Wyśrubowane cele polityki klimatycznej krytykowane przez sektor rolnictwa i producentów żywności. Za mało środków i za dużo obciążeń

0

Rolnictwo może odegrać znaczącą rolę w niwelowaniu skutków zmian klimatu, jednak potrzebuje na to więcej środków i wsparcia – oceniają eksperci i przedstawiciele producentów żywności. Stawiane dzisiaj rolnikom cele związane z polityką klimatyczną pozostają szeroko negowane w różnych krajach UE jako te, które przyczyniają się do wzrostu kosztów i spadku konkurencyjności. Komisja Europejska w ramach trwającego procesu upraszczania prawa proponuje złagodzenie części obciążeń i przejście na elastyczniejsze wdrażanie wspólnej polityki rolnej, ale nie oznacza to rezygnacji z ambitnych celów.

Rolnictwo może być potężną szansą na zatrzymanie zmian klimatycznych. Widać to wyraźnie chociażby w tym, jak rolnictwo może być źródłem energii odnawialnej i pochłaniać dwutlenek węgla. To już widać zarówno w uprawach, jak i w całej strategii chociażby pochłaniania dwutlenku węgla przez odpowiednie uprawy, widać w strategii biogazowni, które pozwalają domykać obieg energii i właśnie redukować emisję dwutlenku węgla – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Andrzej Gantner, wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Założenia Zielonego Ładu i cele stawiane przed branżą rolno-spożywczą są negowane przez rolników w wielu krajach UE i wywoływały w poprzednich dwóch latach szereg protestów nie tylko na ulicach europejskich stolic, ale też w Brukseli. Rolnicy wskazują, że polityka klimatyczna nie ma wiele wspólnego z ich faktycznymi możliwościami i realnymi potrzebami. Oprotestowane zostały przez nich przede wszystkim wymagania co do ograniczania środków ochrony roślin czy przywracania naturalnych terenów. Jednocześnie podkreślają, że są gotowi na wsparcie społeczeństwa w walce ze zmianami klimatycznymi.

Jednocześnie mechanizmy mówiące o tym, żeby wchodzić w ekoschematy, w rolnictwo regeneratywne czy w energię odnawialną muszą mieć swoje pokrycie w zapewnieniu właściwych środków na inwestycje. Bez tego bardzo trudno będzie mówić o tym, że osiągniemy jakiś głębszy przełom – ocenia Andrzej Gantner. – Nie można wyłącznie stawiać bardzo wyśrubowanych wymagań co do redukcji środków [ochrony roślin – red.], emisji dwutlenku węgla czy produkcji, tylko trzeba się zastanowić nad tym, jak wspierać rolników w tym, żeby byli odporniejsi na zmiany klimatyczne, a zarazem w tych wszystkich innowacjach, które pozwalają znacząco zmniejszać wpływ produkcji żywności na środowisko. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że nad tym wszystkim góruje coś, co się nazywa bezpieczeństwem żywnościowym.

Jego zdaniem cele klimatyczne stawiane rolnikom powinny uwzględniać nie tylko kwestie zapewnienia stabilnych dostaw żywności na kontynencie, lecz również specyfikę poszczególnych krajów.

Wszelkie cele klimatyczne powinny być również szyte na miarę. Czym innym jest rolnictwo w Hiszpanii, czym innym jest rolnictwo w Polsce, a czym innym jeszcze rolnictwo we Włoszech. Rozwiązania, które się proponuje, muszą być dopasowane do typu rolnictwa i również struktury społecznej, geograficznej, jakie mają poszczególne kraje – ocenia ekspert.

– Polityka klimatyczna jest złożonym problemem, bo z jednej strony oczywiście zmniejsza ona dochodowość gospodarstw rolnych. Jej wymogi są dosyć wyśrubowane, jeżeli chodzi o nasze gospodarstwa, które w dużej mierze są ciągle na dorobku. Wymogi, które wprowadza Europejski Zielony Ład, w dużym stopniu ograniczają dynamikę wzrostu dochodów – mówi prof. dr hab. Bazyli Czyżewski z Katedry Makroekonomii i Gospodarki Żywnościowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. – Pamiętajmy jednak, że jest też perspektywa konsumenta. Te zmiany w dłuższej perspektywie są korzystne dla konsumenta, dla społeczeństwa, ponieważ prędzej czy później będzie to nieuniknione, żeby zmierzyć się z kwestiami emisji z rolnictwa, które szczególnie w krajach Europy Środkowej i Wschodniej są na tle Unii Europejskiej bardzo wysokie.

Ekspert wskazuje, że cele klimatyczne – może w okrojonej wersji i w dłuższej perspektywie czasowej – będą jednak stopniowo akceptowane przez rolnictwo.

– Rozmawiamy z właścicielami najwydajniejszych gospodarstw rolnych i oni przyznają, że na długą metę te rozwiązania również są korzystne, ponieważ w perspektywie długiego okresu podnoszą jakość gleby i prędzej czy później przełożą się na wzrost wydajności i lepsze plony. Ale oczywiście w krótkim okresie jest to bardzo ciężkie, żeby te rozwiązania, które były w pierwotnym kształcie, do Zielonego Ładu wprowadzić – ocenia prof. Bazyli Czyżewski.

Przedstawiciele biura prasowego Komisji Europejskiej podkreślają, że prowadzona na forum unijnym deregulacja, czy inaczej upraszczanie wspólnej polityki rolnej, nie oznacza porzucenia ambitnych celów środowiskowych, ale raczej ma stanowić impuls do ich przyspieszenia oraz szerszej akceptacji społecznej. To w dużej mierze środki z WPR mają być wsparciem w procesie przechodzenia europejskiego rolnictwa na bardziej zrównoważone. Plany strategiczne WPR zakładają, że w trwającej perspektywie finansowej blisko 98 mld euro (32 proc. finansowania WPR) zostanie przeznaczone na wdrażanie korzystnych rozwiązań dla klimatu, wody, gleby, powietrza, różnorodności biologicznej i dobrostanu zwierząt.

Andrzej Gantner przypomina, że branża rolno-spożywcza należy do najbardziej „uzależnionych” od klimatu i narażonych na skutki jego zmian. 

 Przede wszystkim polegają one na bardzo dużych niestabilnościach, jeżeli chodzi o pogodę, a przede wszystkim w zakresie wody – przyznaje wiceprezes PFPŻ. – Woda staje się coraz większym problemem. Dostęp do niej, bardzo długotrwałe okresy suszy, ale również bardzo gwałtowne opady, które niszczą plony, powodują, że zagadnienie polityki wodnej zaczyna mieć już odzwierciedlenie w koncepcjach strategii europejskich, chociażby koncepcji zwanej Blue Deal.

Opracowany przez Komisję Europejską Niebieski Ład ma spowodować, że cała gospodarka unijna, w tym rolnictwo i przetwórstwo, staną się odporniejsze na niedobory wody. Ekspert zaznacza jednak, że musi dojść do alokacji środków pomiędzy politykami środowiskowymi do wspólnej polityki rolnej. W ten sposób w produkcji rolnej powstaną systemy, które będą m.in. kumulować wodę, umożliwią retencje i zmianę struktury gleby na taką, która będzie zatrzymywać wodę.

 Bez tego trudno sobie nawet wyobrazić, żebyśmy w perspektywie dwóch–trzech dekad poradzili sobie z produkcją rolną i bezpieczeństwem żywnościowym. Tak że jest to potężne wyzwanie – dużo większe niż same temperatury czy liczba dni słonecznych – wyjaśnia Andrzej Gantner.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/wysrubowane-cele-polityki,p496207424

Rośnie liczba i wartość udzielonych konsumentom kredytów gotówkowych. Gorzej mają się kredyty ratalne oraz te udzielane firmom

0

Rynek kredytowy w Polsce co do zasady rośnie, choć nierównomiernie. Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że najlepiej rozwija się segment kredytów gotówkowych dla konsumentów. Wartościowo wzrosła też kwota udzielonych limitów w kartach kredytowych. Według prognoz BIK w całym roku wzrośnie wartość zarówno udzielonych kredytów mieszkaniowych, jak i gotówkowych, choć tych pierwszych poniżej inflacji. Wcześniejsze cięcia stóp procentowych przez RPP nie zmieniły tej prognozy.

Nie wszystkie produkty rosną równie szybko. Najszybciej rośnie akcja na kredytach gotówkowych i całkiem nieźle mają się, o dziwo, karty kredytowe, z którymi różnie bywa, i różnego rodzaju produkty limitowe – mówi agencji informacyjnej Newseria Sławomir Grzelczak, wiceprezes zarządu Biura Informacji Kredytowej. – Mamy spadki na kredytach hipotecznych, ale to jest związane z tym, że porównujemy okres rok do roku, a w zeszłym roku jeszcze o tej porze była końcówka Bezpiecznego Kredytu 2% i wtedy były takie miesiące, że nawet 10 mld zł hipotek było udzielanych. Teraz jest tego trochę mniej, ale gdyby wyłączyć efekt BK2, to akcja kredytowa na hipotekach ma się dobrze i też rośnie. Odnotowaliśmy spadek na kredytach ratalnych, zakładamy, że jest to raczej zjawisko sezonowe, ale obserwujemy to.

Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że w okresie styczeń–maj br. w porównaniu do analogicznego okresu 2024 roku banki i SKOK-i udzieliły więcej tylko kredytów gotówkowych (+23,5 proc.). Pozostałe trzy produkty kredytowe odnotowały ujemne dynamiki, przy czym kredyty ratalne spadły o 26,3 proc., kredyty mieszkaniowe o 10,9 proc., a karty kredytowe  o 2,9 proc. W ujęciu wartościowym większa wartość akcji kredytowej dotyczyła kredytów gotówkowych (+33,1 proc.) oraz limitów przyznanych w kartach kredytowych (+7,6 proc.). Spadki odnotowały kredyty mieszkaniowe (-7,7 proc.) oraz kredyty ratalne (-10,0 proc.).

Z kolei w samym maju 2025 roku w porównaniu do maja 2024 roku w ujęciu liczbowym banki i SKOK-i udzieliły mniej tylko kredytów ratalnych (-15,9 proc.). Przyznały natomiast więcej kredytów mieszkaniowych (+23,7 proc.), kredytów gotówkowych (+17,8 proc.) oraz kart kredytowych (+9,6 proc.). Wzrosła wartość udzielonych kredytów mieszkaniowych (+31,2 proc.), gotówkowych (+24,5 proc.) oraz na kartach kredytowych (+22,1 proc.). Ujemną dynamikę wartości odnotowały jedynie kredyty ratalne (-4,5 proc.).

Na pewno bardzo szybko rosnącą częścią rynku jest „buy now, pay later”. To jest produkt niebankowy wprost, ponieważ udzielają go często instytucje pożyczkowe, my je nazywamy BNPL-owe, ale potem bardzo często, w 25 proc. przechodzi w raty. Wtedy czasami staje się w bankach kredytem ratalnym, jeśli banki go przejmą, a czasami zostaje na książce instytucji pożyczkowych i wtedy jest w sektorze pożyczkowym – mówi Sławomir Grzelczak. 

BIK wskazuje, że w ubiegłym roku wartość finansowania „kup teraz, zapłać później” osiągnęła w Polsce poziom 10,8 mld zł, a w I kwartale br. 2,9 mld zł, co stanowiło wzrost o 24,5 proc. w porównaniu do I kwartału ub.r.

Pogarsza się natomiast sprzedaż kredytów dla firm. W pierwszym kwartale br. (dane za drugi kwartał poznamy pod koniec lipca) w porównaniu z pierwszym kwartałem 2024 roku banki udzieliły mniej kredytów dla mikroprzedsiębiorców (-4,9 proc.) i na niższą kwotę (-2,4 proc.). Jako jedyne dodatnią dynamikę w tym okresie, ale tylko w ujęciu wartościowym, odnotowały kredyty w rachunku bieżącym (+2,1 proc.). Ujemna dynamika wystąpiła w przypadku kredytów inwestycyjnych (-14,9 proc.) oraz obrotowych (-2,1 proc.). W ujęciu liczbowym wszystkie rodzaje kredytów odnotowały spadki: kredyty inwestycyjne (-35,1 proc.), kredyty w rachunku bieżącym (-8,5 proc.) oraz kredyty obrotowe (-6,0 proc.).

Kredyty firmowe są bolączką w Polsce. Rozmawiałem z Rzecznikiem Małych i Średnich Przedsiębiorstw i wiem, że są pomysły dotyczące gwarancji dla małych i średnich firm, żeby one mogły się rozwijać, żeby miały kroplówkę w najtrudniejszym czasie, żeby mogły sięgnąć po kapitał bankowy, który jest względnie tani w porównaniu do kapitału prywatnego – ocenia wiceprezes BIK. – To jest pewnie szansa, trzeba o tym rozmawiać. Potem się zastanawiamy, czemu jest mało inwestycji, a skąd mają być inwestycje, skoro większość małych firm nie ma dostępu do finansowania i de facto upada w pierwszym roku albo w trzech latach działalności.

Jak podkreśla, szczególnie w mniejszych firmach akcja kredytowa jest problemem, dużo lepiej jest w dużych przedsiębiorstwach.

– Od bardzo długiego czasu zwracano uwagę na to, że małe i średnie firmy w Polsce są nisko ukredytowione. To jest między pięć a kilkanaście procent, w zależności od wielkości małej firmy, czyli bardzo mało. Firmy nie dostają kredytów przede wszystkim dlatego, że w bankach procedury wymagają dochodu, a często mała firma go jeszcze nie ma albo ma niski, więc banki pewnie boją się udzielać tej kroplówki i tego nie robią. Wobec tego dosyć dobrze ma się leasing. Branża leasingowa od dłuższego czasu trochę ratuje małe i średnie firmy. Trochę więcej ryzykuje, ale z drugiej strony zawsze jest jakiś przedmiot leasingu, więc w najgorszym razie on jest zabezpieczeniem kredytu – tłumaczy Sławomir Grzelczak.

Zdaniem wiceprezesa BIK, choć obniżki stóp procentowych wpłyną na pobudzenie akcji kredytowej, to nie stanie się to od razu. W maju Rada Polityki Pieniężnej po półtora roku po raz pierwszy obniżyła stopy procentowe, od razu o 50 punktów bazowych. W lipcu dość niespodziewanie dla rynków dokonała drugiego cięcia, tym razem o klasyczne 25 punktów bazowych, a prezes NBP, prof. Adam Glapiński zapowiedział kolejne cięcia, o ile inflacja nie zacznie odbijać, na co, jak zauważył, na razie się nie zanosi. Styczniowe prognozy BIK na rok 2025 zakładają niewielki wzrost wartości sprzedaży kredytów mieszkaniowych o 1,2 proc., do 88,2 mld zł oraz wzrost sprzedaży kredytów gotówkowych o 5,9 proc., do 100,5 mld zł.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rosnie-liczba-i-wartosc,p905829696

Rusza budowa lądowej infrastruktury dla projektów Bałtyk 2 i Bałtyk 3. Prąd z tych farm wiatrowych popłynie w 2027 roku

0

Ruszyła budowa lądowej infrastruktury dla morskich farm wiatrowych Bałtyk 2 i Bałtyk 3 rozwijanych przez Equinor i Grupę Polenergia. To przede wszystkim baza serwisowa w Łebie i dwie stacje elektroenergetyczne. Jednocześnie trwają przygotowania do rozpoczęcia prac na morzu. Pierwszy prąd z obu projektów popłynie w 2027 roku, a w kolejce czeka morska farma wiatrowa Bałtyk 1 – największy i najbardziej zaawansowany projekt II fazy rozwoju offshore.

– Ogłosiliśmy przejście do następnego etapu projektu Bałtyk 2 i 3, bo zamykamy fazę finansowania. To największe w Polsce finansowanie w formule project finance, ogromna inwestycja o wartości 27 mld zł. Możemy teraz przystąpić do etapu budowy morskich farm wiatrowych, który potrwa jeszcze dwa lata, a za trzy popłynie z turbin wybudowanych na Morzu Bałtyckim prąd do polskich gospodarstw – mówi agencji Newseria Dominika Kulczyk, przewodnicząca rady nadzorczej Polenergii.

Equinor oraz Polenergia podjęły ostateczne decyzje inwestycyjne (FID) dotyczące morskich farm wiatrowych Bałtyk 2 i 3 i zamknęły finansowanie dla obu farm, rozpoczynając fazę ich budowy.

– Projekty Bałtyk to wielka sprawa dla całej polskiej energetyki, dla odnawialnych źródeł energii, dla nowego segmentu tego sektora, jakim jest morska energetyka wiatrowa. Ale nie zapominajmy o całym łańcuchu dostaw, bo to jest de facto nowa gałąź polskiej gospodarki. To już nie jest projekt przyszłości, to jest projekt teraźniejszości, który buduje polską gospodarkę, daje tanią i stabilną energię dla przedsiębiorstw – podkreśla Miłosz Motyka, podsekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska.

W Pęplinie koło Ustki powstają dwie lądowe stacje elektroenergetyczne. Jednocześnie trwa budowa tras kablowych łączących Wybrzeże z infrastrukturą energetyczną. W Łebie natomiast powstaje baza operacyjno-serwisowa, która zapewni obsługę morskich farm wiatrowych. W 2028 roku rozpocznie się komercyjny etap użytkowania projektów Bałtyk 2 i Bałtyk 3. Obie farmy będą mogły zasilić zieloną energią ponad 2 mln gospodarstw domowych.

 Jesteśmy w tej chwili w trakcie budowy. Najbardziej zaawansowane prace są na części lądowej, czyli wyprowadzenie energii z morskich kabli energetycznych, budowa stacji transformatorowych na lądzie, prace kablowe. Bardzo zaawansowane są również prace związane z produkcją urządzeń. Natomiast same prace na morzu związane z zabudową fundamentów, elementów przejściowych, ułożeniem kabli są przewidziane na 2026 rok. Ostatnim etapem budowy będzie postawienie samych wiatraków, czyli wież z gondolami, śmigłami, uruchomienie – to jest zaplanowane na rok 2027 – wskazuje Grzegorz Kotte, dyrektor Departamentu Morskich Farm Wiatrowych w Polenergii.

Farmy Bałtyk 2 i Bałtyk 3 to jeden z największych i najbardziej znaczących projektów infrastrukturalnych w historii Polski. Na oba projekty będzie się składać 100 turbin wiatrowych, o wysokości 260 m każda. Jeden obrót wirnika takiej turbiny będzie w stanie zapewnić czystą energię odnawialną dla domu na cztery dni. Oprócz tego powstaną dwie największe w Polsce morskie stacje elektroenergetyczne (OSS) o mocy 720 MW każda.

– Projekty offshore’owe na Bałtyku są dla Polski niesamowicie istotne, aby tworzyć kraj niezależny energetycznie. Te projekty również będą miały wpływ na rozwój polskiej gospodarki, bo na zasadzie efektu domina będą angażować całe mnóstwo przedsiębiorstw, dostawców i producentów i postaramy się, by jak największa ich liczba była z Polski – zapowiada Dominika Kulczyk.

Bazując na doświadczeniach z Bałtyk 2 i 3, firma chce zwiększyć poziom local content dla kolejnego rozwijanego projektu – Bałtyk 1.

– To naprawdę wielki impuls dla rozwoju polskiej przedsiębiorczości – przekonuje Dominika Kulczyk.

Bałtyk 1 to największy i najbardziej zaawansowany projekt II fazy rozwoju offshore, dla którego rozpoczęto proces kwalifikacji do aukcji – formalnego potwierdzenia spełnienia warunków. Bałtyk 1, który będzie dysponować mocą do 1560 MW, posiada umowę przyłączeniową z operatorem systemu przesyłowego PSE oraz prawomocną decyzję środowiskową. Gotowy też jest plan łańcucha dostaw dla projektu.

– W chwili obecnej mamy złożony wniosek prekwalifikacyjny do Urzędu Regulacji Energetyki, który potwierdza, że jesteśmy gotowi do startu w aukcji i spełniliśmy wszystkie warunki niezbędne do tego startu. Kolejnym etapem będzie sama aukcja, która liczymy, że odbędzie się 17 grudnia – zapowiada dyrektor Departamentu Morskich Farm Wiatrowych w Polenergii.

Łącznie trzy projekty Bałtyk będą mogły zasilić zieloną energią ponad 4 mln gospodarstw domowych w Polsce.

 Farmy wiatrowe Bałtyk 2 i Bałtyk 3 pokryją około 3,5 proc. zapotrzebowania kraju na energię elektryczną. To odpowiada rocznej produkcji energii w takich krajach jak Estonia i Łotwa. To jest ilość energii, która w Polsce jest wytwarzana w kilku elektrowniach węglowych – podkreśla Grzegorz Kotte.

Do 2030 roku Polska planuje mieć 5,9 GW mocy z morskiej energetyki wiatrowej. Dekadę później ma to być 17,9 GW, co może pokryć do 32 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną. Z danych Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że potencjał wiatrowy polskiej części Morza Bałtyckiego jest jednak znacząco większy – szacuje się go na 33 GW.

 – To tania, dostępna, znacznie bardziej stabilna energia niż ta, która jest na lądzie. Chcemy rozwijać wszystkie możliwe zdywersyfikowane źródła energii oparte o źródła niskoemisyjne. Morska energetyka wiatrowa to jedno z tych, które dają największą szansę rozwojową, gospodarczą, bezpośrednio wpływa na niskie ceny. Im więcej morskiej energetyki wiatrowej, tym niższe ceny, a im więcej takich właśnie projektów, tym zgodnie z efektem skali będzie taniej – ocenia Miłosz Motyka.

Według danych Forum Energii i Agencji Rynku Energii w 2024 roku 29,6 proc. produkcji prądu pochodziło z OZE – to o 2,3 pkt proc. więcej niż w 2023 roku. Choć to najlepszy dotychczasowy wynik, to wciąż poniżej średniej UE – w niektórych krajach udział OZE dochodzi do 40–70 proc.

– Zrównoważony system składający się ze źródeł regulacyjnych, być może w przyszłości również atomu, i morskiej energetyki wiatrowej czy generalnie OZE, jest najlepszym i w tej chwili jedynym możliwym systemem, który jesteśmy w stanie zbudować w Polsce – podkreśla Grzegorz Kotte.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rusza-budowa-ladowej,p571242378

Za trzy miesiące ruszy w Polsce system kaucyjny. Wątpliwości budzą kwestie rozliczeń i podatków

0

Zaledwie trzy miesiące zostały do startu systemu kaucyjnego w Polsce. Kaucje obejmą szklane i plastikowe butelki oraz puszki z napojami. To duża zmiana dla producentów napojów, sklepów i konsumentów oraz pośredniczących w zbiórce operatorów systemów kaucyjnego. Na razie przepisy są na tyle niedoprecyzowane, że budzą wiele wątpliwości w kwestii rozliczania podatków czy rozliczeń z operatorami. Producenci będą musieli płacić podatek od niezwróconych butelek, co zwiększy ich koszty.

System kaucyjny w Polsce ma zacząć obowiązywać 1 października 2025 roku. Zostaną nim objęte trzy typy opakowań: butelki plastikowe, czyli popularne butelki PET do 3 l, puszki metalowe do 1 l oraz butelki szklane wielokrotnego użytku do 1,5 l. System nakłada na producentów obowiązek oznakowania opakowań logiem kaucji z informacją o jej wysokości. W przypadku szklanych butelek do powtórnego wykorzystania będzie to 1 zł, natomiast za puszki i butelki PET sprzedawcy pobierać będą po 50 gr.

 System kaucyjny może obciążyć niektórych przedsiębiorców w znacznym stopniu – mówi agencji informacyjnej Newseria Marek Przybylski, doradca podatkowy i radca prawny MDDP. – Wydaje się, że to jest tylko zapewnienie tego, żeby przy sprzedaży napojów było pobrane 50 gr lub złotówka i aby potem butelki zwrotne wróciły do producenta, a plastikowe i puszki trafiły do punktu recyklingu. Natomiast ktoś będzie musiał ten system zorganizować, a jest na to niewiele czasu, trzeba podpisać umowy ze wszystkimi sklepami i punktami, które będą odbierać opakowania, umowy między tak zwanymi operatorami, którzy będą odpowiedzialni za powstanie systemów kaucyjnych. Ma być ośmioro operatorów, więc można zaryzykować twierdzenie, że będzie osiem systemów kaucyjnych, które, chociaż będą się zajmować tym samym, czyli puszkami i butelkami, to mogą działać na zupełnie różnych zasadach.

Wszystkie jednostki handlowe, niezależnie od ich powierzchni, jeżeli oferują napoje w opakowaniach objętych systemem, będą pobierały kaucję. Klient będzie mógł odebrać kaucję przy zwrocie opakowania, przy czym nie będzie wymagane okazanie paragonu. Sklepy powyżej 200 mkw., czyli duże i średnie, będą zobowiązane do przyjmowania opakowań z logiem systemu kaucyjnego, a  mniejsze sklepy będą mogły dobrowolnie dołączyć do systemu.

– Jeśli patrzymy z punktu widzenia sklepów, które będą na pierwszej linii frontu, to już pierwszy obowiązek, który będzie bardzo problematyczny, to będzie zapewnienie miejsca na zbiórkę. To mniej więcej mały pokój w mieszkaniu, więc wstawienie takiej maszyny zajmuje miejsce, na którym normalnie w sklepie byłyby jakieś produkty, które moglibyśmy sprzedać konsumentom. Z drugiej strony w sklepie, przynajmniej na początku, może się pojawić szereg roszczeniowych konsumentów, którzy nie będą rozumieć, dlaczego kupili dwie sztuki tego samego napoju, a jeden miał mały napis „kaucja”, na etykietce drugi nie miał, a tylko za jedną z tych butelek dostaną w tym sklepie z powrotem 50 gr – wskazuje Marek Przybylski.

Odbiorem zebranych opakowań od sklepów będą się zajmować operatorzy systemu kaucyjnego. Będą oni mogli tworzyć punkty zbierania pustych opakowań także poza jednostkami handlowymi oraz będą mieli obowiązek zagwarantowania przynajmniej jednego punktu odbioru w każdej gminie, których jest niemal 2,5 tys. Na razie operatorów systemów zatwierdzonych przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska jest siedmiu, zgłoszeń było osiem, a pojawiły się także informacje o dziewiątym chętnym. Firmy z licencją to: Zwrotka, Polka, OK Operator Kaucyjny, EKO-operator, Reselekt, Kaucja i Polski System Kaucyjny.

Podstawą do wprowadzenia w Polsce systemu kaucyjnego była dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej 2019/904 w sprawie zmniejszenia wpływu niektórych produktów z tworzyw sztucznych na środowisko (tzw. dyrektywa SUP). Zgodnie z zasadą rozszerzonej odpowiedzialności producenta system kaucyjny finansowany ma być przez podmioty wprowadzające napoje w opakowaniach objętych systemem kaucyjnym, czyli producentów napojów. Mają oni ponosić koszty związane m.in. ze zbiórką, odbieraniem i transportem opakowań i odpadów, prowadzeniem ewidencji i rozliczaniem kaucji. Przedsiębiorcy wprowadzający do obrotu napoje w opakowaniach będą obowiązani osiągnąć określone poziomy selektywnego zbierania opakowań i odpadów opakowaniowych w ramach systemu (77 proc. od 2025 roku i 90 proc. od 2029 roku). System będzie dodatkowo finansowany z niezwróconej kaucji oraz ze sprzedaży materiałów pochodzących z recyklingu.

 System kaucyjny, co nie powinno dziwić obserwatorów życia politycznego, zostanie wykorzystany do wprowadzenia nowego podatku, który nominalnie będzie jedną z form opodatkowania VAT-u. Powinniśmy wprost powiedzieć, że będzie to podatek od niezwróconych butelek, ponieważ na koniec każdego roku producenci napojów będą musieli policzyć, ile napojów wprowadzili na rynek, ile opakowań pustych po tych napojach wróciło i od tej różnicy obliczyć potem kwotę VAT od sprzedaży – wskazuje prawnik z MDDP. – Będą go płacić tzw. wprowadzający, czyli producenci napojów, jednak środki z kaucji będą musieli przekazać operatorom, więc będą musieli pokrywać ten podatek z własnej kieszeni. To będzie bardzo skomplikowany system rozliczenia, ponieważ najpierw operator systemu kaucyjnego wpłaci jakby zaliczkę na ten podatek za producentów napojów, którzy są objęci jego systemem kaucyjnym, a potem producent będzie musiał porównać, czy wyliczenia operatora zgadzają się z jego danymi, i ewentualnie z własnych środków dopłacić różnicę.

Jak podkreśla, uczestnicy systemu mają wiele pytań dotyczących jego funkcjonowania i rozliczeń z innymi uczestnikami. Już dziś jest kilka podejść do kwestii podatkowych, co nie wróży dobrze startowi systemu kaucyjnego

 Już teraz spotykam się z licznymi pytaniami od klientów co do tego, jak operator ma współpracować ze swoimi wprowadzającymi, jak oni mają porównać swoje dane. Często spotykam się z pytaniem, czy jeśli ja prowadzę sklep i pobieram kaucję, to czy ta kaucja jest moją sprzedażą, czy ona zwiększa mi podatek, a czy jak zwracam kaucję, to mogę sobie zmniejszyć podatek, czy może jednak mam to traktować jako nieswoje pieniądze, w ogóle niebrane pod uwagę przy kalkulacji podatków – wylicza Marek Przybylski. – Niestety akurat w tych przykładach przepisy milczą, więc wydaje się, że najwłaściwszym postępowaniem byłoby albo ich uzupełnienie, albo też wydanie przez Ministerstwo Finansów objaśnień podatkowych, bo w chwili obecnej każdy z moich klientów, niezależnie od roli w systemie kaucyjnym, musi się zastanowić, jaką przyjąć strategię.

Temat wątpliwości podatkowych w systemie kaucyjnym był podejmowany w trakcie Kongresu Rady Podatkowej Konfederacji Lewiatan, który odbył się w czerwcu w Warszawie. MDDP był partnerem strategicznym tego wydarzenia, a Newseria – partnerem medialnym.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/za-trzy-miesiace-ruszy-w,p1236103894

Branża opakowań nie traktuje unijnych regulacji jako zagrożenia. Widzi w nich impuls do rozwoju

0

W UE co roku wytwarza się ponad 2,2 mld t odpadów. Aby ograniczyć ich ilość, promowane jest przechodzenie na bardziej zrównoważony model, czyli gospodarkę o obiegu zamkniętym. W ramach pakietu zmian prawnych ograniczających negatywny wpływ działalności człowieka na środowisko nacisk położony jest w dużej mierze na producentów opakowań. Przedstawiciele branży podkreślają, że nowe regulacje to dla nich nie tylko nowe obowiązki, ale też okazja na zbudowanie przewagi konkurencyjnej.

– W ostatnim czasie w Unii Europejskiej przyjęto dwa kluczowe rozporządzenia dotyczące zrównoważonego rozwoju: PPWR oraz EUDR. PPWR koncentruje się na redukcji odpadów opakowaniowych i zwiększeniu recyklingu, natomiast EUDR ma na celu przeciwdziałanie wylesianiu. Smurfit Westrock, jako lider rynku, traktuje te zmiany jako szansę na wzmocnienie swojej przewagi konkurencyjnej poprzez innowacyjne i ekologiczne rozwiązania w produkcji papierowych opakowań – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Jacek Niewęgłowski, dyrektor generalny Smurfit Westrock North East Europe, podczas Sustainable Economy Summit. 

Ilość odpadów opakowaniowych rośnie w niepokojąco szybkim tempie – od plastikowych butelek po kartony i foliowe torby. Choć są one niezbędne do transportu i ochrony produktów, ich nadmierna produkcja i nieefektywna utylizacja stały się jednym z największych wyzwań środowiskowych. Wiele z nich trafia na wysypiska, jest spalanych lub zanieczyszcza środowisko, przyczyniając się do degradacji ekosystemów i powstawania mikroplastiku.

Dlatego też Unia Europejska wprowadza nowe przepisy, które mają na celu stworzenie bardziej zrównoważonego systemu gospodarki o obiegu zamkniętym. To nie tylko kwestia ochrony środowiska, ale także budowania przyszłości, w której opakowania są używane mądrze i odpowiedzialnie oraz projektowane z myślą o ponownym wykorzystaniu.

Rozporządzenie PPWR (Packaging and Packaging Waste Regulation), czyli regulacja dotycząca opakowań i odpadów opakowaniowych, przyjęte w lutym bieżącego roku, zacznie obowiązywać od sierpnia 2026 roku. Jego celem jest ograniczenie ilości odpadów opakowaniowych na jednego mieszkańca UE o 5 proc. do 2030 roku i 15 proc. do 2040 roku, a także zwiększenie poziomu ich recyklingu do co najmniej 70 proc. w 2030 roku. Od tego momentu wszystkie opakowania wprowadzane na rynek będą musiały się w pełni nadawać do recyklingu.

PPWR nakłada również obowiązek optymalizacji opakowań, ograniczając pustą przestrzeń do maksymalnie 50 proc. oraz redukując ich wagę i objętość. Dodatkowo wprowadza zakaz stosowania wybranych jednorazowych opakowań z tworzyw sztucznych, w tym plastikowych opakowań na świeże, nieprzetworzone owoce i warzywa poniżej 1,5 kg oraz jednorazowych opakowań na kosmetyki w hotelach. Celem jest ograniczenie nadmiernej produkcji jednorazowych opakowań i promowanie bardziej zrównoważonych rozwiązań w zakresie pakowania.

Wprowadzone zmiany będą miały znaczący wpływ na sektor produkcji opakowań, wymuszając stosowanie materiałów przyjaznych środowisku oraz minimalizując negatywne skutki dla gospodarki surowcowej. Z kolei rozporządzenie EUDR (European Union Deforestation Regulation) zobowiąże producentów do zapewnienia, że wykorzystywane materiały nie pochodzą z terenów wylesionych lub zdegradowanych.

– Musimy szukać rozwiązań, które spełniają oczekiwania klienta, są w pełni funkcjonalne, estetyczne, ale jednocześnie musimy pamiętać o tym, żeby zużywały jak najmniej materiału, były przyjazne środowisku i ułatwiały później recykling. Ciągle uważam, że jest to stworzenie przestrzeni na innowacyjne produkty – ocenia Jacek Niewęgłowski. – Jeśli chodzi o ograniczenia, to jak w każdych rozporządzeniach unijnych próbujących znaleźć konsensus dla wszystkich krajów członkowskich te procesy są bardzo czasochłonne i nawet teraz jeszcze potrzebne są według mnie zapisy doprecyzowujące określone elementy. 

Gospodarka o obiegu zamkniętym (GOZ) to nie tylko konieczność wynikająca z regulacji unijnych, ale także ogromna szansa dla biznesu. Firmy wdrażające zasady GOZ mogą zyskać przewagę rynkową, ograniczając koszty i zwiększając efektywność operacyjną. Model ten polega na jak najdłuższym wykorzystaniu zasobów i zamykaniu cyklu życia produktów, co oznacza, że odpady jednego procesu produkcyjnego mogą się stać surowcem dla kolejnego. Takie podejście pozwala na redukcję ilości odpadów na każdym etapie produkcji, zmniejszenie zależności od surowców pierwotnych oraz poprawę efektywności operacyjnej.

Gospodarka cyrkularna to także sposób na budowanie odporności biznesu na przyszłe zmiany regulacyjne i rynkowe. Wdrażanie strategii cyrkularnych pozwala firmom lepiej zarządzać ryzykiem związanym z dostępnością surowców oraz dostosować się do rosnących wymagań dotyczących odpowiedzialności środowiskowej. Firmy, które już teraz inwestują w rozwiązania zgodne z GOZ, mogą zwiększyć swoją konkurencyjność i dostosować się do coraz bardziej wymagających standardów rynkowych, jednocześnie przyczyniając się do zmniejszenia negatywnego wpływu na środowisko.

– Modele cyrkularne odpowiadają nie tylko na proekologiczny charakter biznesu i zmieniające się trendy, ale również stanowią bardzo silną przewagę konkurencyjną Europy na globalnym rynku. Doświadczyliśmy w ostatnich latach sytuacji, gdzie funkcjonujące łańcuchy dostaw uległy przerwaniu, czy to w czasie COVID-u, czy wojny w Ukrainie, czy jak ostatnio na skutek polityki celnej prowadzonej przez USA. To pokazało, jak wiele benefitów płynie z zamkniętego obiegu, m.in. zmniejszenie zależności od importu do Europy. Zamknięty obieg daje też lepsze czynniki ekonomiczne do prowadzenia biznesu. Jest to też element budujący reputację firmy – tłumaczy dyrektor generalny Smurfit Westrock North East Europe.

Papier odgrywa kluczową rolę w gospodarce o obiegu zamkniętym, ponieważ jego recykling jest dobrze rozwinięty, a skala zbiórki pozwala na efektywne ponowne wykorzystanie surowca. Unijne regulacje uznają papier za preferowany materiał opakowaniowy, co wynika z jego wysokiej przydatności do recyklingu i możliwości zamykania cyklu życia produktów.

Innowacje w projektowaniu opakowań papierowych koncentrują się na ekoprojektowaniu, które optymalizuje zużycie surowców i zwiększa ich przydatność do recyklingu. Równocześnie rozwój technologii produkcji i logistyki pozwala na redukcję emisji oraz bardziej efektywne zarządzanie materiałami. Firmy, które integrują cały proces – od produkcji papieru po jego przetwarzanie – mogą skutecznie wdrażać technologie minimalizujące wpływ na środowisko, zwiększając jednocześnie swoją konkurencyjność na rynku.

– Traktuję innowacje i zmiany jako przewagę konkurencyjną, którą chcemy wprowadzić. Firma Smurfit Westrock ma zintegrowany model prowadzenia biznesu, co oznacza, że prowadzimy działalność zarówno w papierniach, jak i fabrykach przetwarzających papier. Jeśli chodzi o papiernie, w ostatnim czasie dokonaliśmy bardzo znaczących inwestycji, jak chociażby instalacja 12 tys. solarnych paneli w papierni w Hiszpanii. We Francji wdrożyliśmy technologię zasilania turbiny gazowej wodorem, co stanowi przełomowy krok w dekarbonizacji procesów produkcyjnych i wprowadzaniu bardziej zrównoważonych technologii energetycznych w przemyśle papierniczym – wymienia Jacek Niewęgłowski.

Firma wykorzystujemy w systemie zamkniętego obiegu energetycznego także biomasę, co pozwala na efektywne zarządzanie zasobami i minimalizację odpadów.

– W Polsce i w innych fabrykach przetwórczych naszej firmy bardzo mocno skupiamy się na aspektach technologicznych, na maszynach, które przede wszystkim pozwalają obniżyć zużycie energii, podnosić jakość produkowanych wyrobów, a przez to redukować odpad, jak również instalujemy rozwiązania, które mają na celu odzyskiwać energię z maszyn do ogrzewania hal i pomieszczeń – podkreśla dyrektor generalny Smurfit Westrock North East Europe.

Smurfit Westrock jest obecna w 40 krajach na sześciu kontynentach, ma ponad 500 zakładów produkcji opakowań i ponad 60 papierni, w których pracuje łącznie 100 tys. pracowników. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/branza-opakowa-nie,p2086751924

Banki zainteresowane projektami gospodarki obiegu zamkniętego. Chętniej finansują takie inwestycje

0

Rynek zrównoważonego finansowania rośnie. Banki stawiają na rozwój oferty zielonych instrumentów, które przedsiębiorcy i inne instytucje mogą przeznaczyć na sfinansowanie inwestycji z różnych obszarów ESG. Są wśród nich zarówno zielone obligacje, jak i kredyty połączone z realizacją konkretnych celów klimatycznych. Jednym z obszarów, które chcą finansować firmy w ramach ESG, jest gospodarka obiegu zamkniętego, czyli zamykanie obiegu produktów w myśl zasady reduce, reuse i recycle (ogranicz, użyj ponownie, przetwórz).

– Gospodarka obiegu zamkniętego jest istotnym elementem zrównoważonego rozwoju i ESG. Jako bank z chęcią widzielibyśmy ten czynnik w coraz większej liczbie transakcji – mówi agencji Newseria Armand Ferreira, dyrektor Sustainable Solutions Group w sieci ING Wholesale Banking. – Coraz częściej spotykamy transakcje w obszarze GOZ. Kiedy rozmawiamy z firmami o finansowaniu ich inicjatyw, zawsze zwracamy uwagę na ryzyko i korzyści. Czasami jest nieco za wcześnie, technologia jest zbyt nowa, ale podczas dyskusji z klientami przyglądamy się możliwościom i sposobom, w jakie możemy pomóc im inwestować w GOZ. To dla nas bardzo ważne, aby finansować tego rodzaju transakcje. Naszym celem jest lokowanie większych środków w ramach zrównoważonego rozwoju i gospodarki o obiegu zamkniętym zamiast tradycyjnych transakcji opartych na wykorzystaniu paliw kopalnych lub starym modelu gospodarki.

Jak podkreśla, wiele sektorów może być zainteresowanych finansowaniem gospodarki obiegu zamkniętego. Coraz więcej firm wyraża chęć inwestowania w GOZ, niezależnie od wielkości czy branży, w jakiej działają. Są jednak sektory, dla których gospodarka cyrkularna staje się kluczowa.

To na przykład handel, w którym poruszamy kwestie tworzyw sztucznych, materiałów odzieżowych – bawełny i różnych rodzajów włókien. Tutaj wydawać się może, że łatwo jest mówić o obiegu zamkniętym i możliwościach recyklingu. Jednak do recyklingu potrzebny jest odbiór i odzyskiwanie surowców, potrzeba firm, które będą się zajmować ich recyklingiem, aby mogły powstać nowe surowce. Wiąże się to z wieloma wyzwaniami, ale w sektorze handlowym jest to możliwe – wskazuje ekspert ING. – Dostrzegamy takie możliwości również w sektorze budowlanym, na przykład przy rozbiórce budynku można dopilnować, aby jak najwięcej materiałów zostało ponownie wykorzystanych. W kilku krajach zaczyna być to wdrażane.

Od 1 stycznia br. firmy budowlane w Polsce mają obowiązek segregować odpady budowlane na sześć frakcji: drewno, metale, szkło, tworzywa sztuczne, gips oraz odpady mineralne, takie jak beton, cegła czy płytki ceramiczne. Zgodnie z założeniami ma to wpłynąć na zwiększenie poziomu recyklingu i ograniczyć ilość odpadów trafiających na wysypiska.

GOZ to tylko jeden – choć coraz istotniejszy – obszar ESG, który firmy wpisują w swoje strategie biznesowe i na które wykorzystują zrównoważone finansowanie oferowane przez banki. Analiza ING THINK wskazuje, że rynek takich zielonych instrumentów dłużnych się rozwija. W 2024 roku globalna emisja sięgnęła ponad 1,65 bln dol. Do najpopularniejszych instrumentów finansowych należą zielone i zrównoważone obligacje czy pożyczki połączone ze zrównoważonym rozwojem (sustainability-linked loan). Dla porównania rok wcześniej było to niecałe 1,5 bln dol., a w tym roku oczekiwane są dalsze wzrosty. Środki te płyną m.in. na GOZ, ale również na inwestycje w odnawialne źródła czy adaptację do zmian klimatu.

– ING zdecydowanie koncentruje się na tej kwestii. Opracowaliśmy w tym celu zrównoważone produkty, które pomagają w finansowaniu produktów i projektów wpisujących się w GOZ. Dla wielu naszych produktów finansowych stworzyliśmy zrównoważoną wersję. Jeśli chodzi o kredyty, stworzyliśmy produkt sustainability-linked loan, w którym wysokość odsetek, jakie klient zapłaci, zależy od spełnienia wyznaczonych celów (KPI) – w tym przypadku dotyczących gospodarki obiegu zamkniętego – i innych kluczowych wskaźników efektywności ESG firmy. Jeżeli firma jest w stanie osiągnąć te cyrkularne cele, nagradzamy to obniżeniem odsetek. Jeżeli nie spełni wyznaczonych celów, musi zapłacić karę – mówi Armand Ferreira.

Jak wynika z raportu „Zielone finanse w Polsce 2024”, przygotowanego pod redakcją Ludwika Koteckiego, na rynku tym zachodzi wiele zmian. Po pierwsze, rządy i organy regulacyjne na całym świecie wprowadzają ramy prawne i polityki mające na celu promowanie zrównoważonego finansowania. W UE dążenie do standaryzacji w obszarze  raportowania działań ESG ma na celu ułatwienie inwestorom oceny i porównywania zrównoważonych inwestycji. Czynniki ESG są bowiem coraz częściej włączane do głównego nurtu strategii inwestycyjnych. Zarówno zarządzający aktywami, jak i inwestorzy instytucjonalni zyskują przekonanie, że zrównoważone inwestycje mogą przynosić konkurencyjne zyski i ograniczać ryzyko związane z kwestiami środowiskowymi i społecznymi. Presja inwestorów, ale także konsumentów sprawia, że instytucje finansowe i korporacje coraz mocniej angażują się w realizacje celów zrównoważonego rozwoju i włączają je do swoich strategii.

Banki w Polsce – ankietowane przez PwC pod koniec 2023 roku – wskazały, że planują rozszerzyć ofertę produktową w zakresie zrównoważonego finansowania (83 proc.). Pytane o zarządzanie ryzykiem związanym z ESG i strategię w tym obszarze, odpowiadają, że głównie ograniczają finansowanie sektorów uważanych za kontrowersyjne w kontekście zrównoważonego rozwoju (92 proc.). Ocena ryzyka ESG jest wykorzystywana przez banki w: procesie udzielania kredytów (100 proc.), aktualizacji strategii biznesowej lub modelu biznesowego (83 proc.), procesie zatwierdzania nowych produktów (67 proc.) i due diligence dostawców (50 proc.).

Między innymi o GOZ i ESG w kontekście zielonych finansów liderzy zrównoważonego rozwoju rozmawiali podczas Sustainable Economy Summit, który odbył się 27–28 maja br. w Warszawie. ING był partnerem merytorycznym tego wydarzenia.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/banki-zainteresowane,p1988924484

Polska przeciwna przedłużeniu umowy UE–Ukraina o transporcie drogowym. Uderza ona w krajową branżę transportową

0

Parlament Europejski większością głosów poparł przedłużenie umowy o transporcie drogowym między Unią Europejską a Ukrainą do końca 2025 roku. Zdaniem polskich europosłów, którzy głosowali przeciw, podtrzymanie liberalizacji przewozów drogowych przyczyni się do dalszego obniżenia konkurencyjności polskich firm transportowych. W przeciwieństwie do ukraińskich przewoźników muszą one spełniać szereg unijnych wymogów. Polska delegacja planuje przedstawić swoje stanowisko europejskiemu komisarzowi ds. zrównoważonego transportu i turystyki. 

Zawarta w czerwcu 2022 roku umowa między UE a Ukrainą w sprawie przewozu drogowego towarów ułatwiła transport niezbędnych towarów, takich jak paliwo i pomoc humanitarna, na Ukrainę, umożliwiając jednocześnie eksport ukraińskich towarów takich jak zboże, ruda i stal, do UE i poza nią. Umowa miała wygasnąć w czerwcu 2024 roku, a jej stosowanie zostało tymczasowo wydłużone.

 Przedłużenie umowy transportowej między Unią Europejską i Ukrainą tak naprawdę ogranicza możliwość konkurencyjności polskich firm transportowych. My jako Polska, jako Unia Europejska musimy dbać o to, aby wszystkie podmioty transportowe spełniały określone wymogi. Mają one określone koszty, płace kierowców, ubezpieczenia, wszystkie muszą spełniać normę emisyjności. Muszą też zapłacić za nowoczesne tachografy, a czas pracy kierowców jest ściśle ograniczany, żeby mieli oni czas na odpoczynek i zapewnili tym samym bezpieczny transport. Natomiast wiemy, że te wszystkie zasady i normy, które tutaj w Parlamencie Europejskim przyjęliśmy, nie dotyczą kierowców czy firm z krajów trzecich – mówi agencji Newseria Elżbieta Łukacijewska, posłanka do Parlamentu Europejskiego z PO.

Dlatego też delegacja Platformy Obywatelskiej nie poparła przedłużenia umowy. W głosowaniu PE 488 europosłów było za, 137 przeciw, a 34 wstrzymało się od głosu.

– Wspieramy, pomagamy finansowo, organizacyjnie i dyplomatycznie Ukrainie, natomiast nie możemy przez nasze działania ograniczać możliwości rozwoju czy zabijać polskich firm transportowych. Stąd też nasz sprzeciw i głosowanie przeciwko przedłużeniu tej umowy. Od czasu wybuchu wojny, kiedy były zamknięte porty transportu, przeładunku towarów z Ukrainy, wiele się zmieniło. Obecnie towary mogą być przewożone z Ukrainy drogą morską – zaznacza europosłanka. – Natomiast wydłużenie tej umowy dzisiaj kolejny raz godzi w konkurencyjność polskich firm. Nie daje narzędzi do kontrolowania zasad, przepisów i norm, a przede wszystkim uderza w te podmioty, które bardzo długo budowały swoją pozycję na polskim i europejskim rynku. Czyli pomoc tak, ale nie kosztem naszej gospodarki, miejsc pracy i możliwości.

Jak wskazuje analiza Ośrodka Studiów Wschodnich z 2024 roku, liberalizacja przewozów na linii UE–Ukraina w 2022 roku przyczyniła się do dużych zmian na rynku transportowym. Przytaczane dane Straży Granicznej RP wskazują, że w latach 2021–2023 o 45,3 proc. wzrosła liczba przekroczeń granicy przez pojazdy ciężarowe. Wzrost byłby jeszcze większy, gdyby nie protesty polskich przewoźników. Udział polskich firm w przewozach Polska–Ukraina spadł z 38 proc. w 2021 do 8 proc. w 2023 roku.

– Często słyszę: musimy dbać o europejskie firmy. Jednocześnie widzimy jednak, że z Komisji Europejskiej przychodzą propozycje legislacyjne, które uderzają w ich konkurencyjność – mówi Elżbieta Łukacijewska. – Myślę też, że wielu europosłów, którzy mieszkają bardzo daleko: Hiszpania, Grecja, Portugalia, to nie dotyczy i pewnie oni się kierują bardziej sercem, żeby pomóc Ukrainie. Nie analizują tego tak, jak my, Polacy, że pomoc, którą od lat dajemy Ukrainie i Ukraińcom, jest ważna, ale jednak musi być objęta jakimiś ramami, żeby po wojnie nie okazało się, że nasza gospodarka i polskie firmy są w bardzo złym stanie.

Polska delegacja w najbliższym czasie planuje przedstawić swoje stanowisko europejskiemu komisarzowi ds. zrównoważonego transportu i turystyki Apostolosowi Dzidzikostasowi. Dąży do tego, aby od 1 stycznia 2026 roku umowa była bardziej zbalansowana.

– Najwyższa pora nie przyjmować nowych przepisów, ale upraszczać te, które są. Najwyższa pora, aby chronić polskie i europejskie firmy i gospodarkę, wzmacniać konkurencyjność i przyjmować duże bariery dla firm z krajów trzecich, jak Chiny i inne – mówi europosłanka. – Nie ma takich samych przepisów, więc nie mówimy o takich samych szansach i możliwościach konkurencyjności. Przykładowo polscy kierowcy muszą wprowadzać najnowsze tachografy, których wymiana kosztuje kilka tysięcy, mają określony czas pracy, bo inaczej płacą słone kary, a te przepisy nie dotyczą firm z Ukrainy. Więc tu widzimy, jak łatwo byłoby wejść na polski rynek i zniszczyć konkurencyjność tych podmiotów, które latami budowały swoją markę i zagarniały europejski tort. Jestem dumna z polskich firm transportowych, bo są imponującym sektorem, natomiast trzeba robić wszystko, aby ten sektor w Polsce, zwłaszcza na terenach przygranicznych, miał się jeszcze lepiej, i stąd też nasze działania i nasz głos na nie dla wydłużenia tej umowy.  

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/polska-przeciwna,p2007551052

Zagrożenie krztuścem pozostaje najwyższe od ponad trzech dekad. Odporność utrzymuje się do 10 lat po szczepieniu

0

W ubiegłym roku na krztusiec zachorowało ponad 32 tys. osób. To ok. 35 razy więcej niż rok wcześniej. Ostatnie tygodnie przynoszą wyhamowanie tendencji wzrostowej, ale Główny Inspektor Sanitarny przestrzega przed tą groźną chorobą i wskazuje na konieczność szczepień u dzieci już w okresie niemowlęcym i szczepień przypominających u dorosłych. Dużą rolę w promowaniu tej jedynej formy profilaktyki odgrywają pielęgniarki, które nie tylko informują o korzyściach ze szczepień, ale też mogą do nich kwalifikować.

– Zakażenia krztuścem są zwykle związane z dużą zachorowalnością, ponieważ jest to choroba bardzo zakaźna. Jedna osoba chora, jeżeli w jej otoczeniu są osoby niezaszczepione, może zarazić nawet kilkanaście innych osób – mówi agencji Newseria dr n. med. Paweł Grzesiowski, Główny Inspektor Sanitarny. – Krztusiec jest chorobą, która wywołuje różnego rodzaju objawy, w zależności od wieku chorego. Mieliśmy w zeszłym roku jeden przypadek śmiertelny niemowlęcia, które zachorowało na krztusiec i doznało powikłań w postaci zapalenia mózgu. To jest najgorsza postać tej choroby i ona występuje najczęściej właśnie u niemowląt.

Rok 2024 został nazwany przez lekarzy rokiem krztuśca. Z danych NIZP PZH-PIB, przedstawionych podczas konferencji w GIS, wynika, że liczba zachorowań wyniosła 32,4 tys. osób. Zaraportowano ok. 35 razy więcej przypadków niż w roku 2023. Są to tylko przypadki zgłoszone do systemu, ale w rzeczywistości znacznie więcej osób mogło przejść tę chorobę. Dla porównania między 2020 a 2023 rokiem liczba przypadków wynosiła między 182 a 922. Od 1990 roku najgorszy pod tym względem był 2016 rok, kiedy liczba ta wyniosła ponad 6,8 tys. Tegoroczne statystyki są już bliskie tego poziomu, choć są nieco niższe niż rok temu.

– Ostatnie tygodnie pokazują, że mamy mniej więcej 10-krotny spadek zachorowalności na krztusiec w stosunku do tego samego miesiąca ubiegłego roku, ale nie wiadomo, jak się sytuacja rozwinie. Po wakacjach dzieci wrócą do szkół, zaczną znowu wymieniać między sobą materiał biologiczny i być może znowu dojdzie do wzrostu zachorowań – mówi dr Paweł Grzesiowski. – Ubiegły rok stał się rekordowy właściwie z nieznanych bliżej przyczyn, bo nie wydarzyło się nic drastycznego, co by miało uzasadnić tak duży wzrost zachorowań. Oczywiście jednym z elementów jest to, że bardzo dużo osób dorosłych nie przyjmowało regularnie szczepionek przypominających przeciwko krztuścowi, a też część dzieci unika tego szczepienia ze względu na decyzję rodziców. Może zatem doszło do pewnej kumulacji różnych czynników, które spowodowały eksplozję zachorowań na krztusiec.

Prof. Ernest Kuchar, ekspert Rady Naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Chorób Infekcyjnych, ocenia, że mogły się do tego przyczynić także popandemiczny dług zdrowotny, kiedy przez kilka miesięcy nie mieliśmy pełnego dostępu do systemu ochrony zdrowia, oraz pojawienie się nowych szczepów choroby.

– Grupą, która ciężko choruje na krztusiec, są małe dzieci, które mogą chorować z bezdechem, ciężkimi napadami kaszlu, uszkodzeniem oskrzeli czy płuc. Zachorowania u dorosłych przebiegają lżej, nie obserwuje się przypadków śmiertelnych, ale obserwuje się wielotygodniowy silny kaszel, który może mieć fatalne następstwa, włącznie z pęknięciem żeber, przepony czy uszkodzeniem tchawicy – wskazuje Główny Inspektor Sanitarny.

Leczenie krztuśca polega głównie na łagodzeniu objawów takich jak duszność, kaszel czy bezdech, ale nie zwalcza samej choroby. Jedyną realną ochroną jest profilaktyka. Krztusiec pozostaje jedną z najczęstszych chorób, którym można zapobiegać poprzez szczepienia. NIZP PZH-PIB wskazuje, że w 2023 roku średni odsetek zaszczepionych wynosił w Polsce 94,5 proc. Jednak w niektórych województwach spadł poniżej 90 proc., co może potencjalnie tworzyć ryzyko epidemiczne. Wysoki poziom zaszczepienia populacji, który zapobiegnie nowym przypadkom zachorowań, powinien się bowiem utrzymywać powyżej 95 proc. Szczepienia są podawane już w siódmym tygodniu życia, właśnie po to, by zapobiec groźnemu zarażeniu u niemowląt.

– Zachęcamy również kobiety w ciąży, żeby przyjmowały szczepionkę przeciwko krztuścowi, bo odporność, która tworzy się w ciąży u mamy, przechodzi przez łożysko i dziecko jest chronione przez pierwsze kilka miesięcy po urodzeniu. A więc żeby mieć kompletną ochronę, dobrze jest, żeby zaszczepiła się kobieta w ciąży, a następnie przystępujemy do szczepienia niemowlęcia – wyjaśnia dr n. med. Paweł Grzesiowski.

W Polsce każda kobieta w ciąży może się bezpłatnie zaszczepić przeciwko krztuścowi w swojej poradni podstawowej opieki zdrowotnej.

Eksperci przypominają, że odporność uzyskana dzięki szczepieniom nie utrzymuje się przez całe życie, tylko zmniejsza się wraz z upływem czasu od szczepienia i zanika w ciągu 4–10 lat. Dlatego zalecane są regularne dawki przypominające co 5–10 lat. Dorośli, którzy nie uzupełnili szczepień, mogą być bezobjawowymi nosicielami i stanowić realne zagrożenie dla niemowląt.

Szczepienia to inwestycja w zdrowie nas samych i naszych bliskich. Chronią nas przed poważnymi chorobami zakaźnymi, ale również przed powikłaniami, które mogą wystąpić w ich wyniku. Ta prosta, bezpieczna i skuteczna profilaktyka chroni przed zakażeniami wirusowymi czy bakteryjnymi – mówi dr n. o zdr. Karolina Prasek, dyrektorka Działu Rozwoju Pielęgniarstwa i Położnictwa w Medicover w Polsce. – W Medicoverze stawiamy duży nacisk na profilaktykę. Nasi specjaliści oraz eksperci, w tym lekarze, pielęgniarki, edukują pacjentów w zakresie szczepień, odpowiadają na nurtujące pytania pacjentów, żeby mogli oni podjąć świadomą decyzję co do przyjęcia szczepienia i tym samym ochrony siebie lub swoich bliskich.

– Przyjmując raz na 10 lat szczepionkę kombo, mamy ochronę przed trzema chorobami (krztusiec, błonica i tężec), z których każda jest inna, ale równie niebezpieczna – mówi Główny Inspektor Sanitarny. – To, czego się najbardziej obawiają pacjenci, to efekty uboczne szczepień. Boją się, że szczepionka mogłaby jakoś zaszkodzić, spowodować pogorszenia zdrowia, więc w tym zakresie musimy być otwarci na wszelkie pytania i wątpliwości.

To wymaga zaangażowania personelu medycznego, również pielęgniarek, w promowanie idei szczepień i wyjaśnianie wątpliwości pacjentów. Rola pielęgniarek na tym się nie kończy – od 2022 roku mogą samodzielnie kwalifikować dorosłych do szczepień ochronnych, co znacząco zwiększa dostępność do profilaktyki.

– W ubiegłym roku wprowadziliśmy wizyty kwalifikacyjne u pielęgniarek, co umożliwiły nam przepisy prawa. Dzięki temu zwiększyła nam się dostępność personelu medycznego, który nie tylko edukuje, uzupełnia wiedzę pacjentów, odpowiada na pytania, ale również stricte kwalifikuje pacjentów do szczepień przeciwko m.in. krztuścowi – mówi dr n. o zdr. Karolina Prasek.

W Medicoverze po umówieniu się na wizytę pacjent przechodzi kwalifikację, wykonaną przez lekarza lub pielęgniarkę, a następnie otrzymuje szczepienie – wszystko podczas jednej wizyty, by jak najbardziej uprościć cały proces.   

Jak wskazuje ekspertka, rola pielęgniarki w systemie ochrony zdrowia będzie nadal rosła. Już dziś mogą one samodzielnie diagnozować i leczyć pacjentów, a także przepisywać im niektóre z leków, w tym też refundowane, np. antybiotyki, leki stosowane w infekcjach górnych dróg oddechowych, na pasożyty czy zakażenia układu moczowego. W Medicoverze od ponad dwóch lat jest w ofercie wizyta pielęgniarska dla pacjentów z objawami infekcji górnych dróg oddechowych, którzy nie byli wcześniej konsultowani przez lekarza. Ukończenie konkretnych kursów specjalistycznych czy specjalizacji daje pielęgniarkom szereg dodatkowych uprawnień do samodzielności, np. w zakresie oceny stanu rany oraz zdjęcia szwów, wykonania i oceny wyniku badania EKG, a także spirometrii czy testów skórnych. 

W ramach europejskiej inicjatywy European Nursing Action pielęgniarki w krajach UE zyskują kompetencje w zakresie tzw. zaawansowanej praktyki pielęgniarskiej, która obejmuje m.in.: samodzielne zakładanie cewników centralnych typu PICC (z wysoką skutecznością porównywalną do lekarzy), udział w interdyscyplinarnych zespołach medycznych oraz większą autonomię w podejmowaniu decyzji klinicznych.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/zagrozenie-krztuscem,p1447612615

Hejt w sieci dotyka coraz więcej dzieci w wieku szkolnym. Rzadko mówią o tym dorosłym

0

Coraz większa grupa dzieci zaczyna korzystać z internetu już w wieku siedmiu–ośmiu​ lat – wynika z raportu NASK „Nastolatki 3.0”. Wtedy też stykają się po raz pierwszy z hejtem, którego jest coraz więcej w mediach społecznościowych. Według raportu NASK ponad 2/3 młodych internautów uważa, że mowa nienawiści jest największym problemem w sieci. Co więcej, dzieci rzadko mówią o takich incydentach dorosłym, dlatego tym istotniejsze są narzędzia technologiczne służące ochronie najmłodszych.

– Skuteczna ochrona dzieci przed niebezpieczeństwem w sieci zaczyna się od edukacji, od zrozumienia tego, w jaki sposób dzieci korzystają z internetu, w jaki sposób korzystają z urządzeń, i wtedy możemy jako rodzice dobrać odpowiednie rozwiązania. Takimi narzędziami, które pozwalają ochronić dzieci w internecie, są rozwiązania kontroli rodzicielskiej, chociaż ja bardziej skłaniam się ku nazwie ochrona rodzicielska. To narzędzia, które nie pozwalają dzieciom wchodzić na niebezpieczne strony czy dbają o higienę czasu korzystania z internetu – mówi agencji Newseria Marcin Marzec, założyciel i prezes zarządu SafeKiddo.

Z ubiegłorocznego badania HBSC Europejskiego Biura Regionalnego Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że co szósty nastolatek na świecie padł ofiarą cyberprzemocy. W Polsce jest pod tym względem dużo gorzej. Nawet jedno na pięcioro dzieci mogło doświadczyć przemocy w sieci. Zdaniem dzieci i młodzieży to właśnie przemoc rówieśnicza i mowa nienawiści są największym zagrożeniem w sieci. Bardziej niż hakerów czy oszustów internetowych młodzi ludzie boją się rówieśników, którzy z wykorzystaniem smartfona mogą wyrządzić im ogromne szkody psychiczne. Według raportu NASK ponad dwie trzecie młodych internautów twierdzi, że w internecie problemem jest mowa nienawiści. Zwiększa się też wśród nastolatków poczucie, że osoby, które obrażają w internecie, są bezkarne (w 2022 roku było to 51,3 proc., a cztery lata wcześniej – 36 proc.).

 Dzieci najbardziej narażone są na takie zjawiska jak oszustwa, hejt, dezinformacja. Te zjawiska dość trudno opisuje się w sposób techniczny, bo to, co dla jednego jest hejtem, dla drugiego nim nie jest. Więc tutaj największą rolę odgrywa edukacja, ta wyniesiona z domu, edukacja przez szkołę czy instytucje. Oczywiście tu można pomóc, dostarczając edukatorom odpowiednie narzędzia. I takie narzędzie jest też w naszej ofercie – tłumaczy Przemysław Dęba, dyrektor cyberbezpieczeństwa w Orange Polska.

Raport NASK wskazuje, że rodzice często nie są świadomi tego, z czym stykają się ich dzieci w internecie. Choć niemal 60 proc. rodziców twierdzi, że ich dzieci nie doświadczyły przemocy online, to co trzeci nastolatek był wyzywany, a co czwarty – ośmieszany i poniżany.

– Ostatnio pojawiły się rozwiązania, które dbają o bezpieczeństwo psychiczne dzieci w internecie, o bezpieczeństwo komunikacji między rówieśnikami, bo ta komunikacja teraz odbywa się przede wszystkim w internecie i na telefonach. To trend, który zaczyna się pojawiać na rynku, i rodzice zaczynają poszukiwać tego typu rozwiązań – ocenia prezes SafeKiddo.

Usługa Bezpieczne Dziecko w Sieci z funkcją AntyHejt to narzędzie stworzone przez Orange Polska i SafeKiddo, by wspierać ochronę dzieci w internecie. Aplikacja monitoruje ich aktywność online, pozwala na dostęp jedynie do bezpiecznych treści, kontroluje czas spędzany w sieci i aplikacjach. Jedną z najnowszych funkcji aplikacji jest moduł AntyHejt.

 Monitoruje on komunikację dziecka w aplikacjach takich jak Messenger, WhatsApp czy TikTok. Wykorzystujemy mechanizmy, które pozwalają wykryć niebezpieczne wyrażenia, które mogą świadczyć o tym, że pojawia się np. mowa nienawiści czy treści związane z narkotykami. Aplikacja informuje rodzica, że w komunikacji dziecka pojawiła się niebezpieczna treść – tłumaczy Marcin Marzec. – Rodzic nie jest informowany o dokładnej treści, ponieważ dbamy o prywatność dziecka, ale dostaje informację o tym, że w aplikacji, na przykład w Messengerze, pojawiły się niebezpieczne treści. To dla rodzica sygnał do rozmowy z dzieckiem, bo od tego zaczyna się dbanie o jego bezpieczeństwo.

Dzięki modułowi AntyHejt w przypadku wykrycia mowy nienawiści rodzic otrzymuje na swój telefon natychmiastowe powiadomienie, co umożliwia mu szybką reakcję. To pomaga nie przeoczyć hejtu również w obrazkach i emotikonach. Orange pracuje też nad wdrożeniem konsultacji psychologicznych, które pomogą rodzicom zrozumieć problem i skutecznie na niego reagować. Usługa ma być gotowa jeszcze przed wakacjami. W aplikacji dostępna jest również sekcja „Raporty”, która umożliwia  rodzicom sprawdzenie, w których kategoriach i w jakich aplikacjach wykryto potencjalnie nieodpowiednie treści w wiadomościach ich dzieci. To o tyle istotne, że kiedy nastolatki doświadczają cyberprzemocy, najczęściej nikomu o tym nie mówią. Raport NASK wskazuje, że bierność w sytuacjach doświadczania przemocy w sieci wzrasta w stosunku do poprzednich lat. 

Obraźliwe i nielegalne treści to jedna z kategorii obsługiwanych przez CERT Orange Polska incydentów w sieci. Obejmuje ona przede wszystkim przypadki dotyczące rozsyłania spamu. Jak wskazuje najnowszy Raport CERT Orange Polska, w tej grupie są także m.in. przypadki dotyczące naruszeń praw autorskich (np. piractwo) oraz rozpowszechniania treści zabronionych prawem (np. treści rasistowskie, pornografia dziecięca czy treści wychwalające przemoc). W 2024 roku obraźliwe i nielegalne treści stanowiły 12,5 proc. incydentów obsłużonych przez zespół CERT Orange Polska, który w trybie ciągłym analizuje niepokojące sygnały z sieci operatora.

– Cyberataki możemy generalnie podzielić na dwie grupy. Pierwsza to pospolite ataki, które dotyczą każdego Polaka. Druga to bardziej zaawansowane, które dotyczą firm czy instytucji. Jeżeli chodzi o segment pospolitych ataków, to opierają się one na oszustwie. Ich celem jest bądź zdobycie danych naszej karty kredytowej, bądź namówienie nas, żebyśmy się sami okradli lub czymś zainfekowali, bądź tez przejęcie naszych kont w serwisach społecznościowych – mówi Przemysław Dęba.

CyberTarcza Orange chroni użytkowników przed wyciekiem danych, wychwytuje podejrzane strony, linki w SMS-ach czy w e-mailach, zmniejsza ryzyko kradzieży danych i pieniędzy podczas zakupów online. Użytkownik może w dowolnej chwili sprawdzić stan bezpieczeństwa urządzeń aktualnie podłączonych do jego sieci domowej.

 CyberTarcza Orange jest rozwiązaniem własnym Orange Polska, które w tym roku obchodzi 10-lecie. Powstało jako lekcja z pewnego dużego ataku sprzed 10 lat, kiedy atakujący przejęli ok. 50 tys. urządzeń podłączonych do naszej sieci i szukaliśmy metody, jak skomunikować się z ofiarami. Krótko później uznaliśmy, że przecież to nie jest jedyny rodzaj ataku, że jest mnóstwo innych rzeczy: phishing, malware, podatności i że moglibyśmy rozwijać to rozwiązanie właśnie w taki sposób, aby skutecznie zapobiegać kolejnym rodzajom ataków – tłumaczy dyrektor cyberbezpieczeństwa w Orange Polska.

W 2024 roku CyberTarcza Orange miała na swoim koncie 305 tys. zablokowanych domen phishingowych i uchroniła 4,85 mln osób przed utratą wrażliwych danych czy pieniędzy. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/hejt-w-sieci-dotyka-coraz,p423939792

Bolt rozpoczyna szkolenia z bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Będzie wprowadzać także nowe funkcje bezpieczeństwa

0

W I kwartale br. na polskich drogach było bezpieczniej niż rok wcześniej, ale wciąż jest jeszcze wiele do poprawy – wynika z danych Policji. W poprawę bezpieczeństwa na drogach angażuje się Bolt, organizując szkolenia dla partnerów flotowych firmy, z których finalnie skorzystają kierowcy taksówek. Cykl zajęć poprowadzą eksperci Centrum Inicjatyw Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Bolt podkreśla, że działania na rzecz bezpieczeństwa w ruchu drogowym to element wartego 100 mln euro globalnego programu inicjatyw na rzecz poprawy bezpieczeństwa przejazdów zamawianych przez aplikację firmy. 

Kwestia bezpieczeństwa jest jednym z najważniejszych oczekiwań pasażerów. To dlatego Bolt wprowadził procedury szczegółowej weryfikacji kierowców oraz pojazdów. W ostatnich latach pojawiły się takie możliwości jak np. śledzenie trasy przejazdu, dzielenie się trasą ze znajomymi lub nagrywanie dźwięku w trakcie przejazdu. Wdrażane ostatnio nowości to m.in. kod odbioru, żeby zniwelować ryzyko pomylenia auta, czy zdjęcia otoczenia, które ułatwią określenie dokładnego miejsca odbioru.

– Dzięki wykorzystaniu nowych technologii, procesów weryfikacji oraz wszystkich funkcji bezpieczeństwa mamy pewność, że usługa, którą pasażer zamawia, jest bardzo przejrzysta. Pasażer od samego początku zna jej przebieg, wie, kto i w jaki sposób ją wykona. Ma również przekonanie o tym, że ta usługa będzie bezpieczna i komfortowa – wyjaśnia Paweł Kuncicki, dyrektor generalny Bolt w Polsce.

Bolt zadeklarował, że w ramach trzyletniej inwestycji ogłoszonej w ubiegłym roku przeznaczy globalnie 100 mln euro na rozwój kolejnych rozwiązań z zakresu bezpieczeństwa, w tym technologicznych. Środki mają być przeznaczone także na działania zespołu wsparcia ds. bezpieczeństwa. Istotnym elementem tej polityki są szkolenia z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego. W Polsce cykl takich szkoleń rozpoczął się w 2023 roku.

 Dwa lata temu zaczęliśmy oferować szkolenia online, których treści były konsultowane z Komendą Główną Policji. Teraz podjęliśmy współpracę z Centrum Inicjatyw Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego i wspólnie z ekspertami z tej instytucji przygotowaliśmy szkolenie dla partnerów flotowych, czyli dla naszych partnerów biznesowych. W czasie szkolenia zapewniamy im narzędzia, które będą mogli wykorzystywać w szkoleniu kierowców z nimi współpracujących – mówi dyrektor generalny Bolt w Polsce.

Mowa o inicjatywie szkoleniowej, która gwarantuje edukację w całej sieci transportowej platformy. Poświęcona jest zwiększeniu świadomości bezpieczeństwa drogowego i odpowiedzialnej jazdy wśród kierowców taksówek. W ramach projektu realizowane są warsztaty edukacyjne oparte na modelu peer-education – przeszkoleni przedsiębiorcy będą następnie edukować kierowców na temat najlepszych praktyk bezpieczeństwa drogowego. Taka forma edukacji zapewnia lepsze zrozumienie i wdrożenie zasad bezpieczeństwa drogowego – wspomniani przedsiębiorcy dzielą się wiedzą z innymi kierowcami w ich ojczystym języku. Szkolenia skupiają się przede wszystkim na aspektach BRD, które są bardzo istotne dla kierowców taksówek.

Jednym z bardzo istotnych elementów tych szkoleń jest bezpieczne korzystanie z telefonu komórkowego. Nasze usługi są świadczone za pomocą telefonu komórkowego, który posiada zarówno kierowca, jak i pasażer, natomiast nieprawidłowe korzystanie z niego w trakcie jazdy przez kierowcę może być przyczyną wypadków, tak jak to wynika z wielu danych – wyjaśnia Paweł Kuncicki. – Dlatego szczególnie istotne dla nas jest to, żeby zwrócić uwagę i położyć dodatkowy nacisk na to, w jaki sposób bezpiecznie korzystać z telefonu, żeby to nigdy negatywnie nie wpłynęło na bezpieczeństwo w ruchu drogowym.

 Bezpieczeństwo ruchu drogowego to bardzo szeroki obszar, na który składają się m.in. infrastruktura, pojazdy i edukacja. Dzisiaj dotykamy obszaru właśnie edukacji, przygotowania człowieka. Czynnik ludzki odpowiada bowiem za ponad 90 proc. wpływu na bezpieczeństwo ruchu drogowego, czyli nie tylko samochody, drogi, ale przede wszystkim człowiek, który decyduje, co się dzieje na drodze – mówi Katarzyna Dobrzańska-Junco, prezeska Centrum Inicjatyw Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego i ekspertka Małopolskiej Wojewódzkiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.

Z danych Policji wynika, że w ubiegłym roku na drogach doszło do 21, 5 tys. wypadków, z czego 19,6 tys. zostało spowodowanych przez kierowców, 971 przez pieszych, a 127 przez pasażerów. Dla porównania brak sprawności technicznej został wskazany jako przyczyna 32 wypadków.

– Takie działania edukacyjne, które dzisiaj zostały rozpoczęte przez firmę Bolt, pokazują, jak ważna jest edukacja. Pokazują, jaką wagę przykłada się do bezpieczeństwa dzisiaj, i coraz bardziej rozumiemy, że to właśnie człowiek wpływa na to, co się dzieje na drogach. Obojętnie, jakim uczestnikiem ruchu drogowego jesteśmy, czy kierowcą, czy pieszym, czy rowerzystą, zawsze mamy wpływ na to, co się dzieje – wyjaśnia Katarzyna Dobrzańska-Junco. 

Ministerstwo Infrastruktury podkreśla, że bezpieczeństwo w ruchu drogowym traktuje priorytetowo. Resort pracuje nad projektem zmian w ustawie Prawo o ruchu drogowym, którego przyjęcie zaplanowano wstępnie na II kwartał br. Przewiduje on m.in. ograniczenia możliwości redukcji punktów karnych, okres próbny dla młodych kierowców, odbieranie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h poza obszarem zabudowanym czy też cofnięcie uprawnień za jazdę w okresie zatrzymania prawa jazdy.

Pod koniec kwietnia br. wystartowała najnowsza kampania informacyjna Ministerstwa Infrastruktury i Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego o bezpieczeństwie ruchu drogowego pod hasłem: „Pomyśl przed! Idź, jedź, prowadź bezpiecznie!”. To kilka filmów, które poruszają problemy i zagrożenia, jakie mogą spotkać wszystkich uczestników ruchu drogowego, którzy codziennie korzystają z infrastruktury drogowej. Jeden z tematów dotyczy konsekwencji rozproszenia uwagi, korzystania z telefonu lub pisania wiadomości tekstowych, rozmowach bez zestawu słuchawkowego lub głośnomówiącego.

– Bezpieczeństwo to także partnerstwo na drodze, to, jak współpracujemy z innymi. Również umiejętności miękkie niesamowicie wpływają na to, jakimi jesteśmy kierowcami. Mówimy tutaj o komunikatywności, odporności na stres, empatii, zrozumieniu dla innych uczestników ruchu drogowego. Cieszę się, że na szkoleniu firmy Bolt mówimy nie tylko o tym, dlaczego warto się stosować do przepisów ruchu drogowego, ale też w jaki sposób kontrolować siebie, swoje zdrowie, leki, które przyjmujemy – wymienia prezeska Centrum Inicjatyw Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/bolt-rozpoczyna-szkolenia,p1223271500