Strona główna Blog Strona 18

Polscy studenci tworzą innowacje o światowym potencjale. Pracują nad dronem badającym lodowce czy diagnostyką guzów mózgu z łez

0

Innowacyjne metody diagnozowania guzów mózgu z ludzkich łez, dron pozwalający prognozować skutki zmian klimatu na podstawie kondycji lodowców czy system czujników zapobiegający zespołowi nagłej śmierci łóżeczkowej u noworodków – to przykłady projektów realizowanych przez młodych naukowców, które zostały zgłoszone do II edycji programu Talenty Jutra. Jury wyłoniło spośród nich 23 innowacje o największym potencjale. Grant w wysokości 25 tys. zł ma pozwolić młodym naukowcom na kontynuację bądź rozszerzenie badań lub udoskonalenie swojego wynalazku. – To są młodzi ludzie, którzy mogą zmienić oblicze polskiej nauki – mówi Zuzanna Piasecka, prezes Fundacji Empiria i Wiedza, inicjatora konkursu.

 W naszym programie grantowym wspieramy młodych ludzi i finansujemy ich projekty. To są innowacje, projekty, które mogą pozwolić nam na przykład wynaleźć lek na glejaka albo na podstawie badania z łzy oka określić stadium tego raka, nie wykonując tomografu komputerowego. Takie badania wymagają finansowania – mówi agencji Newseria Biznes Zuzanna Piasecka.

Talenty Jutra to konkurs skierowany do młodych badaczy, naukowców i wynalazców, którzy są dopiero na początku swojej ścieżki naukowo-badawczej, ale już realizują innowacyjne projekty w dziedzinach nauk ścisłych i medycynie. Wśród problemów, nad których rozwiązaniem pracują młodzi polscy badacze, są nowotwory. Jeden z takich projektów dotyczy diagnostyki i rozróżniania guzów mózgu: konkretnie glejaka i oponiaka, które rocznie diagnozuje się u ok. 3 tys. Polaków. Obecnie nie ma metody wczesnej diagnostyki tej wysoce śmiertelnej grupy nowotworów.

Mój projekt polega na tym, aby móc rozróżniać te guzy mózgu w oparciu o badanie warstwy mucynowej w ludzkich łzach poprzez efekt laserowania i barwienie tych mucyn tioflawiną T – wyjaśnia Ewelina Jałonicka, studentka piątego roku kierunku lekarskiego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, uczestniczka konkursu.

Co istotne, możliwość małoinwazyjnego pobierania łez (tzw. paskami Schirmera) daje realne szanse na to, aby opisana metoda stała się pierwszym, powszechnym testem neuroonkologicznym na świecie.

Jednym z wynalazków, który znalazł się w finale II edycji programu grantowego Talenty Jutra, był arktyczny dron, który może pomóc w prognozowaniu skutków zmian klimatycznych i topnienia lodowców. Innowacja tego rozwiązania polega na połączeniu autonomicznego lotu drona i bezinwazyjnych pomiarów wysokości śniegu.

– Projekt Singo, zgłoszony do konkursu Talenty Jutra, dotyczy budowy drona arktycznego, który mierzy wysokość warstwy śniegu w lodowcach. To pozwala m.in. obliczyć, ile wody znajduje się w tym lodowcu, i przewidzieć, jak będzie się kształtował poziom mórz i oceanów. Budujemy tego drona w oparciu o bezinwazyjne metody pomiarów, tzn. używamy radaru i sonaru. Dzięki temu naukowcy nie będą musieli już ręcznie mierzyć warstwy śniegu, jak robią to teraz, czyli po prostu kopiąc trzy–czterometrowy dół, w którym badają próbki. Zamiast tego dron będzie mógł przelecieć nad lodowcem i zmierzyć wysokość tej warstwy – wyjaśnia Robert Miśkiewicz, lider projektu Singo, finalista konkursu.

Nagrodą w konkursie Talenty Jutra jest grant w wysokości 25 tys. zł, który ma pozwolić młodym badaczom na kontynuację bądź rozszerzenie obszaru tych badań lub udoskonalenie swojego wynalazku. W II edycji przyznano 23 takie nagrody. Jednym z nagrodzonych projektów został system ikoko do monitorowania czynności życiowych noworodka podczas snu, bazujący na sieci neuronowej.

 Jest to kompleksowy zestaw czujników, który śledzi sygnały życiowe noworodka przebywającego w łóżeczku. Bazując na sieci neuronowej, jest w stanie określić, czy nie występuje zagrożenie wystąpienia SIDS, czyli zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej – mówi Julia Wilk, studentka Politechniki Warszawskiej, laureatka. 

System wykorzystuje matę naciskową i opaskę na nadgarstek, śledząc temperaturę, tętno, natlenienie krwi i ruchy oddechowe. Dzięki procedurom dopasowania system ocenia ryzyko niebezpiecznych zdarzeń, alarmując przy wykryciu anomalii.

 Finansowanie zdobyte w Talentach Jutra chcę przeznaczyć na rozwinięcie designu tego systemu, żeby czujniki były w technologii wearable i żeby można było w ergonomiczny sposób założyć je dziecku. Pozwoli to też rozwijać technologię sieci neuronowych, tak aby zmniejszać ryzyko wystąpienia np. fałszywego alarmu generowanego przez system. Chcę też zaprezentować swoje rozwiązanie na wydarzeniu promującym innowacyjne technologie – nie tylko po to, żeby je zareklamować, ale też zwiększyć świadomość na temat problemu, który rozwiązuję – podkreśla autorka projektu ikoko.

Wśród nagrodzonych projektów są także: rakietowa platforma do badań aerodynamicznych w warunkach wysokich przeciążeń, znaczenie mikroRNA w diagnostyce pacjentów cierpiących na migreny, wykorzystanie grzybów endofitycznych w terapii raka skóry, biodegradowalne implanty do regeneracji kości gąbczastej czy bioługowanie telluru z paneli fotowoltaicznych jako element górnictwa miejskiego. 

 Talenty Jutra to przede wszystkim program grantowy dla studentów między 19. a 25. rokiem życia. To są młodzi ludzie, którzy już pracują w jakichś instytutach badawczych, robią swoje projekty autorskie albo są częścią jakiegoś większego projektu. Zależy nam na tym, żeby oni mieli szansę się rozwijać i wdrażać te rozwiązania, które mają szansę zmienić oblicze polskiej nauki – mówi Zuzanna Piasecka. – Jednocześnie potrzeba też całego, dużego sztabu mentorów w postaci profesorów i ludzi biznesu, którzy tych młodych poprowadzą i powiedzą im, czy to jest właściwy kierunek, czy takie badania są już robione na świecie, czy to nie są przepalone pieniądze, pokażą, jak te badania się robi i jak zdobywa się granty.

Powołana przez Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) Fundacja Empiria i Wiedza w tym roku nagrodziła młodych, obiecujących badaczy już po raz drugi. Zwycięzców wyłoniło jury składające się z naukowców reprezentujących różne dyscypliny oraz różne uczelnie i instytuty badawcze z całej Polski. Finaliści reprezentowali różne kategorie: nauki biologiczne, nauki fizyczne i biotechnologię, informatykę i nauki inżynieryjno-techniczne, medycynę i nauki o zdrowiu, nauki chemiczne oraz nauki o Ziemi i środowisku, a także projekty dyscyplinarne w zakresie 3W (czyli woda, wodór, węgiel).

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/polscy-studenci-tworza,p970194057

Producenci części motoryzacyjnych i warsztaty nie są gotowe na 2035 rok. Dla wielu z nich konieczna będzie zmiana profilu działalności

0

Większość producentów samochodów deklaruje, że będzie gotowa na 2035 rok i obowiązek wprowadzania do obiegu tylko pojazdów bezemisyjnych. Problem będą mieć jednak producenci części i podzespołów, ponieważ większość działających w Polsce poddostawców dla fabryk samochodów wytwarza komponenty wyłącznie do aut spalinowych. Spora część z nich nie jest jeszcze przygotowana do przestawienia profilu produkcji pod samochody elektryczne. To samo dotyczy też warsztatów mechanicznych, obecnie nastawionych przede wszystkim na klasyczną motoryzację. Do zmian muszą się przygotować importerzy i dystrybutorzy części zamiennych. – Jeżeli nie pójdziemy do przodu, to zostaną nam wyłącznie funkcje, z których większość z nas na tym rynku nie wyżyje – mówi Michał Tochowicz, prezes zarządu Moto-Profil.

– Odchodzenie od silników spalinowych powoduje dla nas, dystrybutorów części, konieczność zmiany strategii. Musimy wziąć pod uwagę nowy asortyment. Z tego, co słyszymy, samochody elektryczne mają mniej więcej 25 proc. tych części, które w tej chwili mają konwencjonalne samochody, więc to jest ogromna zmiana. Dlatego musimy w jakimś stopniu przeskalować swoją działalność i zastanowić się, jak będziemy mogli w dalszym ciągu zarabiać na tym pieniądze – mówi agencji Newseria Biznes Michał Tochowicz.

Zgodnie z unijnymi przepisami od 2035 roku na terenie całej Unii Europejskiej ma obowiązywać 100-proc. redukcja emisji z nowo sprzedawanych samochodów, co oznacza, że producenci będą mogli wprowadzać na rynek UE jedynie nowe pojazdy bezemisyjne – głównie na prąd lub wodór, ale też paliwa syntetyczne.

Do wprowadzenia tych przepisów branża motoryzacyjna przygotowywała się od dawna – większość producentów ma już pokaźne portfolio pojazdów zeroemisyjnych, a wiele marek zapowiedziało odejście od napędów spalinowych nawet wcześniej niż wyznaczona przez UE data graniczna. Problem będą mieć jednak producenci części i podzespołów, ponieważ większość działających w Polsce firm, będących poddostawcami fabryk samochodów, wytwarza komponenty wyłącznie do aut spalinowych. Za tym idzie też konieczność szkoleń z obsługi samochodów elektrycznych.

– Jeżeli nie pójdziemy do przodu, to zostaną nam wyłącznie funkcje, z których większość z nas na tym rynku nie wyżyje, to znaczy wymiana klocków hamulcowych czy oleju. Z drugiej strony ta zmiana jest też ogromną okazją do zrobienia biznesu. Na pewno będą potrzebne inwestycje w sprzęt warsztatowy, diagnostykę, szkolenia – mówi prezes zarządu Moto-Profil, dystrybutora części i akcesoriów motoryzacyjnych, dostawcy do hurtowni, sklepów i warsztatów samochodowych.

Według tegorocznego badania Exact Systems („Motobarometr 2023”) w Polsce 55 proc. przedstawicieli zakładów motoryzacyjnych uważa, że w latach 2033–2034 samochody elektryczne (z wykluczeniem hybryd i hybryd plug-in) będą stanowić już co najmniej połowę całej sprzedaży nowych aut osobowych. Stopniowe odchodzenie od silników spalinowych wydaje się więc nieuniknione, choć wielu przedstawicieli branży nadal wątpi, że nastąpi to już w 2035 roku. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce w I półroczu br. BEV-y stanowiły zaledwie 3,6 proc. wszystkich zarejestrowanych nowych osobówek.

– Jest dużo obaw o to, co będzie dalej, bo w dalszym ciągu jeszcze nie znamy szczegółowych regulacji. Cały czas dostajemy jakieś informacje, ale one nie do końca są pewne – mówi Michał Tochowicz. – Bezwzględnie potrzebujemy wsparcia i mówimy zarówno o legislacji w Polsce, jak i legislacji europejskiej. Potrzebujemy też ludzi, którzy rozumieją motoryzację i ten biznes, nie patrzą wyłącznie z perspektywy producenta, ale również aftermarketu. COVID-19, który wyhamował produkcję samochodów, świetnie pokazał, że my – jako aftermarket – jesteśmy bardzo istotni w momencie, kiedy trzeba podtrzymać mobilność. Sprawił, że ten rynek na chwilę stał się gwiazdą, bo pozwolił producentom w jakimś stopniu utrzymać się na powierzchni. Niestety teraz się o tym zapomina, dlatego my potrzebujemy wsparcia. Zdajemy sobie sprawę, że mamy teraz dość newralgiczny moment, ale to wsparcie jest nam obecnie bardzo potrzebne i myślę, że jeśli je dostaniemy, to świetnie je wykorzystamy, zapewniając pracę dużej liczbie ludzi i płacąc wysokie podatki.

Według danych Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych w Polsce przemysł motoryzacyjny odpowiada za 8 proc. PKB oraz za ok. 13,5 proc. wartości eksportu. Motorem napędowym tej branży są natomiast dostawcy części. Polska – nazywana zagłębiem produkcji części motoryzacyjnych – zajmuje siódme miejsce na liście największych eksporterów podzespołów na świecie, z wartością eksportu ok. 15,1 mld dol., która rokrocznie wzrasta. Swoje fabryki części mają w Polsce czołowe światowe koncerny takie jak m.in. Bosch, Brembo, BorgWarner, Federal-Mogul, Gates, Mahle, DRiV, ZF-TRW oraz Valeo, ale jest również wiele rodzimych biznesów, które prężnie działają na rynku krajowym i za granicą.

Polska ma ambicje i potencjał, żeby zostać jednym z liderów elektromobilności w Europie od strony podażowej, czyli produkcji e-pojazdów oraz ich części i podzespołów. Z danych Polskiej Izby Rozwoju Przedsiębiorczości wynika, że nasz kraj już w tej chwili odpowiada za ok. 30 proc. europejskiej produkcji komponentów do elektrycznych pojazdów, a pod Wrocławiem działa największa w Europie fabryka baterii do aut LG Energy Solution.

– My cały czas myślimy o przyszłości. Sztandarowym pomysłem jest nasz program szkoleniowy dla uczniów, który pozwala młodym adeptom w technikach czy szkołach zawodowych naprawiać samochody w wirtualnej rzeczywistości. To jest naprawdę duża rzecz, prowadzimy ten projekt już ponad dwa i pół roku i zaprosiliśmy do niego uznanych w branży dostawców. Rozmawiamy też na temat wprowadzenia go do dydaktyki w szkołach – mówi prezes Moto-Profil

Z danych ACEA wynika, że na europejskim rynku w I półroczu br. udział elektryków w łącznej sprzedaży nowych samochodów osobowych wyniósł 12,9 proc. (wobec 9,9 proc. przed rokiem). Najczęściej odbywa się to kosztem diesli, których udział w ciągu roku spadł z 17,4 do 14,5 proc. Najwięcej elektryków rejestruje się w krajach północnych i skandynawskich (Norwegia, Islandia i Szwecja, dalej Niemcy i Francja). W Polsce udział e-samochodów wciąż nie przekracza 10 proc. (na koniec października br. po polskich drogach jeździło w sumie 52,3 tys. osobowych i użytkowych samochodów całkowicie elektrycznych). Problemem pozostają na razie ich ceny, które odstraszają potencjalnych nabywców. Według IBRM Samar średnia ważona cena auta osobowego zarejestrowanego w czerwcu 2023 roku wynosiła blisko 176 tys. zł. Natomiast w przypadku elektryków ta cena była znacznie wyższa i wyniosła blisko 270 tys. zł. Drugą barierą dla upowszechnienia e-samochodów jest brak wystarczającej infrastruktury ładowania. Według „Licznika Elektromobilności” PSPA i PZPM na koniec października br. w Polsce funkcjonowało 3166 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych (6378 pkt), z czego 1/3 stanowiły szybkie stacje ładowania prądem stałym. ACEA wskazuje też, że – biorąc pod uwagę liczbę ładowarek w UE – widać ogromną przepaść między krajami znajdującymi się na szczycie i na dole rankingu. W Holandii (90 tys.) i Niemczech (59 tys.) znajduje się połowa wszystkich punktów ładowania w UE. Z kolei Polska zajmuje 12. pozycję, w połowie stawki, z 0,9 proc. udziału w ogólnej liczbie ładowarek w UE.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/producenci-czesci,p1374127901

Demografia, zdrowie, edukacja i ekologia. Nowe technologie mają coraz większe znaczenie dla rozwiązywania najbardziej palących problemów

0

O pozytywnym wpływie technologii na biznes mówi się od dawna, za czym idą rosnące z roku na rok inwestycje przedsiębiorstw w ten obszar, m.in. chmurę czy sztuczną inteligencję. Coraz częściej nowe technologie znajdują także zastosowanie w rozwiązywaniu palących problemów globalnych. Pracują nad nimi zarówno duże korporacje, naukowcy i studenci, jak i start-upy z całego świata. – Nowe technologie posiadają ogromny potencjał w przekształcaniu i wspieraniu kluczowych obszarów społeczno-gospodarczych, takich jak edukacja, zdrowie, środowisko i gospodarka – mówi Alicja Tatarczuk z Huaweia. Koncern szuka takich innowacyjnych pomysłów wśród młodych naukowców w swoim konkursie Tech4Good, który jest częścią programu Seeds for the Future.

Obserwujemy, jak nowoczesne rozwiązania, takie jak cyfryzacja i wykorzystanie sztucznej inteligencji, mogą podnieść efektywność opieki zdrowotnej, jednocześnie obniżając jej koszty społeczne. W obszarze środowiska naturalnego technologie odnawialne, takie jak panele fotowoltaiczne i wykorzystanie Internetu Rzeczy (IoT) do monitorowania jakości powietrza, stanowią kluczowy element walki ze zmianami klimatycznymi i zanieczyszczeniem. Z kolei automatyzacja i robotyzacja nabierają coraz większego znaczenia w kontekście zmian demograficznych, a dostosowanie systemu edukacji do nowych wymagań rynku pracy staje się nieodzowne – wymienia w rozmowie z agencją Newseria Biznes Alicja Tatarczuk, menedżerka ds. CSR w Huawei Polska.

Młodzi ludzie mają w tym zakresie do odegrania dużą rolę. To często w grupach badawczych na uczelniach powstają innowacje, które nakierowane są na rozwiązanie jakiegoś istotnego problemu.

– Znaczenie inicjatyw edukacyjnych, które umożliwiają rozwój kompetencji technologicznych i tworzenie rozwiązań dla problemów społecznych, będzie nadal rosło, podobnie jak świadomość społeczeństwa w tym zakresie – mówi Alicja Tatarczuk.

Na tym koncentruje się Seeds for the Future – flagowy program edukacyjny Huaweia, który właśnie po raz 10. odbył się w Polsce. Pięćdziesiątka najlepszych studentów polskich uczelni przez tydzień uczestniczyła w szkoleniach i warsztatach prowadzonych przez światowej klasy ekspertów na temat najnowszych trendów technologicznych.

– Studenci uczą się m.in. o rozwiązaniach sztucznej inteligencji i o tym, jak 5G zmieni nasze życie, w jaki sposób rozwiązania chmurowe mogą służyć biznesowi. Będą też wirtualnie zwiedzać chińskie fabryki czy centra innowacji, żeby zobaczyć, jak się rozwija ten świat technologiczny w Azji, a także uczestniczyć w zajęciach z przywództwa i wspólnie tworzyć międzynarodowe projekty w ramach inicjatywy Tech4Good, która służy budowaniu umiejętności współpracy w grupach, współpracy projektowej i stwarza studentom w naszym programie możliwość nawiązywania międzynarodowych relacji. Oni współpracują z ludźmi z absolutnie całego świata, tworząc projekty, ministart-upy, które angażują technologię na rzecz rozwiązywania ważnych problemów społecznych czy ekologicznych – wyjaśnia menedżerka ds. CSR w Huawei Polska.

Program Seeds for the Future jest skierowany do najzdolniejszych studentek i studentów z uczelni wyższych, głównie tych, którzy uczą się na kierunkach związanych z IT, inżynierią, technologiami czy matematyką. Jego celem jest rozwijanie talentów w dziedzinie technologii ICT i przygotowanie studentów do postawienia pierwszych kroków w profesjonalnym świecie nowych technologii.

– W tym roku do polskiej edycji programu Seeds for the Future zgłosiło się ponad 260 studentów i studentek z całego kraju. Mieliśmy ogromny problem, żeby wybrać czołową pięćdziesiątkę, bo wszystkie zgłoszenia były naprawdę wysokiej jakości. Ponownie mamy w tej grupie ponad 50 proc. kobiet, co pokazuje, że wiele studentek interesuje się naukami ścisłymi i nowymi technologiami, w tej branży w przyszłości widzi swoją karierę i chce ten świat współtworzyć – podkreśla Alicja Tatarczuk.

– Wiążę z tym programem duże nadzieje związane m.in. z tym, żeby poznać nowych ludzi, dobrze się bawić, zaplusować w środowisku międzynarodowym, zobaczyć, jak pracuje się w zespole, który łączy ludzi z kilku kontynentów – mówi Justyna Gręda, studentka teleinformatyki na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, uczestniczka programu. – Wiedzę na temat nowych technologii w swojej pracy wykorzystuję na co dzień, bo jestem programistką aplikacji mobilnych. Ta zdobyta podczas Seeds for the Future, szczególnie z dziedziny sztucznej inteligencji, pozwoli mi stworzyć coś nowego, a także rozwijać swoją karierę zawodową.

– Program Seeds for the Future jest atrakcyjny dla uczestników przede wszystkim dlatego, że pozwala na zapoznanie się z całą gamą technologii ICT oraz skonfrontowanie swoich pomysłów, wiedzy i kompetencji z realnymi, globalnymi problemami świata, z którymi nam – przyszłym inżynierom i naukowcom – przyjdzie się zmierzyć – dodaje Adam Sztamborski, student Politechniki Łódzkiej, uczestnik programu. – Cieszyłbym się, gdybym w mojej pracy mógł wykorzystać tę wiedzę przy rozwiązywaniu problemów dotyczących różnych aspektów życia, także środowiskowych, ale również podnoszenia jakości życia i bezpieczeństwa ludzi.

– Wiedza na temat nowych technologii może być bardzo przydatna przy rozwoju mojego projektu. Wraz z moimi znajomymi prowadzimy projekt, który ma na celu zminimalizować ilość bioodpadów w społeczeństwie i działać na rzecz środowiska – mówi Daria Polcyn, studentka Uniwersytetu Warszawskiego, uczestniczka programu. – Nasz projekt nazywa się AVO Cycle i chcemy zająć się pestkami awokado oraz samymi tymi owocami, które nie nadają się już do użytku. Mamy zamiar współpracować z lokalnymi restauracjami oraz z supermarketami, większymi dostawcami bioodpadów i chcemy rozpocząć od tego, aby pestki uzyskane z owoców awokado przetwarzać na bioopakowania oraz ekologiczne oleje.

Nowością, która od dwóch lat towarzyszy programowi Seeds for the Future, jest konkurs Tech4Good, w którym studenci – w grupie rówieśników z całego świata – mają za zadanie zaprojektować własny start-up technologiczny odpowiadający na jeden z palących globalnych problemów.

Ci, którzy stworzą najlepsze pomysły, wyjadą na Talent Summit, organizowany przez Huaweia w jednej z europejskich stolic. Najlepsze drużyny mają też szansę pojechać do Chin i wygrać 100 tys. dolar. na rozwój zwycięskiego start-upu – mówi Alicja Tatarczuk.

W ubiegłym roku w czołówce konkursu Tech4Good wyróżniono polski zespół HuaSquad, który został jednym z sześciu najlepiej ocenionych projektów z Europy.

 Stworzony przez nas projekt z obszaru agritech miał za zadanie łączyć rolników z młodymi ludźmi, którym zależy na tym, żeby wspierać ekologiczną żywność, ekologiczne rolnictwo – wyjaśnia Dominika Jacejko, członkini zespołu HuaSquad. – Wyróżnienie w konkursie Tech4Good było dla nas naprawdę dużym sprawdzianem tego, co jesteśmy w stanie zrobić, do czego jesteśmy w stanie dojść swoją własną ciężką pracą. Patrząc na to, jak sytuacja wygląda rok później, myślę, że udział w samym konkursie pokazał nam też ogromną siłę networkingu. Tworząc takie rozwiązania, dajemy innym znać o tym, że drzemie w nas ogromny potencjał i ten potencjał dzięki właśnie m.in. Tech4Good został wykorzystany później również w innych projektach.

– Ogromnym sukcesem poprzedniej, IX edycji Seeds for the Future, było znalezienie się polskiego zespołu HuaSquad w gronie najlepszych drużyn biorących udział w konkursie Tech4Good – dodaje menedżerka ds. CSR w Huawei Polska. – To już druga edycja programu, w której polski projekt znalazł się w gronie najciekawszych technologii pozytywnego wpływu. Ubiegłorocznym rozwiązaniem polskich studentów z zespołu Sensideer był system informowania kierowców pojazdów o potencjalnej kolizji ze zwierzętami na drodze. Przygotowane w ramach XVIII edycji Seeds for the Future rozwiązanie znalazło się w finałowej dziesiątce, otwierając przed młodymi uczestnikami nowe możliwości rozwoju.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/demografia-zdrowie,p1042692897

W okresie okołoświątecznym Polacy generują duże ilości elektroodpadów. Połowa nie wie, że nie można ich wyrzucić do śmietnika

0

Polacy mają problem z prawidłowym wskazaniem elektroodpadów i nie do końca wiedzą, gdzie oddawać takie zużyte sprzęty – pokazuje badanie agencji badawczej Zymetria na zlecenie RLG. 34 proc. badanych przyznało, że zdarzyło im się źle zutylizować wyrzucane elektroodpady. Odpady, które najczęściej trafiają w nieodpowiednie miejsce, to m.in. kable, ładowarki czy słuchawki. – Podobnie jest z różnego rodzaju golarkami, lokówkami, zabawkami na baterie i innymi małymi sprzętami, czyli tym, co niebawem będziemy kupować pod choinkę – zauważa Monika Wyciechowska z RLG w Polsce. Jak wskazuje, ponad połowa Polaków nie wie, że starych sprzętów nie wolno wyrzucać do pięciu frakcji, ale trzeba je oddać do specjalnych punktów zbiórki.

 W okresie przedświątecznym ludzie robią porządki w domach, wyrzucają duże ilości odpadów – w tym również elektroodpadów, więc dobrze by było, aby wiedzieli, gdzie mogą oddać takie zużyte sprzęty – mówi agencji Newseria Biznes Monika Wyciechowska, education marketing manager RLG w Polsce. – Potem będziemy kupować gwiazdkowe prezenty i warto się zastanowić, czy naprawdę potrzebujemy nowej elektroniki. Natomiast w momencie, kiedy będziemy wyrzucali starą, powinniśmy wiedzieć, co z nią zrobić.

Elektroodpady to wszystkie popsute, nieużywane i niepotrzebne urządzenia elektryczne i elektroniczne, działające kiedyś na prąd lub baterie. W domach Polaków zalegają najczęściej telefony komórkowe, czajniki elektryczne, telewizory, stare żelazka i odkurzacze, tostery czy suszarki do włosów, które można znaleźć w szufladach, garażach i piwnicach.

Z badań przeprowadzonych na zlecenie RLG przez agencję badawczą Zymetria wynika, że niemal 80 proc. Polaków w ciągu ostatnich 12 miesięcy zakupiło nowy sprzęt elektryczny i elektroniczny, jednak tylko 40 proc. sprzętów wymienionych na nowe zostało prawidłowo zagospodarowane. Na dodatek lubimy chomikować taki sprzęt w domu. 64 proc. respondentów odpowiada, że wciąż przetrzymuje w szufladzie stary telefon bądź inny sprzęt elektroniczny – mówi ekspertka RLG w Polsce.

Elektroodpady to grupa odpadów, która – obok plastiku – stanowi ogromne zagrożenie środowiskowe. Z drugiej strony ze zużytej elektroniki można odzyskać cenne surowce i metale, takie jak złoto, srebro i miedź, które następnie można ponownie wykorzystać np. do wytwarzania czajników, plomb dentystycznych, a nawet instrumentów muzycznych. Badanie Zymetrii wskazuje, że Polacy mają tego świadomość. Prawie 90 proc. badanych wie, że elektroodpady zawierają cenne i rzadkie surowce, które można odzyskać w procesie recyklingu. Tyle samo ma świadomość, że zawierają one substancje szkodliwe dla zdrowia i życia.

W starych, zużytych sprzętach mogą się znajdować substancje niebezpieczne, m.in. rtęć, kadm, związki bromu. Jeżeli one dostaną się do środowiska, a jest to możliwe w przypadku, gdy zużyte sprzęty nie trafią do profesjonalnego zakładu przetwarzania, takie związki mogą zanieczyścić wody gruntowe, zanieczyścić glebę i powietrze, co odbije się na środowisku i na naszym zdrowiu – przestrzega Monika Wyciechowska.

Jeśli już Polacy segregują elektroodpady, to głównie ze względu na troskę o środowisko naturalne – tę motywację wskazała blisko połowa badanych. Z kolei 17 proc. ma też na uwadze wysokie koszty pozyskiwania nowych surowców. Zdaniem ekspertki te dane dobrze wyglądają tylko w teorii.

80 proc. respondentów wie, że należy segregować zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny, natomiast już tylko 66 proc. deklaruje, że to faktycznie robi – mówi Monika Wyciechowska. – Czy to jest prawda? Myślę, że nie do końca, ponieważ ponad 50 proc. badanych nie wiedziało, że takiego sprzętu nie należy wrzucać do żadnego z pojemników na pięć frakcji. Podobny odsetek nie miał pojęcia o tym, że zużyty sprzęt można oddać np. do PSZOK-u albo do sklepu w momencie zakupu nowego urządzenia.

Kolejnym problemem jest też fakt, że Polacy nie do końca potrafią właściwie zidentyfikować elektroodpady. Najbardziej problematyczne są takie gadżety jak świecące buty, grające książeczki albo kartki czy mówiące przytulanki, dość powszechnie kupowane dzieciom pod choinkę.

Między 40 a 60 proc. respondentów nie potrafi zidentyfikować zabawki na baterie albo grającego pluszaka czy książeczki jako elektroodpad – mówi ekspertka.

W przypadku prezentów dla dorosłych też nie jest dużo lepiej – dla ok. 35 proc. badanych elektroodpadem nie jest zepsuty pendrive, a 20–30 proc. respondentów nie wie, że kabel, ładowarka czy słuchawki też zaliczają się do zużytych sprzętów elektrycznych i elektronicznych.

– W momencie, kiedy przestaną działać, należy je oddać do odpowiedniego punktu zbiórki. Podobnie jest z różnego rodzaju golarkami, lokówkami i tego rodzaju małymi sprzętami, czyli tym, co niebawem będziemy kupować pod choinkę i wymieniać na nowe – tłumaczy Monika Wyciechowska. – W naszym badaniu tylko 24 proc. respondentów poprawnie zidentyfikowało wszystkie elektroodpady.

Elektroodpady można wrzucić do przeznaczonych na nie pojemników albo oddać do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK) w gminie. Jednak duży odsetek Polaków nie ma świadomości, że można je też oddać w sklepie przy zakupie nowego sprzętu tego samego rodzaju (sprzedawca ma obowiązek przyjęcia sprzętu 1:1, czyli np. starą suszarkę oddamy, jeśli kupujemy nową) albo w momencie dostawy nowego sprzętu zamówionego online (sklepy internetowe nie są zwolnione z obowiązku przyjęcia starego sprzętu, ale należy to wcześniej zgłosić sprzedawcy).

– W wielu polskich miastach pojawiają się specjalne pojemniki na elektroodpady małogabarytowe. Warto też wiedzieć, że w sklepach wielkopowierzchniowych sprzedających elektronikę – takich, których powierzchnia sprzedaży przekracza 400 mkw. – również mamy możliwość bezpłatnie oddać sprzęty do 25 cm – wymienia ekspertka RLG.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/w-okresie,p983475895

Technologie rewolucjonizują biznes restauracyjny. Kioski samoobsługowe, kody QR, a wkrótce sztuczna inteligencja będą standardem w branży gastronomicznej

0

Digitalizacja i nowe technologie stają się głównym motorem rozwoju branży restauracyjnej, a rozwiązania technologiczne – takie jak kody QR, kioski samoobsługowe, cyfrowe menu czy systemy AI wspierające sprzedaż – coraz powszechniej pojawiają się w stacjonarnych restauracjach, usprawniając ich funkcjonowanie i przyciągając klientów. – Niewątpliwie technologia będzie nadal zmieniać sektor gastronomiczny. Im lepsze interakcje z klientem, tym częściej korzysta on z naszych usług – mówi Luis Comas, CEO AmRestu, operatora m.in. marek: KFC, Starbucks, Pizza Hut i Burger King, który w tym roku obchodzi 30-lecie swojej działalności.

– Technologia odgrywa w sektorze gastronomicznym absolutnie kluczową rolę. Była obecna zawsze, ale dziś mamy więcej systemów, platform, sposobów, które pozwalają konsumentom na składanie zamówień i wchodzenie w interakcje z branżą gastronomiczną. Obecnie w prowadzeniu restauracji nie ograniczamy się jedynie do osobistego kontaktu z klientem – mówi agencji Newseria Biznes Luis Comas.

Te słowa potwierdza ponad połowa polskich restauratorów (51 proc., według tegorocznego raportu „Polska na talerzu” Makro), wskazując digitalizację i nowe technologie wśród najważniejszych kierunków rozwoju swojego biznesu.

– Technologia, która czasami wciąż jeszcze wydaje się czymś rodem z filmów science fiction, w tak dużym stopniu stała się częścią życia konsumentów, że nawet jej nie dostrzegamy. Zwłaszcza w branży gastronomicznej, gdzie możemy złożyć zamówienie nie tylko na swoim smartfonie czy w kiosku samoobsługowym, ale i korzystając z kodu QR umieszczonego na stoliku – mówi CEO AmRestu.

W trakcie pandemii COVID-19 to właśnie digitalizacja i nowe technologie okazały się czynnikami, który pozwoliły branży przetrwać trudny czas. Wiele biznesów gastronomicznych przeniosło się wówczas do online’u, a realizacja zamówień na dowóz uratowała dużą część lokali. Ten trend wciąż jest obecny, a według danych AmRestu już ponad 50 proc. Polaków zamawia posiłki online. Nowe technologie coraz powszechniej pojawiają się też w stacjonarnych restauracjach, nie tylko usprawniając ich funkcjonowanie, ale i wpływając na zadowolenie klientów.

– Weźmy dla przykładu kioski samoobsługowe. Tylko w Polsce postawiliśmy ich już ponad 1,3 tys., dzięki czemu możemy obsłużyć większą liczbę klientów, dając im też szersze możliwości. Kiedy samodzielnie składamy w nim zamówienie, mamy dużo czasu, żeby się zastanowić, przejrzeć dostępne opcje i zapłacić na miejscu. To duże udogodnienie – mówi Luis Comas. – Korzystanie z prostego, intuicyjnego panelu w kioskach samoobsługowych w restauracjach pomaga zredukować czas spędzony w kolejce oraz rozwiązuje jeden z najbardziej palących obecnie problemów w branży gastronomicznej, związany z brakami personelu.

Klienci sieci restauracji chętnie korzystają także z kodów QR, które oferują wiele korzyści – po zeskanowaniu w telefonie pozwalają np. złożyć zamówienie i otrzymać je do stolika albo wziąć na wynos z lady czy zamówić w dostawie. Ponadto dzięki cyfrowym tablicom menu, które zastąpiły te statyczne, goście mogą lepiej zapoznać się z menu. To nowe, dynamiczne sposoby prezentacji oferty. Zależnie od pory dnia promowane są inne produkty, na ekranie wyświetla się najpierw oferta śniadaniowa, a w późniejszych godzinach menu na lunch i obiad. To podejście wsparte jest wieloma rozwiązaniami technologicznymi, ale konsumenci odbierają je po prostu jako naturalny aspekt ich wizyty w restauracji.

Nowe technologie w gastronomii wychodzą poza obsługę klienta, zmieniając sposób zarządzania biznesem gastronomicznym.

– Dzięki digitalizacji mamy lepsze systemy planowania naszych zasobów, składania zamówień na produkty czy realizowania sprzedaży. Korzystamy z niej także w zakresie zarządzania naszymi pracownikami, którzy mają teraz dostęp do bardziej angażujących programów szkoleniowych poprzez kanały cyfrowe, w aplikacjach mobilnych, z których mogą korzystać poza miejscem pracy. To ogromna zmiana w sposobie przekazywania wiedzy i umiejętności – mówi CEO AmRestu.

Jedną z najważniejszych zalet wykorzystania technologii – i zarazem ważnym trendem w gastronomii – jest też możliwość personalizacji, czyli precyzyjnego dostosowania oferty i usług do indywidualnych preferencji klientów na podstawie danych zbieranych w różnych kanałach. To odpowiedź na coraz wyższe oczekiwania konsumentów.

– Możliwość pozyskania danych o klientach, monitorowania ich zwyczajów i zamówień pozwala nam o wiele lepiej zrozumieć ich indywidualne preferencje. To ogromny krok naprzód. Za każdym razem, kiedy klient pojawia się w naszej restauracji, korzysta np. z kiosku samoobsługowego lub aplikacji, możemy uwzględnić wiedzę o jego indywidualnych potrzebach, preferencjach i ulubionych produktach, aby lepiej dostosować do niego naszą ofertę – mówi Luis Comas. – Nie jest to już masowa promocja w mediach, tylko coś specjalnego, bo marka zwraca się bezpośrednio do nas.

W gastronomii coraz większą rolę odgrywa dziś sztuczna inteligencja. Umożliwia ona bardziej precyzyjne przewidywanie czasu dostawy czy odbioru zamówień, tworzenie spersonalizowanych rekomendacji czy zarządzanie logistyką i analizę wyników sprzedaży.

– Sztuczna inteligencja jest naturalną ewolucją technologii, polega na gromadzeniu danych i wykorzystywaniu ich do przewidywania zachowań i wzorców. Dla nas jest to sposób na skuteczniejsze zarządzanie promocjami i kampaniami sprzedażowymi – mówi ekspert. – AI będzie też jednym z kluczowych czynników, które pozwolą nam efektywniej zarządzać biznesem, bo możliwość precyzyjnego planowania pozwoli np. unikać marnowania produktów. Będzie czymś w rodzaju asystenta, który już niedługo będzie wspierał każdego kierownika restauracji, pomagając układać grafiki i realizować szkolenia.

CEO AmRestu ocenia jednak, że rozwiązania oparte na AI w gastronomii nigdy nie zastąpią pracowników. – Potrzebni są dobrzy kierownicy i pracownicy zarządzający kuchnią i produktami, żeby w każdej sytuacji klient czuł się usatysfakcjonowany – zwraca uwagę Luis Comas. 

Według „Raportu Gastronomicznego”, opracowanego przez Panel Gospodarstw Domowych GfK Polonia, mimo że polska gastronomia wciąż jeszcze nie do końca wyszła z zapaści po pandemii, to jej wartość rośnie – w 2022 roku przekroczyła 31 mld zł. Digitalizacja i nowe technologie były kluczowymi czynnikami wzrostu sprzedaży w branży gastronomicznej.

– Byliśmy w Polsce jedną z pierwszych firm restauracyjnych, które wprowadziły możliwość płatności Blikiem, co było w tamtym czasie wielką rewolucją – mówi CEO spółki. – W tym roku w pierwszym kwartale sprzedaż internetowa – tylko online, przez kanały cyfrowe – odpowiadała już za ponad połowę całej naszej sprzedaży. Myślę, że jest to jedno z największych osiągnięć AmRest w branży gastronomicznej: jesteśmy liderami i osiągamy prawdopodobnie najlepsze liczby w zakresie korzystania z platform cyfrowych. To duży sukces i motor napędowy naszego rozwoju.

Grupa AmRest obchodzi w tym roku 30-lecie działalności. Od 1993 roku, kiedy zaczynała od jednej restauracji we Wrocławiu, przekształciła się w wiodącego europejskiego, multibrandowego operatora, który każdego roku serwuje miliony posiłków. Obecnie firma prowadzi łącznie 2143 restauracje w 21 krajach na całym świecie i zatrudnia ponad 45 tys. pracowników, w tym 17 tys. osób w Polsce. Nasz kraj jest największym rynkiem z ponad 600 restauracjami (28,8 proc. wszystkich lokali, na co składa się prawie 350 restauracji KFC, ponad 150 lokali Pizza Hut, 70 kawiarni Starbucks i blisko 50 restauracji Burger King). AmRest stawia mocny akcent na wdrażanie technologii i wykorzystanie innowacji takich jak rzeczywistość rozszerzona, „kliknij i zjedz”, kioski, aplikacje i urządzenia mobilne.

– Rozwój będzie postępował, jeśli uda nam się pozyskać więcej zadowolonych klientów w różnych kanałach sprzedaży – w dostawach, zamówieniach na wynos, w restauracjach przy ladzie i kioskach samoobsługowych, na wielu poziomach interakcji – mówi Luis Comas. – Obecnie zmagamy się z inflacją, z kryzysami różnej natury. Przechodzimy chwile niepewności w gospodarce. Zastanawiamy się, czy spowolnienie ekonomiczne nie wpłynie na zwyczaje konsumpcyjne klientów. Zawsze tak było: mieliśmy spadki i wzrosty, różne cykle konsumpcji, jednak dla nas liczy się to, że w każdym kryzysie, w każdym wyzwaniu jednym z najlepszych sposobów na przetrwanie jest utrzymywanie bazy lojalnych klientów. Taki właśnie jest nasz główny cel. Dzięki temu nasze marki mają w Polsce ogromny udział w rynku. Ten sukces wynika z lojalności naszych klientów.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/technologie,p1224560710

Ogromna zmiana w diagnostyce chorób układu pokarmowego. Mała kapsułka endoskopowa zastąpi uciążliwe badania

0

BioCam – wrocławska spółka z branży medtech – finalizuje prace nad kapsułką endoskopową, która ma umożliwić wczesne wykrywanie schorzeń w układzie pokarmowym. Zaawansowane technologicznie rozwiązanie, wsparte sztuczną inteligencją, w pierwszej połowie 2024 roku ma zostać poddane międzynarodowym badaniom klinicznym, a pod koniec przyszłego roku zadebiutuje na rynku, początkowo w sektorze prywatnym. – Równolegle z procesem komercjalizacji będziemy się również skupiać na uzyskaniu refundacji, tak aby w ciągu najbliższych dwóch–trzech lat ta technologia była ogólnodostępna – mówi Maciej Wysocki, współzałożyciel i prezes zarządu BioCam. Spółka domyka obecnie rundę inwestycyjną na maksymalnie 3 mln zł, a na II–III kwartał 2024 roku zapowiada swój debiut na rynku NewConnect.

– Obecnie prace nad naszą kapsułką endoskopową skupiają się na optymalizacji finalnych komponentów całej platformy sprzętowej oraz rozwoju NBI, z angielskiego Narrow Band Imaging. Jest to technologia oświetlania tkanek różnymi długościami światła, czyli nie tylko światłem widzialnym. NBI to standard najbardziej zaawansowanych, tradycyjnych systemów endoskopowych z gastroskopii i kolonoskopii. Na razie nikt poza nami nie robi tego w endoskopii kapsułkowej – mówi agencji Newseria Biznes Maciej Wysocki.

Endoskopowe kapsułki, wykrywające wczesne schorzenia układu pokarmowego, to koncepcja, która powstała ok. 20 lat temu. Mimo to ta nieinwazyjna metoda badań nadal nie jest powszechnie dostępna, m.in. dlatego że wymaga ogromnych nakładów finansowych i ogranicza się tylko do niektórych odcinków układu pokarmowego. Jednak w ostatnich kilku latach prace nad tym rozwiązaniem mocno przyspieszył rozwój sztucznej inteligencji, a rewolucji badań endoskopowych przewodzi polski BioCam. Spółka medtechowa z Wrocławia rozwija technologię do zdalnego i nieinwazyjnego monitoringu oraz diagnostyki układu pokarmowego za pomocą smartpigułki napędzanej AI. Ma ona zastąpić powodujące dyskomfort i czasochłonne badania endoskopowe.

– Nasza kapsułka ma zastosowanie w tych wszystkich schorzeniach układu pokarmowego, które możemy wykryć poprzez analizę obrazową, analogicznie do gastroskopii i kolonoskopii – wyjaśnia prezes BioCam. – Kapsułka nie odbiega wymiarami od tradycyjnych tabletek z witaminami czy suplementami diety dla sportowców. To nowoczesne, przyjazne pacjentowi rozwiązanie diagnostyczne, które zostało przystosowane do całkowicie zdalnych badań i jest alternatywą dla tych znacznie bardziej inwazyjnych, pokroju gastroskopii i kolonoskopii.

Kapsułka endoskopowa w ciągu kilku godzin przechodzi przez cały układ pokarmowy, monitorując go dzięki kamerom o wysokiej rozdzielczości i tworząc katalog ponad 70 tys. zdjęć, które następnie są weryfikowane przez zaawansowany system analizy obrazowej. Algorytmy AI, wykorzystujące uczenie maszynowe, selekcjonują zdjęcia, które następnie trafiają do aplikacji mobilnej i platformy telemedycznej udostępnionej lekarzowi. Oprogramowanie automatycznie wykrywa zmiany chorobowe, na których obejrzenie w gabinecie lekarskim wystarczy nawet 20–30 min. Tak zaprojektowane badanie mocno ułatwia i kilkukrotnie skraca czas pracy medyków.

Samo zaaplikowanie kapsułki jest banalnie proste, ale budowa całego, inteligentnego systemu to skomplikowana i czasochłonna praca zespołu naukowców, inżynierów i specjalistów data science. Jego ważnym punktem jest m.in. inteligentny sensor obrazu, powodujący automatyczne wygaszanie się w przypadku, kiedy kapsułka endoskopowa tymczasowo utknie na pewnym odcinku układu pokarmowego. Dzięki temu czas pracy jej baterii został wydłużony nawet o kilka godzin.

Na naszą platformę sprzętową składa się kapsułka, czyli część hardware’owa. Do tego mamy naklejany na ciało odbiornik, będący niejako pomostem między kapsułką a urządzeniem mobilnym. Mamy też aplikację na telefon, która przesyła dane na platformę telemetryczną w chmurze i dostarcza pacjentowi instruktaż, jak się przygotować i przeprowadzić całe badanie. Natomiast na platformie telemedycznej, do której dostęp mają współpracujący lekarze i kliniki, dodatkowo jest też zaawansowany system sztucznej inteligencji do automatycznej detekcji zmian patologicznych i analizy zdjęć, żeby przyspieszać i wspierać proces diagnostyczny – mówi Maciej Wysocki. 

Rozwiązanie jest coraz bliżej komercjalizacji. Spółka zapowiada, że w styczniu 2024 roku będzie testowane na kolejnych 120 osobach, a w pierwszej połowie przyszłego roku zostanie poddane międzynarodowym badaniom klinicznym. Natomiast pod koniec 2024 roku ma zadebiutować na rynku.

Proces komercjalizacji planujemy rozpocząć od Europy i uzyskania certyfikacji medycznej CE pod koniec przyszłego roku. W 2025 roku będziemy się przymierzać do certyfikacji FDA na rynki Ameryki Północnej, a równolegle będziemy procedować dopuszczenie na rynkach azjatyckich i Bliskiego Wschodu oraz innych, które wymagają dedykowanej certyfikacji – mówi prezes BioCam. – Równolegle z procesem komercjalizacji będziemy się skupiać również na uzyskaniu refundacji, tak aby w ciągu najbliższych dwóch–trzech lat ta technologia była ogólnodostępna.

BioCam negocjuje właśnie kolejne źródła finansowania swojej działalności. Spółka domyka rundę inwestycyjną na maksymalnie 3 mln zł, żeby przyspieszyć prace nad dopracowaniem technologii do poziomu finalnej kapsułki produkcyjnej. Następnie – w II lub III kwartale 2024 roku – BioCam zapowiada swój debiut na rynku NewConnect i dołączenie do grona wysokotechnologicznych firm na GPW.

– Liczymy, że debiut na giełdzie dedykowanej spółkom technologicznym NewConnect przyspieszy nasz dalszy rozwój. Przez ostatnie trzy lata budowaliśmy naszą markę, zaufanie społeczne i społeczność wokół spółki, dlatego wierzymy, że działając w branży medycznej i sztucznej inteligencji – czyli w branżach, które są mocno odporne na obecnie trwającą recesję – będziemy uzyskiwać wysokie wyceny i tym samym kurs dla inwestorów oraz osób, które nam zaufały – mówi współzałożyciel spółki.

Równolegle z pracami nad rozwiązaniem dla ludzi spółka otwiera się na nowy segment pacjentów – zwierzęta. Obecnie prowadzi rozmowy o współpracy komercyjnej i przygotowuje pilotaże swojego rozwiązania z potencjalnymi partnerami, w tym m.in. liderem rynku Europy Środkowo-Wschodniej w produkcji i dystrybucji leków dla zwierząt. Jednocześnie stara się o grant w wysokości ok. 20 mln zł na dopasowanie technologii do rynku weterynaryjnego i komercjalizację trzech różnych kapsułek dla dużych i małych psów, kotów oraz koni.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/ogromna-zmiana-w,p2075591566

Wpływ poezji na samopoczucie zbadali naukowcy. Okazała się pomocna w walce z samotnością i radzeniu sobie z trudnymi emocjami

0

Naukowcy z Uniwersytetu w Plymouth przeprowadzili badanie na temat roli poezji w dzisiejszych, scyfryzowanych czasach. Odpowiedzi badanych, ale też popularność interaktywnej strony internetowej, która w czasie pandemii umożliwiała publikowanie i czytanie wierszy, wskazują jednoznacznie, że poezja nadal jest istotną częścią życia wielu osób. Paradoksalnie media społecznościowe mogą tę pozycję umacniać. Dobroczynny wpływ poezji miał szczególne znaczenie zwłaszcza w czasie pandemii COVID-19, czyli okresie ograniczonych spotkań towarzyskich i pogorszonego nastroju. Wyniki badania wykazały, że poezja może pomóc ludziom w wyrażaniu siebie, łączeniu się z innymi i radzeniu sobie z trudnymi emocjami, np. żałobą.

– Poezja jest teraz popularna jak nigdy, co wynika z upowszechnienia się mediów społecznościowych. Nie tylko mnóstwo osób publikuje wiersze w social mediach, na Instagramie, Facebooku czy Twitterze/X, ale wiele z nich wchodzi na te portale także po to, aby czytać poezję. W ostatnim dziesięcioleciu mamy do czynienia z dość znaczącym wzrostem popularności poezji. Dostęp do niej jest bardzo ułatwiony i można czytać ją codziennie. Wystarczy chwila, żeby przeczytać wiersz. Ludzie mogą też publikować swoje wiersze o wiele łatwiej niż w przypadku periodyków drukowanych – mówi agencji Newseria Biznes Anthony Caleshu, wykładowca poezji i kreatywnego pisania na Uniwersytecie w Plymouth.

Naukowcy zaczęli badać popularność i rolę poezji już w czasie pandemii koronawirusa. Uruchomili projekt, który miał być odpowiedzią poetów na COVID-19. Uruchomiona w czerwcu 2020 roku platforma internetowa umożliwiała publikowanie, czytanie i omawianie wierszy. W ciągu roku opublikowano wiersze ponad 600 poetów z całego świata, a strona zyskała bardzo dużą popularność – łączna liczba odsłon przekroczyła 100 tys.

– Osoby odwiedzające stronę pochodziły z ponad 125 krajów, więc stała się ona swego rodzaju międzynarodowym fenomenem, co było dla nas bardzo satysfakcjonujące – podkreśla Anthony Caleshu. – Okazało się, i jest to niezwykle budujące, że poezja wciąż ma wartość i liczy się na światowej scenie. Nadal jest czymś, ku czemu zwracają się ludzie w potrzebie, w trudnych czasach, ale i w chwilach radości. Spójrzmy na sytuacje, w których poezja wychodzi na pierwszy plan – na ślubach, pogrzebach, podczas ważnych życiowych wydarzeń. Ustaliliśmy, że poezja faktycznie odgrywała ważną rolę podczas pandemii COVID-19. Ludzie zwracali się ku niej, aby poczuć ulgę, szukali w niej sposobów na wyrażenie siebie, odbudowanie się, komunikację z innymi na temat tego, jak czuli się w tym konkretnym czasie.

Naukowcy z Uniwersytetu w Plymouth przygotowali również ankietę na temat roli poezji, w której wzięło udział ponad 400 osób. Badania przeprowadzone na tej uczelni oraz Nottingham Trent University wykazały, że wiele osób, które zaczęły się dzielić poezją i o niej dyskutować, aby poradzić sobie z pandemią COVID-19, doświadczyło „wyraźnego pozytywnego wpływu na swój dobrostan”.

– Aż 82 proc. osób uznało, że poezja pomogła im w aktywnym wyrażaniu siebie, a 80 proc. czerpało inspirację z pisania i czytania poezji na naszej stronie internetowej. Zdaniem prawie 70 proc. respondentów poezja łączyła ludzi i pomagała im być bliżej innych osób – komentuje naukowiec. – Takie wyniki są czymś wspaniałym, bo potwierdzają tezę, że poezja w dzisiejszych czasach ma znaczącą rolę do odegrania w podtrzymywaniu zdrowia i dobrego samopoczucia ludzi.

Jak wynika z badania, poezja pomagała także radzić sobie z poczuciem odizolowania. Odpowiedziała tak połowa respondentów.

– Ponad 65 proc. respondentów stwierdziło, że zbliżyli się do innych ludzi i czuli się lepiej przygotowani do radzenia sobie ze swoimi emocjami na temat pandemii – podkreśla Anthony Caleshu. – Pozytywne efekty były widoczne także w mniejszych grupach, na przykład wśród osób, które przechodziły żałobę. Prawie 20 proc. respondentów odpowiedziało, że platforma pomogła im poradzić sobie ze stratą i doświadczanymi objawami psychicznymi, a nawet fizycznymi.

Ten aspekt jest szczególnie cenny, zważywszy na to, że samotność staje się coraz poważniejszym problemem społecznym.

– Ludzie popadają w depresję, czują coraz większy niepokój, coraz gorzej radzą sobie z życiem. Są to typowe objawy problemów psychicznych, a samotność jest jednym ze związanych z nimi markerów. Poezja i społeczności skupione wokół poezji mają bardzo ważną rolę do odegrania jako sposób na pokonanie samotności poprzez spotkanie z innymi ludźmi, innymi czytelnikami, poetami. Pozwalają nam też lepiej radzić sobie z własnymi emocjami, z poczuciem własnego ja – komentuje naukowiec. – Często samotność postrzega się jako stan, który sam w sobie nie jest kliniczny, ale ma kliniczny wpływ na tryb życia ludzi. Może ona niekorzystnie wpływać na zdolność do pozytywnego i zdrowego życia. Dowiadujemy się więc, że poezja odpowiada na tę potrzebę i faktycznie pomogła ludziom czuć się mniej samotnie.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/wplyw-poezji-na,p201470091

Samorządy aktywnie inwestują w zielone ciepłownictwo. Na takie projekty jest coraz więcej środków publicznych

0

 Ciepłownictwo jest jednym z największych majątków, jakie ostatnie pokolenia Polaków zakopały w ziemię poprzez rury, kolektory, instalacje ciepła systemowego. Jednak przez te lata zaniedbań, braku inwestycji w obszarze ciepłownictwa w tej chwili wymaga ono szybkich działań. Musimy jak najszybciej zacząć tę transformację – mówi Tomasz Gackowski, dyrektor zarządzający ARP. Aby promować gminy, które są najbardziej zaangażowane w tę transformację sektora ciepłownictwa, ARP i BGK we współpracy z partnerami rozstrzygnęły właśnie konkurs na Najbardziej Innowacyjne Energetycznie Samorządy. Wśród laureatów są Gliwice oraz Lidzbark Warmiński, które wdrażają zielone projekty w ciepłownictwie na szeroką skalę.

Polska ma drugi, po Niemczech, największy rynek ciepła systemowego w Europie. Do sieci ciepłowniczej jest przyłączonych ponad 40 proc. spośród 13,5 mln gospodarstw domowych – to jeden z najwyższych wskaźników w UE. Łącznie w polskich systemach ciepłowniczych zainstalowanych jest ok. 53,5 GW.

 Polska ma jeden z największych systemów ciepłowniczych w Unii Europejskiej i warto, by ten potencjał wykorzystać. Jednak w tym celu musimy dekarbonizować nasze ciepłownictwo, bo w tej chwili ponad 70 proc. ciepła wytwarzanego w lokalnych systemach ciepłowniczych pochodzi z węgla. Stąd pilna potrzeba transformacji – mówi agencji Newseria Biznes Joanna Smolik, dyrektorka Departamentu Relacji Strategicznych w Banku Gospodarstwa Krajowego.

Ciepłownie systemowe spalają co roku ok. 14,5 mln t węgla (raport Polityka Insight, „Ciepło do zmiany. Jak zmodernizować sektor ciepłownictwa systemowego w Polsce”). W nadchodzących latach sektor czeka więc nieuchronna transformacja w kierunku rozwiązań nisko- i zeroemisyjnych. Zwłaszcza że dziś jest to mocno zaniedbany sektor, w którym niezbędne zmiany i modernizacje przez lata były odkładane na później. W rezultacie przestarzała infrastruktura ciepłownicza osiąga kres swojej użyteczności, a jej eksploatacja jest droga i powoduje duże szkody środowiskowe w postaci zanieczyszczenia powietrza (raport „Czyste ciepło jako motor polskiej gospodarki”, Forum Energii 2022). Bez inwestycji polskie ciepłownictwo będzie więc ponosić coraz wyższe koszty paliw kopalnych i zanieczyszczenia środowiska, jak i konsekwencje związane z niewypełnieniem unijnych wymogów klimatycznych. 

– Nasze przewagi, które mamy schowane w systemie ciepłowniczym – podobnie zresztą jak w Danii – warto byłoby wykorzystywać. Jednak przez te lata zaniedbań, braku inwestycji w obszarze ciepłownictwa w tej chwili wymaga ono szybkich działań. Musimy założyć siedmiomilowe buty i rzeczywiście zacząć tę dekarbonizację, te inwestycje tu i teraz – mówi Tomasz Gackowski, dyrektor zarządzający Agencji Rozwoju Przemysłu. – W regionie, w którym jesteśmy, ciepło jest dobrem krytycznym, kluczowym. Dlatego ten typ usług komunalnych powinien być wysoko w agendzie każdego rządu i każdej jednostki samorządu terytorialnego.

Transformacja energetyczna systemów ciepłowniczych to działania bardziej lokalne aniżeli centralne – dodaje Joanna Smolik. – Samorządy bardzo aktywnie angażują się w te działania transformacyjne, choć pewnym ograniczeniem są dostępne technologie, trendy wyznaczane przez rynek oraz finansowanie.

Jak wskazuje, ten ostatni element dzięki środkom publicznym i instytucjom finansowym, które uzupełniają je długoterminowym finansowaniem dłużnym, staje się jednak coraz mniejszą przeszkodą w transformacji sektora.

Usługa dostawy ciepła jest usługą publiczną i wrażliwą cenowo, a odbiorcy oczekują, że to ciepło będzie dostarczane stabilnie i relatywnie tanio. Dlatego takie inwestycje są w dużym stopniu finansowane środkami dotacyjnymi, preferencyjnymi. Uzupełniająco są one finansowane także ze środków własnych samorządów i przedsiębiorstw ciepłowniczych oraz instrumentów dłużnych – mówi dyrektorka Departamentu Relacji Strategicznych w BGK.

Aby promować samorządy, które są najbardziej zaangażowane w transformację sektora ciepłownictwa, Instytut Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza – we współpracy z BGK, ARP, Polską Spółką Gazownictwa, spółką Metrolog i Grupą PGE – po raz trzeci ogłosił w tym roku Ogólnopolski Konkurs dla Jednostek Samorządu Terytorialnego na Najbardziej Innowacyjny Energetycznie Samorząd. Jego celem jest m.in. promowanie innowacyjnych, rentownych przedsięwzięć inwestycyjnych w sektorze ciepłownictwa oraz nagrodzenie tych gmin, które aktywnie przyczyniają się do realizacji założeń polityki energetyczno-klimatycznej.

Jedna z głównych nagród w tegorocznym konkursie trafiła do Lidzbarka Warmińskiego. Tamtejszy samorząd – we współpracy z Euros Energy i spółką Veolia Północ, przy udziale grantu z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju – zrealizował innowacyjny w skali Polski projekt Ciepłowni Przyszłości, czyli demonstratora technologii, który w praktyce pokazuje, jak może wyglądać nowoczesne i zdekarbonizowane ciepłownictwo. Zastosowano w nim cały szereg technologii, w tym m.in. pompy ciepła, trójstopniowy system magazynowania ciepła złożony m.in. z sezonowych magazynów ciepła typu PTES i BTES, hybrydowe kolektory słoneczne oraz innowacyjny system zarządzania. Inwestycja warta 38 mln zł zapewni ciepło dla ok. 3,5 tys. mieszkańców Lidzbarka Warmińskiego i będzie ogrzewać budynki o łącznej powierzchni ponad 28 tys. mkw.

Ten projekt jest demonstratorem, który ma pokazać, że system OZE w ciepłownictwie jest możliwy. Będzie skalowany, budowany w naszych innych lokalizacjach, ponieważ Veolia jest obecna w 66 miastach i miejscowościach – mówi Daniel Domeracki, dyrektor ds. technicznych w firmie Veolia. – Korzyścią, jaką ten projekt przyniesie mieszkańcom Lidzbarka Warmińskiego, jest na pewno brak emisji, bo OZE nie generuje żadnych emisji gazów cieplarnianych. Natomiast Veolia założyła sobie, że do 2030 roku wychodzimy całkowicie z węgla, a w 2050 roku chcemy uzyskać neutralność klimatyczną i ten projekt Ciepłowni Przyszłości pokazuje, że w ciepłownictwie jest to możliwe do wykonania.

W jednej z tegorocznych kategorii konkursowych – „Aspirujący Innowator Roku w dziedzinie ciepłownictwa” – nagrodą główną było przygotowanie planu dekarbonizacji gminnej ciepłowni z wykorzystaniem instrumentu ELENA (European Local Energy Assistance), czyli inicjatywy Europejskiego Banku Inwestycyjnego i Komisji Europejskiej, która zapewnia granty na przygotowanie projektów w zakresie zrównoważonej energii. Zwycięska gmina nie musi więc ponosić m.in. kosztów przygotowania dokumentacji inwestycyjnej do transformacji energetycznej ciepłowni (SIWZ, studium wykonalności, doradztwo inwestycyjne).

Ten konkurs miał za zadanie wyłonić gminy, które mają nie tylko wizję, ale też plan, i mają do sfinansowania określone studium inżynieryjno-technologiczne, które było nagrodą w tegorocznej edycji konkursu – mówi dyrektor zarządzający ARP. – Laureatem zostały w tym roku Gliwice, które pokazały kapitalny, szeroki, horyzontalny plan Zielonego Parku Energii, hołdujący zasadzie zamkniętego obiegu energii w mieście. Ma tam powstać m.in. jedno z największych pól kolektorów słonecznych wraz z magazynem energii, który pozwoli gliwiczanom uniezależnić się od paliw kopalnych.

 Gmina Gliwice przeprowadziła w ostatnich latach cały szereg inwestycji związanych z transformacją energetyczną – mówi Grzegorz Zawierucha, dyrektor techniczny Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Gliwicach. – Projektami, które promujemy w tej chwili, jest m.in. budowa instalacji termicznego przekształcenia odpadów na terenie Gliwic. W ramach dekarbonizacji chcemy też pozyskać ciepło ze ścieków, które w tej chwili są bezpowrotnie tracone do rzeki Kłodnicy. Naszym oczkiem w głowie jest również farma solarna o mocy 13,5 MW – będzie to jak dotąd jedyny w Polsce obiekt, który będzie pozyskiwał energię odnawialną ze słońca i transformował ją do miejskiej sieci ciepłowniczej.

Jak wskazuje, wszystkie te projekty inwestycyjne są przewidziane do realizacji w ciągu około pięciu najbliższych lat i przyniosą gminie szereg korzyści, w tym m.in. mniejszą emisję zanieczyszczeń, niższe ceny ciepła dla mieszkańców i możliwość bezkosztowego zagospodarowania odpadów komunalnych.

– W tej chwili płacimy za wysypiska, a składowanie pewnych odpadów jest zakazane. Natomiast instalacja termicznego przekształcania tych odpadów pozwoli na ich bezkosztową utylizację – mówi Grzegorz Zawierucha.

Dla wszystkich gmin, które zgłosiły swój udział w kategorii „Aspirujący Innowator Roku w dziedzinie ciepłownictwa”, zostanie zorganizowany specjalny warsztat na temat możliwości pozyskania środków na inwestycje energetyczne i modernizację źródeł ciepła w gminnych przedsiębiorstwach energetyki cieplnej, który przeprowadzi Krajowa Agencja Poszanowania Energii.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/samorzady-aktywnie,p27704423

Rośnie liczba użytkowników aplikacji walczących z marnowaniem żywności. Na zainteresowanie mocno wpłynął wzrost cen

0

W Polsce wciąż na śmietnik trafia niemal 5 mln t jedzenia rocznie. Ponad połowa Polaków źle gospodaruje produktami spożywczymi, ale wraz z dynamicznym wzrostem cen żywności rośnie też potrzeba ograniczenia tego zjawiska. Za tym idzie rosnąca popularność aplikacji, które z tym walczą. Jedną z nich jest Foodsi, która pozwala kupić po niższej cenie produkty spożywcze i gotowe dania, które niesprzedane w danym dniu trafiłyby na śmietnik. Twórcy tego rozwiązania rozszerzają funkcjonalność o dostawy do domu.

W październiku, jak wynika z danych GUS, inflacja spadła do poziomu 6,6 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Jeśli weźmiemy całe 10 miesięcy tego roku, ceny rosły w tempie 12,5 proc. w ujęciu rocznym. W tym czasie żywność zdrożała jeszcze mocniej – o 17 proc., a takie kategorie jak mleko i produkty mleczne, jaja czy warzywa – nawet o ponad 20 proc. w ujęciu rocznym. Z raportu „Agromapa 2023”, przygotowanego przez analityków Credit Agricole, wynika, że w okresie styczeń 2020 – czerwiec 2023 roku ceny żywności wzrosły w Polsce o 38,9 proc., co było ósmym wynikiem w UE.

– W obecnych czasach oszczędzanie jest bardzo ważnym tematem. To coś, z czym w zasadzie każdy człowiek musi się spotkać w swoim codziennym gospodarowaniu. To, jakie robimy zakupy i w jaki sposób one wpływają na nasz budżet, jest sprawą podstawową. Podczas kupowania produktów codziennego użytku, a przede wszystkim jedzenia, musimy bardzo uważać na to, w jaki sposób gospodarujemy naszym budżetem – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Innowacje Ewa Pawella, szefowa marketingu w Foodsi.

Jak zapewniają twórcy aplikacji, jest ona odpowiedzią na potrzebę walki z problemem marnowania żywności, a z tym wiąże się też oszczędność pieniędzy. Zasada działania jest prosta – właściciele restauracji, piekarni czy sklepów mogą wystawić na sprzedaż pełnowartościowe produkty, które prawdopodobnie zmarnowałyby się, gdyby dłużej pozostały niesprzedane, a użytkownicy mogą je zakupić po atrakcyjnej cenie, nawet o 70 proc. taniej.

– Aplikacja Foodsi działa w bardzo prosty sposób. Wystarczy ją pobrać na swój telefon, zarejestrować się i później można ustalić takie parametry jak szukanie paczek w naszej okolicy. To jest pierwszy element. Drugi element jest taki, że możemy tam też znaleźć różnego rodzaju kategorie, na przykład będą to pobliskie lokale gastronomiczne, ale także kwiaciarnie czy punkty, w których możemy uratować kosmetyki z krótką datą ważności – wyjaśnia Ewa Pawella.

Do tej pory model ten działał w taki sposób, że kupujący sam odbierał zarezerwowaną przez siebie paczkę. Teraz twórcy Foodsi wprowadzają możliwość dostaw.  

Zainteresowanie współpracą z aplikacją Foodsi rośnie z miesiąca na miesiąc. W tym momencie mamy już ponad 5 tys. stałych partnerów. Nie jest to już tylko branża gastronomiczna, ale również punkty typu kwiaciarnie, drogerie, różnego typu małe lokalne marki, ale także sieci – wymienia ekspertka Foodsi. – Wzrosła nam bardzo znacząco liczba użytkowników. W tym momencie mamy ich już około 1,5 mln, którzy uratowali blisko 2 mln paczek.

Z danych zebranych przez Federację Polskich Banków Żywności w raporcie „Nie Marnuj Jedzenia 2023” wynika, że w Polsce rocznie marnuje się 4,8 mln t żywności. Konsumenci odpowiadają za ok. 60 proc. tej ilości. Jednocześnie 1,6 mln osób żyje poniżej poziomu skrajnego ubóstwa. Do marnowania pożywienia przyznaje się 56 proc. Polaków – to niechlubny rekord w 14-letniej historii badania. Najczęściej w koszach lądują pieczywo (52 proc.), owoce (38 proc.), warzywa (36 proc.) oraz wędliny (32 proc.). Co czwarty Polak przyznaje, że marnuje żywność raz w tygodniu lub częściej. Jednocześnie aż 76 proc. podkreśla, że ograniczyło marnowanie żywności z uwagi na rosnące koszty życia.

W skali globalnej, zgodnie z danymi FAO i UNEP, co roku 14 proc. światowej żywności (wartej 400 mld dol.) jest marnowane na etapie produkcji, kolejne 17 proc. w handlu i gospodarstwach domowych. Wyliczenia tych organizacji wskazują, że marnowana co roku żywność wystarczyłaby dla 1,26 mld głodujących. W 2021 roku z problemem głodu zmagało się ok. 800 mln ludzi, a 3,1 mld nie było w stanie zapewnić sobie zdrowej diety.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rosnie-liczba,p1343579182

Pogorszenie koniunktury w mleczarstwie. W tych warunkach trudno planować inwestycje w cele środowiskowe

0

Wzrost kosztów surowców, pracy i produkcji przy jednoczesnym spadku cen na światowych rynkach spowodował istotne pogorszenie koniunktury w europejskim mleczarstwie. Odczuwają to także polscy producenci. Dla wielu z nich przy obecnych cenach i kosztach już podstawowa produkcja stanowi wyzwanie, a dodatkowo czeka ich jeszcze dostosowywanie się do nowych wymogów środowiskowych, np. wprowadzenie systemu kaucyjnego, ograniczanie emisji CO2 i metanu. To pociągnie za sobą konieczność znaczących inwestycji.

– Ten rok był bardzo trudny dla branży przede wszystkim ze względu na rosnącą inflację, osłabienie gospodarcze, ale też perturbacje na rynkach zagranicznych, więc eksport był słabszy wartościowo, co również odbiło się na kondycji polskich przedsiębiorców – mówi agencji Newseria Biznes Małgorzata Cebelińska, wiceprezeska zarządu Spółdzielni Mleczarskiej Mlekpol.

Październikowy raport Departamentu Analiz Makroekonomicznych Banku Pekao SA („Branża mleczarska. Przedsiębiorstwa wobec krótko- i długookresowych wyzwań”) pokazuje, że wyzwaniem dla firm z branży mleczarskiej był już koniec 2022 roku, kiedy światowe notowania produktów mlecznych spadały (do czego przyczynił się m.in. spadek importu w Chinach, jednym z najważniejszych światowych importerów produktów mleczarskich). W I półroczu 2023 roku ten trend był kontynuowany, a w sierpniu br. wartość indeksu FAO była niższa aż o 22 proc. r/r.

Jednocześnie towarzyszyły temu rekordowe wzrosty kosztów – w 2022 roku dynamika całkowitych kosztów działalności branży wyniosła 47 proc. r/r. Największym wyzwaniem dla krajowych producentów okazał się silny, 53-proc. wzrost kosztów materiałów, głównie surowca, który jednocześnie jest głównym komponentem kosztowym w przetwórstwie mleka. Pierwsze półrocze 2023 roku przyniosło dalszy wzrost kosztów, choć już w mniejszej skali – w tym okresie wprawdzie nieco obniżyły się koszty materiałowo-surowcowe, ale równolegle wzrosły m.in. koszty pracy. Efektem była silna redukcja zysku netto i rentowności, a I półrocze br. okazało się pierwszym od 2008 roku, kiedy sektor odnotował zagregowaną stratę netto.

– Mniejsze było również zapotrzebowanie z dalekich rynków azjatyckich. To są przede wszystkim Chiny, które mają swoje kłopoty i w tej chwili mniej zasobów przeznaczają na import, w tym m.in. produktów mleczarskich – mówi Małgorzata Cebelińska.

Około 1/3 wyprodukowanego w Polsce mleka po przetworzeniu trafia na rynki zagraniczne. W 2022 roku łączny wolumen eksportu z Polski spadł o 5 proc. r/r, do 1,7 mln t, jednak jego wartość wzrosła aż o 41 proc., sięgając 3,3 mld euro, co było efektem silnej zwyżki cen transakcyjnych. Natomiast w I półroczu 2023 roku otoczenie rynkowe nie było już tak sprzyjające – wprawdzie łączny wolumen eksportu był wyższy o 0,5 proc. r/r, ale spadek cen na rynku mleka spowodował, że wartość eksportu była niższa o 7 proc. r/r (o 115 mln euro).

– Polska wciąż jest konkurencyjna na arenie międzynarodowej, ponieważ produkujemy bardzo wysokiej jakości, bezpieczne produkty mleczarskie, mamy bardzo dobrą renomę na rynkach światowych. Koszty pracy rosną i widać, że to będzie się zrównywało z krajami Europy Zachodniej, natomiast dzisiaj wciąż jesteśmy atrakcyjni pod względem stosunku ceny do jakości – mówi wiceprezeska SM Mlekpol.

Przemysł mleczarski to drugi po mięsnym największy segment w polskiej branży spożywczej. W 2022 roku wartość produkcji wyrobów mlecznych wyniosła 49,7 mld zł, co przełożyło się na 16-proc. udział w krajowym przemyśle spożywczym. Na rodzimym rynku działa prawie 350 przetwórców mleka, którzy łącznie zatrudniają 34 tys. osób, co oznacza, że co 10. zatrudniony w unijnym przemyśle mleczarskim pracuje w Polsce (czwarte miejsce w UE). Potwierdza to fakt, że Polska należy do ścisłej czołówki producentów w UE, a w latach 2010–2021 była jednym z dwóch krajów, które odnotowały wzrost produkcji we wszystkich głównych kategoriach.

W tej chwili w dużych krajach Europy, takich jak Niemcy czy Francja, zmniejsza się pogłowie krów, a tym samym produkcja mleka ulega pewnej redukcji. Powody są liczne, m.in. cena za surowiec niestety nie jest atrakcyjna dla rolników, przez co nie są w stanie realizować inwestycji i rozwijać produkcji. Kolejnym problemem jest brak sukcesji w gospodarstwach, młodym ludziom nie chce się pracować w tych trudnych warunkach. Jest to proces nieodwracalny, który obserwujemy już także w Polsce – mówi Małgorzata Cebelińska.

Jak podają analitycy Banku Pekao SA, między 2010 a 2022 rokiem pogłowie krów mlecznych w Polsce zmniejszyło się o 19 proc. Zostało to jednak zrekompensowane wzrostem wydajności. W 2022 roku polscy rolnicy zwiększyli dostawy mleka do zakładów przetwórczych o 2 proc. r/r. Jednocześnie był to poziom wyższy aż o 42 proc. w relacji do osiągniętego w 2010 roku.

– Bariery, z którymi się spotykamy, to przede wszystkim rosnące koszty i wymagania, które stawia przed nami zrównoważony rozwój i Europejski Zielony Ład, czyli to, co realizujemy w ramach strategii „Od pola do stołu”, a także gospodarka obiegu zamkniętego. To są bardzo kosztochłonne procesy, które trochę spowalniają naszą działalność i rozwój producentów – mówi przedstawicielka SM Mlekpol. – Rosną też potrzeby konsumentów, którzy są coraz bardziej wymagający i oczekują, że producenci będą dbać o planetę, więc staramy się realizować te potrzeby i dostarczać im zdrowe, zrównoważone produkty.

Cele środowiskowe stawiane przed branżą obejmują wiele obszarów: kwestie emisji gazów cieplarnianych, wykorzystania gruntów rolnych na uprawy paszowe czy stosowania środków weterynaryjnych. Produkcja mleka będzie musiała się stać bardziej zrównoważona, do czego będą potrzebne inwestycje. Analizy wskazują, że na skutek Europejskiego Zielonego Ładu unijne pogłowie krów do 2030 roku może spaść o 5 proc. Równolegle ma nastąpić poprawa wydajności oraz wyraźny wzrost produkcji mleka ekologicznego. Nie wszystkie gospodarstwa rolne będą jednak miały zasoby, aby przejść tę transformację.

 Branża potrzebuje wsparcia rządu, przede wszystkim w programach dla rolników, które pomogą im w rozwoju, w dostosowywaniu gospodarstw do unijnych wymogów zrównoważonego rozwoju, redukcji dwutlenku węgla i metanu. Przetwórcy sami nie dokonają tych zmian i potrzebne są duże zasoby, budżety, które wesprą ten proces w gospodarstwach – ocenia Małgorzata Cebelińska. – Jeżeli nie będzie pomocy rządu, zakłady będą musiały realizować to własnym sumptem, co odbędzie się kosztem ceny za surowiec. A to jest bardzo niepożądane zjawisko.

W przetwórstwie mleka ważnym tematem w nadchodzącym roku będzie również wdrożenie zapisów ustawy o systemie kaucyjnym. Z jednej strony ma to wspierać firmy w realizacji celów gospodarki obiegu zamkniętego w zakresie realizacji poziomów zbiórki opakowań i użycia surowców wtórnych. Jednak z drugiej strony nakłada na przedsiębiorstwa obowiązek zorganizowania w pełni działającego systemu kaucyjnego w dość krótkim okresie (do początku 2025 roku), a niedostosowanie się do nowych przepisów będzie zagrożone karami finansowymi.

System kaucyjny to jest złożony proces, a ustawa jest raczej mało precyzyjna i potrzebujemy jeszcze wielu informacji na temat tego, jak ją właściwie wdrażać. Wsparcie ze strony rządu związane z interpretacją przepisów jest tu bardzo istotne. Mamy mało czasu na wdrożenie tego systemu i dobrze, gdyby był on dostosowany do tej pracy, którą musimy wykonać – mówi ekspertka. – Polski rząd musi przede wszystkim stworzyć warunki stabilności i przewidywalności dla działalności zarówno przetwórców, jak i rolników, którzy potrzebują tego, aby inwestować, móc rozwijać swoje gospodarstwa, planować rozwój długoterminowo. Dlatego ważne jest to wsparcie legislacyjne i budżetowe w realizacji programów związanych z ochroną klimatu czy systemem kaucyjnym, żebyśmy czuli, że wiemy, co mamy robić, i że robimy to właściwie. Pieniądze i właściwe rozporządzanie budżetami jest tutaj kluczowe.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/pogorszenie-koniunktury-w,p1332304386