Branżę tworzyw sztucznych czekają kosztowne zmiany. Firmy wdrożą innowacyjne technologie recyklingu

0

Polska branża tworzyw sztucznych stoi przed wyzwaniami, które wynikają z unijnych regulacji i rosnącej świadomości ekologicznej konsumentów. Wdrożenie zasad gospodarki obiegu zamkniętego staje się koniecznością, a dla firm oznacza to koszty i inwestycje w nowe technologie. Z drugiej strony inwestycje w GOZ mogą przynieść firmom długofalowe korzyści zarówno w kontekście oszczędności surowców, jak i wzmocnienia pozycji na rynku. Kluczowy pozostaje jednak dostęp do finansowania i gotowość firm na wdrażanie zmian.

– Polski sektor tworzyw sztucznych, będący jednym z kluczowych sektorów krajowej gospodarki, stoi przed poważnymi wyzwaniami wynikającymi ze zmian legislacyjnych, które dotyczą go w całości. To znaczy wszelkie regulacje i zmiany związane z wprowadzeniem Europejskiego Zielonego Ładu są związane pierwotnie, u podstaw, właśnie z sektorem tworzyw sztucznych – mówi Agnieszka Zdanowicz, wiceprezes zarządu Klastra Gospodarki Cyrkularnej i Recyklingu.

Europejski Zielony Ład i unijne regulacje dotyczące GOZ (gospodarki obiegu zamkniętego) wymuszają na firmach z branży tworzyw sztucznych m.in. wdrażanie innowacyjnych technologii recyklingu i optymalizację procesów produkcyjnych. Te zmiany są największym wyzwaniem dla małych i średnich przedsiębiorstw, które stanowią ok. 90 proc. podmiotów w tej branży i często mają ograniczone możliwości inwestycyjne.

– Jeżeli mówimy o gospodarce obiegu zamkniętego, to tak naprawdę jest jedna z większych części tej transformacji w firmach, zwłaszcza w sektorze MŚP – mówi Agnieszka Zdanowicz.

Branża tworzyw sztucznych to ważna gałąź polskiej gospodarki. Według danych Fundacji Plastics Europe ten sektor zatrudnia ok. 225 tys. pracowników i stabilnie się rozwija: średnia roczna stopa wzrostu (CAGR) produkcji sprzedanej w cenach bieżących w latach 2011–2022 wyniosła 8,7 proc. (wobec 7,8 proc. dla całego przetwórstwa przemysłowego). Krajowa produkcja tworzyw sztucznych jest szacowana na ok. 1,7 mln t, a ich odbiorcą jest przede wszystkim sektor opakowaniowy (34 proc. całkowitego zużycia), budownictwo (19 proc.) i motoryzacja (11 proc.). Jednak zapotrzebowanie na tworzywa sztuczne ze strony polskich przetwórców konsekwentnie rośnie i według Plastics Europe sięga ok. 4,1 mln t, dlatego duża część tego zapotrzebowania jest pokrywana surowcami z importu. Transformacja sektora w kierunku gospodarki obiegu zamkniętego jest więc kluczowa – zarówno dla ograniczenia negatywnego wpływu na środowisko, jak i dla zwiększenia niezależności surowcowej.

Przyczynkiem do niej jest również rosnąca świadomość konsumentów, co z kolei przekłada się na większe wymagania wobec producentów. Badania pokazują, że klienci zwracają coraz większą uwagę m.in. na to, czy opakowania kupowanych przez nich produktów nadają się do recyklingu.

– Rosnąca świadomość konsumentów jest najbardziej widoczna w odniesieniu do tego sektora i w największym stopniu go dotyka – mówi wiceprezes zarządu Klastra Gospodarki Cyrkularnej i Recyklingu. – Konsumenci coraz bardziej świadomie wybierają i patrzą na kwestie związane z opakowaniami, z produktami, które mogą być ponownie używane, naprawiane czy po prostu zawracane. W pewnym stopniu są do tego zobligowani poprzez systemy selektywnej zbiórki i zmieniające się regulacje, które dotykają też przeciętnego Kowalskiego.

Wzrost zaangażowania Polaków w kwestiach ekologii jest zauważalny. Według ubiegłorocznego badania SW Research aż 92 proc. deklaruje, że przestrzega zasad selektywnej zbiórki odpadów opakowaniowych (wzrost o 13 proc. r/r). Z kolei „EkoBarometr”, opracowany przez SW Research we współpracy z Grupą Akomex, pokazuje, że 69 proc. Polaków zaczęło regularnie segregować śmieci w ciągu ostatnich sześciu lat. Co więcej, aż 71 proc. rodzimych konsumentów zastanawia się nad tym, co się dzieje z wyrzuconym opakowaniem po zużyciu produktu. Jednocześnie Polacy wskazują, że głównym motywatorem do działań proekologicznych jest dla nich „chęć zrobienia czegoś dobrego dla środowiska” (40 proc. wskazań). Chcąc odpowiedzieć na te oczekiwania, firmy z sektora tworzyw sztucznych wdrażają strategie zamkniętego obiegu surowców i szukają innowacyjnych rozwiązań, które pozwolą na ograniczenie ich negatywnego wpływu na środowisko.

– GOZ jest zawsze procesem kosztownym, bo w pierwszym ujęciu wymaga inwestycji. Niewiele działań można wprowadzić wyłącznie w oparciu o optymalizację – mówi Agnieszka Zdanowicz.

Jak wskazuje, wdrażanie gospodarki obiegu zamkniętego w firmach wiąże się z wysokimi kosztami, zwłaszcza na początkowym etapie. Oprócz inwestycji w technologie recyklingowe konieczne są m.in. zmiany w modelach biznesowych, liniach produkcyjnych oraz sposobach zarządzania danymi. Według danych Plastics Europe średni czas zwrotu z inwestycji w nowe technologie recyklingu wynosi ok. 7–10 lat, co stanowi barierę dla mniejszych firm.

– Pierwsze kroki w kierunku GOZ to jest bez wątpienia koszt – mówi ekspertka – Tego nie da się zrobić w sposób prosty i tani, te zmiany technologiczne są drogie, podobnie jak ewentualnie potrzebne działania B+R, współpraca z ośrodkami naukowymi czy doradcami, którzy wspierają firmy i pomagają im te zmiany wdrożyć. Na wejściu to jest proces absolutnie kosztowny, te koszty są rozłożone na lata. Natomiast docelowo to ma na celu zoptymalizowanie produkcji, zamknięcie obiegu nie tylko związanego ze strumieniem surowców, ale i wszystkich innych zasobów. Dlatego to są też możliwości i w momencie, kiedy wchodzą elementy nowych modeli biznesowych, nowych produktów wytworzonych na bazie zamknięcia obiegu surowca albo użycia innego zasobu z innej firmy, w myśl GOZ-owych symbioz gospodarczych, wtedy zaczynamy mówić już o przychodzie. Natomiast to wszystko wymaga inwestycji i kosztów, nie tylko technologicznych, ale też np. osobowych.

Jak podkreśla, GOZ jest jednak nie tylko kosztem i wyzwaniem, ale i szansą. Długoterminową korzyścią jest m.in. zmniejszenie kosztów produkcji, jak i rozwój nowych produktów opartych na recyklatach, a możliwość wykorzystania surowców wtórnych w innowacyjnych modelach biznesowych pozwala firmom uzyskać dodatkowe przychody i zwiększyć swoją konkurencyjność na rynku. W praktyce oznacza to, że firmy, które już teraz inwestują w gospodarkę cyrkularną, w przyszłości mogą czerpać z tego realne zyski.

– Największym wyzwaniem we wdrażaniu rozwiązań z obszaru GOZ są na pewno koszty, które trzeba w jakiś sposób przełożyć na klienta, co niekoniecznie jest pożądane – mówi Agnieszka Zdanowicz. – Niejednokrotnie konieczne jest skorzystanie ze środków zewnętrznych, środków kredytowych czy funduszy, które są coraz bardziej dostępne.

Kolejnym wyzwaniem jest też gotowość firm i ich pracowników do przeprowadzenia zmian. W wielu przypadkach niezbędna okazuje się współpraca z ekspertami, którzy wskazują najbardziej efektywne rozwiązania dostosowane do specyfiki danego przedsiębiorstwa.

– Zespoły często nie są przygotowane do wprowadzania tych zmian. Wysoka świadomość ekologiczna nie zawsze idzie w parze ze świadomością tego, w jaki sposób można zoptymalizować te procesy technologiczne czy biznesowe w firmie – dodaje wiceprezes zarządu Klastra Gospodarki Cyrkularnej i Recyklingu.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/branze-tworzyw,p1755364313

Automatyzacja pomaga firmom budować przewagę nad konkurencją. Zwłaszcza wykorzystanie narzędzi sztucznej inteligencji

0

Firmy coraz chętniej inwestują w cyfryzację i automatyzację procesów, w tym z wykorzystaniem sztucznej inteligencji (AI), co pozwala im oszczędzać czas, redukować koszty operacyjne i poprawiać jakość obsługi klienta. Nowoczesne narzędzia takie jak platforma FlowDog pozwalają relatywnie szybko i efektywnie kosztowo usprawniać procesy obsługi reklamacji, zleceń serwisowych czy analizę danych sprzedażowych. Eksperci podkreślają, że dobrze wdrożona automatyzacja może przynieść zwrot z inwestycji już w ciągu kilku miesięcy, zwiększając konkurencyjność firm na dynamicznie zmieniającym się rynku. 

Cyfryzacja procesów w firmach przede wszystkim redukuje czas potrzebny na wykonanie danej czynności. To, co człowiek realizuje w godzinę czy dwie, z pomocą odpowiednich narzędzi można przygotować w ciągu kilkunastu minut – mówi agencji Newseria Aneta Gańko, dyrektorka Działu Wdrożeń we FlowDog. – Przykładem może być tu sytuacja, kiedy handlowiec manualnie opracowuje ofertę dla klienta, korzystając z Excela i swojej wiedzy. Jeśli tę wiedzę i wyliczenia zaimplementujemy do systemu, generowanie oferty zajmie 10 minut zamiast 2–3 godzin.

Wdrażanie nowoczesnych systemów automatyzacji w firmach znacząco skraca czas realizacji procesów i zwiększa ich efektywność. Przedsiębiorstwa mogą dzięki temu m.in. redukować koszty, minimalizować błędy i optymalizować procesy związane z reklamacjami, serwisem czy zarządzaniem danymi.

– Wprowadzenie automatyzacji w firmach przynosi wymierne, mierzalne korzyści – mówi Aneta Gańko. – W przypadku jednego z naszych klientów, który prowadzi rozproszoną sieć placówek handlowych, problemem było zbieranie danych finansowych. Ręczne analizowanie sprzedaży z poszczególnych placówek zajmowało pracownikom działu księgowości kilka dni. Natomiast po wdrożeniu automatyzacji ten czas został zredukowany z trzech–czterech dni do maksymalnie 2 godzin.

Szereg projektów zrealizowanych do tej pory przez LoVo Software, właściciela platformy FlowDog, wskazuje, że zwrot z inwestycji tego typu tzw. payback jest możliwy już w 6 miesięcy od zakończenia wdrożenia. W przypadku mniej złożonych projektów, które można zrealizować już w trzy miesiące, oznacza to, że zwrot, a nawet zysk z rozpoczynanych teraz inwestycji w automatyzację jest możliwy jeszcze w 2025 roku.

– Relatywnie najmniejsze nakłady, rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych. a jednocześnie największe zwroty z inwestycji w automatyzację procesów biznesowych przedsiębiorstwa mogą osiągnąć w takich obszarach jak: generowanie ofert, obsługa reklamacji, zleceń serwisowych czy integracja danych z paragonów z drukarek fiskalnych – mówi dyrektorka Działu Wdrożeń we FlowDog.

Eksperci wskazują, że cyfryzacja i automatyzacja są już nie tylko trendem, ale wręcz kluczowym czynnikiem rozwoju biznesu w nadchodzących latach. Firmy, które już inwestują w takie rozwiązania, mogą nie tylko ograniczyć koszty operacyjne, ale też zyskać przewagę nad konkurencją i lepiej odpowiadać na potrzeby klientów. Na przykład w jednym z marketów budowlanych klienta FlowDog wdrożona została automatyzacja, która pozwala klientom umawiać spotkania z projektantami online, zamiast – jak w przypadku konkurencji – odwiedzać markety osobiście, co przyspiesza obsługę i poprawia komfort zakupów. 

– Automatyzacja nie tylko usprawnia procesy, ale i zwiększa konkurencyjność – potwierdza Aneta Gańko. – Przykładem może być tutaj sytuacja, kiedy klient umawia się z projektantem wnętrz na wizytę, podczas której mają zaprojektować kuchnię czy balkon. Standardowo wymaga to umówienia się i pójścia do marketu budowlanego. Dzięki automatyzacji klient, zamiast umawiać tę wizytę osobiście, może po prostu wejść na stronę marketu i zrobić to online, co oszczędza jego czas i zwiększa efektywność działania firmy. I nie wszystkie markety budowlane mają takie rozwiązania – a wiemy, że w dobie cyfryzacji klienci nie zawsze chcą wychodzić z domu, za to chcą mieć szansę w szybki i prosty sposób umówić się na takie spotkanie.

Automatyzację w firmach w tej chwili dodatkowo wspiera zastosowanie algorytmów AI. Przykładowo nowoczesne systemy OCR (narzędzie rozpoznawania tekstu z przesłanych dokumentów, skanów i obrazów), wspierane przez sztuczną inteligencję, mogą szybciej rozpoznawać dokumenty i analizować dane.

– Dotychczasowe OCR-y wymagały długiego czasu na naukę odczytywania danych z dokumentów. Obecnie systemy oparte na AI uczą się szybciej i potrafią przetwarzać różnorodne dokumenty, nie tylko faktury, co skraca czas wdrożenia i zwiększa jego efektywność – mówi ekspertka.

Jak wskazuje, rozwiązania z zakresu cyfryzacji i automatyzacji procesów coraz chętniej wdraża w tej chwili m.in. branża handlowa.

– Najbardziej popularnymi procesami, które interesują branżę handlową i sieci wielkopowierzchniowe, są procesy reklamacji i serwisowe. One są kluczowe z punktu widzenia obsługi klientów, bo na pewno każdy zdaje sobie sprawę z tego, jak istotna w funkcjonowaniu każdego sklepu jest jego infrastruktura, czyli działające lodówki, działające piece do wypieku pieczywa, wózki widłowe czy kasy – podkreśla Aneta Gańko. – Moduł serwisowy FlowDog daje dużą elastyczność zarządzania takimi zgłoszeniami. Serwis dostaje informację, jak pilne i krytyczne jest dane zgłoszenie, a pracownicy sklepu wiedzą, na jakim jest etapie i kiedy mogą oczekiwać naprawy. Z kolei automatyzacja obsługi reklamacji pozwala nie tylko na przyspieszenie procedowania i wyeliminowania zbędnej pracy manualnej, ale też uniknięcie prawnych skutków jej nierozpatrzenia w terminie.

Platforma do automatyzacji procesów biznesowych FlowDog to autorskie narzędzie opracowane przez LoVo Software na bazie wielu lat doświadczeń konsultingowych. Umożliwia zarządzanie i usprawnienie kluczowych operacji, co znacząco wpływa na poprawę jakości obsługi i sprawność działania firm. Dotychczasowe wdrożenia tego narzędzia w firmach różnej wielkości pokazały, że wskaźnik ROI, czyli zwrot z takiej inwestycji, wynosi ok. 100 proc. w skali roku. Z kolei w przypadku mniej skomplikowanych wdrożeń FlowDog wskaźnik ROI może sięgać nawet 200 proc, co oznacza zwrot poniesionych nakładów już w ciągu pół roku.

Eksperci platformy podkreślają jednak, że bardzo ważnym – a często pomijanym – etapem projektów automatyzacji w firmach jest ich wcześniejszy audyt i optymalizacja. Często bowiem w firmach przez wiele lat funkcjonują nieefektywności, których osoby z wewnątrz organizacji po prostu nie zauważają.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/automatyzacja-pomaga,p1994734867

Konkurencyjność przemysłu priorytetem dla Europy. Konieczne jest zwiększenie poziomu inwestycji firm w innowacje

0

Dobrze prosperująca i konkurencyjna Europa – to jedno z haseł przewodnich obecnego tzw. tria prezydencji w Radzie UE, czyli Polski, Danii i Cypru. To oznacza, że przez kolejne 1,5 roku wysiłki państw członkowskich i instytucji unijnych będą się koncentrować oprócz szeroko rozumianego bezpieczeństwa m.in. na wzmacnianiu konkurencyjności europejskiego przemysłu. W tym kontekście na znaczeniu zyskują inwestycje firm w cyfryzację i automatyzację. 

– Konkurencyjność jest jednym z najważniejszych wyzwań dla wszystkich gospodarek Unii Europejskiej, dla wszystkich gospodarek świata, to na konkurencyjności budujemy nasze przewagi, przewagi w handlu i atrakcyjność inwestycyjną, czyli źródło zewnętrznego kapitału inwestycyjnego w gospodarce, a więc każdy kraj będzie tworzyć warunki dla wzrostu konkurencyjności – mówi agencji Newseria dr hab. Eliza Przeździecka, prof. SGH, dyrektorka Instytutu Ekonomii Międzynarodowej SGH.

Aby pozostać konkurencyjnymi wobec globalnej transformacji gospodarczej, firmy europejskie powinny stale trzymać rękę na pulsie, czyli inwestować w automatyzację, rozwiązania cyfrowe i pracowników. Z pewnością nie jest to obecnie łatwe zadanie dla wielu europejskich przedsiębiorstw, ponieważ dotychczas polegaliśmy w dużym stopniu w obszarze np. technologii na Stanach Zjednoczonych. Musimy w dalszym ciągu przechodzić na własne rozwiązania i w kolejnej dekadzie zdecydowanie bardziej realizować ten cel, aby zachować konkurencyjność w Europie – podkreśla Anders Dam Vestergaard, wiceprezes ds. sprzedaży w Grupie VELUX, spółki należącej do duńskiego Holdingu VKR, globalnego lidera w produkcji okien dachowych, który w Polsce jest obecny od 35 lat.

Firmy skandynawskie są jednym z liderów inwestycji w Polsce. Jak wynika z raportu Skandynawsko-Polskiej Izby Gospodarczej (SPCC) „Partnerstwo, wiedza i rozwój. Wpływ firm skandynawskich na polską gospodarkę”, że łączna wartość ich inwestycji wyniosła 15 mld euro, wzrastając o 35 proc. względem 2013 roku. To jeden z najwyższych wzrostów poziomu inwestycji nad Wisłą.

– Państwa skandynawskie ustępują wyłącznie takim krajom jak Niemcy i Francja. To, co przyciąga inwestorów skandynawskich do Polski, to dynamika rynku, świetnie rozwinięte zaplecze logistyczne oraz bardzo dobrze wykwalifikowana kadra pracownicza – mówi Artur Swirtun, prezes Skandynawsko-Polskiej Izby Gospodarczej.

Ważnym aspektem inwestycji skandynawskich w Polsce jest wysoka stopa reinwestowanych zysków wynosząca 70 proc. wobec średniej dla wszystkich krajów na poziomie 59 proc. W  ciągu pięciu lat do 2022 roku firmy osiągnęły nad Wisłą dochody na poziomie 27,2 mld euro, przy czym reinwestowały 19 mld zł. Wskazuje to, że traktują Polskę jako długookresowe miejsce rozwoju.

– Z naszych badań wynika, że aż 68 proc. firm skandynawskich zamierza zwiększyć swoje inwestycje w Polsce na przełomie najbliższych pięciu lat – podkreśla prezes SPCC. – Firmy skandynawskie zatrudniają w Polsce już ponad 200 tys. osób, z czego prawie 3 proc. pracowników jest zaangażowanych w działalność badawczo-rozwojową. To przekłada się nie tylko na transfer wiedzy, ale również na rozwijanie innowacyjnych produktów i zwiększenie zapotrzebowania na dobrze wykwalifikowanych, dobrze opłacanych pracowników.

– Inwestycje to krwiobieg gospodarki, to jest źródło konkurencyjności biorącej się z rozwoju technologii przede wszystkim. I takich właśnie potrzebujemy, opartych na wiedzy, najwyższych technologiach, dzięki którym ta konkurencyjność będzie długotrwała. W stosunku do innych podobnych gospodarek czy naszych konkurentów będziemy atrakcyjniejsi, również ze względu na fakt, że towary dostarczane na rynki nie tylko europejski, ale też rynek globalny, będą oparte na polskiej myśli technicznej. Tu bym dostrzegała największą korzyść i największe szanse, właśnie w budowaniu źródeł technologii w oparciu o nasz własny kapitał ludzki – podkreśla dr hab. Eliza Przeździecka.

Firmy ze Skandynawii generują bezpośrednio ok. 1,3 proc. polskiego PKB. Z badania izby wynika, że  40  proc. ankietowanych przedsiębiorstw prowadzi w Polsce działalność badawczo-rozwojową, 62 proc. transferuje swoje know-how do lokalnych kooperantów, a w prawie 70 proc. ankietowanych firm miały miejsce awanse menedżerów z Polski do ról zarządczych na poziomie międzynarodowym. To wszystko sprawia, że do polskiej gospodarki transferowana jest wiedza, która przyczynia się do zwiększenia produktywności w całym otoczeniu biznesowym.

Przykładem są inwestycje duńskie, stanowiące prawie 40 proc. wszystkich inwestycji pochodzących ze Skandynawii. Ich wartość to blisko 6 mld euro, a między 2017 a 2022 rokiem zwiększyła się ona o 75 proc. Był to największy przyrost zainwestowanego kapitału wśród wszystkich krajów skandynawskich. Jedną z takich firm jest VELUX Polska, która swoją działalność rozpoczęła w 1990 roku, zmieniając krajobraz polskich domów i wprowadzając światło oraz świeże powietrze na nieużywane wówczas poddasza. Od 35 lat Grupa VELUX w Polsce wraz ze spółkami siostrzanymi wspiera rozwój polskiej gospodarki, jako duży pracodawca, lider produkcji okien oraz inwestor współpracujący z polskimi dostawcami. Polska jest ważnym punktem na mapie inwestycyjnej VKR Holdingu, który od lat nieustannie inwestuje w rozwój zakładów produkcyjnych Grupy VELUX i spółek siostrzanych. 

Jak wynika z raportu SPCC, duńskie firmy nie tylko ulokowały w Polsce zaawansowane technologicznie zakłady produkcyjne. Część z nich posiada u nas również kluczowe centra badawczo-rozwojowe, co sprzyja dyfuzji wiedzy i zwiększa konkurencyjność polskiej gospodarki. Firmy z kapitałem duńskim stworzyły miejsca pracy w Polsce dla ponad 75 tys. osób w każdym sektorze gospodarki. Duża grupa duńskich firm zajmuje się produkcją materiałów budowlanych. Pod względem liczby zatrudnionych pracowników największą z nich jest Grupa VELUX ze spółkami siostrzanymi, która zatrudnia niemal 3,6 tys. osób, w tym większość w pięciu zakładach produkcyjnych w Polsce.

Od ponad trzech dekad Grupa VELUX i spółki siostrzane inwestują w rozwój swojej infrastruktury, technologii i działalności na terenie Polski. Tylko w latach 2022–2023 holding VKR zainwestował w Polsce 235 mln zł w rozwój fabryk, a w 2023 roku wpłacił do budżetu 17,5 mln zł podatku CIT.

– Inwestujemy bardzo dużo w Polskę, w jej rozwój – podkreśla Przemysław Pokorski, dyrektor rynku Polska i Kraje Bałtyckie w VELUX Polska. – Mamy pięć fabryk, w ostatnich dwóch latach inwestowaliśmy 235 mln zł w sam rozwój fabryk. Kooperujemy z około 1 tys. współpracowników biznesowych, z około 4 tys. firm dekarskich i z około 2 tys. firm kooperującymi z naszymi fabrykami. To niesamowicie duża rzesza współpracowników w Polsce. Co piąty pracownik firmy VELUX na świecie to Polak, więc także jesteśmy bardzo dużym pracodawcą, kontrybuując również do społeczeństwa polskiego – dodaje.

Jak podsumowuje Artur Swirtun, wpływ duńskich firm na polską gospodarkę to nie tylko inwestycje bezpośrednie.

– Łączna wartość wymiany handlowej pomiędzy Polską a Danią to 17 mld euro. Jeżeli patrzymy na przestrzeni ostatnich 20 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej, to eksport Polski do Danii zanotował 400-proc. wzrost. W Polsce obecnych jest już ponad 700 firm z duńskim kapitałem i są one obecne właściwie w każdym sektorze gospodarki – wskazuje prezes SPCC.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/konkurencyjnosc,p145945654

Zbrojeniówka i farmacja kluczowe dla bezpieczeństwa kraju. Polskie firmy walczą o pozycję w obu tych sektorach

0

Polska gospodarka stoi przed wieloma wyzwaniami od inflacji i zmian legislacyjnych po dynamiczny rozwój technologii. W tym kontekście kluczową rolę odgrywają przedsiębiorcy, którzy nie tylko napędzają wzrost gospodarczy, ale również inwestują w innowacje, cyfryzację i zrównoważony rozwój. Z punktu widzenia bezpieczeństwa kraju jednymi z najważniejszych są branże zbrojeniowa i farmaceutyczna.

Jednym z kluczowych graczy w sektorze zbrojeniowym jest MESKO. Firma stoi obecnie przed wyzwaniem zwiększenia mocy produkcyjnych, żeby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na uzbrojenie, zarówno w kraju, jak i na świecie. Polska, podobnie jak wiele innych krajów, znacząco zwiększa swoje zdolności obronne w obliczu niestabilnej sytuacji geopolitycznej.

– W tej chwili, kiedy sytuacja za naszą wschodnią granicą jest tak napięta i kiedy wszystkie kraje równocześnie się zbroją, największym wyzwaniem jest utrzymanie tempa i zwiększenie mocy produkcyjnych – mówi agencji Newseria Renata Gruszczyńska, prezes zarządu MESKO.

Aby sprostać temu wyzwaniu, MESKO intensywnie inwestuje w nowe technologie i rozbudowę infrastruktury. Te inwestycje są niezbędne, ale wymagają znacznych nakładów finansowych. W związku z tym firma poszukuje dodatkowych źródeł finansowania, w tym poprzez współpracę z Polską Grupą Zbrojeniową oraz prywatnymi inwestorami. Kluczowe znaczenie mają tu również plany rozwoju produktów, takich jak kaliber 155 mm czy flagowa rakieta Piorun.

– W kolejnych miesiącach skupimy się na tym, aby pozyskać finansowanie na rozwój branży oraz zwiększać moce produkcyjne. Mamy ogromne plany dotyczące naszych kluczowych produktów – mówi Renata Gruszczyńska.

W sektorze farmaceutycznym równie ważnym zagadnieniem pozostaje z kolei bezpieczeństwo lekowe. Dr Stanisław Han, właściciel Hasco-Lek, podkreśla strategiczne znaczenie tej branży, zwłaszcza po doświadczeniach pandemii COVID-19.

– Farmacja i leki to jest po zbrojeniówce bardzo ważna gałąź przemysłu. Nie chodzi tylko o konflikty zbrojne, ale przede wszystkim o to, co się wydarzyło w 2020 roku, czyli pandemię. Każdy kraj powinien być zabezpieczony, ponieważ w takich sytuacjach każdy walczy o siebie – mówi dr Stanisław Han.

Polska branża farmaceutyczna jest obecnie w znacznym stopniu uzależniona od importu substancji czynnych, głównie z Azji. Dlatego eksperci podkreślają konieczność odbudowy krajowej produkcji, żeby zagwarantować stabilność dostaw leków w sytuacjach kryzysowych. Hasco-Lek stawia na badania i rozwój, jednak aby osiągnąć długoterminową stabilność, potrzebne są odpowiednie regulacje i wsparcie państwa.

– Inwestycje w badania i rozwój to są inwestycje skomplikowane, tu nie zawsze wszystko wychodzi, nie zawsze jest sukces. Jeśli państwo nam pomoże, poda rękę, np. ułatwiając pewne rozwiązania podatkowe, to z pewnością da nam wiatr w żagle, żeby rozwijać się jeszcze bardziej mówi prezes Hasco-Lek.

Dodatkowym wyzwaniem dla sektora farmaceutycznego jest konkurencja z tańszymi produktami z zagranicy. Jak wskazuje dr Stanisław Han, w Polsce produkcja jest droższa ze względu na koszty energii i regulacje prawne, co utrudnia krajowym firmom konkurowanie z importowanymi lekami.

– Regulacja jest konieczna, szczególnie jeśli chodzi o leki na listach refundowanych. Najważniejsza jest cena, ale powinniśmy również myśleć o wspieraniu polskiego przemysłu – mówi ekspert.

Business Centre Club po raz 32. nagrodził firmy, które wyróżniają się na tle konkurencji, przyznając im prestiżowe Złote Statuetki Lidera Polskiego Biznesu.

– Nagroda jest dla nas oczywiście ogromnym wyróżnieniem. To jest wyróżnienie dla wszystkich pracowników, którzy ciężko zapracowali na ten sukces – mówi Renata Gruszczyńska.

Tegoroczni laureaci nagród Business Centre Club podkreślili, że – mimo trudnych wyzwań, takich jak kryzysy surowcowe czy niestabilna sytuacja polityczna ich branże rozwijają się dynamicznie. Zarówno sektor zbrojeniowy, jak i farmaceutyczny mają kluczowe znaczenie dla polskiej gospodarki i bezpieczeństwa narodowego. Wspólna cecha obu tych gałęzi to potrzeba długofalowych inwestycji oraz stabilnego otoczenia regulacyjnego, które pozwoli na dalszy rozwój i budowanie silnej pozycji na rynku krajowym i międzynarodowym.

Nagrody Business Centre Club to prestiżowe wyróżnienia, przyznawane nie tylko za wyniki finansowe i osiągnięcia gospodarcze, ale też etyczne prowadzenie biznesu oraz działania w zakresie społecznej odpowiedzialności. Tegoroczne wyróżnienia otrzymały 52 przedsiębiorstwa z różnych sektorów gospodarki. Jedenaście firm nagrodzono Złotą Statuetką Lidera Polskiego Biznesu, a kolejnych 11 otrzymało Platynowe Statuetki. Ponadto 19 przedsiębiorstw odebrało Diamenty do Złotej Statuetki, a 11 Diamenty do Platynowej Statuetki. – To właśnie dzięki liderom biznesu Polska umacnia swoją pozycję na arenie międzynarodowej i staje się krajem innowacji oraz dynamicznego rozwoju – zaznaczył prezes Business Centre Club, dr Jacek Goliszewski.

Podczas tegorocznej, 32. Gali Liderów Polskiego Biznesu Business Centre Club nagrodzono również osoby, które wyróżniają się działalnością na rzecz społeczeństwa i gospodarki. Nagrody Specjalne BCC otrzymali prof. Ewa Łętowska prawniczka, pierwsza Rzecznik Praw Obywatelskich w Polsce oraz Jerzy Owsiak założyciel Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, którzy od lat angażują się w projekty mające na celu poprawę jakości życia Polaków.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/zbrojeniowka-i-farmacja,p1579504240

KE pracuje nad planem działań dla przemysłu motoryzacyjnego. Eksperci widzą dla niego przyszłość w technologiach bezemisyjnych

0

5 marca Komisja Europejska przedstawi plan działań dla przemysłu motoryzacyjnego, który ma zapewnić wsparcie dla sektora pozostającego pod dużą presją. Dyskusje na forum UE dotyczą m.in. możliwości rewizji zakazu sprzedaży aut spalinowych od 2035 roku, o co wnioskują europosłowie z Europejskiej Partii Ludowej, podkreślając, że cel ten wydaje się trudny do osiągnięcia. Marcin Korolec, prezes zarządu Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych, ocenia, że będzie to jednak decyzja szkodliwa dla przyszłości sektora motoryzacyjnego.

Komisja Europejska 30 stycznia zainicjowała strategiczne rozmowy o przyszłości przemysłu motoryzacyjnego. W dyskusji wzięło udział wówczas 22 kluczowych graczy z sektora motoryzacyjnego, w tym z firm takich jak Renault, Volvo czy Volkswagen. Plan działania sformułowany na podstawie tych wniosków ma wytyczyć kurs, który  zapewni przemysłowi motoryzacyjnemu rozwój w Europie i skuteczne konkurowanie na arenie międzynarodowej. W Europie branża ta zapewnia, bezpośrednio i pośrednio, zatrudnienie 13 mln osób i generuje rocznie ponad 1 bln euro obrotu (7 proc. PKB UE).

– Jesteśmy w środku dialogu strategicznego na temat przemysłu motoryzacyjnego, który odbywa się w Brukseli, 5 marca mamy znać jego wyniki. Z jednej strony Komisja Europejska, z drugiej europejscy producenci samochodów, w tym dialogu biorą również udział przedstawiciele organizacji pozarządowych, takich jak Transport & Environment. Myślę, że po pierwsze ważna jest pewność inwestycyjna. Słyszymy głosy z ust szefów korporacji motoryzacyjnych, takich jak Renault: nie dotykajcie zakazu, my ustawiamy pod to dzisiaj nasze inwestycje, przestańcie nam mieszać w naszych planach. Więc myślę, że ta pewność inwestycyjna jest potrzebna producentom, a zmienianie planów z dnia na dzień jest z całego szeregu powodów niedobre, niepotrzebne, przeszkadzające – mówi agencji Newseria Marcin Korolec, prezes zarządu Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych i Instytutu Zielonej Gospodarki.

Jak ocenia, przed nami dekada działań i inwestycji, które mogą przygotować sektor do nowych przepisów.

– Dzisiaj mówienie o rewizji celów związanych z elektryfikacją transportu w Europie i na przykład rewizji zakazu sprzedaży samochodów spalinowych w roku 2035 nie ma strukturalnie żadnego sensu. Przyszła konkurencyjność leży w nowych technologiach i opóźnianie modernizacji europejskiego przemysłu donikąd nas nie zaprowadzi, jest przeciwko europejskim miejscom pracy i europejskiej konkurencyjności – podkreśla Marcin Korolec.

Jego zdaniem jest to również istotne ze względu na bezpieczeństwo energetyczne i surowcowe. Zależność od paliw płynnych (benzyny silnikowe, olej napędowy, LPG) jest podstawowym problemem dla całej UE. W 2022 roku 97,7 proc. zużywanej ropy i produktów naftowych pochodziło z importu. Podobnie jest w Polsce, jak podaje think tank Forum Energii, ok. 1/3 zapotrzebowania na olej napędowy i ponad 80 proc. na LPG zaspokajane jest importem.

 Jeżeli weźmiemy pod uwagę priorytety polskiej prezydencji, w której mówimy o bezpieczeństwie energetycznym i samowystarczalności energetycznej Europy, to nie ma lepszej drogi niż elektryfikacja transportu. Całą ropę, którą zużywamy w Europie, importujemy z zewnątrz, przeważnie z krajów o wątpliwej reputacji demokratycznej. Dzisiaj to nie tylko miejsca pracy i budowanie przyszłej konkurencyjności europejskiego przemysłu, ale również niezależność i bezpieczeństwo energetyczne – tłumaczy ekspert FPPE. – Technologie tradycyjne oparte o paliwa kopalne są dla nas wszystkich niezdrowe, a jeżeli chcemy budować podstawy konkurencyjności na przyszłość, to nie ma innej drogi, tylko inwestować w nowe technologie.

Z drugiej strony europejski sektor traci na konkurencyjności wobec rywali z Chin i USA. Rho Motion, firma badawcza zajmująca się pojazdami elektrycznymi, podaje, że w 2024 roku sprzedaż samochodów elektrycznych na świecie sięgnęła 17,1 mln sztuk. O ile jednak rynek europejski skurczył się o 3 proc., o tyle chiński wzrósł o 40 proc. W pierwszej połowie 2024 roku chińskie marki osiągnęły 10 proc. sprzedaży nowych pojazdów elektrycznych w UE, podczas gdy w 2019 roku ich udział był bliski zera. Zapowiadana przez USA wojna celna sprawi, że naturalnym miejscem zbytu chińskich elektryków będzie Europa. Jak wynika z danych Chińskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (CAAM), w tym roku eksport pojazdów z Chin ma wzrosnąć o 5,8 proc., do 6,2 mln sztuk.

– Musimy brać pod uwagę asertywną politykę handlową, czyli ustawienie tak relacji z naszymi głównymi konkurentami czy partnerami gospodarczymi, że możemy im powiedzieć: słuchajcie, chcecie u nas sprzedawać, to produkujcie, twórzcie miejsca pracy, inwestujcie w nowe technologie. Tak się zachowuje Ameryka w stosunku do Chińczyków, dlatego ten chiński eksport, który miał być dedykowany do USA, odbija się od barier celnych i wlewa się do Europy, która zachowuje się, jakby była wobec tego bezradna – mówi Marcin Korolec.

Jak wskazuje Trybunał Obrachunkowy UE, zmniejszenie lub wyeliminowanie emisji z samochodów osobowych stanowi nieodzowny element polityki klimatycznej UE. Konieczne jest nie tylko ograniczenie emisji dwutlenku węgla z samochodów napędzanych silnikiem spalinowym, ale również rozpoznanie możliwości stosowania paliw alternatywnych oraz upowszechnienie na masową skalę bateryjnych samochodów elektrycznych.

Państwa UE mają trudności z przyspieszeniem przechodzenia na samochody elektryczne, a droga prowadząca do tego celu okazuje się wyboista. W swoim sprawozdaniu z kontroli opublikowanym w czerwcu 2023 roku trybunał wydał jednoznaczny werdykt – unijny sektor baterii pozostaje w tyle w globalnym wyścigu. W rezultacie aby osiągnąć cel zakładający bezemisyjność floty pojazdów do 2035 roku, UE może być zmuszona oprzeć się w dużej mierze na bateriach i pojazdach elektrycznych spoza UE, ze szkodą dla europejskiego przemysłu motoryzacyjnego i pracowników zatrudnionych w tym sektorze – ocenił trybunał.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/ke-pracuje-nad-planem,p979569812

Polsko-brytyjska współpraca gospodarcza nabiera rozpędu. Dobre perspektywy dla wspólnych projektów energetycznych i obronnych

0

Pomimo brexitu relacje handlowe między Polską a Wielką Brytanią nie tylko się utrzymały, ale też nabrały nowej dynamiki. W 2023 roku wartość wymiany towarów i usług osiągnęła rekordowe 36,4 mld euro – wynika z raportu Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej. Rosną także obustronne inwestycje. W Polsce działa już ponad 1,4 tys. firm z kapitałem brytyjskim zatrudniających 113 tys. osób. Również polskie firmy coraz częściej eksplorują rynek brytyjski. Szczególnie dynamicznie rozwija się współpraca w sektorach strategicznych energetycznym, obronnym, technologicznym i finansowym.

Z raportu BPCC „Potencjał polsko-brytyjskiej współpracy gospodarczej” wynika, że aktywność polskich firm w Wielkiej Brytanii rośnie. W 2022 roku krajowe inwestycje bezpośrednie przekroczyły 460 mln funtów. W porównaniu do 2021 roku odnotowano wzrost o 217,2 proc. Wielu polskich przedsiębiorców postrzega Wielką Brytanię jako kluczową platformę do globalnej ekspansji dzięki jej przyjaznym regulacjom, rozwiniętej infrastrukturze biznesowej i transkontynentalnym powiązaniom handlowym. Ze względu na atrakcyjność rynku brytyjskiego i sprzyjające warunki makroekonomiczne firmy coraz częściej podejmują decyzje o fuzjach i przejęciach w Wielkiej Brytanii. Ważnym czynnikiem sprzyjającym tym działaniom jest także możliwość ominięcia barier handlowych związanych z brexitem, co ma szczególne znaczenie dla eksportu produktów spożywczych.

– Z lat 2008–2012 pamiętamy polskiego hydraulika, a dziś mówimy o fuzjach i o przejęciach. Mając nadwyżki kapitału, polskie firmy inwestują już w firmy brytyjskie i skutecznie uzupełniają łańcuchy dostaw w tych miejscach, w których świadczą np. usługi niszowe, usługi w sektorze IT czy też nowoczesne technologie, wszędzie tam, gdzie polscy inżynierowie, informatycy, ale też polski przemysł wytwórczy i produkcyjny może skutecznie wspierać rozwój gospodarki brytyjskiej – wskazuje w rozmowie z agencją Newseria Marcin Cichy, dyrektor zarządzający Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej (BPCC). – Chociażby firma eSky i przejęcie najstarszego biura podróży Thomas Cook, inwestycje InPostu i szeregu innych firm także w branży zbrojeniowej pokazują, że jest ogromny potencjał. Zakładamy, że z naszą pomocą, także dzięki wprowadzanym projektom, będzie coraz większy popyt na to, aby wchodzić na rynek brytyjski.

Systematycznie rośnie też wartość brytyjskich inwestycji w Polsce. Inwestorzy z wysp zajmują piąte miejsce w zestawieniu największych inwestorów w Polsce.

 Brytyjskie inwestycje zagraniczne są bardzo istotne dla Polski. Mamy już w tej chwili około 1,5 tys. firm z kapitałem brytyjskim. To jest blisko 115 tys. stworzonych miejsc pracy, więc jest to już potężna masa – mówi Marcin Cichy.

Raport BPCC wskazuje, że skumulowana wartość brytyjskich inwestycji wyniosła 91,4 mld zł, co daje wzrost o 103 proc. w porównaniu do 2018 roku. Wśród głównych inwestorów są GSK, bp, Castorama czy  HSBC. Wzrost reinwestowanych zysków w inwestycjach brytyjskich wskazuje, że przedsiębiorcy wierzą w perspektywy gospodarcze Polski i chcą na stałe wiązać swoją działalność z naszym rynkiem. Reinwestowane środki są najczęściej przeznaczane na rozwój działalności, zwiększenie produkcji, badania oraz innowacje, co wzmacnia przewagę konkurencyjną gospodarki Polski. Wiele tych inwestycji koncentruje się na energii odnawialnej i strategii dekarbonizacji, co również przynosi korzyści lokalnemu rynkowi.

 Największymi branżami, które korzystają na współpracy gospodarczej, są przede wszystkim rynek energii, logistyka, transport, także konstrukcja – tłumaczy dyrektor BPCC.

Według EY Polska zajmuje szóste miejsce w Europie pod względem atrakcyjności inwestycyjnej i 18. miejsce pod względem atrakcyjności w zakresie energii odnawialnej. Dalsza współpraca między Polską a Wielką Brytanią będzie się koncentrować przede wszystkim na sektorze energetycznym w zakresie transformacji energetycznej czy zbrojeniowym. Już teraz Wielka Brytania jest także strategicznym partnerem Polski w wykorzystaniu technologii obronnych i w modernizacji Sił Zbrojnych dzięki strategicznym projektom, jak system rakietowy Narew czy fregaty Miecznik.

 Mamy również doskonałe przykłady rozwoju R&D w zakresie usług wspólnych. Warto wspomnieć również o potencjalnej odbudowie Ukrainy, zarówno przez firmy polskie, jak i brytyjskie, które jak wiadomo, będą używały Polski jako hubu logistycznego dla dalszej ekspansji na rynek ukraiński – mówi Michał Obiegała, przewodniczący zarządu Brytyjsko–Polskiej Izby Handlowej.

Dane BPCC potwierdzają także, że mimo brexitu również relacje handlowe nabrały nowej dynamiki. W 2023 roku wartość wymiany towarów i usług osiągnęła rekordowe 36,4 mld euro, co oznacza wzrost o 35 proc. w porównaniu do 2018 roku. Szczególnie istotny skok zanotowano w wymianie usług (+ 70 proc.). Wielka Brytania zajmuje trzecie miejsce jako odbiorca polskich usług (7,7 proc.) oraz drugie jako ich dostawca (8,1 proc.). Wzrost ten napędzają m.in. usługi IT, doradcze, finansowe oraz outsourcingowe, co pokazuje rosnącą rolę Polski jako centrum biznesowego w naszym regionie.

– Perspektywy współpracy gospodarczej pomiędzy Polską a Wielką Brytanią oceniam jako bardzo dobre. Jeżeli na to spojrzymy z perspektywy danych makroekonomicznych i handlowych, to wzajemny bilans gospodarczy pomiędzy Polską a Wielką Brytanią nieustannie rośnie – ocenia Michał Obiegała.

Wielka Brytania pozostaje czwartym największym rynkiem eksportowym dla Polski i odpowiada za 5,3 proc. całości sprzedaży zagranicznej. W 2023 roku wartość polskiego eksportu do Wielkiej Brytanii osiągnęła 17,5 mld euro, podczas gdy import wyniósł 6,1 mld euro. Wstępne dane GUS za ubiegły rok wskazują, że eksport wzrósł o 5,5 proc. – do 18,5 mld euro.

Główne kategorie towarów eksportowych z naszego kraju do Wielkiej Brytanii to maszyny, urządzenia oraz sprzęt transportowy, żywność i inwentarz żywy, a także towary przemysłowe. Te trzy grupy stanowiły ponad 75 proc. całkowitej wartości eksportu. Z kolei w zakresie importu z Wielkiej Brytanii najważniejszymi kategoriami w 2023 roku były maszyny, urządzenia i sprzęt transportowy, chemikalia oraz produkty pokrewne, a także towary przemysłowe. Te trzy grupy odpowiadały za ponad 71 proc. wartości importu. Polska utrzymuje znaczącą przewagę w handlu towarami z Wielką Brytanią, osiągając nadwyżkę w wysokości 11,4 mld euro.

– Obecna sytuacja geopolityczna w handlu międzynarodowym zdecydowanie nie wpływa korzystnie na wzajemną wymianę handlową pomiędzy krajami Unii Europejskiej, ale także pomiędzy Polską a Wielką Brytanią. Niemniej każdy kryzys jest również dobrą okazją do rozwoju wymiany handlowej w dziedzinach, które poprzednio w naszej wymianie handlowej nie występowały – przekonuje przewodniczący zarządu BPCC. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/polskobrytyjska,p749840222

Branża cementowa pracuje nad technologią wychwytywania CO2. Bez zielonej energii i wsparcia publicznego projekt może się nie udać

0

Branża cementowa nie jest w stanie produkować bez emisji dwutlenku węgla, dlatego szuka sposobów, by ograniczyć jej wpływ na środowisko. Jedynymi znanymi technologiami walki z tzw. emisją procesową są technologie CCS, czyli wychwytywania i składowania CO2. Producenci pracują nad ich rozwojem, ale problemem są koszty instalacji, ich energochłonność, a także infrastruktura do transportu i składowania dwutlenku węgla. Bez pomocy państwa i UE może się to nie udać.

Zielona transformacja jest istotna w branży cementowej, ponieważ ta branża nie jest w stanie produkować bez emisji gazów cieplarnianych – to jest związane z procesem chemicznym, który zachodzi podczas wypalania węglanu wapnia, i to jest nieuniknione. Zdając sobie z tego sprawę, opracowaliśmy przy udziale Akademii Górniczo-Hutniczej technologie, które są w stanie wyłapać tę emisję i przechować ją do wykorzystania dla przyszłych pokoleń, ale najważniejsze – nie emitować ich do atmosfery i nie pogłębiać aktualnego kryzysu klimatycznego – mówi agencji Newseria Krzysztof Kieres, przewodniczący Stowarzyszenia Producentów Cementu.

Jak wyjaśnia, w 2023 roku Polska wyemitowała 377 mln t gazów cieplarnianych, z czego branża cementowa odpowiada za ok. 12 mln, czyli około 3,5 proc. całości emisji.

– Nie można tego bagatelizować. Sądzę, że każdy emitent powinien na miarę swoich możliwości podjąć wysiłki, żeby redukować tę emisję. W naszym przypadku jedyne znane technologie to są technologie CCS/CCU, czyli Carbon Capture and Storage i ewentualne ich zatłaczanie w górotwory podziemne do wykorzystania przez przyszłe pokolenia – wyjaśnia Krzysztof Kieres.

Emisje gazów cieplarnianych w branży cementowej dzielą się na dwie kategorie. Emisje procesowe, które stanowią 2/3 całości, powstają w wyniku procesów chemicznych przy wypalaniu klinkieru. To emisje, których nie da się uniknąć. 1/3 stanowi emisja z paliw używanych w produkcji.

– W tej chwili mamy wpływ na emisję paliwową. Ograniczamy w istotny sposób zużycie paliw kopalnych, czyli przede wszystkim węgla, który był źródłem emisji CO2, i zastępujemy go paliwami alternatywnymi. Branża w tej chwili osiąga zastąpienie węgla tymi paliwami w wysokości około 80 proc. Jesteśmy absolutnym liderem w Europie – mówi przewodniczący SPC. – Natomiast jeżeli chodzi o emisje procesowe, to jedyne znane technologie w tej chwili to są właśnie te technologie wychwytywania i składowania dwutlenku węgla.

Jak podkreśla, polska branża cementowa jest w awangardzie działań dekarbonizacyjnych, bo obniżyła już emisję CO2 o ponad 30 proc., a do 2030 roku ma to być 40 proc. Osiągnięcie neutralności klimatycznej nie będzie jednak możliwe bez technologii CCS. Branża jest prekursorem w zakresie ich wdrażania, ale są to bardzo kosztowne inwestycje. Wykonane przez ekspertów AGH w Krakowie studium wykonalności wskazuje, że szacowane koszty dla jednej średniej wielkości cementowni wynoszą od 0,5 do 1,5 mld zł. Jednak możliwość wychwytu jest na poziomie 85 proc. emisji CO2 rocznie.

To oczywiście wymaga wsparcia finansowego, bo jak w raporcie Draghiego wspomniano, nie wszystkie decyzje inwestycyjne i środowiskowe mają uzasadnienie biznesowe. W ramach szerszego kontekstu, czyli ochrony globalnego klimatu, oczekujemy wsparcia ze środków Unii Europejskiej – zaznacza Krzysztof Kieres.

Wsparcie jest potrzebne nie tylko ze względu na koszt inwestycji w CCS/CCU, ale również na ich energochłonność. Koszty energii elektrycznej będą stanowiły 70 proc. kosztów operacyjnych technologii.

Oprócz tego, co do tej pory zużywamy w procesie produkcji cementu, trzeba by zużyć jeszcze raz lub nawet półtora raza tyle energii elektrycznej, żeby ten dwutlenek węgla wychwycić. Jeśli zatem byśmy mieli konwencjonalne źródła energii, tobyśmy stworzyli w pewnym sensie perpetuum mobile: tu byśmy wychwycili CO2, a przy produkcji energii elektrycznej wytworzyli podobne ilości. W związku z tym, aby te działania były skuteczne, niezbędna jest zielona energia odnawialna lub też energia atomowa, wtedy dopiero to ma sens – mówi przewodniczący Stowarzyszenia Producentów Cementu.

Branża zapewnia, że jest gotowa do procesu wychwytywania dwutlenku węgla, bo są już przygotowywane konkretne projekty, jednak potrzebuje wsparcia w zakresie jego transportowania i magazynowania. W tym zakresie oczekuje inicjatywy rządu. Ze względu na to, że przygotowanie takich instalacji zajmie kilka lat, czas na decyzje się kończy. Ma to związek z wyczerpywaniem się bezpłatnych pozwoleń na emisję CO2, co nastąpi w 2034 roku. Może to oznaczać poważne problemy dla konkurencyjności sektora.

W Ministerstwie Klimatu i Środowiska działa zespół ds. rozwoju technologii wychwytu, składowania i wykorzystania CO2, którego zadaniem jest m.in.  opracowanie kluczowych projektów legislacyjnych.

Jak wskazuje ubiegłoroczny raport EY „Analiza ekonomiczna wpływu wprowadzenia CCS w branży cementowej na sektor budowlany i gospodarkę” przygotowany na zlecenie EY, wprowadzenie technologii CCS w przemyśle cementowym nie tylko zmniejszy emisyjność materiałów budowlanych, ale wpłynie także na ograniczenie wzrostu cen tych produktów, zwiększenie zatrudnienia w budownictwie i wzrost PKB całej gospodarki.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/branza-cementowa-pracuje,p492082905

Są już pierwsze propozycje deregulacji przepisów dla biznesu. Ten proces może pobudzić inwestycje i zwiększyć konkurencyjność Polski

0

 Deregulacja prawa gospodarczego ma kluczowe znaczenie dla zwiększenia konkurencyjności polskich firm i przyciągania inwestycji – ocenia prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu Andrzej Dycha. W tym tygodniu zespół ds. tej deregulacji, który powstał w odpowiedzi na apel premiera Donalda Tuska, przedstawił już pierwsze propozycje zmian, w tym m.in. ograniczenie kontroli firm, uproszczenie przepisów podatkowych i ułatwienia w zatrudnianiu cudzoziemców. Prezes PAIH wskazuje, że jednym z punktów tej listy powinno być również wzmocnienie roli izb gospodarczych, które mogą odgrywać większą rolę w dialogu między biznesem a rządem.

 W Europie i w Polsce, może nawet w Polsce bardziej, potrzebujemy dziś inteligentnej, smart deregulacji. W aktualnej sytuacji międzynarodowej, gdzie na horyzoncie pojawia się perspektywa wojny handlowej, będziemy musieli oczywiście utrzymać dostęp do rynków Unii Europejskiej, ale też coraz bardziej konkurować przewagami związanymi z mądrymi regulacjami. Te mądre regulacje mają powodować, że nasze produkty i usługi będą bardziej konkurencyjne na rynkach zagranicznych. W naszym interesie, w interesie przedsiębiorców i rządu jest to, żebyśmy mieli najlepsze, najlepiej przemyślane regulacje w Unii Europejskiej – mówi agencji Newseria Andrzej Dycha.

W ubiegłym tygodniu, podczas konferencji „Polska. Rok przełomu” na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, premier Donald Tusk przedstawił nową strategię gospodarczą i inwestycyjną dla Polski. Jednym z jej elementów ma być deregulacja. Premier zwrócił się z publiczną prośbą o powołanie zespołu, który przygotuje propozycje w tym obszarze, do szefa InPostu Rafała Brzoski. Biznesmen poinformował, że w odpowiedzi na ten apel powstał ruch społeczny, do którego zgłosiło się ponad 500 przedstawicieli przedsiębiorców, ekspertów i urzędników, aby pracować nad takimi rozwiązaniami.

Pierwsze spotkanie roboczego zespołu ds. deregulacji i przedstawicieli biznesu z premierem Donaldem Tuskiem odbyło się już w piątek, 14 lutego br. Z kolei w tym tygodniu zespół, któremu przewodzi Rafał Brzoska, przedstawił pierwsze szczegóły. Proponuje m.in. ograniczenie kontroli firm o połowę, rezygnację z przepisu zobowiązującego polskie firmy do zatrudniania cudzoziemców jako pracowników tymczasowych wyłącznie na podstawie umowy o pracę, wprowadzanie domniemania niewinności podatnika w rozliczeniach podatkowych oraz niekaranie podatników i księgowych za niecelowe błędy i pomyłki, zmianę agresywnych praktyk egzekucji komorniczej, zwiększenie liczby wydawanych interpretacji ogólnych przez ministra finansów, ograniczenie nadużyć w stosowaniu aresztów tymczasowych, zrównanie ważności dokumentacji elektronicznej z papierową oraz wprowadzenie obowiązku stosowania się organów podatkowych do korzystnych dla podatników orzeczeń TSUE. Wszystkie propozycje zmian (jest ich w sumie kilkadziesiąt) zostały opublikowane na stronie internetowej sprawdzamy.com.

Przedsiębiorcy wiedzą najlepiej, bo to oni mają obowiązki sprawozdawcze, oni wypełniają te wszystkie druki. Właśnie dlatego bardzo istotna jest dobra komunikacja pomiędzy przedsiębiorcami, którzy ponoszą koszty związane z tymi wymogami administracyjnymi, a stroną legislacyjną, która tworzy te regulacje. Natomiast cel po dwóch stronach jest ten sam: chcemy mieć przyjazne, możliwie najmniej kosztowne, najmniej obciążające regulacje, bo dzięki temu będziemy bardziej konkurencyjni, będziemy dostarczać tańsze usługi i tańsze towary zarówno na rynku w Polsce, jak i na rynkach zagranicznych – mówi Andrzej Dycha.

Jak wskazuje, jednym z punktów w ramach planowanej deregulacji powinno być wzmocnienie roli izb gospodarczych.

– Rola samorządu gospodarczego jest ogromna. Jeśli chcemy w przyszłości wygrywać wojnę o lepszą pozycję naszych firm i produktów na rynkach zagranicznych, to musimy przemyśleć i wzmocnić rolę oraz sposób działania samorządu gospodarczego, czyli izb gospodarczych, zarówno tych sektorowych, jak i ich horyzontalnych – postuluje prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. – Izby gospodarcze powinny być takim pasem transmisyjnym pomysłów ze strony biznesu do strony rządowej. I również w drugą stronę, bo właśnie to jest ta przestrzeń, forum do wzajemnej rozmowy.

Jak ocenia, deregulacja i przyjazne przedsiębiorcom przepisy są konieczne, aby przyciągać inwestycje i budować przewagę konkurencyjną polskiego biznesu. Zwłaszcza w kontekście zmian zachodzących na arenie międzynarodowej i wojny handlowej, wywołanej polityką nowej amerykańskiej administracji.

W tej nowej sytuacji powinniśmy znaleźć swoją drogę, żeby to zagrożenie, wyzwanie, które się z tym wiąże, wykorzystać i przekuć na szanse. I tutaj ogromną rolę odgrywa dobra współpraca między biznesem a rządem, żeby tworzyć dobre regulacje, żeby na nowo zdefiniować swoje motory wzrostu – mówi Andrzej Dycha.

„Efekt Trumpa” był widoczny w inwestycjach. Podczas niedawnej konferencji podsumowującej ubiegły rok dyrektorka Departamentu Wsparcia Inwestycji PAIH Monika Grzelak poinformowała, że od momentu, kiedy w USA rozpoczęła się prezydencka kampania wyborcza, widać było wstrzymanie i wyczekiwanie ze strony inwestorów.

W obliczu międzynarodowych zawirowań gospodarczych PAIH koncentruje się na wsparciu inwestycji strategicznych, które zwiększą innowacyjność i odporność polskiej gospodarki. Nowe perspektywy z wyraźnym naciskiem na sektory takie jak data center i półprzewodniki stają się priorytetem na kolejne lata – podała agencja w komunikacie.

Obecnie PAIH obsługuje w Polsce projekty inwestycyjne o łącznej wartości 8,9 mld euro. W całym 2024 roku wsparła 53 projekty inwestycyjne o łącznej deklarowanej wartości ok. 2,4 mld euro, co przyczyniło się do stworzenia ok. 7 tys. nowych miejsc pracy.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/sa-juz-pierwsze,p1597577764

Wysoka akcyza na e-papierosy to nokaut dla polskiej branży vapingowej. Eksperci ostrzegają przed upadłościami, ale i problemami z fiskusem

0

Sejm proceduje obecnie projekt nowelizacji ustawy akcyzowej, który ma na celu objęcie tym podatkiem nowych kategorii wyrobów, w tym jedno- i wielorazowych e-papierosów. Nowe regulacje mają ograniczyć dostępność takich wyrobów wśród młodzieży, ale eksperci oceniają, że ich skutki mogą być odwrotne od zamierzonych. – Impakt uchwalonej w pośpiechu ustawy może być druzgocący dla przemysłu vapingowego, a jednocześnie nie przynieść jakichkolwiek korzyści związanych z ograniczeniem dostępności e-papierosów wśród małoletnich – mówi radca prawny Adam Borowski.

– Ten projekt zawiera wiele wadliwych rozwiązań, które spowodują, że pozafiskalne cele tej ustawy – czyli ograniczenie dostępu do wyrobów vapingowych wśród małoletnich – raczej nie zostaną osiągnięte. Niejasne, nieprecyzyjne przepisy spowodują też dużo problemów interpretacyjnych, a to z kolei przełoży się na konflikty z fiskusem – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Adam Borowski, radca prawny.

W styczniu br. Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o podatku akcyzowym oraz zmiany niektórych innych ustaw (UD53 i UD139). Celem tych zmian, przedłożonych przez Ministerstwo Finansów, jest objęcie podatkiem akcyzowym nowych kategorii wyrobów – saszetek nikotynowych i urządzeń do waporyzacji (jednorazowych i wielorazowych e-papierosów, podgrzewaczy tytoniu oraz urządzeń wielofunkcyjnych). Dodatkowo w projekcie noweli – jak wyjaśnia prawnik – zdefiniowane zostały papierosy elektroniczne i podniesiona o 40 zł akcyza od zawartego w nich płynu.

– Projektodawca na dwa sposoby opodatkowuje w gruncie rzeczy te same urządzenia – mówi Adam Borowski. – W przypadku wielorazowych e-papierosów przedmiotem opodatkowania będzie samo urządzenie. Natomiast w przypadku tzw. jednorazówek opodatkowanie będzie liczone od ilości płynu i do tego będzie doliczana kwota 40 zł. To oznacza, że akcyza w przypadku papierosów jednorazowych będzie się składała z dwóch części: części liczonej od objętości oraz stałej kwoty.

Radca prawny wskazuje, że w przypadku jednorazowych e-papierosów konstrukcja „składanej” akcyzy – tzn. naliczanie podatku od ilości płynu i powiększenie go o stałą kwotę 40 zł – najprawdopodobniej wywoła szereg sporów z fiskusem w przypadku chęci odzyskania przez sprzedawców zapłaconej akcyzy w razie reklamacji wyrobów.

– Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy i w jakim zakresie sprzedawcy przysługiwałoby prawo obniżenia należnej akcyzy o podatek zapłacony w przypadku reklamacji wyrobów napoczętych – mówi ekspert. – Kontynuując ten wątek, należy zwrócić uwagę, że przesłanką odzyskania akcyzy w przypadku sprzedawców nieprowadzących składu podatkowego jest całkowite zniszczenie wyrobów objętych reklamacją. O ile da się usprawiedliwić takie działanie w przypadku klasycznych, zharmonizowanych wyrobów, np. papierosów, o tyle w odniesieniu do e-papierosów nie znajduje to akceptacji, a wręcz jest sprzeczne z hierarchią postępowania z odpadami przewidzianą w prawie europejskim.

Projekt nowych przepisów jest na etapie prac w Sejmie, gdzie 5 lutego br. odbyło się jego pierwsze czytanie, po którym został skierowany do Komisji Finansów Publicznych.

– Celem ustawy jest ograniczenie dostępności e-papierosów wśród małoletnich. Problem polega na tym, a wiemy to z historii, że dokręcanie tzw. śruby akcyzowej z reguły przynosi skutek odwrotny do oczekiwanego, czyli wytworzenie szarej strefy, w której państwo nie kontroluje ani tego, kto, ani co, ani komu sprzedaje – mówi radca prawny. – Istotne jest też to, że projektodawca sam jest w tym aspekcie niekonsekwentny. W polskim porządku prawnym istnieje już zakaz sprzedaży e-papierosów w odniesieniu do małoletnich na gruncie ustawy tytoniowej. Tymczasem projektodawca planuje zwolnienie z podatku akcyzowego w odniesieniu do wyrobów importowanych, przy przekraczaniu granicy przez osoby powyżej 17. roku życia. Dlatego trudno zaakceptować argument, że rządowi chodzi tu wyłącznie o rozwiązanie problemu dostępności e-papierosów wśród małoletnich. Na pierwszy plan przebija raczej kwestia monetyzacji tego typu wyrobów.

Ekspert ocenia też, że konstrukcja podatku akcyzowego, ujęta w nowej regulacji, jest „karkołomnym” rozwiązaniem, które nie uwzględnia pomysłowości producentów i postępu technologicznego.

– Można przypuszczać, że w nieodległej przyszłości na polski rynek polski trafią np. e- papierosy, które wymykają się klasyfikacji ustawy. Już teraz do mojej kancelarii wpływają zapytania o to, jak potraktować e-papierosa pozbawionego płynu, ale zaopatrzonego w zaworek do samodzielnego napełnienia, jak w przypadku zapaliczek jednorazowych czy balonów urodzinowych. W myśl projektowanej definicji wielorazowych e-papierosów takie urządzenia nie będą objęte akcyzą – zauważa Adam Borowski. – Trzeba też zwrócić uwagę na zwolnienie z podatku akcyzowego urządzeń do waporyzacji, które są przeznaczone do celów medycznych. Takie urządzenia określa się powszechnie jako inhalatory, ale konstrukcyjnie one nie różnią się od urządzeń vapingowych. Można przypuszczać, że w niedalekiej przyszłości e-papierosy wielokrotnego użytku będą sprzedawane na rynku pod nazwą inhalatory. Pytanie, czy wobec niejasnej definicji pozwoli to fiskusowi opodatkować tego typu urządzenia tak samo jak urządzenia do waporyzacji.

Kolejnym problemem jest też krótki okres vacatio legis, który może utrudnić przedsiębiorcom dostosowanie się do nowych przepisów. Zgodnie z projektem w przypadku urządzeń do waporyzacji procedura poboru akcyzy ma być stosowana już od początku lipca tego roku. To oznacza, że przedsiębiorcy będą mieć bardzo niewiele czasu na wdrożenie nowych wymogów, co może stanowić wyzwanie organizacyjne i finansowe.

– Rząd nadal nie przygotował projektu aktów wykonawczych, które powinny towarzyszyć wchodzącym w życie przepisom. I jest to istotna kwestia, ponieważ na gruncie ustawy akcyzowej przedmiotem opodatkowania jest nie tylko produkcja urządzeń waporyzacyjnych, ale też ich pakowanie. Przedsiębiorcy, producenci tego typu urządzeń powinni z góry wiedzieć, w jaki sposób mają oznaczyć własny produkt znakami akcyzy. Wydaje się, że z powodu pośpiechu wywołanego potrzebą uregulowania tej kwestii projektodawca nie przemyślał, jak spójnie rozwiązać to zagadnienie – ocenia ekspert.

Jak podkreśla, efektem tych błędów popełnionych w procesie legislacyjnym może być obniżenie konkurencyjności krajowych producentów w branży vapingowej.

– Historia pokazuje, że polscy przedsiębiorcy z reguły dosyć legalistycznie podchodzą do wymogów wynikających z ustawy akcyzowej. To oznacza, że dopóki nie będą pewni tych rozwiązań, nie będą wprowadzali danych produktów na rynek. Natomiast zagraniczni producenci, zwłaszcza spoza UE, mogą już nie mieć takich skrupułów. W związku z powyższym impakt tej uchwalonej w pośpiechu ustawy może być druzgocący dla przemysłu vapingowego, a jednocześnie nie przynieść jakichkolwiek korzyści związanych z ograniczeniem dostępności e-papierosów wśród małoletnich – mówi Adam Borowski.

Vaping Association Polska zwraca uwagę, że produkty do vapingu to głównie domena polskich, małych i średnich przedsiębiorstw. To właśnie w ich kondycję finansową najmocniej mogą uderzyć nowe przepisy.

– Podwyżka akcyzy to nokaut dla polskiego rynku vape. Setki firm, setki lokalnych producentów będą zmuszeni zamknąć działalność. Ich miejsce zajmą produkty pochodzące z importu, a także nieprzebadane, nielegalne i nieopodatkowane wyroby pochodzące z tzw. czarnego rynku. A ten stanowi obecnie nawet połowę istniejącego rynku e-papierosów i e-liquidów, przez co państwo już teraz każdego miesiąca notuje milionowe straty. Po wejściu w życie nowych przepisów ten problem tylko się pogłębi – prognozuje Przemysław Jaskóła, ekspert Vaping Association Polska, w komentarzu wysłanym Newserii. – Przykłady krajów takich jak Australia czy Stany Zjednoczone pokazują, że drastyczne i radykalne regulacje dotyczące e-papierosów oraz e-liquidów nie tylko nie przyniosły oczekiwanych efektów, ale także wyparły legalny rynek, napędzając nielegalny handel i generując ogromne straty.

Jak wskazuje, projektowane zmiany w podatku akcyzowym mogą skłonić konsumentów do powrotu do palenia tradycyjnych papierosów – zwłaszcza że w ich przypadku cena nie wzrośnie w kolejnych latach aż tak drastycznie. Część konsumentów będzie szukać tańszych alternatyw w szarej strefie.

– Oferowane w niej produkty mogą nie spełniać rygorystycznych norm, jakie są nałożone na produkty w legalnej sprzedaży. W efekcie konsumenci będą narażeni na używanie produktów nieprzebadanych, bezpośrednio zagrażających ich zdrowiu – dodaje Piotr Zieliński, prezes stowarzyszenia Vaping Association Polska.

Eksperci stowarzyszenia podkreślają, że branża sygnalizowała rządowi swoje obawy o konsekwencje zmian, ale ich głos jest ignorowany.

Jako przedstawiciele małych i średnich firm wielokrotnie apelowaliśmy do MF o zrównanie podwyżki podatku akcyzowego na produkty ze wszystkich segmentów tego rynku, aby nie zakłócać ukształtowanej równowagi rynkowej pomiędzy poszczególnymi kategoriami. Informowaliśmy również, że akcyza na płyny i urządzenia do elektronicznych papierosów nie jest podatkiem zharmonizowanym na terytorium UE, a obecnie wprowadzane podwyżki doprowadzą do tego, że stawki podatku na płyny do elektronicznych papierosów w Polsce będą jedne z najwyższych w całej UE przy relatywnie najniższych stawkach na tradycyjne wyroby tytoniowe. Niestety podczas uzgodnień publicznych nasze argumenty zostały pominięte przez kierownictwo MF, a ostrzeżenia o niebezpieczeństwie rozrostu czarnego rynku lekceważone – podkreśla Piotr Zieliński.

– O ile wzrost podatków jest naturalnym elementem polityki fiskalnej, o tyle powinny one być wprowadzane stopniowo, aby umożliwić rynkowi płynne dostosowanie się do zmian, unikając gwałtownego wzrostu cen. Opodatkowanie produktów nikotynowych powinno być także zróżnicowane w zależności od poziomu ich szkodliwości, przewidując niższe stawki dla wyrobów mniej szkodliwych niż tradycyjne papierosy – ocenia Przemysław Jaskóła.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/wysoka-akcyza-na,p2061319554

Rośnie wymiana handlowa Polski z Hiszpanią. Są perspektywy na dalszą współpracę w wielu branżach

0

W 2024 roku wzrósł udział Hiszpanii zarówno w polskim eksporcie, jak i w imporcie. Rosną inwestycje polskich firm w Hiszpanii i hiszpańskich w Polsce, a rządzący i przedsiębiorcy mają nadzieję na dalszy rozwój współpracy. Kluczowym problemem zarówno w Polsce, jak i w całej Europie jest kwestia deregulacji, która stała się głównym tematem wystąpień zarówno polskich, jak i europejskich polityków. Zdaniem wiceministra rozwoju i technologii prace trwają, a konkrety pojawią się już niebawem. Polska ma tu do odegrania szczególną rolę podczas swojej prezydencji w Radzie UE.

Współpraca polsko-hiszpańska rozwija się bardzo dobrze. W poprzednim roku pobiliśmy rekord, wzrost rozwoju handlu był na poziomie 6 proc., nasza wymiana handlowa jest już na poziomie prawie 20 mld euro – mówi agencji informacyjnej Newseria Michał Baranowski, wiceminister rozwoju i technologii. – Mamy nadzieję na coraz lepszą współpracę i po stronie handlowej, i po inwestycyjnej. Jest wiele przykładów świetnych firm, które tutaj inwestują, a polskie firmy inwestują w Hiszpanii i rzeczywiście biznesmeni sobie bardzo chwalą tę wzajemną współpracę.

Od 2012 roku Polska odnotowuje dodatnie saldo obrotów handlowych z Hiszpanią. Według świeżo opublikowanych danych GUS za 2024 rok Hiszpania jest dziewiątym partnerem gospodarczym Polski pod względem wartości naszego eksportu. Wyniosła ona 10,2 mld euro i stanowiła 29 proc. całego eksportu. Import (pod względem kraju pochodzenia) wart był 7,8 mld euro, co dało iberyjskiemu krajowi 10. miejsce wśród naszych kontrahentów. Jeśli wziąć pod uwagę kraj wysyłki, import wyniósł 9 mld euro (dziewiąte miejsce). W 2023 roku Hiszpania znajdowała się na piątym miejscu wśród największych zagranicznych inwestorów w Polsce. Również polskie firmy inwestują na rynku hiszpańskim, przede wszystkim w branżach: IT, finansach, chemii budowlanej, motoryzacji, farmacji i medycznej oraz spożywczej.

– Chcemy pogłębić współpracę polsko-hiszpańską, ponieważ jest tu duży potencjał na wielu obszarach. Z jednej strony jest to energia odnawialna, również potencjalna bliższa współpraca jest w obszarze infrastruktury, również przy wspólnej budowie, miejmy nadzieję, kolei. Te rynki są kompatybilne, dla nas Hiszpania jest również oknem na Amerykę Łacińską, my jesteśmy dla hiszpańskiego biznesu oknem na Europę Wschodnią i Centralną, więc tu jest bardzo dużo potencjału na dalszy rozwój – podkreśla wiceminister.

W połowie lutego odbyło się w Warszawie Hiszpańsko-Polskie Forum Biznesowe, podczas którego przedstawiciele świata biznesu oraz instytucji rządowych rozmawiali o możliwościach wzmacniania współpracy gospodarczej pomiędzy oboma krajami. Spotkanie było okazją do wymiany doświadczeń oraz nawiązywania nowych relacji biznesowych. Forum zostało zorganizowane przez ICEX Spain Trade and Investment i Ambasadę Hiszpanii w Polsce, a współorganizatorem wydarzenia była Polska Agencja Inwestycji i Handlu.

Miało ono miejsce w tym samym tygodniu, w którym premier Donald Tusk i minister finansów Andrzej Domański przedstawili na GPW plan przyspieszenia inwestycji i deregulacji gospodarki pod nazwą „Polska. Rok przełomu”. W tym samym czasie odbyło się spotkanie koalicji Europe Unlocked w Sztokholmie, którego uczestnicy podkreślali, że Europa nie może dłużej stać w miejscu, a przedsiębiorcy potrzebują realnych zmian, a nie kolejnych analiz tych samych, znanych od lat barier. Wśród nich nadmierna biurokracja jest jedną najpoważniejszych.

– Mamy samych sojuszników, jeżeli chodzi o deregulację. Ona jest priorytetem nie tylko dla Polski, nie tylko dla Komisji Europejskiej, ale dla wszystkich państw europejskich. Premierzy, którzy spotkali się w zeszłym tygodniu, potwierdzili to. To jest najgorętszy temat. I teraz musimy przejść po prostu z ogólnych deklaracji do konkretnych czynów, bardzo mocno o tym mówił premier Tusk w poniedziałek – przypomina wiceminister rozwoju i technologii. – Wzięliśmy się już jakiś czas temu, mówiąc szczerze, mocno do pracy, więc całkiem niedługo możemy się spodziewać konkretnych wymiarów i konkretnych pomysłów, i na poziomie europejskim, jak i na poziomie każdego kraju, jak tę deregulację wprowadzać.

Jak doniosła „Rzeczpospolita”, 26 lutego Komisja Europejska chce przedstawić pierwszy z serii omnibusów, czyli pakietów deregulacyjnych, będących efektem dialogu z przedsiębiorstwami. Na początku przejrzane mają zostać trzy akty prawne: dyrektywa o sprawozdawczości przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju (CSDR), dyrektywa o należytej staranności przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju (CSDDD) oraz rozporządzenie o taksonomii, czyli systemie klasyfikacji działalności gospodarczej, który określa, jakie działania mogą być uznane za zrównoważone środowiskowo. Unijny komisarz Valdis Dombrovskis zapowiedział m.in. zmniejszenie obciążeń administracyjnych o co najmniej 25 proc. dla wszystkich firm i o co najmniej 35 proc. dla małych i średnich przedsiębiorstw.

– Prezydencja daje Polsce szansę na układanie agendy, również tej agendy w kwestiach gospodarczych. Bezpieczeństwo gospodarcze, bezpieczeństwo ekonomiczne jest jednym z naszych priorytetów. Ten wymiar naszej prezydencji ma oczywiście bardziej wymiar europejski niż tylko bilateralny, ale przez te sześć miesięcy Polska jest szczególnie atrakcyjnym partnerem do spotkań, zarówno i rządowych, jak i biznesowych – wskazuje Michał Baranowski.

Źródło: http://biznes.newseria.pl/news/rosnie-wymiana-handlowa,p1174953928