Strona główna Blog Strona 16

Sektor gier silnie reprezentowany na warszawskim parkiecie. GPW liczy na kolejne debiuty firm gamingowych

0

Sektor gier na warszawskim parkiecie reprezentowany jest przez blisko setkę podmiotów, w tym niemal trzy czwarte na rynku alternatywnym. Notowane podmioty dały w tym roku zarobić trzykrotnie więcej niż te z indeksu szerokiego rynku. Na parkiet wchodzą kolejne spółki z branży, zaczynając przeważnie od rynku NewConnect, by potem przenieść się na Główny Rynek GPW.  

Segment gier bardzo się rozwinął w ciągu ostatnich lat. Polska, można chyba bez fałszywej skromności powiedzieć, stała się potęgą tej branży, co w naturalny sposób przekłada się również na rynek publiczny – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Agnieszka Gontarek, dyrektorka Działu Emitentów Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. – Na Głównym Rynku GPW notowane są 24 spółki w segmencie gier o łącznej kapitalizacji przekraczającej 24 mld zł. Natomiast na rynku NewConnect, gdzie dominują spółki mniejsze, będące jeszcze na początku drogi bądź też mniejsze z charakteru swojej działalności, mamy aż 73 takie podmioty i ich kapitalizacja przekracza w tej chwili miliard złotych.

18 lipca br. na NewConnect zadebiutowała spółka Lichthund, warszawskie studio gier wideo specjalizujące się w segmencie gier indie premium (czyli należące do niewielkich, niezależnych zespołów). Był to szósty tegoroczny debiut na rynku alternatywnym, który powiększył grono spółek z NewConnect do 358. W tym aż 73, czyli przeszło co piąta, należy do segmentu gamingowego. Z przeprowadzonych ofert publicznych Lichthund pozyskał 6,8 mln zł. Środki mają być przeznaczone na realizację prac dotyczących nowego projektu o nazwie kodowej Husky oraz na wydatki korporacyjne i marketing.

Rynek jest atrakcyjny dla sektora gier z tych samych powodów, dla których jest atrakcyjny dla innych. Spółki idą głównie po kapitał – to się świetnie udało najnowszemu debiutantowi, spółce Lichthund, która w ofertach publicznych poprzedzających debiut pozyskała konkretne środki na rozwój kolejnych projektów – ale też po rozpoznawalność, większe zainteresowanie po stronie inwestorów, bez których pewnie wiele projektów nie mogłoby się udać – wskazuje dyrektorka Działu Emitentów GPW. – Liczymy na kolejne debiuty, nie tylko w tym segmencie. Mam również nadzieję na dobre propozycje dla inwestorów w segmencie gier jeszcze w tym roku.

Spółki z segmentu gier, zaliczające się do grupy spółek wzrostowych, zazwyczaj zaczynają pozyskiwanie finansowania od rynku NewConnect, by na kolejnych etapach rozwoju przenosić się na Główny Rynek warszawskiego parkietu. Przykładowo tegoroczne debiuty na Głównym Rynku GPW otworzyło krakowskie studio Bloober Team, które przeniosło się z rynku alternatywnego. W drugiej połowie marca tę samą drogę pokonał Render Cube.

Choć spółki z segmentu gier przeważają liczbowo na rynku alternatywnym, kapitalizacją dominują spółki z Głównego Rynku, przede wszystkim dzięki największemu graczowi: CD Projektowi, jedynemu w tym gronie reprezentantowi branży w WIG20. Na 24 lipca br. producent ten odpowiadał za ponad 73 proc. kapitalizacji całego indeksu WIG-gry, a łącznie pakiet akcji producenta „Wiedźmina” i „Cyberpunka 2077” wart był prawie 11 mld zł. Drugi w kolejności 11 bit studios odpowiadał za 9,3 proc. indeksu, a trzeci Huuuge – za 4,3 proc. Od początku roku subindeks ten wzrósł o ponad 21 proc., podczas gdy indeks szerokiego rynku WIG poszedł w górę o 7,7 proc.

– Siła branży gier na rynku polskim jest nie tylko w producentach, którzy, jak widać, mają kompetencje, umiejętności i wyobraźnię, żeby nowe gry tworzyć i żeby one zdobywały rynki. Mamy też potencjał wśród graczy – ocenia Agnieszka Gontarek. – Badania wskazują, że ponad 90 proc. przedstawicieli dwóch najmłodszych pokoleń osób jest potencjalnymi lub faktycznymi graczami. Zainteresowanie wśród Polaków tą formą rozrywki i spędzania czasu jest bardzo duże, co optymistycznie pozwala patrzeć na przyszłość najlepszych studiów tworzących gry.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/sektor-gier-silnie,p1603491840

Polskie firmy z szansą na zdobycie azjatyckich rynków. Mogą otrzymać wsparcie na promocję podczas Expo 2025 w Osace

0

W 2025 roku w japońskiej Osace odbędzie się Wystawa Światowa Expo 2025. Udział w niej, a także towarzyszących imprezie wydarzeniach i targach to dla polskich firm szansa na wzrost rozpoznawalności swoich marek za granicą, a w konsekwencji na rozwój ich potencjału eksportowego. Expo 2025 będzie się koncentrowało na innowacjach służących zrównoważonemu rozwojowi. PARP, który jest partnerem wydarzenia w Polsce, do 26 września br. czeka na wnioski firm zainteresowanych udziałem w wydarzeniu i ekspansją na azjatyckie rynki. W ramach programu mogą one otrzymać wsparcie na udział w targach, na misje wyjazdowe i kampanie promocyjne przed i po zakończeniu Expo. Nabór finansowany jest z Funduszy Europejskich dla Nowoczesnej Gospodarki 20212027.

Światowa Wystawa Expo 2025 odbędzie się między 13 kwietnia a 13 października 2025 roku pod hasłem „Projektowanie przyszłego społeczeństwa dla naszego życia”. Wydarzenie będzie miało miejsce na sztucznej wyspie Yumeshima (jap. Wyspa marzeń) na wodach zatoki Osaka w regionie Kansai. To unikalny przykład inżynierii, stworzony specjalnie dla celów wystawienniczych i rekreacyjnych. Trafią tam jedne z najbardziej zaawansowanych technologicznie i kreatywnych projektów z całego świata. Organizatorzy przewidują udział 170 uczestników ze 161 krajów i regionów oraz dziewięciu organizacji międzynarodowych. Spodziewana liczba gości to 28 mln osób.

 Wystawa Światowa Expo 2025 Osaka w Japonii to największe wydarzenie, które łączy ze sobą świat kultury, biznesu i nauki. W tym wydarzeniu mogą brać udział wszystkie firmy i kraje, którym na sercu leży dążenie do zrównoważonego rozwoju, gdyż jednym z celów wystawy w Osace jest pokazanie dążenia wszystkich krajów do osiągnięcia 169 celów zrównoważonego rozwoju, tzw. SDGs-ów – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Izabela Fiszer, zastępczyni dyrektora Departamentu Internacjonalizacji Przedsiębiorstw w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. – Główne cele obecności Polski na Wystawie Światowej Expo w Osace to intensyfikacja stosunków kulturalnych i gospodarczych między Polską a Japonią, zwiększenie napływu turystów z Japonii do Polski, jak również zainteresowanie inwestorów z tamtego rynku polskimi przedsiębiorstwami, polskimi inicjatywami.

W założeniach program polskiej promocji gospodarczej na tej imprezie został zbudowany wokół sektorów i branż polskiej gospodarki uznanych w kontekście stosunków z Japonią oraz krajami regionu Azji Południowo-Wschodniej za najbardziej rozwojowe. To m.in. sektor medyczny i farmaceutyczny, gamingowy, rolno-spożywczy, IT/fintech oraz sektor kosmetyczny i zielonych technologii. W ramach działania „Promocja marki innowacyjnych MŚP” zostały jeszcze dodatkowo wybrane trzy perspektywiczne sektory, które mogą liczyć na wsparcie. To budowa i wykańczanie budowli, sektor pojazdów szynowych oraz elektroniki, fotoniki i mikroelektroniki. Program oferuje dofinansowanie do 50 proc. kosztów kwalifikowanych, a całkowity budżet na ten cel wynosi 25 mln zł. Nie ma minimalnej ani maksymalnej wartości kosztów kwalifikowanych.

– Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, w ramach działania „Promocja marki innowacyjnych MŚP”, w związku z naborem do konkursu dedykowanego Wystawie Światowej Expo przygotowała działania promocyjne, które mogą być realizowane nie tylko na rynku japońskim, ale również na terenie Korei Południowej, Indonezji, Filipin czy jeszcze kilku innych państw regionu – wskazuje Izabela Fiszer. – Dofinansowaniem są objęte działania promocyjne, takie jak organizacja stoisk wystawowych na 39 targach wskazanych w programie promocji na terenie tych krajów. W ramach działań promocyjnych można również uzyskać wsparcie na wyjazdową misję gospodarczą czy kampanie promocyjne na tych rynkach.

Otrzymane dofinansowanie można przeznaczyć na udział wnioskodawcy w charakterze wystawcy w  wydarzeniach targowych, wyjazdowe misje gospodarcze w celu odbycia spotkań z potencjalnymi kontrahentami, połączone z udziałem wnioskodawcy w wydarzeniach targowych, seminariach, konferencjach branżowych w czasie trwania misji odbywających się na rynkach docelowych; kampanie promocyjne ukierunkowane na rynki docelowe, misję wyjazdową na Polsko-Japońskie Forum Eksportowe (w maju 2025 roku) lub na Polsko-Japońskie Forum Inwestycyjne (we wrześniu 2025 roku).

– Program „Promocja marki innowacyjnych MŚP” jest skierowany do mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw, które posiadają markę produktową i są w stanie to udokumentować, prowadzą działalność gospodarczą zarejestrowaną na terenie Rzeczypospolitej Polskiej i nie jest to działalność wykluczona, przede wszystkim w zakresie wytwarzania broni, wyrobów tytoniowych czy różnego rodzaju środków odurzających powszechnie uznawanych za szkodliwe – zaznacza zastępczyni dyrektora Departamentu Internacjonalizacji Przedsiębiorstw w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. – Przedsiębiorca, który zechce realizować swój projekt na tych rynkach, musi być oczywiście zainteresowany tym regionem, co będzie badane na etapie oceny w oparciu o informacje we wniosku o dofinansowanie. Po prostu firma musi udowodnić na podstawie swojej strategii biznesowej, że rynek Azji Południowo-Wschodniej, w tym Japonia czy Korea, są przedmiotem jego zainteresowania.

Jak podkreśla, dla polskich firm może to być bardzo atrakcyjny kierunek ekspansji. Jednym z argumentów jest chłonny rynek japoński ze 125 mln konsumentów.

Po drugie, bardzo duże jest tam zainteresowanie usługami i produktami z zewnątrz, dzięki temu został w Japonii wprowadzony szereg udogodnień, np. ulgi podatkowe dla firm z zewnątrz. Poza tym dla większości Japonia to okno na Azję – jeśli uda się zdobyć rynek japoński, o wiele łatwiej będzie zdobywać kolejne rynki w Azji Południowo-Wschodniej – podkreśla Izabela Fiszer.

Aby wziąć udział w naborze „Promocja marki innowacyjnych MŚP” na rynki azjatyckie, firmy muszą spełniać m.in. kryteria wysokości przychodów (wnioskodawca musi wykazać przychody netto ze sprzedaży produktów na eksport w wysokości co najmniej 20 proc. przychodów netto ze sprzedaży towarów i usług). Muszą także udokumentować ponoszenie nakładów na działalność badawczo-rozwojową lub wdrożenie innowacji produktowych lub w procesach biznesowych w ciągu ostatnich trzech lat obrotowych przed złożeniem wniosku o dofinansowanie.

– Wymagamy tylko dwóch zadań: pierwsze związane jest z udziałem w jednym z forów gospodarczych, albo dla eksporterów, albo inwestycyjnym, a drugie to obowiązkowy udział w charakterze wystawcy na jednym z wydarzeń targowych, które znajdują się na liście w programie, czyli spośród 39 targów należy wybrać jedne i przygotować się do udziału jako wystawca. Program w ramach udziału Polski w Światowej Wystawie Expo w Osace może być realizowany przez cały 2025 rok, podczas gdy sama wystawa trwa tylko przez pół roku, od połowy kwietnia do połowy października  zwraca uwagę ekspertka.

Nabór wniosków w ramach działania 2.25 „Promocja marki innowacyjnych MŚP” ruszył 23 lipca i potrwa do 26 września. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości jest odpowiedzialna za wybór projektów tych MŚP, które spełnią warunki określone w programie promocji w związku z udziałem Polski w Wystawie Światowej Expo 2025 w Osace, opracowanym w ramach działania 2.26 „Umiędzynarodowienie MŚP – Brand HUB” programu Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki 20212027 (FENG).


a

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/polskie-firmy-z-szansa-na,p1157115458

Biznes chętnie inwestuje w OZE. Fotowoltaika na własnym gruncie najchętniej wybieranym rozwiązaniem

0

Możliwości związanych z inwestowaniem w zieloną energię jest bardzo dużo, jednak to fotowoltaika na własnych gruntach jest najchętniej wybieranym przez biznes rozwiązaniem OZE. Specjaliści zwracają uwagę, że wydłużył się okres zwrotu z takiej inwestycji, mimo tego nadal jest atrakcyjny, szczególnie w modelu PV-as-a-service. Dlatego też firm inwestujących w produkcję energii ze słońca może wciąż przybywać.

W krajobraz Polski coraz wyraźniej wpisują się elektrownie produkujące prąd z odnawialnych źródeł. W sposób wyraźny zyskuje fotowoltaika, którą zauważyć możemy nie tylko na dachach domów, ale także na wielohektarowych farmach. Coraz częściej w energię słoneczną inwestują firmy, które z jednej strony chcą się pokazać jako biznes odpowiedzialny społecznie. Z drugiej – muszą dbać o swój miks energetyczny m.in. ze względu na coraz bardziej wymagające przepisy i rosnące ceny energii.

Udział odnawialnych źródeł energii (OZE) w polskim miksie energetycznym stale rośnie. W 2023 roku stanowiły one przeszło 40 proc. mocy zainstalowanej i odpowiadały za 27 proc. całości wyprodukowanej energii. Za obserwowany wzrost w dużej mierze odpowiadają właśnie przedsiębiorstwa, które bardzo chętnie inwestują w tego typu rozwiązania na własnym terenie. 

 W kwestii rozwiązań OZE dla biznesu możliwości działania jest kilka. Pierwszym podstawowym rozwiązaniem jest wybudowanie instalacji fotowoltaicznej na dachu fabryki, magazynu czy też na gruncie obok zakładu – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Remigiusz Piwowarski, dyrektor ds. rozwoju EDP Energia oraz członek zarządu EDP by soon.

Jak podkreśla, wciąż jest to rozwiązanie, które ma dosyć krótki okres zwrotu, jednak w związku z dynamicznymi zmianami na rynku energii wydłużył się średnio nawet o dwa lata. 

– Przy cenach energii z poprzedniego roku okres zwrotu z takiej instalacji wynosił około pięciu–sześciu lat, przy obecnych cenach energii wynosi minimalnie około siedmiu–ośmiu lat. Z reguły takie rozwiązanie umożliwia zaspokojenie od 20 do 30 proc. konsumpcji energii danego przedsiębiorstwa – dodaje Remigiusz Piwowarski.

Realizacja takiej inwestycji może się odbywać na różne sposoby. Pierwszym jest zamówienie instalacji u dostawcy fotowoltaiki i płatność w całości lub w ratach od razu po realizacji inwestycji. Druga opcja to długoterminowa umowa na użytkowanie instalacji w modelu PV-as-a-service. W tym modelu koszt instalacji jest po stronie dostawcy, który odpowiada też za jej obsługę i konserwację. Przedsiębiorstwo płaci swego rodzaju abonament za zieloną energię. W takich wypadkach ryzyko operacyjne jest przenoszone wyłącznie na dostawcę. Tego rodzaju innowacje mogą przyspieszyć transformację energetyczną, szczególnie mniejszych i średnich przedsiębiorstw, które dysponują ograniczonym kapitałem.

 Są także rozwiązania zwane PPA, czyli Power Purchase Agreement. To jest takie rozwiązanie, w którym farma fotowoltaiczna czy wiatrowa jest budowana nie przez odbiorcę energii elektrycznej, tylko przez inny podmiot. Od strony czysto praktycznej energia elektryczna z tej instalacji jest oddawana do sieci energetycznej. Natomiast odbiór całości energii z tej instalacji jest kontraktowany przez inny podmiot na okres np. 10-15 lat – wyjaśnia członek zarządu EDP by soon. – To jest drugie rozwiązanie.

Trzecim rozwiązaniem jest zakup gwarancji pochodzenia energii elektrycznej z odnawialnych źródeł. Jak podkreśla ekspert, to najmniej korzystne rozwiązanie z punktu widzenia rozwoju niskoemisyjnych źródeł, ponieważ co do zasady nie wspiera budowy nowych mocy. Wciąż jednak jest chętnie wykorzystywane przez firmy.

– Wśród tych trzech form, czyli budowy fotowoltaiki na gruntach danego zakładu, PPA i świadectw energetycznych, największym zainteresowaniem wydaje się cieszyć to pierwsze, przynajmniej z naszego punktu widzenia. To rozwiązanie jest bardziej konkretne – gotową instalacje można pokazać mediom i interesariuszom zewnętrznym. Może być też mniej skomplikowane prawnie niż transakcja typu PPA, która często wymaga szeregu gwarancji bankowych, godzin spędzonych z prawnikami, doradcami etc. I okres zwrotu jest relatywnie szybki. Wynosi on nawet pięć–sześć lat, jeżeli to jest model, w którym płaci się za budowę instalacji. W przypadku formuły as-a-Service oszczędności pojawiają się zaraz po uruchomieniu instalacji – mówi Remigiusz Piwowarski.

Dla dalszego rozwoju rynku fotowoltaiki kluczowe będą kwestie regulacyjne na poziomie UE, szczególnie pakiet Fit for 55 i handel pozwoleniami na emisję.

Te wszystkie obostrzenia Unii Europejskiej będą doprowadzały do tego, że ceny za energię będą coraz wyższe, więc opłacalność rozwiązań, np. budowy własnej instalacji fotowoltaicznej, będzie coraz wyższa. Przez to ten rynek będzie się bardzo szybko rozwijał w perspektywie następnych lat. Cele wyznaczane przez regulatora i przez rząd są ambitne, więc sądzę, że na pewno popyt na to będzie – ocenia dyrektor ds. rozwoju EDP Energia.

Jak wynika z raportu Instytutu Energetyki Odnawialnej „Rynek fotowoltaiki w Polsce 2024”, Polska zajmuje czwarte miejsce w UE pod względem przyrostu mocy zainstalowanej PV (po Niemczech, Hiszpanii i Włoszech). W ubiegłym roku łączna moc zainstalowana wzrosła o 4,6 GW, osiągając na koniec grudnia 17,08 GW. Wyraźnej zmieniła się struktura rynku – największy przyrost mocy PV nastąpił w farmach powyżej 1 MW, wyhamował natomiast wzrost w segmencie mikroinstalacji.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/biznes-chetnie-inwestuje,p761891248

Nie tylko Zielony, ale też Niebieski Ład. UE intensyfikuje wysiłki na rzecz ochrony zasobów wodnych

0

Europejski Komitet Regionów wezwał niedawno tworzącą się nową Komisję Europejską do prac nad Europejska Strategią Wodną i powołania komisarza odpowiedzialnego za zasoby wodne w UE. Impulsem do planowania zmian w tym obszarze ma być Blue Deal, czyli Niebieski Ład – inicjatywa stworzona w ubiegłym roku na wzór Zielonego Ładu. Przyspieszenie działań na rzecz ochrony zasobów wodnych to zdaniem ekspertów konieczność w obliczu coraz częstszych i poważniejszych susz, powodzi i problemów z dostępem do wody pitnej. Niebieski Ład ma być istotnym elementem dostosowywania się do zmian klimatu.

– Blue Deal jest nową inicjatywą utworzoną przez Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny na początku 2023 roku, która jest wezwaniem do podjęcia działań przez Komisję Europejską oraz Parlament Europejski dotyczący ochrony zasobów wodnych. Do tej pory polityka Unii Europejskiej w zakresie wody ograniczała się do wybranych zagadnień, takich jak monitoring jakości wody, tymczasem w ostatnich latach narastają problemy z dostępem do wody pitnej, zarówno dla obywateli, jak i dla przedsiębiorców, i w związku z tym konieczne jest podjęcie znacznie szerszego pakietu działań – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, która odpowiadała za polskie propozycje do zapisów Blue Deal.

Jak niedawno wskazywał Jan Bondaruk, dyrektor Głównego Instytutu Górnictwa – Państwowego Instytutu Badawczego (GIG PIB), obieg wody w środowisku jest zakłócany przez zmiany klimatyczne. Wśród zagrożeń dla zasobów wód wymienia się m.in. niezrównoważone nawyki konsumpcyjne oraz fałszywe poczucie bezpieczeństwa obserwowane głównie w regionach mocno uprzemysłowionych. Tymczasem – jak wskazują eksperci z GIG-PIB – co najmniej 11 proc. mieszkańców UE i 17 proc. jej terytorium jest dotkniętych niedoborem wody. Od 1980 roku susze występują coraz częściej, generując koszt sięgający 100 mld euro w ciągu ostatnich trzech dekad. Prognozy są jeszcze bardziej niepokojące. Europejska Agencja Środowiska (EEA) szacuje, że w południowej oraz południowo zachodniej części Europy wzrost temperatury o 3 st. Celsjusza może zmniejszyć przepływ rzek w okresie letnim nawet o 40 proc. To uderza nie tylko w mieszkańców, ale także może pogrążyć rolnictwo, co oznacza zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego, a także wiele gałęzi przemysłu. 

 Konieczne jest sprostanie ogromnym wyzwaniom inwestycyjnym związanym z adaptacją do zmian klimatycznych. Jak wynika z szacunków Banku Światowego, 50 proc. wydatków z tym związanych to są właśnie wydatki związane z gospodarką wodną. Zmieniają się schematy związane np. z częstością i intensywnością opadów deszczu, w związku z tym konieczne jest zwiększenie zdolności w zakresie retencjonowania wody, tak aby można było wykorzystywać te zasoby wtedy, kiedy mamy do czynienia z przedłużonym okresem suszy – tłumaczy główny ekonomista FPP.

Blue Deal obejmuje wiele zagadnień związanych z gospodarowaniem zasobami wodnymi. Wśród nich są: dbanie o powszechny dostęp do wody pitnej i efektywne zużywanie wody, walka z ubóstwem wodnym, inwestycje w infrastrukturę wodną i sieć dystrybucyjną, zajęcie się wodochłonnymi gałęziami przemysłu oraz wodooszczędnymi technologiami.

– Realizacja strategii Blue Deal wiąże się z koniecznością poniesienia nakładów inwestycyjnych w łącznej kwocie ok. 390 mld euro, co jest ogromnym wyzwaniem. To oczywiście musi być rozłożone na lata, prawdopodobnie są to środki do wydania w perspektywie finansowej Unii Europejskiej na lata 2028–2035 – zauważa ekonomista.

Mobilizacja tak dużych środków finansowych nie jest możliwa wyłącznie z wykorzystaniem funduszy ze wspólnotowego budżetu czy budżetów poszczególnych państw członkowskich.

 Konieczna jest również mobilizacja kapitału prywatnego za pomocą instrumentów takich jak niebieskie obligacje, które służyłyby finansowaniu inwestycji związanych z ochroną zasobów wodnych czy też zwiększeniem efektywności wykorzystania wody. Ponieważ te działania mogłyby się realizować nie tylko poprzez poprawę dostępu do wody czy zwiększenie zasobów wodnych, ale również z drugiej strony po stronie konsumpcji, czyli ograniczenie zużycia wody w niektórych rodzajach procesów produkcyjnych – mówi Łukasz Kozłowski. – Obecnie w sieciach wodociągowych tracimy aż 30 proc. wody. To woda, która jest nimi wysyłana, ale nie jest ostatecznie dostarczana do odbiorców z uwagi na różnego rodzaju nieszczelności czy fakt, że infrastruktura wodociągowa nie jest wystarczającej jakości.

Jak wynika z prognoz World Resources Institute, do 2050 roku 1 mld ludzi na świecie będzie się zmagać z wysokim niedoborem wody, nawet jeśli stopniowo będziemy ograniczać wzrost średniej temperatury. Na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej może to dotyczyć 100 proc. populacji. WRI szacuje, że w ciągu kolejnych 25 lat zapotrzebowanie na wodę wzrośnie o 20–25 proc.

– Polska jest szczególnie narażona na skutki niedoboru wody, ponieważ jest jednym z tych krajów UE, które ma najmniejsze zasoby wodne. W przeliczeniu na mieszkańca jedynie Malta, Cypr i Czechy są mniej zasobne w wodę niż Polska. Tymczasem jesteśmy na poziomie trzykrotnie niższym niż Unia Europejska w tym zakresie, więc rzeczywiście skala potrzeb jest ogromna – wyjaśnia główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Jak podkreśla, szansą dla Polski wynikającą z Niebieskiego Ładu jest możliwość dostępu do dużych środków, które mogłyby zostać wydatkowane na inwestycje w tym obszarze, zwłaszcza na wdrażanie innowacji służących poprawie efektywności wykorzystania wody.

– Celem tej inicjatywy nie jest karanie firm, ale tworzenie zachęt i instrumentów wsparcia dla nich po to, aby mogły w sposób bardziej odpowiedzialny wpływać na zarządzanie ograniczonymi zasobami wody – mówi ekspert FPP. – Potencjalnie mogą się zmienić również struktury taryf wodnych dla przedsiębiorstw. Mogą być one uzależnione np. od intensywności wykorzystania wody, czyli pewien bazowy poziom zapotrzebowania na wodę może być zaspokajany w niskim koszcie, natomiast to, co zostanie uznane za nadmiarowe zużycie wody, może się wiązać z ponoszeniem znacznie wyższych kosztów, niż ma to miejsce do tej pory. Jednocześnie w przypadku przedsiębiorców również istnieje możliwość rozszerzenia zasad tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producenta również na kwestie związane z wodą. To potencjalnie w przypadku producentów produktów, do których wytworzenia zużywane są duże ilości wody, lub w przypadku producentów, którzy odprowadzają duże ilości ścieków niepodlegające oczyszczeniu, może się wiązać z dodatkowymi obciążeniami finansowymi.

Europejski Komitet Regionów wezwał w czerwcu unijne instytucje do prac nad ambitną i międzysektorową Europejską Strategią Wodną oraz powołania komisarza odpowiedzialnego za zasoby wodne.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/nie-tylko-zielony-ale,p1299531802

Sektor MŚP wyczekuje cofnięcia Polskiego Ładu. W 2025 roku mały biznes może liczyć na więcej korzystnych zmian

0

Obrona interesów MŚP w postępowaniach interwencyjno-procesowych oraz uruchomienie mediacji pomiędzy organami administracji i przedsiębiorcami będą priorytetami w nowej kadencji Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Od czerwca to stanowisko piastuje Agnieszka Majewska. Jak wskazuje, najpilniejszą potrzeba jest jednak reforma danin publicznych, przede wszystkim zmiana sposobu rozliczania składki zdrowotnej. – Przedsiębiorcom mocno zależy, żeby wrócić do tego, co było przed Polskim Ładem. W tej chwili niektórzy zgłaszają się do Biura Rzecznika MŚP, wskazując, że płacą składki w wysokości ok. 300 tys. zł, to są olbrzymie pieniądze – mówi Agnieszka Majewska. Koalicjanci w rządzie mają jednak różne pomysły na tę reformę.

– Największym wyzwaniem dla sektora MŚP jest w tej chwili składka zdrowotna. Wszyscy przedsiębiorcy mikro-, mali i średni czekają na to, aby pojawił się w końcu projekt, który będzie dla nich korzystny, który tak naprawdę przywróci to, co było przed Polskim Ładem. Mam nadzieję, że rząd stanie na wysokości zadania, żeby od stycznia przedsiębiorcy mieli możliwość opłacania tych składek w mniejszej wysokości niż teraz – mówi agencji Newseria Biznes Agnieszka Majewska.

Polski Ład – czyli reforma podatkowa, która weszła w życie z początkiem 2022 roku – zmieniła zasady rozliczania składki zdrowotnej. Dla wielu firm oznaczało to jej drastyczny wzrost, doprowadzając dobrze prosperujące biznesy na skraj bankructwa. Jednak po jesiennych wyborach nowy rząd zapowiedział zmianę problematycznych przepisów – był to jeden z punktów umowy koalicyjnej zawartej pomiędzy Koalicją Obywatelską, Trzecią Drogą i Lewicą.

W marcu br. zostały przedstawione założenia tych zmian, na których – według rządowych zapowiedzi – ma zyskać aż 93 proc. podatników. Jedną z najważniejszych jest przywrócenie stałej, zryczałtowanej składki zdrowotnej dla przedsiębiorców rozliczających się na zasadach ogólnych według skali podatkowej (wg danych Ministerstwa Finansów jest ich ok. 1,3 mln). Jej wysokość w 2025 roku będzie wynosić 9 proc. z 75 proc. minimalnego wynagrodzenia, czyli ok. 310 zł miesięcznie. Rząd oszacował, że w warunkach z 2024 roku byłoby to 286,33 zł miesięcznie wobec 381,78 zł obecnie. Wspólnym rozwiązaniem dla wszystkich przedsiębiorców, niezależnie od formy opodatkowania, ma być też zniesienie obowiązku płacenia składki zdrowotnej od zbywanych środków trwałych.

Swoje propozycje zmian w przepisach mają także koalicjanci. Lewica proponuje likwidację składki zdrowotnej i przejście na system budżetowy. Projekt nie zmienia nic dla etatowców, będą płacić tyle samo co dziś. Przedsiębiorcy zapłacą 9 proc. od dochodu, a nie od przychodu. Najwięcej pieniędzy wpłynie od wielkich firm, które miałyby płacić 9 proc. na zdrowie w ramach podatku CIT. Lewica obliczyła, że na ochronę zdrowia trafiać będzie 30 mld zł rocznie. Z kolei Trzecia Droga proponuje, by składka była równa dla pracownika i przedsiębiorcy, naliczana tylko raz od łącznej zarobków, niezależnie od liczby źródeł przychodu i oparta na kolejnych progach dochodowych. Dla przedsiębiorców rozliczających się podatkiem liniowym, przy przychodzie do 120 tys. zł, miałaby wynosić 300 zł miesięcznie. Dla przedsiębiorców rozliczających się podatkiem liniowym – przy przychodzie między 120 tys. zł a 300 tys. zł – składka wynosić będzie 525 zł miesięcznie.

Przedsiębiorcom mocno zależy na tym, żeby mogli opłacać niższą składkę zdrowotną, żeby wrócić do tego, co było przed Polskim Ładem. W tej chwili niektórzy zgłaszają się do Biura Rzecznika MŚP, wskazując, że płacą składki w wysokości ok. 300 tys. zł, to są olbrzymie pieniądze – mówi Rzecznik MŚP.

Jak wskazuje, oprócz zmian dotyczących rozliczania składki zdrowotnej w 2025 roku przedsiębiorców czeka też wiele innych, korzystnych dla nich zmian, które wprowadzi tzw. pakiet deregulacyjny, przygotowany przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii. To blisko 50 rozwiązań w 35 nowelizowanych ustawach, w tym m.in. w Kodeksie postępowania administracyjnego czy Kodeksie cywilnym, które wprowadzą ułatwienia w prowadzeniu firmy już na etapie rozpoczynania działalności, a także jej rozwoju w kolejnych latach. Wśród najważniejszych rozwiązań są m.in. cyfrowe umowy leasingowe, wprowadzenie do obiegu gospodarczego weksla w formie elektronicznej, szybsze procedury administracyjne i skrócenie maksymalnego czasu kontroli mikroprzedsiębiorców z 12 do sześciu dni. Procedowane obecnie zmiany mają być wprowadzane z półrocznym vacatio legis, aby firmy miały czas się do nich przygotować.

Mam nadzieję, że najpóźniej we wrześniu wejdą w życie i od stycznia przyszłego roku przedsiębiorcy będą mogli już korzystać z nowych udogodnień, chociażby zmiany przepisów dotyczących Małego ZUS-u Plus – mówi Agnieszka Majewska.

Rzecznik MŚP to niezależny organ stojący na straży praw mikro-, małych i średnich przedsiębiorców, reprezentujący ich w sporach z administracją państwową i opiniujący projekty aktów prawnych dotyczących spraw gospodarczych. Każdego roku firmy z sektora MŚP kierują do niego średnio kilka tysięcy spraw i wniosków o interwencję. Pierwsza kadencja Rzecznika MŚP, którym przez sześć lat był Adam Abramowicz, zakończyła się pod koniec czerwca br. 25 czerwca br. jego następczynią została Agnieszka Majewska, radca prawny z 20-letnim stażem w stosowaniu prawa administracyjnego i gospodarczego, dotychczasowa Pełnomocniczka Terenowa Rzecznika MŚP w Gdańsku.

Chciałabym w tej kadencji skupić się przede wszystkim na prowadzeniu spraw interwencyjno-procesowych. Przedsiębiorcy mogą się do nas zgłaszać z indywidualnymi sprawami, w których organ administracji publicznej naruszył przepisy prawa. Jednak z drugiej strony chciałabym też wzmocnić u nas wydział legislacyjny tak, aby Rzecznik MŚP miał możliwość uczestniczenia w stanowieniu prawa, żeby głos rzecznika był słyszalny – mówi Agnieszka Majewska.

Nowa rzeczniczka zapowiada, że jednym z jej priorytetów będzie też uruchomienie mediacji i polubownych metod rozwiązywania sporów pomiędzy organami administracji a przedsiębiorcami. Obecnie w ustawie o Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców znajduje się zapis, że zamiast „prowadzenia mediacji” może on zapewniać „pomoc w organizacji mediacji”. O skorygowanie tego zapisu wnioskował już poprzedni rzecznik Adam Abramowicz, ale wówczas się to nie udało.

– Chciałabym doprowadzić do zmiany tej ustawy tak, abyśmy mogli być uczestnikami mediacji. Uważam, że dla przedsiębiorców byłoby to rozwiązanie bardzo korzystne – mówi Rzecznik MŚP. – Gdyby Rzecznik MŚP mógł być uczestnikiem mediacji, to gros przedsiębiorców nie musiałoby iść ze swoimi sprawami do sądu administracyjnego lub powszechnego. Zamiast tego wiele problemów i spraw można by rozstrzygać już na etapie postępowania administracyjnego.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/sektor-msp-wyczekuje,p261783169

Małe firmy mają utrudniony dostęp do finansowania działalności innowacyjnej. Fundusze unijne pomogą odblokować środki na takie inwestycje

0

Podobnie jak w całej UE, tak i w Polsce mikro-, małe i średnie firmy stanowią trzon krajowej gospodarki. Z danych PARP wynika, że od momentu wstąpienia Polski do UE ich kondycja jest coraz lepsza, już średnio co trzecie przedsiębiorstwo z sektora MŚP jest aktywne innowacyjnie. Sukcesywnie rosną też nakłady na inwestycje i B+R, ale jedną z głównych barier dla takiej działalności niezmiennie pozostaje utrudniony dostęp do finansowania.

 Sektor MŚP w samej Unii Europejskiej to ponad 23 mln przedsiębiorstw niefinansowych, które zapewniają ok. 2/3 miejsc pracy w krajach członkowskich Wspólnoty. Tak więc wsparcie sektora MŚP to jest też wsparcie konkurencyjności europejskiej gospodarki. Wiemy bardzo dobrze, że to właśnie w małych i średnich przedsiębiorstwach powstają bardzo ciekawe, innowacyjne pomysły – mówi agencji Newseria Biznes prof. Teresa Czerwińska, wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego.

Według danych PARP na polskim rynku działa ok. 2,35 mln przedsiębiorstw niefinansowych, a przeważającą większość z nich (99,8 proc.) stanowią właśnie MŚP. Są one mocnym filarem krajowej gospodarki – generują 45,3 proc. PKB (dane za 2021 rok), przy czym największy udział mają mikroprzedsiębiorstwa (ok. 28,2 proc.). Zapewniają zatrudnienie dla 6,94 mln pracowników, czyli ponad 2/3 ogólnej liczby osób zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw. Tu również przodują najmniejsze firmy – w mikroprzedsiębiorstwach pracuje prawie 4,4 mln osób, czyli 43 proc. ogólnej liczby zatrudnionych w sektorze firm.

„Raport o stanie sektora małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce 2024” PARP pokazuje również, że średnio co trzecie przedsiębiorstwo na polskim rynku jest aktywne innowacyjnie. Ten wskaźnik wciąż jest jednak dużo niższy niż europejska średnia, która wynosi prawie 53 proc. (najwyższe w UE wskaźniki innowacyjności przedsiębiorstw mają Grecja – 72,6 proc. i Belgia – 71,3 proc.). W Polsce podstawowym źródłem finansowania innowacji wciąż pozostają środki własne przedsiębiorstw (77,4 proc.). Jednak udział firm, które decydowały się na sfinansowanie innowacji za pomocą instrumentów zwrotnych, wzrósł z 4,2 proc. w 2021 roku do 13,2 już w 2022 roku. Z badania PARP „Monitoring innowacyjności polskich przedsiębiorstw” wynika również, że publiczne wsparcie działalności innowacyjnej odgrywa kluczową rolę, a według przedsiębiorców najbardziej pożądanymi rodzajami wsparcia są dotacje bezzwrotne, na które wskazało 79,7 proc. firm aktywnych innowacyjnie, a także zwolnienia, ulgi i preferencje, wskazane przez 34,4 proc. innowacyjnych przedsiębiorstw.

Firmy, które prowadziły innowacyjne działania, wskazywały na związane z tym korzyści w postaci ogólnego rozwoju przedsiębiorstwa (91,7 proc.), podniesienie jakości usług i wyrobów (75,3 proc.) oraz wzrostu wydajności pracy (74,0 proc.). Z drugiej strony w opinii przedsiębiorców działalność innowacyjną wciąż utrudnia im szereg barier, wśród których kluczowa jest m.in. inflacja, czyli ogólny wzrost cen, przeszkody administracyjne i trudności w pozyskaniu wykwalifikowanych pracowników. Ponad połowa firm wskazała również na czynniki takie jak brak czasu na myślenie o innowacjach, nieznajomość przepisów i niewystarczający dostęp do wiedzy na temat najnowszych rozwiązań, a także trudny dostęp do dotacji z funduszy unijnych. Zmiana rządu po jesiennych wyborach parlamentarnych spowodowała jednak, że do Polski zaczęły płynąć środki z Krajowego Planu Odbudowy, które będą w nadchodzących latach wspomagać inwestycje firm.

– Europejski Bank Inwestycyjny stawia małe i średnie przedsiębiorstwa wśród priorytetów w swoim finansowaniu. Tylko w ubiegłym roku przeznaczyliśmy na finansowanie tego sektora ponad 30 mld euro – podkreśla prof. Teresa Czerwińska.

Polskie mikro-, małe i średnie firmy mogą skorzystać z takiego wsparcia m.in. za pośrednictwem BGK, który od lipca br. udostępnia gwarancje na spłatę kredytu zabezpieczone środkami Europejskiego Funduszu Inwestycyjnego (EFI). Oznacza to, że EFI bierze na siebie część ryzyka braku spłaty kredytu zaciągniętego przez przedsiębiorcę. Gwarancja Investmax powstała dzięki wykorzystaniu środków z Programu InvestEU. Łączna wartość kredytów zabezpieczonych nową gwarancją ma sięgnąć 3 mld zł.

 To będą przede wszystkim projekty cechujące się wysokim stopniem innowacyjności, związane z efektywnością energetyczną, digitalizacją małych i średnich przedsiębiorstw, ale też np. podnoszeniem kwalifikacji MŚP, a w efekcie ich konkurencyjności na arenie międzynarodowej – mówi wiceprezes EBI, ogłaszając nowy instrument finansowy w trakcie Forum Finansowania Mikro, Małych i Średnich Przedsiębiorców 2024.

Jak wskazuje, MŚP często mają trudności z dostępem do finansowania nowych inwestycji i rozwoju swojego biznesu. Banki wymagają od nich odpowiednich zabezpieczeń, których często nie są w stanie przedstawić. I właśnie w takiej sytuacji z pomocą przychodzą nowe gwarancje.

– W ramach tego programu mikro-, małe i średnie przedsiębiorstwa będą miały niższe wymogi dotyczące przedstawienia zabezpieczenia do pozyskania kredytu. Z kolei Bank Gospodarstwa Krajowego i instytucje finansowe będą otrzymywały gwarancje z Europejskiego Banku Inwestycyjnego do 80 proc. wartości kredytu inwestycyjnego lub obrotowego – mówi prof. Teresa Czerwińska. – MŚP będą mogły liczyć również na bardzo niskie lub wręcz zerowe koszty tych gwarancji przy spełnieniu pewnych warunków. Co istotne, te środki pochodzące z programu InvestEU nie są wliczane do pomocy de minimis. To oznacza, że firma, która już uzyskała pomoc publiczną, np. w ramach funduszy covidowych, i wykorzystała swoje limity, będzie mogła i tak skorzystać z tego wsparcia, które oferujemy w ramach gwarancji InvestEU.

Od momentu wstąpienia Polski do UE – co dało krajowym podmiotom możliwość korzystania z programów pomocowych i zalet jednolitego rynku oraz otworzyło je na większą konkurencję – widać spory wzrost w liczbie innowacyjnych firm. Ich średni udział w ogólnej liczbie przedsiębiorstw przemysłowych i usługowych w latach 2006–2022 wzrósł z 22,5 proc. do 32,5 proc. Prawie trzykrotnie zwiększył się też wskaźnik nakładów na B+R w relacji do PKB (z poziomu 0,55 proc. w 2004 roku do 1,46 proc. w 2022 roku).

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/male-firmy-maja,p1330579553

Komornicy sądowi jako pierwsi wprowadzają system e-Doręczeń. Docelowo dostęp do wszystkich postępowań komorniczych ma być cyfrowy

0

Krajowa Rada Komornicza rozpoczyna wdrażanie usługi e-Doręczeń w kancelariach komorniczych. Robią to jako pierwszy zawód prawniczy i to znacznie wcześniej, niż wymaga tego prawo. Od 1 lipca mogą wysyłać pisma pocztą elektroniczną do tych odbiorców, którzy są zalogowani w systemie e-Doręczeń. W pozostałych przypadkach zadziała poczta hybrydowa – Poczta Polska wydrukuje korespondencję i dostarczy ją klasycznym listem poleconym. Nowy system to duże ułatwienie, które przyspieszy pracę komorników i przyniesie spore oszczędności.

– e-Doręczenia to nie zmiana, to rewolucja. Od 1 lipca każdy, kto założy sobie skrzynkę do e-Doręczeń, może z dowolnego miejsca w kraju czy na świecie przeczytać wiadomość, którą do niego skieruje komornik. Czyli już nie będzie tak, że nasze częste zmiany miejsca zamieszkania, długie wakacje czy praca zdalna spowoduje to, że nie będziemy informowani o toczących się postępowaniach, zarówno ze strony wierzyciela, jak i dłużnika – mówi agencji Newseria Biznes Przemysław Małecki, rzecznik prasowy Krajowej Rady Komorniczej. – Często w kancelariach słyszymy: zareagowałbym wcześniej, gdybym wiedział, podjąłbym próbę spłaty, gdybym wiedział, zaskarżyłbym to postanowienie, gdybym wiedział. Dzisiaj dajemy taką możliwość obywatelom, którzy będą mogli reagować w każdej chwili, bezpośrednio po naszych działaniach, bo będą mieli tę informację na swoich telefonach.

e-Doręczenie to elektroniczny odpowiednik listu poleconego za potwierdzeniem odbioru. Co istotne, jest mu także prawnie równoważne. Dzięki tej usłudze podmioty publiczne, obywatele i firmy mogą korzystać z wygodnych i bezpiecznych doręczeń elektronicznych. Docelowo wszystkie podmioty publiczne, przedsiębiorcy i zawody zaufania publicznego będą miały obowiązek mieć adres do doręczeń elektronicznych i prowadzić korespondencję za pośrednictwem systemu. Komornicy sądowi są pierwszym zawodem prawniczym, który wprowadza e-Doręczenia. Ekspert podkreśla, że inne zawody będą mogły czerpać z doświadczeń samorządu komorników.

– Zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważne jest informowanie obywateli o toczących się postępowaniach. Wyprzedzamy o pół dekady sądy, które dopiero od 2029 roku będą miały obowiązek korzystania z systemu – wskazuje Przemysław Małecki.

Od października 2024 roku obowiązek stosowania Krajowego Systemu Doręczeń Elektronicznych będą miały organy administracji publicznej, ZUS, KRUS czy NFZ, ale także uczelnie publiczne. Rok później dołączą do nich inne organy publiczne, a od października 2029 roku – jednostki samorządu terytorialnego, sądy, trybunały, prokuratura czy organy ścigania.

– System e-Doręczeń to nowoczesna platforma, która umożliwia w pełni elektroniczną komunikację pomiędzy obywatelem, podmiotem publicznym i innymi instytucjami. Zaczynamy od założenia skrzynki, która będzie służyła do komunikacji za pośrednictwem systemu. Następnie komornik sądowy podpisuje umowę z Pocztą Polską, żeby móc korzystać na preferencyjnych stawkach z takiej formy komunikacji, a następnie instaluje oprogramowanie, które dostarcza Currenda, integrator systemu w  kancelariach. Od tego dnia może spokojnie korzystać z pełnego zakresu funkcjonalnego systemu e-Doręczeń – tłumaczy Katarzyna Mazur, wiceprezes zarządu spółki Currenda.

Po uruchomieniu usługi zamiast listów komornicy będą się posługiwać elektroniczną wersją wiadomości, która trafiać będzie do Poczty Polskiej. Jeśli odbiorca będzie miał założoną skrzynkę w systemie, automatycznie otrzyma na nią wiadomość. Jeśli nie będzie miał, Poczta Polska wydrukuje korespondencję elektroniczną w bezobsługowych centrach wydruku, a następnie dostarczy ją klasycznym listem poleconym – to tzw. przesyłka hybrydowa.

 Wdrażanie jakichkolwiek systemów w tak ważnych obszarach naszego państwa jak chociażby egzekucja i możliwość ściągania, egzekwowania wierzytelności jest ogromnym wyzwaniem. Jak przy każdym systemie jest po prostu obawa przed czymś nowym. Jako dostawca – oprócz podjęcia wszystkich potrzebnych kroków, żeby wytworzyć system bezpieczny, kompleksowy, zgodny z najwyższymi standardami – musimy przeprowadzić użytkownika przez możliwość poznania tego, co go czeka – mówi wiceprezes Currendy. 

Jak wskazuje raport „e-Doręczenia – bezpieczne rozwiązanie dla transformacji korespondencji papierowej” Obserwatorium.biz, wszyscy dostawcy usług e-Doręczeń muszą spełniać szereg wymagań organizacyjnych i formalnych, aby zapewnić najwyższy poziom bezpieczeństwa świadczonej usługi. Przesyłka w całym cyklu doręczenia musi być bezpieczna, a dowody jej dostarczenia wiarygodne dla użytkowników, administracji publicznej i sądów. Wszystkie przesyłane dane są zabezpieczone przed modyfikacją w trakcie ich transmisji, a ich szyfrowanie ogranicza ryzyko odczytania ich przez nieuprawnioną osobę. Tożsamość nadawcy i odbiorcy jest weryfikowana przed przyjęciem i przed przekazaniem przesyłki, a dowody nadania i otrzymania danych zabezpieczone są zaawansowaną pieczęcią elektroniczną, aby wykluczyć możliwość niewykrywalnej zmiany przesyłanych danych.

– To wszystko pozwala nam zagwarantować stabilność działania systemu jako tego docelowego, który ma gwarantować właśnie wymianę korespondencji, ale  też przede wszystkim redukuje koszty operacyjne wszystkich tych podmiotów, które dołączą do systemu e-Doręczeń – zauważa Katarzyna Mazur.

System e-Doręczeń ma przynieść kancelariom komorniczym znaczne oszczędności finansowe. Krótszy będzie czas potrzebny na doręczenie przesyłki, nie będzie już konieczności drukowania, pakowania i wysyłania pism.

– To kolejny krok, który przybliża nas do akt elektronicznych. Dążymy do tego, żeby w niedalekiej przyszłości dostęp do postępowań był w czasie rzeczywistym z każdego miejsca na Ziemi, żeby nie było żadnych ograniczeń związanych z dojazdami, czasem, ustanawianiem pełnomocników. Przy wykorzystaniu na przykład e-licytacji, które cieszą się dużą popularnością, e-Doręczenia to po prostu kolejny krok w stronę pełnej informatyzacji naszego samorządu – zapowiada Przemysław Małecki.

Komornicy sądowi już teraz należą do najbardziej zinformatyzowanych zawodów prawniczych. Stopniowo wdrażany jest nowoczesny system e-Komornik, który umożliwia porządkowanie spraw egzekucyjnych drogą elektroniczną, automatyzuje część procesów, co przyspiesza pracę komorników i zmniejsza ryzyko błędów. Dzięki integracji systemu z bazami danych łatwiejszy jest dostęp do informacji potrzebnych do prowadzenia postępowań egzekucyjnych, szybsza jest też wymiana informacji między różnymi organami i instytucjami.

 W tym momencie nie tylko mamy integrację z e-Doręczeniami, ale też jest to Elektroniczne Postępowanie Upominawcze, Elektroniczny Urząd Skarbowy, zajęcia rachunków bankowych za pomocą systemu Ognivo, którego właścicielem jest KIR. Tych integracji jest naprawdę wiele. Natomiast jako dostawca oprogramowania widzimy potencjał na kolejne, żeby docelowo doprowadzić do zinformatyzowania wszystkich aspektów pracy komornika sądowego – zapowiada Katarzyna Mazur.

W przyszłości możliwa będzie także cyfrowa archiwizacja dokumentów. Przejście z papierowych akt na elektroniczne archiwa ułatwi przechowywanie, przeszukiwanie i zarządzanie dokumentami, ale także zmniejszy związane z tym koszty.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/komornicy-sadowi-jako,p1438802405

Trwają prace nad pierwszym pakietem ułatwień dla biznesu. Założenia drugiego będą znane na przełomie lipca i sierpnia

0

Pierwszy pakiet deregulacyjny, który ma wprowadzić daleko idące ułatwienia dla polskich przedsiębiorców, ma trafić pod obrady Sejmu na przełomie tego i przyszłego roku i wejść w życie z półrocznym vacatio legis, aby firmy miały czas przygotować się do zmian. – Taka od początku była nasza idea: żeby przedsiębiorcy nie byli zaskakiwani – podkreśla dr Mariusz Filipek, pełnomocnik ministra rozwoju ds. deregulacji i dialogu gospodarczego. Jak wskazuje, procedowane zmiany w prawie gospodarczym to nie koniec – MRiT w planach ma już kolejne pakiety deregulacyjne. – Chcielibyśmy, żeby założenia drugiego wybrzmiały już pod koniec lipca, najpóźniej do połowy sierpnia – zapowiada.

– Pakiet deregulacyjny jest procedowany od kilku miesięcy i w tej chwili jesteśmy już po konsultacjach, po konferencji uzgodnieniowej, która odbywała się 25–26 czerwca br., i po rozmowach z ministrem Krzysztofem Paszykiem. Chcemy, żeby kwestie, które zostały poruszone na konferencji uzgodnieniowej, zostały jeszcze przedyskutowane w ramach resortu oraz w ramach uzgodnień międzyresortowych. I chcielibyśmy, żeby pakiet deregulacyjny na początku sierpnia br. wyszedł do dalszych prac legislacyjnych – mówi agencji Newseria Biznes dr Mariusz Filipek podczas Forum Finansowania Mikro-, Małych i Średnich Przedsiębiorców.

Deregulacja przepisów prawa gospodarczego i przepisy bardziej przyjazne dla przedsiębiorców to jedna ze sztandarowych obietnic koalicyjnego rządu. Pakiet deregulacyjny, który ma ją wypełnić, na początku kwietnia br. trafił do konsultacji publicznych, a w wakacje ma zostać skierowany do uzgodnień międzyresortowych. Ministerstwo Rozwoju i Technologii, które opracowało projekt nowych przepisów, liczy, że trafią one pod obrady Sejmu na przełomie tego i przyszłego roku.

Ten pakiet jest cały czas procedowany i na bieżąco konsultowany z całym biznesem, z różnego rodzaju organizacjami przedsiębiorców i pracodawców. Taka od początku była nasza idea: żeby przedsiębiorcy nie byli zaskakiwani – podkreśla pełnomocnik ministra rozwoju ds. deregulacji i dialogu gospodarczego. – Odczucia są w mojej ocenie bardzo dobre i cały biznes, sektor przedsiębiorców jest pozytywnie nastawiony do tego pakietu.

Pakiet deregulacyjny, nad którym trwają obecnie prace, ma się przyczynić do poprawy środowiska prawnego i instytucjonalnego, w którym działają polskie firmy. To blisko 50 rozwiązań w 35 zmienianych ustawach, w tym m.in. w Kodeksie postępowania administracyjnego czy Kodeksie cywilnym. Mają one wprowadzić daleko idące ułatwienia w prowadzeniu firmy już na etapie rozpoczynania działalności, a także jej rozwoju w kolejnych latach. Wśród najważniejszych, zaproponowanych rozwiązań są m.in. cyfrowe umowy leasingowe, długo wyczekiwane przez tę branżę, wprowadzenie do obiegu gospodarczego weksla w formie elektronicznej, szybsze procedury administracyjne i skrócenie maksymalnego czasu kontroli mikroprzedsiębiorców z 12 do sześciu dni.

 Każda ze zmian wprowadzonych w tym pakiecie jest dla biznesu bardzo ważna. Natomiast jest w nim kilka perełek, jak m.in. fantastyczny w mojej ocenie pomysł na ułatwienie życia przedsiębiorcom, czyli tzw. e-weksel i e-leasing, który pozwoli zawierać umowy leasingowe w formie elektronicznej na odległość, a nie tylko w formie papierowej, jak ma to miejsce dzisiaj. To bardzo ułatwi życie przedsiębiorcom. Mamy też rozprawy przed Krajową Izbą Odwoławczą w formie online, co oznacza, że będzie to można robić przy komputerze we własnym przedsiębiorstwie, nie trzeba będzie już jechać w tym celu do Warszawy – mówi dr Mariusz Filipek.

Jak ocenia, z perspektywy przedsiębiorców pożądaną zmianą jest również obowiązek doręczenia przedsiębiorcy – jeszcze przed wszczęciem kontroli – wstępnej listy informacji i dokumentów, które ma on obowiązek przedstawić inspekcji. Ma to wprowadzić większą przejrzystość i przewidywalność procedur kontrolnych.

– Przy zapowiedzi kontroli przedsiębiorca nie będzie już zaskakiwany – podkreśla ekspert.

Procedowane zmiany w prawie gospodarczym mają być wprowadzane z półrocznym vacatio legis, aby firmy miały czas się do nich przygotować. Co istotne, Ministerstwo Rozwoju i Technologii w planach ma już przygotowanie kolejnych pakietów deregulacyjnych, korzystnych dla przedsiębiorców.

– Chcemy, żeby był drugi i trzeci pakiet i zobaczymy, co będzie dalej. Chcielibyśmy, żeby założenia tego drugiego pakietu deregulacyjnego wybrzmiały już pod koniec lipca, najpóźniej do połowy sierpnia – zapowiada dr Mariusz Filipek.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/trwaja-prace-nad,p635416148

Sektor finansowy walczy o pracowników. Coraz ważniejsze stają się kompetencje technologiczne

0

W Polsce 66 proc. organizacji ma trudności w obsadzaniu wakatów nowymi pracownikami o pożądanych kompetencjach. Największe problemy z rekrutacją ma branża finansów i nieruchomości (74 proc.) – wynika z raportu ManpowerGroup „Niedobór talentów”. Wśród najbardziej pożądanych umiejętności są te, które wiążą się z rozwojem technologii. Z jednej strony potrzebna jest chęć pracowników do samorozwoju, by nadążać za trendami, z drugiej – sami pracodawcy muszą ich do tego zachęcać i motywować. To jedno z wielu wyzwań stojących przed firmami.

– Sektor finansowy jak inne sektory boryka się z tym, że brakuje kadry. Oczywiście są też organizacje, które tego na tę chwilę nie dostrzegają, bo jednak mimo wszystko mają tak skonstruowane systemy wewnętrzne, że mają też możliwości pozyskiwania osób do pracy – mówi agencji Newseria Biznes dr Sylwia Hałas-Dej, dziekan Kozminski Executive Business School.

Jako najtrudniejsze do znalezienia kompetencje pracodawcy z tych sektorów wskazują IT i analizę danych, sprzedaż i marketing czy umiejętności techniczne. Firmy sektora finansów i nieruchomości narzekają również na brak umiejętności związanych z administracją i wsparciem biurowym oraz HR.

– Głównie są zawody związane z technologiami, bowiem to, co się dzieje, sztuczna inteligencja, digitalizacja, te wszystkie transformacje, które się dzieją wokół nas, wymagają od sektora finansowego wielu specjalistów z tego zakresu. Oczywiście edukujemy, kształcimy, ale także dbamy o to, żeby faktycznie ci ludzie się czuli dobrze w ramach naszych organizacji – wskazuje dr Sylwia Hałas-Dej.

Badanie z końca 2023 roku, przytaczane w „Raporcie płacowym” Hays Poland, wskazuje, że zdaniem połowy pracodawców w Polsce brakuje menedżerów i specjalistów. Co trzeci (36 proc.) ocenia, że konkurencja o pracowników jest wysoka.

– Wszyscy walczymy o dobrego pracownika, bo wszyscy walczymy o to, żeby nasze biznesy i finalnie gospodarka się rozwijała. Pandemia sprawiła, że walczymy o wiele osób globalnie, pewne zawody możemy wykonywać z różnych części świata. Oczywiście różne przewagi są w różnych krajach, to kwestia wynagrodzeń, benefitów, różnych kultur organizacyjnych – tłumaczy dziekan Kozminski Executive Business School. – Bolączką naszego rynku, gdyby zapytać o to pracowników, są wynagrodzenia. Nie płacimy tyle, co rynek zachodni albo płacimy w tym samym nominale, tylko innej walucie.

Polski rynek jest mniej konkurencyjny pod względem zarobków. Ponad połowa pracodawców badanych przez Hays Poland uważa, że oczekiwania finansowe kandydatów są nierealistyczne. Choć 80 proc. firm w swoich strategiach na 2024 rok ujęło wzrosty wynagrodzeń, to tylko w co piątej podwyżki przekroczą 10 proc.

Problemem są również rosnące rozbieżności oczekiwań pomiędzy pracodawcami i pracownikami, na co wskazuje raport „Talent Trends” firmy rekrutacyjnej PageGroup. Chodzi m.in. o kwestie wynagrodzeń – prawie połowa badanych pracowników nie jest zadowolona ze swojej obecnej pensji, ale nie tylko. Ważne kwestie dotyczą także elastyczności pracy, możliwości pracy z domu czy work–life balance. Ponad 40 proc. pracowników twierdzi, że odrzuci awans, jeśli będzie się wiązał z zachwianiem work–life balance. Dla 45 proc. równowaga między życiem zawodowym a prywatnym jest najważniejszym aspektem, na który zwracają uwagę w firmie. Dotyczy to przede wszystkim pokolenia Z, dla którego praca nie jest wartością samą w sobie.

– Nasza bolączka jest też związana z pokoleniami, bo my czasami nie potrafimy zrozumieć tego pokolenia, które wchodzi. Nie rozumiemy pewnych zachowań, musimy się więcej dostosowywać, być bardziej elastyczni – przekonuje dr Sylwia Hałas-Dej. – Jako osoby z pokolenia X też musimy się zastanowić, gdzie my możemy być komplementarni, jak możemy się dostosować, bo ta elastyczność będzie nam ogromnie potrzebna w kontekście zagrożeń naszego sposobu funkcjonowania jako pracowników, liderów, właścicieli firm.

Coraz większym wyzwaniem dla branży jest dostosowanie umiejętności specjalistów finansowych do wymogów cyfrowej rewolucji. Dynamiczny rozwój technologii napędza zapotrzebowanie na kompetencje w zakresie analizy danych, cyberbezpieczeństwa, uczenia maszynowego czy sztucznej inteligencji. To z jednej strony wymaga od pracodawców odpowiedniej oferty szkoleniowej, a z drugiej – chęci pracowników do samorozwoju i dokształcania się.

Z rozwojem technologii wiąże się jeszcze jeden aspekt – obawy o przyszłość zatrudnienia.

 Jest trochę zawodów, które może są zagrożone albo jest taka percepcja, że mogą być zagrożone. Ale jednak mimo wszystko na koniec dnia to, co wygeneruje generatywna sztuczna inteligencja, ktoś musi przeczytać i zweryfikować. Technologia, w kontekście sztucznej inteligencji, powinna być komplementarna, wspierać nas – ocenia ekspertka. – Oczywiście są pewne elementy, gdzie sztuczna inteligencja zastąpi człowieka, ale to nie znaczy, że za chwilę człowiek nie będzie potrzebny w innym wymiarze.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/sektor-finansowy-walczy-o,p1585356045

Warszawa pracuje nad rewolucją biletową. Nowy system pozwoli płacić tylko za faktyczny czas podróży lub przejechane kilometry

0

W stolicy trwają prace nad nowym systemem biletowym. Zamiast karty miejskiej, na której kodowane są wszystkie dane, powstanie centralne konto pasażera, dostępne z komputera i aplikacji mobilnej. Zniknie konieczność skanowania kodów QR w pojazdach, a wprowadzony ma zostać nowy system naliczania opłat za przejazd, wzorowany na obowiązującym m.in. w Londynie.  – Zależy nam, żeby pasażer nie zastanawiał się, jaki bilet kupić, a podróż jego była rozliczana optymalnie, bo o to tu głównie chodzi – przekonuje Agnieszka Siekierska-Otłowska, dyrektorka Pionu Handlowego ZTM w Warszawie.

– Dzisiejszy warszawski system biletowy jest, nie ma co ukrywać, już ponad dwudziestoletni. Nie daje już takich możliwości rozwoju i optymalizacji działania, jakie oferują nowoczesne systemy biletowe na rynkach polskich czy europejskich. Dlatego zdecydowaliśmy się podnieść projekt nowego systemu biletowego – mówi agencji Newseria Biznes Agnieszka Siekierska-Otłowska.

Aby uzyskać spersonalizowaną Warszawską Kartę Miejską, użytkownik musi się wybrać do Punktu Obsługi Pasażera. Zakup biletu długookresowego wymaga fizycznego zapisu produktu na karcie. To zaś jest możliwe wyłącznie w stacjonarnych punktach sprzedaży lub w automatach pojazdowych. W październiku 2023 roku Zarząd Transportu Miejskiego rozpoczął postępowanie, którego celem jest wyłonienie wykonawcy projektu nowego stołecznego systemu biletowego.

– Główne założenia tego systemu polegają na tym, że jest system online’owy, który pozwala pasażerom łatwo wnosić opłatę za bilet, na przykład za pomocą karty płatniczej. Chodzi o to, żeby pasażer nie musiał myśleć o tym, jaki bilet kupić, tylko żeby system za niego o tym myślał. Chcemy, by pasażer tylko się odznaczył, że wsiadł do pojazdu i żeby dalej jechał na jednym bilecie. Obsługa pasażera ma być dostępna cały czas, 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, żeby pasażer się nie zastanawiał, jaki bilet kupić, i żeby jego podróż była rozliczana optymalnie, bo o to tu głównie chodzi – przekonuje ekspertka ZTM w Warszawie.

Założeniem nowego systemu jest centralne konto pasażera, dostępne z komputera i aplikacji mobilnej. Do niego będzie można przypisać dowolne urządzenie zbliżeniowe: kartę płatniczą, telefon, zegarek lub – stopniowo wygaszaną – kartę miejską.

Kolejną rewolucją ma być system naliczania opłat. Warszawa jako jedno z niewielu dużych miast nie ma dotychczas planeru podróży, który podpowie odpowiednią trasę i bilet. W nowym systemie będzie już taka funkcja, a przejazdy jednorazowe zostaną rozliczone dopiero na koniec dnia. Warszawa wprowadzi także znany m.in. z Londynu czy Ostrawy system check-in, check-out, kilometrowe naliczanie opłaty. Wsiadając do pojazdu, należy zaznaczyć fakt rozpoczęcia podróży w aplikacji – zrobić check-in, natomiast wysiadając – check-out. Dzięki rejestracji początku i końca podróży, użytkownik zapłaci tylko za tyle przystanków, ile przejechał.

Nowy system biletowy ma przynieść korzyści nie tylko pasażerom, ale również samemu ZTM.

 Dzisiejszy system z racji tego, że jest systemem przestarzałym, opartym na starych technologiach, utrudnia rozliczenia z operatorami. Pasażer tego nie widzi, bo to już jest nasza sprawa, żeby system w oczach pasażera działał bezbłędnie, natomiast on stwarza dużo wyzwań związanych z bieżącym utrzymaniem. Dzisiejsze technologie pozwalają podnieść efektywność kosztową. Będzie to przede wszystkim system online’owy, który już to umożliwi i który te rozliczenia poprawi. Będzie szybciej, sprawniej, efektywniej – wskazuje ekspertka.

Fakt rozliczania się za podróż przez urządzenia mobilne lub kartą płatniczą, przy jednoczesnej likwidacji kartonikowych biletów, może jednak budzić pytania o bezpieczeństwo danych pasażerów. Chodzi tu zarówno o dane osobowe, jak i dane transakcyjne. Jak podkreśla przedstawicielka ZTM w Warszawie, bezpieczeństwo przy tak dużym systemie jest poważnym wyzwaniem. Dane osobowe chronią wskazane w RODO zasady privacy by design i privacy by default. Standard PCI DSS ma z kolei zapewnić bezpieczeństwo transakcji kartą płatniczą.

– Są regulacje, które zobligują nas jako administratora danych czy też wykonawców przetwarzających danych do przestrzegania reguł i do odpowiednich certyfikacji. To także kwestia bezpieczeństwa transakcji związana z tokenizacją. Polega to w uproszczeniu na tym, że pasażer, płacąc kartą płatniczą w nowym systemie biletowym, nie będzie odnotowany, że to jego właśnie karta płatnicza z danym numerem została zarejestrowana w systemie. To będzie transakcja szyfrowana, gdzie system widzi tak naprawdę tylko ten szyfr, a nie fakt, że to była ta konkretna karta. Wszystko to uwzględniamy i oczywiście oczekujemy od wykonawców właściwych certyfikatów – podkreśla Agnieszka Siekierska-Otłowska.

Z nowego systemu opłat za przejazdy Warszawskim Transportem Publicznym będzie można skorzystać za około dwa lata.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/warszawa-pracuje-nad,p617293356