a nie na myśleniu o tym, w jaki sposób zabezpieczyć na nie środki.

 Kolej to nie jest księgowy. Kolej ma się skupić na budowaniu i modernizacji, ale przede wszystkim na tym, do czego został powołany zarządca infrastruktury PKP PLK, czyli na zarządzaniu, na organizowaniu przewozów pasażerskich i towarowych, a nie na organizowaniu finansowania na inwestycje – mówi Marita Szustak, prezes Izby Gospodarczej Transportu Lądowego.

IGTL i RBF, reprezentujące szerokie grono przedsiębiorstw związanych z transportem kolejowym, proponują reformę Funduszu Kolejowego, wzorując się na modelu Krajowego Funduszu Drogowego. Opiera się ona na trzech filarach: stabilnym finansowaniu, elastyczności (możliwości szybkiego reagowania na zmieniające się potrzeby i priorytety inwestycyjne) oraz długoterminowym planowaniu.

 Należy podkreślić, że reforma finansowania kolei nie będzie się wiązała z dodatkowymi źródłami finansowania – podkreśla Marita Szustak.

Jak dodaje, chodzi o możliwość elastycznego finansowania inwestycji, uniezależnionego od środków z UE. Obecny system opiera się na harmonogramach – środki są przypisane do konkretnych projektów, a kolej nie jest w stanie elastycznie z nich korzystać.

– Nie widzimy powodów, dlaczego w tym samym resorcie tak różnie traktowane są różne gałęzie gospodarki: drogi i kolej. Za strategią zrównoważonego rozwoju transportu musi być strategia zrównoważonego finansowania tego transportu – ocenia prezes IGTL. – Dzisiaj Fundusz Kolejowy ma 2 mld zł, Krajowy Fundusz Drogowy – 10 razy więcej. Chodzi więc o to, by tak zasilić Fundusz Kolejowy, aby mógł mieć takie same mechanizmy, jakie ma KFD. Postulujemy, by w ramach funduszu kolej mogła dysponować 10 mld zł na inwestycje związane z zadaniami PKP PLK i 10 mld zł na inwestycje związane z CPK. Dzięki temu mogłaby się skupić na realizowaniu inwestycji, nie zastanawiając się, z którego źródła będą pochodzić te pieniądze, jak ma to miejsce obecnie.

Eksperci postulują, by źródła przychodów FK były przewidywalne, niezależne od cykli budżetowych Unii Europejskiej, proponują także zwiększenie udziału funduszu we wpływach z opłaty paliwowej. Tak jak ma to miejsce w przypadku KFD, który dzięki stabilnym źródłom finansowania, możliwości refinansowania ze środków unijnych i rolowania długu od lat z sukcesem wspiera rozwój infrastruktury drogowej w Polsce.

 Rynek krzyczy: dajcie nam plan przetargów na kilka najbliższych lat. Ale tak naprawdę dowiadujemy się o planach przetargowych pod koniec danego roku kalendarzowego, bo niestety PKP PLK nie ma jasno powiedziane, ile będzie mieć na koncie pieniędzy i jak będzie mogła te pieniądze wydać. Jeżeli mamy przyszłość inwestycyjną, która jest zamknięta w 365 dniach, to jest to masakra dla firm inwestycyjnych, budowlanych, które nie są w stanie zainwestować odpowiedzialnie w rozwój, zwiększenie zatrudnienia, zakup nowych maszyn. Gdybyśmy wiedzieli, jak to może wyglądać na najbliższe pięć lat, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Wtedy można się przygotować, ustalić strategię, w ilu przetargach będziemy startować, jakich, samodzielnie czy z kimś, ile będziemy potrzebować materiałów, jakie zabezpieczenie finansowe. Jeżeli kolej jest nieatrakcyjna pod względem pewności inwestowania, to też coraz mniej osób chce się z nią związać zawodowo – mówi Adrian Furgalski, przewodniczący Railway Business Forum i prezes ZDG TOR.

Reforma Funduszu Kolejowego ma się przyczynić do wsparcia rozwojowych segmentów rynku przewozów – zapewnić niezbędne parametry po stronie infrastruktury zarówno dla przewozów pasażerskich, jak i towarowych, w tym intermodalnych. To zaś ma wpłynąć na rozwój gospodarczy, poprawę konkurencyjności transportu kolejowego, na walkę z wykluczeniem komunikacyjnym oraz kwestie bezpieczeństwa.

 Dzisiaj kolej nie ma dobrej oferty, żeby ściągać ładunki z dróg. Jesteśmy nieatrakcyjni, bo mamy słaby czas przejazdu przez to, że jest kiepska infrastruktura dla ruchu towarowego, a tam, gdzie musimy dzielić tory z ruchem pasażerskim, nie mamy priorytetu. Stoimy gdzieś z boku, przepuszczamy ruch pasażerski, bo przepustowość na linii jest kiepska – zwraca uwagę Adrian Furgalski. – Myślę, że nie trzeba nikogo przekonywać o znaczeniu militarnym kolei. Bez transportu kolejowego prowadzenie działań wojennych w Ukrainie czy sam fakt, że już trzy lata Ukraina stawia opór Rosjanom, nie byłoby możliwe. Przygotowując się, wprowadzając określone plany obrony, ale także plany ewakuacyjne, pod uwagę bierzemy przede wszystkim kolej.

Jak podkreśla, prace nad zmianą w finansowaniu kolei toczą się już w Ministerstwie Infrastruktury.

 Jesteśmy bardzo optymistyczni, bo branży kolejowej nigdy nie udało się zajść tak daleko z przekonywaniem polityków do zmian prawnych – mówi przewodniczący RBF. – Minister infrastruktury opracował własny, pełny zakres nowej ustawy o finansowaniu kolei. W rządzie, pomiędzy ministerstwami, zawsze są jakieś różnice w widzeniu pewnych potrzeb i problemów, a Kancelaria Premiera jest po to, żeby stanowiska zbliżyć. Jeżeli jest sygnał, że premier polecił rozpocząć rozmowy, to mam nadzieję, że za kilka miesięcy dojdziemy do kolejnego etapu opiniowania projektu ustawy, który trafi do parlamentu, żeby od 1 stycznia te nowe zasady mogły wejść w życie.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/trwaja-prace-nad-zmianami,p415154094

Orlen stawia na produkcję syntetycznych paliw lotniczych i zeroemisyjny wodór. Szuka innowacji w tych obszarach

0

Zgodnie ze swoją strategią Orlen chce produkować rocznie 70 tys. t rocznie SAF, czyli zrównoważonego paliwa lotniczego. Unijne wymogi mówią o tym, że do 2035 roku ma ono odpowiadać za 20 proc. wykorzystywanych paliw, bo jest to kluczowy czynnik do dekarbonizacji transportu lotniczego. W pracach nad nowymi typami paliw Orlen pracuje też nad produkcją i wykorzystaniem zielonego wodoru. W rozwoju obu tych segmentów wsparciem ma być konkurs NEON III, ogłoszony niedawno wspólnie z NCBR.

 Paliwo SAF jest specyficznym produktem, którym Orlen bardzo jest zainteresowany. Za tym skrótem kryje się angielska nazwa paliwa lotniczego otrzymywanego w zrównoważony sposób, co oznacza, że produkt ten jest zaliczany do bioproduktów lub otrzymywanych z odpadów. Zmieniamy podejście, nie patrzymy na pochodzenie kopalne, patrzymy na pochodzenie odnawialne, w ramach gospodarki obiegu zamkniętego – mówi agencji Newseria dr Arkadiusz Majoch, dyrektor Biura Badań i Rozwoju Petrochemii i Rafinerii Przyszłości w Grupie Orlen.

Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) podaje, że w 2024 roku globalna produkcja paliwa SAF osiągnęła 1 mln t. To dwukrotnie więcej niż rok wcześniej, jednak paliwo to stanowiło zaledwie 0,3 proc. światowej produkcji paliwa lotniczego. Prognozy organizacji wskazują, że w tym roku produkcja ponownie się podwoi i sięgnie 2,1 mln t, a udział wzrośnie do 0,7 proc. światowej produkcji. Ten udział ma dalej stopniowo rosnąć także w Europie. W ramach pakietu Fit for 55 przyjęto rozporządzenie ReFuelEU Aviation, które zobowiązuje przewoźników do stopniowego zwiększania udziału paliw odnawialnych w mieszankach lotniczych dostarczanych na główne lotniska w UE – w 2030 roku ma to być 6 proc., w 2035 roku – 20 proc., a w 2050 roku – już 70 proc. W Polsce rozporządzeniem ReFuelEU Aviation zostało objętych osiem portów lotniczych.

– Opracowanie takiej technologii jest wynikiem potrzeb zaadresowanych między innymi przez organizacje zrzeszające operatorów, producentów statków powietrznych, którzy zadeklarowali swoją gotowość do ograniczenia wpływu stosowania paliw na środowisko. Ten cel ma swoje kamienie milowe. Od 2025 roku powinniśmy w coraz większym stopniu odczuwać, jako producenci paliw, konieczność wprowadzania tego typu biokomponentu. W przyszłości, w perspektywie 2040–2050 roku, będziemy mogli mówić już o praktycznie powszechnym stosowaniu tylko takiego paliwa, już nie jako mieszance z mineralnym – wskazuje dr Arkadiusz Majoch. – Te cele zostały przeniesione już do relacji biznesowych także w Polsce, więc operatorzy lotnisk oczekują tego, że producenci paliw będą dostarczali paliwo zrównoważone SAF.

Jak wyjaśnia spółka, e-paliwa powstają poprzez połączenie wodoru z dwutlenkiem węgla pochodzenia biogenicznego albo wychwyconego z powietrza. Chociaż w procesie ich spalania przez silniki jest emitowane CO2, jego ilość ma być równoważona właśnie w procesie produkcji. Stąd o e-paliwach mówi się, że są neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla.

Orlen pracuje nad rozwojem projektów, które pozwolą dostarczać na polski rynek odpowiednie wolumeny paliw SAF.

– Już teraz trwa inwestycja w takie paliwo, instalacja jest zlokalizowana w Płocku. Będziemy to paliwo mogli otrzymywać z podobnych surowców, z jakich otrzymuje się biodiesel do oleju napędowego. Natomiast konstrukcja chemiczna tego produktu jest zupełnie inna. Są to węglowodory, w związku z czym bardziej adekwatny produkt do tego konwencjonalnego, który znamy teraz, a co powoduje, że ten konwencjonalny z ropy naftowej będzie łatwiej zastępowalny naszym produktem bio – wyjaśnia dyrektor Biura Badań i Rozwoju Petrochemii i Rafinerii Przyszłości w firmie Orlen.

Rozwojowi tego segmentu ma służyć m.in. współpraca z uczelniami, Politechniką Warszawską (Filia w Płocku) oraz Akademią Górniczo-Hutniczą im. Stanisława Staszica w Krakowie. Umowa w tej sprawie została zawarta w styczniu br. Kolejna inicjatywa, która ma wesprzeć rozwój SAF, to ogłoszenie konkursu NEON III. To wspólne przedsięwzięcie Orlenu i Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, w którym nabór wniosków potrwa do 30 czerwca i które jest nakierowane na rozwój innowacji dla przemysłu rafineryjno-petrochemicznego. Jednym z obszarów jest właśnie opracowanie technologii paliw lotniczych typu SAF oraz benzyn syntetycznych z wykorzystaniem CO2 lub innych surowców pochodzenia biomasowego, jak również opracowanie innowacyjnej technologii produkcji gazu syntezowego do produkcji syntetycznych paliw lotniczych wytwarzanych z CO2 i H2, spełniających kryteria RFNBO (paliwa odnawialne pochodzenia niebiologicznego).

– Będziemy się koncentrowali na otrzymywaniu takiego paliwa, na jego procesie technologicznym i optymalizacji, przy czym poszukujemy trudniejszych strumieni odpadowych, które wymagają większej staranności przy pozyskaniu i przetworzeniu niż surowce, które mają zastosowanie dla celów żywnościowych. To jest dla nas ważne – skoncentrowanie się na takich strumieniach niekonkurujących i NEON to adresuje. Mamy też potrzebę opracowania takiego paliwa w wersji również benzyny syntetycznej, aby nie tylko w paliwie lotniczym, ale także w transporcie drogowym mieć zastosowanie zrównoważonego paliwa pochodzącego z odnawialnych źródeł energii – mówi dr Arkadiusz Majoch.

W ramach programu NEON III mają być również rozwijane technologie otrzymywania wodoru nisko- i zeroemisyjnego z surowców różnego pochodzenia.

– Nisko- i zeroemisyjny wodór jest dla nas właściwie podstawowym surowcem przyszłości, otrzymywany z odnawialnych źródeł energii jest zarówno surowcem do wykorzystania w naszych rafineriach i petrochemii, jak i jest od razu oczywiście nośnikiem energii dla transportu. Już teraz w dedykowanych dwóch hubach oferujemy taki wodór, który jest wykorzystywany na cele transportowe. Strategia i dekarbonizacja bardzo mocno adresują kwestie zwiększania udziału zielonego, nisko- i zeroemisyjnego wodoru dla naszych aktywów produkcyjnych. Praktycznie ten wytwarzany dziś wodór powinien być zastąpiony odnawialnym lub niskoemisyjnym dokładnie w takiej samej ilości. To powoduje, że inwestycje w OZE i inwestycje w wodór otrzymywany z OZE są głównym celem strategii dekarbonizacyjnej – podkreśla przedstawiciel Orlenu.

Pierwszy hub wodorowy koncern uruchomił w 2021 roku w Trzebini, gdzie produkowany jest obecnie szary wodór. Docelowo ma on wytwarzać niskoemisyjny wodór z odnawialnych źródeł. W ramach strategii wodorowej Orlen rozważa także budowę hubu wodorowego przy budowanej morskiej farmie wiatrowej. Wszystko zależy jednak od zapotrzebowania rynku.

Powiązanie wprost z morską energetyką wiatrową jest procesem, który został zaplanowany. W pierwszej kolejności należy się spodziewać, że wykorzystanie zielonej energii będzie dedykowane dla aktywów produkcyjnych, gdzie dekarbonizacja i zazielenienie jest niezbędne. Potrzeby rynku w zakresie zielonego wodoru, który byłby otrzymywany właśnie z siłowni wiatrowych, i na przykład jego zastosowanie dla transportu w jakimś sensie będą odpowiednio prowadzone względem tego, jakie oczekiwania będzie stawiał rynek i w jakiej skali. Na ten moment jesteśmy gotowi do tego, żeby powiązać wytwarzanie wodoru z odnawialnych źródeł energii i tymi, którymi dysponujemy, natomiast potrzebne są oczywiście odpowiednie regulacje i zapotrzebowanie na rynku, które będzie wprost adresowało potrzebę wykorzystania zielonego wodoru, a nie tylko wodoru, jaki teraz jest dostępny – mówi dr Arkadiusz Majoch.

Fundusz Orlen VC poinformował w połowie maja, że zainwestował w firmę Hystar, producenta elektrolizerów PEM do masowej produkcji zeroemisyjnego wodoru. Rozwiązanie opatentowane przez norweską spółkę umożliwia wykorzystanie nawet 10 razy cieńszych membran niż w standardowych elektrolizerach, co znacznie zwiększa wydajność oraz obniża koszty wytwarzania wodoru. Koncern podkreśla, że to rozwiązanie może być istotnym wsparciem w realizacji celów strategicznych koncernu na najbliższą dekadę. Do 2035 roku chce wykorzystywać rocznie 350 tys. t wodoru odnawialnego i niskoemisyjnego.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/orlen-stawia-na-produkcje,p30260629

Kolejne 9 mld zł trafi na budowę i modernizację sieci energetycznych. Inwestycje pomogą wyeliminować ryzyko blackoutu

0

Modernizacja i cyfryzacja sieci to dziś jeden z priorytetów spółek energetycznych w Polsce. Inwestycje te wzmacniają odporność systemu elektroenergetycznego i ograniczają ryzyko blackoutu, analogicznego do tego, który niedawno miał miejsce w Hiszpanii, ale też umożliwiają przyłączenie większej ilości zielonych źródeł energii. Enea pozyskała właśnie niskooprocentowaną pożyczkę w ramach KPO w wysokości 9 mld zł, które przeznaczy na budowę i modernizację sieci w północnej i zachodniej Polsce.

Ta umowa to sporo wiatru w żagle spółki Enea, która musi podejść do procesu modernizacji i rozbudowy sieci energetycznych, by podłączać kolejne źródła i wspierać cały system elektroenergetyczny naszego kraju. W ten sposób wzmacniamy więc nasze bezpieczeństwo energetyczne, poprawiamy bilansowanie, modernizujemy sieci, sprawiając, by były bardziej dopasowane do współczesnych wyzwań, lepiej przygotowane cyfrowo do odbioru energii – mówi agencji Newseria Paulina Hennig-Kloska, ministra klimatu i środowiska.

W środę 21 maja Enea podpisała z BGK umowę pożyczki w wysokości ponad 9 mld zł na budowę nowych linii elektroenergetycznych i modernizację istniejących. Środki pochodzą z utworzonego przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska w ramach KPO Funduszu Wsparcia Energetyki. Będą one uruchamiane w transzach w latach 2025–2036, natomiast spłata kapitału zaplanowana jest w ratach w okresie od 2034 do 2050 roku. Oprocentowanie pożyczki wynosi 0,5 proc. rocznie. Projekt będzie realizować spółka Enea Operator, która swoim zasięgiem obejmuje sześć województw północno-zachodniej Polski. Działa tam ponad 108 tys. km linii energetycznych oraz ponad 39 tys. stacji transformatorowo-rozdzielczych.

Wyliczyliśmy, że dzięki zainwestowaniu tych 9 mld zł wybudujemy 14 tys. km nowych linii elektroenergetycznych, zmodernizujemy 8 tys. To jest bardzo znacząca modernizacja dla całej zachodniej i północnej Polski – podkreśla Paulina Hennig-Kloska.

– Umowa podpisana z Bankiem Gospodarstwa Krajowego w ramach Krajowego Planu Odbudowy da nam możliwość i środki na to, żeby można było przyłączać więcej źródeł zielonej energii na naszym terenie – wskazuje Grzegorz Kinelski, prezes Enei.

Z wyliczeń MKiŚ wynika, że inwestycje te ułatwią przyłączenie około 3 GW nowych mocy wytwórczych z OZE.

– Priorytetem spółek energetycznych jest przebudowa, modernizacja sieci elektroenergetycznych, budowa nowych linii elektroenergetycznych, ale także budowanie tych jednostek, które mają poprawić nam elastyczność, a więc jednostek magazynowania energii – dodaje ministra.

– Chcemy, żeby to była inwestycja nie tylko w same sieci, czyli słupy, przewody napowietrzne czy kable, ale także całą infrastrukturę cyfrową, smart grid, żeby ta cyfryzacja sieci postępowała po to, żebyśmy mogli szybko reagować na potrzeby, które są po stronie dostawców energii, czyli źródeł energetycznych, oraz odbiorców. Mamy na swoim terenie bardzo dużo źródeł, szczególnie zielonej energii: wiatru, źródeł fotowoltaicznych ze słońca, i chcemy tę energię spożytkować, przesłać do systemu energetycznego. Dlatego też potrzebujemy, żeby te sieci były elastyczne i szybko reagowały na dużo i nagle podawanej mocy energetycznej – wyjaśnia prezes Enei.

Jak podkreśla, takie usprawnienia są konieczne ze względu na szybko rosnącą liczbę źródeł zielonej energii oraz na brak możliwości jej magazynowania.

– Nie da się dzisiaj energii elektrycznej magazynować w sieci. W ramach rozwoju grupy będziemy budować magazyny energii, ale równolegle rozwijamy sieć bardzo cyfrową, szybką, żeby mogła reagować właśnie na te zmiany i skorzystać z zielonej energii, która jest produkowana na naszym terenie – wskazuje Grzegorz Kinelski.

Większa elastyczność sieci pozwoli w przyszłości dostosowywać ją do nowych wyzwań związanych nie tylko z rozwojem energetyki rozproszonej, lecz również elektromobilności. W perspektywie do 2035 roku Grupa Enea planuje przeznaczyć około 41 mld zł na inwestycje w segmencie dystrybucji (ze 107,5 mld zł całości zaplanowanych nakładów), które znacząco mają zwiększyć odporność krajowego systemu energetycznego oraz umożliwić dalszy rozwój OZE. Jak podała Enea w opublikowanych właśnie wynikach, w I kwartale inwestycje w ten obszar wyniosły ponad 314 mln zł i stanowiły blisko połowę ogólnych wydatków inwestycyjnych.

 Aby spożytkować środki z KPO, musimy teraz otworzyć przetargi, zorganizować inwestycje, projekty, postępowania, co na co dzień zresztą robimy i jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale będzie tych środków więcej i muszą być wydawane na nowe technologie, nie tylko na rozwój samej fizycznej infrastruktury sieciowej. Dlatego to będzie duże wyzwanie dla Enei – mówi prezes spółki.

Modernizacja sieci to jeden z elementów wzmacniania systemu elektroenergetycznego i budowania jego odporności na ryzyka związane z blackoutami. Kwietniowe kilkunastogodzinne przerwy w dostawie prądu w Hiszpanii i Portugalii przypomniały, jak poważne jest to zagrożenie.

To, co się wydarzyło, jest poddawane teraz ocenie specjalnego zespołu ekspertów, będziemy mieli z tego raport i wyciągali wnioski. Natomiast my od początku pracy nowego kierownictwa w ministerstwie stawiamy na modernizację sieci, by tego typu ryzyka jak blackout w Hiszpanii eliminować i im przeciwdziałać, bo zapobieganie problemom i zapewnienie stabilnej pracy systemu to jest jeden z podstawowych celów operatorów – wskazuje ministra klimatu i środowiska.

Uruchomiony przez MKiŚ we wrześniu 2024 roku Fundusz Wsparcia Energetyki to łącznie 70 mld zł preferencyjnych pożyczek, które są przeznaczane na strategiczne inwestycje w obszarze transformacji energetycznej i bezpieczeństwa energetycznego. Skorzystały z nich już m.in. spółki z Grupy PGE, Tauron czy Energa-Operator.

– 40 mld zł już pracuje, jest inwestowane w gospodarkę, by modernizować sieci – mówi Paulina Hennig-Kloska. – Za chwilę będziemy planowali nowe nabory na źródła energii i na modernizację sieci przesyłowych, tych pracujących na najwyższym poziomie, a wszystko właśnie po to, byśmy mogli budzić się rano, wiedząc, że lodówka w domu działa i zasypiać spokojnie też w poczuciu bezpieczeństwa energetycznego.

Kolejną korzyścią w długim terminie powinien być także spadek kosztów bilansowania sieci i wzrost efektywności pracy nowych OZE.

To oczywiście jest też koszt. Jednym z większych wyzwań, przed którymi stoi Polska i Europa, o których rozmawiamy na Radzie ds. Energii z innymi ministrami, jest to, jak sprawić, by te środki inwestowane dzisiaj w sieci dystrybucyjne nie przekładały się na wzrost rachunków. To jest zwykle wola decydentów i dobrych regulacji, by tak się nie stało – ocenia ministra klimatu i środowiska.

– Inwestycje oczywiście na początku są drogie, ale potem korzystanie z tej energii jest najtańsze jak dotychczas. Myślę, że to wpłynie pozytywnie na ceny energii w przyszłości, nie mamy się co tego obawiać. Ważne, żebyśmy faktycznie korzystali z czystej energii – podkreśla Grzegorz Kinelski.

Enea w I kwartale br. wyraźnie przyspieszyła w rozwoju zielonych źródeł energii. Sfinalizowała dwie znaczące transakcje, nabywając farmy wiatrowe o łącznej mocy wytwórczej 166,7 MW, ale także spółki projektowe i prawa do projektów farm fotowoltaicznych zlokalizowanych w całej Polsce o łącznej mocy ponad 190 MW. W następnych miesiącach planowane są kolejne transakcje. Za tym też idzie dynamiczny wzrost liczby klientów korzystających z zielonych produktów Enei. Jak podkreśla prezes spółki, to stabilne wyniki grupy zapewniają realizację strategii w tym obszarze.

Wyniki Enei za I kwartał są bardzo pozytywne i dobrze nastrajające na przyszłość. Będziemy mieć pieniądze na nasze przyszłe projekty inwestycyjne, będziemy mieć finansowanie do tych projektów. Pokazujemy, że da się zarządzać grupą energetyczną w sposób bardzo efektywny, z zachowaniem bezpieczeństwa i niskich cen dla klientów, a równocześnie mając dobre wyniki i niskie koszty – wskazuje Grzegorz Kinelski.

W I kwartale br. EBITDA Grupy Enea wyniosła 1,9 mld zł i była wyższa o 3,4 proc. w ujęciu rocznym. Zysk netto był wyższy o 11 proc. i ukształtował się na poziomie 1,15 mld zł.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/kolejne-9-mld-zl-trafi-na,p1005471589

Nowe technologie pomagają szybciej i dokładniej sortować odpady. Wciąż nie wszystkie da się jednak przetworzyć

0

Do 2030 roku 55 proc. odpadów opakowaniowych z tworzyw sztucznych powinno trafiać do przetworzenia. W ubiegłym roku było to ok. 27 proc. Nowe technologie w coraz większym stopniu ułatwiają sortowanie odpadów, ale nie pozwalają jeszcze na przetworzenie wszystkich ich rodzajów. To pierwsze wyzwanie związane z zamykaniem obiegu. Kolejnym jest zwiększanie zawartości materiałów pochodzących z recyklingu w produkowanych opakowaniach, czego wymagają unijne przepisy. Choć w tym obszarze widać w ostatnich latach znaczące postępy, nie brakuje wyzwań.

– Z recyklingiem polipropylenu, polietylenu i PET radzimy sobie bardzo dobrze. Jesteśmy w stanie te tworzywa zawrócić ponownie do obiegu i wyprodukować z nich nowe materiały. Problemem są tworzywa, w których są jakiegoś rodzaju wypełniacze, dodatki, które w jakimś stopniu nie są obsługiwane przez system recyklingu – wskazuje w rozmowie z agencją Newseria dr Piotr Glazer z Sieci Badawczej Łukasiewicz – Poznańskiego Instytutu Technologicznego.

Mimo wzrostu współczynnika recyklingu w UE ilość wytwarzanych odpadów rośnie szybciej niż ich przetwarzanie. Jak podaje Komisja Europejska, w 2022 roku w UE wytworzono prawie 186,5 kg odpadów opakowaniowych na osobę, z czego 36 kg stanowiły opakowania z tworzyw sztucznych. Ubiegłoroczny raport stowarzyszenia Plastics Europe „Tworzywa sztuczne w obiegu zamkniętym – analiza sytuacji w Europie” wskazuje, że blisko 27 proc. odpadów z tworzyw sztucznych jest poddawanych recyklingowi, co oznacza, że po raz pierwszy więcej tego typu odpadów trafiło do recyklingu niż na składowiska.

Poszczególne rodzaje odpadów wymagają innych rodzajów przetwarzania. Najpierw jednak materiały muszą zostać odpowiednio posortowane i posegmentowane, zanim będą mogły zostać poddane recyklingowi. Nowe technologie ten proces znacznie przyspieszają. Na przykład komputerowe widzenie działa poprzez skanowanie materiałów w strumieniu odpadów i ich identyfikację na podstawie różnych czynników. Dzięki nowym technologiom można identyfikować klasy materiałów, a nawet rozróżniać materiały opakowaniowe i nieopakowaniowe oraz kolory i kształty.

– Sortowanie jest technologią, w której najbardziej widać progres, z każdym rokiem zdolności sorterów zwiększają efektywność recyklingu. Jesteśmy w stanie w sposób efektywny sortować czy to butelki PET, czy to opakowania z HDPE, czy polipropylenu. Powoli wchodzą rozwiązania bazujące często na sztucznej inteligencji, które również są w stanie w sposób zautomatyzowany rozróżniać opakowania z branży spożywczej np. od tych wykorzystywanych w branży chemicznej – tłumaczy dr Piotr Glazer.

Dzięki sztucznej inteligencji komputerowej sortowanie można wykonać szybko, dokładnie i bezpiecznie, zwiększając w ten sposób wydajność w zakładach odzyskiwania materiałów. Wciąż jednak wyzwaniem jest recykling bardziej skomplikowanych materiałów.

– Powinniśmy starać się używać, oczywiście tam, gdzie jest to możliwe, tzw. monomateriałów, czyli materiałów zrobionych z jednego tworzywa sztucznego. Dobrym przykładem są tacki spożywcze, które potrafią być materiałami wielowarstwowymi, często złożonymi z kilku, kilkunastu warstw – wskazuje ekspert Sieci Badawczej Łukasiewicz – Poznańskiego Instytutu Technologicznego. – Wyzwaniem są z pewnością materiały inżynierskie, bardziej skomplikowane, na przykład turbiny wiatrowe czy jachty, które są kompozytem zawierającym często polipropylen, włókna szklane, włókna węglowe. Im bardziej złożone opakowanie czy przedmiot, tym większy problem z ponownym recyklingiem. Z pomocą może przyjść recykling chemiczny, co często wiąże się ze zwiększonym kosztem i wydatkiem energetycznym. To oznacza, że model biznesowy przetworzenia takiego obiektu nie jest korzystny.

Raport Plastics Europe wskazuje, że recykling mechaniczny odpadów pokonsumenckich stanowił 13,2 proc. europejskiej produkcji tworzyw sztucznych w porównaniu z zaledwie 0,1 proc. w przypadku recyklingu chemicznego. Recykling chemiczny jest rozwiązaniem uzupełniającym i w przyszłości umożliwi pełne przejście na obieg zamknięty tworzyw sztucznych. Na dalszy jego rozwój, poziom inwestycji i innowacji technologicznych w tym obszarze będą miały wpływ przede wszystkim przyszłe regulacje UE.

Z raportu wynika także, że cyrkularne tworzywa sztuczne stanowią obecnie 13,5 proc. wszystkich tworzyw wykorzystywanych do produkcji nowych wyrobów i części w Europie. W mapie drogowej „The Plastics Transition” przewiduje się, że cyrkularne tworzywa zaspokoją 25 proc. europejskiego popytu w 2030 roku i 65 proc. do 2050 roku. Eksperci wskazują, że wykorzystanie recyklatów wzrosło o 70 proc. od 2018 roku. Postęp w tym obszarze nie jest jednakowy w całym łańcuchu wartości. Sektory opakowań, budownictwa i rolnictwa czynią postępy w zakresie stosowania tworzyw sztucznych pochodzących z recyklingu, ale inne branże, w tym motoryzacyjna, elektryczna i elektroniczna, pozostają w tyle.

– Problemem jest obecnie cena materiałów pierwotnych. Są na tyle tanie, że materiały z recyklingu są mało konkurencyjne. Jeszcze rok czy dwa lata temu wiele firm wykorzystywało recyklaty, z jednej strony budując na tym swój PR, ale z drugiej strony korzystały z tego, iż były one tańsze od materiałów pierwotnych. Jest to po części związane z wojną w Ukrainie i wysyłaniem rosyjskiej ropy do Azji, gdzie są produkowane polimery. Trend się odwrócił, materiały z recyklingu są droższe od materiałów pierwotnych nawet o 10–20 proc., co powoduje, że wiele firm cichaczem wycofuje się ze swoich zobowiązań – zauważa dr Piotr Glazer.

Unijne rozporządzenie dotyczące opakowań i odpadów opakowaniowych (PPWR), które weszło w życie w lutym 2025 roku, zakłada m.in. zwiększanie udziału recyklatów w produkcji opakowań, szczególnie tych z tworzyw sztucznych. Od 2030 roku minimalny procent materiałów pochodzących z recyklingu, odzyskanych z pokonsumpcyjnych odpadów z tworzyw sztucznych na jednostkę opakowania, będzie – z nielicznymi wyjątkami – wynosił 30–35 proc., a od 2040 roku – 50–65 proc.

– To jest z pewnością szansa dla rynku recyklingu, szczególnie dla recyklingu produkującego wysokiej jakości recyklaty, że one znajdą odbiorców w postaci producentów opakowań. Jest to z pewnością szansa, niemniej rynek recyklingu musi się dostosować i zapewnić odpowiednią jakość, która będzie gwarantowała, iż te opakowania będą spełniały zarówno wymogi producentów, jak i oczekiwania klientów – dodaje ekspert.

Specjaliści Plastics Europe wskazują, że aby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na tworzywa sztuczne wytwarzane z surowców cyrkularnych, trzeba m.in. zwiększyć skalę zbiórki i sortowania pokonsumenckich odpadów tworzyw sztucznych.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/nowe-technologie-pomagaja,p1960590171

W Amazon pracuje ponad 750 tys. robotów. Najnowszy jest wyposażony w „zmysł” dotyku

0

Pierwsze roboty wyposażone w „zmysł” dotyku wykorzystywane są przez Amazon do obsługi produktów w centrach realizacji zamówień w USA i Niemczech. Roboty potrafią precyzyjnie przeszukiwać nawet ciasne przestrzenie półek w poszukiwaniu konkretnych produktów i z wyczuciem przenosić je na taśmę. Dzięki nim pracownicy nie muszą się schylać ani wspinać po drabinie w poszukiwaniu towaru. Automatyzacja wspiera też pracę kurierów. Paczki, które mają być dostarczone pod wskazany adres, podświetlane są w furgonetce na zielono, co ułatwia znalezienie właściwej przesyłki i skraca czas dostawy.

W centrach realizacji Amazon produkty przechowywane są w pojemnikach podzielonych na przegrody, z których każda mieści średnio do 10 przedmiotów. Umieszczenie przedmiotu w tej ciasnej przestrzeni lub wyjęcie go z niej było do tej pory możliwe tylko z udziałem człowieka i niedostępne dla robotów.

Nasze roboty wykorzystują coś w rodzaju zmysłu dotyku. Przemieszczając przedmioty w pojemniku, wykorzystują sprzężenia zwrotne. Manipulatory robotów wyposażone są w cztery sensory, które wykorzystujemy do manipulowania gęsto umieszczonymi przedmiotami. Dzięki temu możemy przechowywać i wyjmować produkty z takich pojemników – mówi w wywiadzie dla agencji Newseria Nicolas Hudson, kierownik naukowo-technologiczny projektu Vulcan w Amazon Robotics.

Robot Vulcan jest wyposażony w czujniki siły. Pozwalają mu one dokładnie określić, kiedy i jak mocno dotyka jakiegoś przedmiotu. Dzięki temu siła manipulatora może być płynnie dostosowywana do tego, z jakim materiałem urządzenie pracuje. Pozwala mu to przenosić nawet najdelikatniejsze przedmioty bez ryzyka uszkodzenia. Drugie ramię robota jest wykorzystywane do porządkowania przestrzeni magazynowej, by wykorzystać ją najbardziej efektywnie. Każda praca wykonana przez urządzenie jest też dla niego bazą informacji wykorzystywanych w uczeniu maszynowym. Amazon szacuje, że Vulcan może być wykorzystywany w obsłudze nawet 75 proc. produktów znajdujących się w centrach logistycznych firmy.

Kolejną technologią, którą wprowadziliśmy, jest śledzenie przedmiotów i ich rozróżnianie. Kiedy zamawiamy coś w sklepie Amazon, wybieramy konkretny produkt, który następnie zostaje umieszczony na taśmie z szeregiem innych. Spośród tych wszystkich nieuporządkowanych przedmiotów trzeba wyłowić ten właściwy. Nasz robot potrafi to zrobić, wykorzystując komputerowe rozpoznawanie obrazu, a dzięki technologiom uczenia maszynowego i sztucznej inteligencji może porównać to, co „widzi”, z danymi w bazie. Następnie urządzenie śledzi wszystkie paczki i dzięki tej technologii potrafi odpowiednio reagować – dodaje Nicolas Hudson.

W centrach realizacji zamówień w USA i Niemczech Vulcan jest wykorzystywany do odbierania i składowania zapasów w górnych rzędach kontenerów magazynowych, które znajdują się na wysokości około 2,5 m. Pracownik, aby się do nich dostać, musiałby się wspinać po drabinie. To z jednej strony czasochłonne, a z drugiej – niosące większe ryzyko dla bezpieczeństwa. Vulcan obsługuje również przedmioty składowane tuż nad podłogą. Ogranicza to konieczność schylania się.

– Nowy system reaguje w sposób ciągły, przesuwa przedmioty, manipuluje nimi w bardzo ostrożny sposób i na bieżąco wykorzystuje informacje, aby wykonywać odpowiednie akcje. Wielu ludzi na świecie zajmuje się badaniami nad tego typu technologiami, ale jest to właściwie pierwszy raz, kiedy są one wdrażane na większą skalę, nawet w Amazon – wskazuje ekspert.

Robot Vulcan został zaprezentowany przez Amazon podczas wydarzenia „Delivering the Future” w Dortmundzie. W planach jest jego wdrożenie w lokalizacjach w całej Europie i Stanach Zjednoczonych w ciągu najbliższych kilku lat. Amazon od lat rozwija projekt automatyzacji procesu sortowania paczek z wykorzystaniem robotów. W centrach realizacji zamówień „pracuje” ich już ponad 750 tys. Odgrywają one kluczową rolę w realizacji zamówień, ale też stworzyły setki nowych kategorii stanowisk w Amazon z wykorzystaniem robotów. Są wśród nich Cardinal, który podnosi i precyzyjnie układa paczki w wózkach, czy Proteus, który przemieszcza te wózki do doku załadunkowego, skąd paczki trafiają do ciężarówek.

– Jest mnóstwo różnych zastosowań dla takich robotów, choćby w sklepach spożywczych. Ten rodzaj technologii jest niezbędny, abyśmy mogli wprowadzić roboty także do naszych domów. Sądzę więc, że to dopiero początek wykorzystania robotów w tego typu pracach – mówi Nicolas Hudson.

Firma automatyzuje jednak nie tylko procesy związane z gospodarką magazynową, ale również z dostawami. Dzięki technologii VAPR paczki mogą szybciej trafiać pod wskazany adres.

Technologia została początkowo opracowana dla floty Amazon, aby pomóc kierowcom w szybszym wyszukiwaniu paczek dostarczanych od budynku do budynku. Technologia jest połączona z GPS-em pojazdu i w chwili jego zatrzymania pod domem, biurem czy innym adresem docelowym klienta system uruchamia narzędzie, które błyskawicznie skanuje wszystkie paczki w środku i rozpoznaje tę, która ma trafić pod bieżący adres. Dzięki tej technologii kierowca zaglądający do bagażnika może zobaczyć laserowe podświetlenie na paczkach. Właściwa paczka, którą należy wyciągnąć, będzie miała powierzchnię podświetloną na zielono. Wszystkie pozostałe paczki będą podświetlone na czerwono – tłumaczy Luca Tomaselli, inżynier ds. rozwijania systemów w Amazon.

Jak szacuje firma, oszczędność czasu, jaki kierowca musiałby poświęcić na identyfikację paczek, może na jednej zmianie sięgać nawet 30 minut. Ważny jest jednak nie tylko wymiar ekonomiczny i organizacyjny, ale także ludzki.

O 67 proc. zmniejszamy wysiłek psychiczny i fizyczny kierowcy. Nie ma to wpływu na bezpieczeństwo, bo system wykorzystuje kod kreskowy z naszym identyfikatorem śledzenia i nie monitoruje żadnych danych. Dlatego kiedy kierowca otworzy bagażnik, będzie mógł od razu znaleźć podświetloną przesyłkę zamiast przeglądać etykiety, adresy czy nazwiska. W efekcie dzięki tej technologii podnosimy poziom bezpieczeństwa i dbamy o prywatność naszych klientów – podkreśla Luca Tomaselli.

Technologia VAPR, choć pierwotnie zaprojektowana z myślą o usprawnieniu pracy w furgonetkach kurierskich, będzie wdrażana również w sortowniach. Pozwoli ona obsłużyć jednorazowo kilkakrotnie więcej przesyłek, niż miało to miejsce podczas wyszukiwania i skanowania ich w trybie manualnym.

– VAPR, czyli technologia opracowana dla furgonetek, przejdzie na kolejny fantastyczny projekt, który prezentujemy w Dortmundzie. Przejdziemy od VAPR do VASS, czyli stacji sortowania wspieraną technologią rozpoznawania obrazów. Wykorzystując nowe urządzenie, możemy przeskanować wszystkie paczki razem, aby szybciej ustalić, które należy podnieść i umieścić w pojemniku. Dodatkowo zmniejszamy powtarzalność czynności wykonywanych przez naszych pracowników, którzy nie muszą już przeszukiwać etykiet, sprawdzać nazwisk i adresów – wystarczy, że będą się kierować zielonym lub czerwonym podświetleniem – przekonuje inżynier ds. rozwijania systemów w Amazon.

Według Grand View Research światowy rynek automatyzacji magazynów był w 2023 roku wyceniany na ponad 19 mld dol. Do 2030 roku jego przychody zwiększą się prawie trzykrotnie – do niemal 54 mld dol.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/w-amazon-pracuje-ponad-750,p1141057979

Dyrektywa unijna zmienia podejście do cyberbezpieczeństwa. W Polsce trwają prace nad jej wdrożeniem

0

Według zapewnień rządu w tym kwartale zakończą się rządowe prace nad nowelizacją ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa, która wdroży do polskiego prawa zapisy dyrektywy NIS2. Będzie to mieć istotne znaczenie dla kształtowania polityk cyberbezpieczeństwa przez duże i średnie podmioty zaliczane do kategorii kluczowych i ważnych. Choć pojawiają się głosy krytyczne, sugerujące, że regulacje są zbyt daleko idące, to eksperci od cyberbezpieczeństwa są przekonani, że akurat w tym obszarze mogą one przynieść szereg korzyści, zwłaszcza we współczesnych warunkach geopolitycznych.

„Barometr Cyberbezpieczeństwa 2025” KPMG wskazuje, że w 2024 roku 83 proc. firm w Polsce odnotowało przynajmniej jeden incydent związany z cyberbezpieczeństwem. To o 16 pp. więcej niż w poprzednim badaniu. Ponad połowa przedstawicieli badanych firm uważa, że  technologia AI spowoduje wzrost zagrożeń w cyberprzestrzeni.

– Dyrektywa NIS jest jedną z kluczowych regulacji Unii Europejskiej, która ma za zadanie podnieść poziom cyberbezpieczeństwa na wielu poziomach. Ona będzie wpływała na funkcjonowanie konkretnych przedsiębiorstw, szczególnie z sektorów infrastruktury krytycznej, ale jest także dyrektywą, która niejako wprowadza konieczność wdrożenia systemowych rozwiązań na poziomie krajów członkowskich, jak również wprowadza pewne mechanizmy koordynacji i współpracy pomiędzy krajami Unii Europejskiej. Jest więc w opiniach wielu specjalistów jedną z fundamentalnych regulacji, która wpływa na podniesienie poziomu cyberbezpieczeństwa w Unii Europejskiej – mówi w wywiadzie dla agencji Newseria Joanna Świątkowska, zastępczyni sekretarza generalnego Europejskiej Organizacji ds. Cyberbezpieczeństwa (ECSO).

Unijna dyrektywa weszła w życie w 2023 roku. Jesienią ubiegłego roku minął termin na wprowadzenie jej założeń do prawa krajowego w państwach członkowskich. W Polsce jednak trwają prace nad ustawą o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa, która ma stanowić implementację dyrektywy. Ze względu na istotę przepisów i ich zakres projekt na etapie prac rządowych był już wielokrotnie modyfikowany. Według zapowiedzi resortu cyfryzacji, które padły podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego, rządowy etap prac nad nowym projektem ma się zakończyć jeszcze w II kwartale br. Nowe przepisy obejmą ok. 38 tys. podmiotów w Polsce. 

W NIS2 nastąpiła zmiana dotychczasowego podziału na operatorów usług kluczowych, dostawców usług cyfrowych oraz podmioty publiczne. W miejsce tego pojawił się podział na podmioty ważne oraz podmioty kluczowe. Jako podmioty kluczowe wskazane zostały organizacje o krytycznym znaczeniu dla funkcjonowania gospodarki i społeczeństwa, czyli podmioty z najważniejszych sektorów gospodarki, takich jak m.in. sektor energetyczny, finansowy, ochrona zdrowia czy infrastruktura cyfrowa. Do podmiotów ważnych zaliczono m.in. dostawców usług telekomunikacyjnych, sektor pocztowy i kurierski czy podmioty przetwarzające odpady. Podmioty objęte dyrektywą mają wdrożyć odpowiednie środki mające zmniejszyć ryzyko dla bezpieczeństwa sieci i systemów informatycznych, uwzględniające wszelkie możliwe zagrożenia.

– Jednym z takich wymagań jest zwrócenie uwagi na ryzyka, które płyną z funkcjonowania łańcucha dostaw. Wyobraźmy sobie, że infrastruktura krytyczna w różnych sektorach, powiedzmy szpital czy elektrownia lub sektor telekomunikacyjny, w ramach realizowania swoich działań korzysta z wielu partnerów biznesowych, dostawców, ale i on sam dostarcza rozwiązania oczywiście dla swoich klientów. W ramach tego skomplikowanego łańcucha zależności mogą się pojawić pewne ryzyka wynikające ze współdziałania i współzależności, właśnie również na poziomie cyfrowym, które trzeba zaopiekować poprzez wprowadzenie całego systemu zarządzania tymi ryzykami. Dyrektywa NIS w sposób bardzo konkretny i po raz pierwszy zwraca uwagę i wymaga, że cyberbezpieczeństwo łańcucha dostaw powinno się stać jednym z elementów, które poszczególne organizacje muszą wziąć pod uwagę i wdrożyć – wskazuje Joanna Świątkowska.

Jak wynika z raportu KPMG, badane firmy nie uważają ataków na łańcuch dostaw za pośrednictwem partnerów biznesowych za duże zagrożenie. Uznaje je za takie tylko 5 proc. przedsiębiorstw, ale to i tak pięciokrotny wzrost w porównaniu z poprzednim rokiem. Z kolei odsetek 20 proc. firm, które oceniły, że takie ryzyko nie istnieje, to spadek aż o 18 pp. w porównaniu z wcześniejszą edycją badania. Być może nowe regulacje (jak NIS2) kładące nacisk na ochronę przed tymi zagrożeniami podniosły poziom świadomości polskich przedsiębiorstw w tym zakresie.

Przepisami dyrektywy NIS2 objęte zostały duże i średnie firm. Jako podmioty kluczowe kwalifikują się takie, które zatrudniają co najmniej 250 pracowników, a ich roczny obrót przekracza 50 mln euro. Do podmiotów ważnych zalicza się średnie przedsiębiorstwa, czyli podmioty zatrudniające co najmniej 50 pracowników, o rocznym obrocie powyżej 10 mln euro. Podmioty objęte regulacjami mają szereg obowiązków, takich jak m.in. przeprowadzanie regularnych ocen ryzyka, wdrażanie zaawansowanych środków ochronnych czy zgłaszanie do CERT incydentów bezpieczeństwa. Do stosowania nowej dyrektywy będą zobowiązane również mikroprzedsiębiorstwa i małe przedsiębiorstwa, które spełnią kryteria wskazujące na ich kluczową rolę dla społeczeństwa, gospodarki, określonych sektorów lub typów usług. Będą to np. kwalifikowani dostawcy usług zaufania, dostawcy usług DNS czy rejestry nazw domen najwyższego poziomu.

– Kluczem do sukcesu jest nie tylko wprowadzenie i zaprojektowanie właściwych rozwiązań, ale przede wszystkim ich skuteczna implementacja. Na poziomie Unii Europejskiej w tym momencie toczy się bardzo burzliwa dyskusja á propos potencjalnych deregulacji i potencjalnego zastanowienia się, czy faktycznie Unia Europejska nie idzie za daleko w wymaganiach, które wprowadza za pomocą różnych polityk – zauważa ekspertka ECSO. – Akurat sektor cyberbezpieczeństwa jest tym, gdzie regulacje wnoszą wiele dobrego, rzeczywiście przekładają się bardzo często na wzrost świadomości, większe inwestycje i większe zaangażowanie.

Jak podkreśla, w kontekście uproszczeń można rozważać nie samą regulację, ale sposób jej wprowadzania.

– Inna sprawa jest taka, czy faktycznie te regulacje nie mogłyby być wprowadzane w sposób nieco bardziej przyjazny dla użytkowników końcowych. I tutaj faktycznie ta debata w chwili obecnej się odbywa, między innymi za sprawą prezydencji Polski, która wprowadziła ją bardzo wysoko na agendę polityczną. W kontekście dyrektywy NIS w chwili obecnej toczy się dyskusja, jak wdrożyć ją na przestrzeni całej Unii Europejskiej w sposób zharmonizowany, w sposób skoordynowany, aby faktycznie nie piętrzyć trudności, ale wprowadzić ją w sposób efektywny – dodaje Joanna Świątkowska.

Niewątpliwie dyrektywa jest odpowiedzią na zwiększone zagrożenie Europy na płaszczyźnie związanej z cyberbezpieczeństwem. Agencja Unii Europejskiej ds. Cyberbezpieczeństwa (ENISA) w raporcie opublikowanym w październiku 2024 roku wskazała, że w 2023 roku zanotowała ponad 11 tys. incydentów, z czego 322 były wymierzone w co najmniej dwa państwa unijne. Stwierdzono również prawie 20 tys. luk bezpieczeństwa, z czego ponad 9 proc. dotyczyło kategorii kluczowej, a prawie 22 proc. – ważnej.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/dyrektywa-unijna-zmienia,p327134554

PE przedstawił swoje priorytety budżetowe po 2027 roku. Wydatki na obronność kluczowe, ale nie kosztem polityki spójności

0

Parlament Europejski przegłosował w tym tygodniu rezolucję w sprawie priorytetów budżetu UE na lata 2028–2034. Europosłowie są zgodni co do tego, że obecny pułap wydatków w wysokości 1 proc. dochodu narodowego brutto UE-27 nie wystarczy do sprostania rosnącej liczbie wyzwań, przed którymi stoi Europa. Mowa między innymi o wojnie w Ukrainie, trudnych warunkach gospodarczych i społecznych oraz pogłębiającym się kryzysie klimatycznym. Eurodeputowani zwracają też uwagę na ogólnoświatową niestabilność, w tym wycofywanie się Stanów Zjednoczonych ze swojej globalnej roli. 

Propozycja budżetu na kolejne siedem lat, nad którą głosowaliśmy 7 maja w parlamencie, oczywiście różni się nieco od propozycji, jaką mieliśmy na początku, w styczniu, ponieważ nadal współpracujemy ze wszystkimi komisjami i posłami sprawozdawcami pomocniczymi z proeuropejskich grup politycznych. Mamy za sobą proces negocjacji, który zazwyczaj jest długotrwały. Zasady są te same, chcemy mieć większość w komisji dla budżetu i większość, jaką mamy dzisiaj na sesji plenarnej – mówi agencji Newseria Carla Tavares, posłanka do Parlamentu Europejskiego z Portugalii, sprawozdawczyni Komisji Budżetowej PE.

Rezolucja została przyjęta 317 głosami za. 206 posłów głosowało przeciw, a 123 wstrzymało się od głosu. Eurodeputowani jasno wskazują na to, że do budżetu Unii Europejskiej musi wpływać więcej środków. 1 proc. dochodu narodowego brutto (DNB) każdego państwa UE już nie wystarczy, aby sprostać wyzwaniom, przed którymi stoi Stary Kontynent. Wydatki muszą więc uwzględniać wojnę Rosji przeciwko Ukrainie, bardzo trudne warunki gospodarcze i społeczne, lukę w konkurencyjności oraz pogłębiający się kryzys klimatyczny i bioróżnorodności. 

Posłowie mówią „nie” dla pomysłu Komisji Europejskiej dotyczącego pojedynczych planów krajowych zamiast poszczególnych funduszy. Mechanizm ten został zastosowany w Instrumencie na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, w ramach którego środki są wypłacane w ramach krajowych planów odbudowy. Proponowaną przez europarlamentarzystów alternatywą ma być stworzenie struktury, która gwarantuje przejrzystość i odpowiedzialność parlamentarną. Ma ona angażować władze regionalne i lokalne oraz wszystkie zainteresowane podmioty. 

W rezolucji PE posłowie uznali, że megafundusze łączące istniejące programy nie są rozwiązaniem. Mowa o proponowanym „funduszu konkurencyjności”. Zamiast niego europosłowie proponują utworzenie nowego funduszu, który będzie ukierunkowany na pobudzenie inwestycji prywatnych i publicznych wspierane przez unijne mechanizmy zmniejszania ryzyka. 

Europosłowie podkreślili także, że kluczowe jest zwiększenie wydatków na obronność, nie może to jednak wpływać na wydatki socjalne, środowiskowe i długofalowe unijne polityki. 

– W budżecie jest przewidziana część na obronność, która jest obecnie bardzo ważna dla Unii Europejskiej. Kiedy zaczynaliśmy prace nad Wieloletnimi Ramami Finansowymi w październiku zeszłego roku, realia były bardzo odmienne od obecnych. Musimy się przyjrzeć obronności, inwestować w nią, ale również w bezpieczeństwo i gotowość. Uważamy, że nie można inwestować w obronność kosztem spójności. Potrzebujemy obronności i tak samo potrzebujemy spójności, musimy więc porozmawiać o nowych, rzeczywistych źródłach funduszy – mówi Carla Tavares. 

Posłowie zaznaczają w rezolucji dotyczącej WRF, że spłata kosztów dotychczasowych pożyczek – w tym m.in. z programu NextGenerationEU – nie może utrudniać finansowania priorytetowych unijnych działań. Zwracają uwagę na konieczność oddzielenia spłaty zadłużenia od wydatków na programy i wzywają Radę UE do przyjęcia nowych, „realnych” źródeł dochodów. Wśród nich wymieniają wspólne zaciąganie pożyczek jako narzędzie do rozwiązywania unijnych kryzysów, w tym dotyczących obronności i bezpieczeństwa. 

– Musimy mieć możliwość reagowania na zapotrzebowanie na środki na obronność, dążyć do solidarności wszystkich 27 państw członkowskich w tym obszarze, jednak potrzebujemy zachować fundusze na politykę spójności. Dzisiaj naszym zadaniem jest walka o to w ramach Komisji Europejskiej. Mamy nadzieję, że polityka spójności, której potrzebujemy, nie ucierpi. Potrzebujemy spójności w Polsce, Portugalii, wszystkich 27 państwach członkowskich, ale oczywiście potrzebujemy też funduszy na obronność. Musimy odpowiednio wyważyć te dwa aspekty – nie jest to kwestia nowa, jednak teraz zyskała ona na znaczeniu i pilności, podobnie jak polityka spójności dla 27 państw członkowskich – dodaje europosłanka.

Posłowie zwracają uwagę na konieczność wprowadzenia do kolejnych długoterminowych budżetów zmian, które mają ograniczać niepotrzebną biurokrację dotykającą beneficjentów. Plany finansowe mają być bardziej przejrzyste i elastyczne. Mowa między innymi o wbudowaniu w budżet dla każdego obszaru unijnej polityki zdolności reagowania kryzysowego, w tym wyodrębnieniu pomocy humanitarnej.

Przyjęte priorytety Parlamentu Europejskiego mają zostać uwzględnione we wniosku Komisji Europejskiej w sprawie kolejnego WRF. Ma on zostać opublikowany w lipcu 2025 roku.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/pe-przedstawil-swoje,p1425151948