Rola telekomów w upowszechnianiu sztucznej inteligencji rośnie. T-Mobile udostępnia klientom zaawansowaną wyszukiwarkę Perplexity Pro

0

Firmy telekomunikacyjne odgrywają coraz ważniejszą rolę w udostępnianiu szerokiemu odbiorcy sztucznej inteligencji. T-Mobile udostępni swoim klientom w ramach programu Magenta Moments, całkowicie za darmo, zaawansowaną wyszukiwarkę Perplexity Pro, wykorzystującą płatne modele językowe. Ma to być odpowiedź na potrzeby, które stają się widoczne już dziś, a w niedalekiej przyszłości staną u podstaw wszelkich działań związanych z wyszukiwaniem informacji w sieci.

– Perplexity to potężne narzędzie do wyszukiwania informacji, bazujące na danych w czasie rzeczywistym. To rozwiązanie, które idealnie nadaje się do codziennego korzystania, zwiększając produktywność użytkowników w różnych obszarach, na przykład w edukacji, dziennikarstwie lub przy zwykłym wyszukiwaniu danych. Jest ono niezwykle pomocne i ma wiele funkcji pomocniczych. Dlatego w ramach grupy Deutsche Telekom nawiązaliśmy partnerstwo, które owocuje dostępem do Perplexity w wersji Pro nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach europejskich, w których jest obecna nasza marka – mówi agencji Newseria Goran Markovic, członek zarządu odpowiedzialny za rynek B2C w T-Mobile Polska.

Perplexity jest internetową wyszukiwarką treści, która wykorzystuje duże modele językowe (LLM) do odpowiadania na zapytania. Platforma tworzy odpowiedzi, wykorzystując źródła internetowe i cytując linki w odpowiedziach. Darmowy produkt wykorzystuje samodzielny model LLM firmy, oparty na GPT-3.5, z kolei płatna wersja Perplexity Pro ma dostęp do GPT-4, Claude 3.5, Grok-2, Llama 3 i wewnętrznych modeli Perplexity LLM. Roczny, darmowy dostęp do właśnie takiej usługi otrzymają klienci korzystający z aplikacji T-Mobile w ramach programu Magenta Moments.

– Każdy klient korzystający z naszej aplikacji Mój T-Mobile może aktywować kod dostępu do Perplexity Pro w zakładce Magenta Moments, a następnie przejść do aplikacji Perplexity i skorzystać z kodu. Nie ma tutaj żadnych ograniczeń, nie trzeba spełniać żadnych warunków, poza posiadaniem aktywnej aplikacji Mój T-Mobile i przystąpieniem do programu Magenta Moments – wyjaśnia Goran Markovic.

Udzielenie klientom dostępu do zaawansowanego narzędzia sztucznej inteligencji jest odpowiedzią na potrzeby, które kształtują się już dzisiaj, a w najbliższych dekadach staną się integralną częścią życia. Takie wnioski płyną z raportu „Rodzina 2040. Jak technologia wpłynie na codzienne życie Polek i Polaków”, opracowanego przez T-Mobile wspólnie z Polityka Insight. To opis jednego dnia z życia przeciętnej polskiej rodziny w 2040 roku. Autorzy snują scenariusze dotyczące tego, w jakim kierunku pójdzie wykorzystanie dzisiejszych technologii, w jakim stopniu pogłębią się obserwowane dziś zjawiska, takie jak kryzys klimatyczny czy migracje.

– W raporcie „Człowiek 2040” patrzyliśmy, jakiego rodzaju technologie człowiek może stosować w swoich codziennych obowiązkach i zadaniach. Natomiast podróż razem z rodziną do 2040 roku pokazuje nam, jak wszyscy członkowie rodziny w ciągu dnia w swoich różnych rolach będą korzystać z najnowszych technologii, od najstarszej osoby do najmłodszej, od osoby pracującej po osobę na emeryturze, od edukacji po spędzanie swojego wolnego czasu, czy nawet walkę o ochronę środowiska – wyjaśnia Agnieszka Jankowska, dyrektorka ds. korporacyjnych i public affairs w T-Mobile Polska.

Wśród analizowanych trendów znalazły się m.in. idea cyfrowych bliźniaków, wytwarzanie i magazynowanie energii, dostęp do czystej wody w miastach, źródła białka i hodowla roślin oraz zmiany na rynku pracy, takie jak skrócenie czasu pracy. Dużo miejsca poświęcono w opisach także sztucznej inteligencji. Zdaniem autorów w roku 2040 będzie ona odgrywać kluczową rolę w polskiej edukacji szkolnej. Zarówno nauczyciele, jak i uczniowie będą korzystać z zaawansowanych narzędzi, które wspomogą proces nauczania i uczenia się. Uczniowie będą mieli dostęp do wirtualnych asystentów, którzy pomogą im w nauce. Z przytaczanego w publikacji raportu z 2024 roku „Polska edukacja w cieniu AI” Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego Oddział w Poznaniu za formalnym włączeniem sztucznej inteligencji w proces edukacji jest 38 proc. nauczycieli szkół ponadpodstawowych i aż 60 proc. wykładowców akademickich. Wśród uczniów odsetek ten wynosi 47 proc., a studentów – 51 proc.

– Przygotowując nasz raport, chcieliśmy wybiec nieco w przyszłość, zobaczyć, jakie te technologie, które dzisiaj rozwijamy, nad którymi pracujemy, będą miały zastosowanie w przyszłości, jak one się mogą rozwinąć. Możemy spojrzeć na zindywidualizowaną, spersonalizowaną edukację, ale także dostęp do szerokich treści de facto na całym świecie. Kolejny obszar to bardzo bezpośredni kontakt z najbliższymi, z rodziną i przyjaciółmi. Dzisiaj już możemy korzystać z wideokonferencji, natomiast przewidujemy, że w przyszłości będzie to zupełnie naturalnym elementem, że imprezy będą się odbywać w trybie i offline, i online – mówi Agnieszka Jankowska.

Z cytowanego raportu firmy Zoom z 2021 roku wynikało, że średnio 38 proc. respondentów z 10 badanych krajów przewidywało, że w przyszłości uroczystości rodzinne będą się odbywać równolegle offline i online. Barierą dla konwersacji wideo bywa obecnie prędkość i stabilność łącza internetowego, ale zgodnie z unijnymi celami sieć piątej generacji ma osiągnąć stuprocentowe pokrycie w krajach Wspólnoty do 2030 roku. W związku z tymi trendami rola firm telekomunikacyjnych będzie w najbliższych latach kluczowa w promowaniu nowych technologii, w tym również tych z zakresu SI.

– Z jednej strony rozwijamy łączność, dzięki której możemy korzystać z większej ilości danych, z bardziej zaawansowanych modeli. Z drugiej strony telekomy dbają o cyberbezpieczeństwo, ale także o świadome, odpowiedzialne korzystanie z najnowszych technologii. Więc razem możemy się uczyć wykorzystywania sztucznej inteligencji w sposób odpowiedzialny i etyczny – podkreśla dyrektorka ds. korporacyjnych i public affairs w T-Mobile Polska.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rola-telekomow-w,p466047311

Sztuczna inteligencja dużym wsparciem w diagnostyce. Może być szczególnie cenna w chorobach rzadkich

0

Już nie tylko usprawnianie analizy badań obrazowych, ale i na przykład typowanie celów terapeutycznych w chorobach rzadkich to pola, na których w medycynie sprawdza się sztuczna inteligencja. Różne technologie zasilane SI wykorzystuje prawie 80 proc. podmiotów leczniczych, a inwestycja w nie zwraca się średnio w ciągu 14 miesięcy. Wraz z pokoleniową wymianą kadr widać też coraz większe otwieranie się lekarzy na korzystanie z narzędzi sztucznej inteligencji.

Sztuczna inteligencja to teraz jest najmodniejszy temat w medycynie i nie tylko. Możemy ją wykorzystywać w zasadzie w każdej dyscyplinie medycyny. Ona już jest wykorzystywana, bo w gros urządzeń są zaszyte takie czy inne algorytmy, z których sobie nawet nie zdajemy sprawy. Teraz tylko kwestia tego, jak daleko będziemy z nich korzystali, jak dobrze je zwalidujemy, jak przydatne one rzeczywiście będą oraz jak będą zmieniały na korzyść pracę personelu medycznego – mówi agencji Newseria dr n. med. Tomasz Maciejewski, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.

Według Grand View Research światowy rynek sztucznej inteligencji w medycynie wypracował w 2023 roku 19,27 mld dol. przychodów. Do końca dekady jego wartość wzrośnie do ponad 188 mld dol., przy zachowaniu średniorocznego tempa wzrostu 38,5 proc. Według badania Microsoft-IDC z marca 2024 roku 79 proc. podmiotów opieki zdrowotnej wykorzystuje obecnie technologię sztucznej inteligencji. Zwrot z inwestycji (ROI) jest realizowany w ciągu 14 miesięcy. Każdy zainwestowany w tę technologię dolar generuje 3,2 dol. przychodu.

Jednym z najważniejszych segmentów tego rynku jest obrazowanie medyczne oparte na sztucznej inteligencji. Według Mordor Intelligence w 2025 roku jego wielkość wyniesie 5,86 mld dol., a w 2030 roku będzie to już ponad 26 mld dol.

– Potencjał jest w tym, że z jednej strony uwolnimy ręce personelu medycznego od różnych działań zbędnych, zabierających czas administracyjny. Z drugiej strony algorytmy potrafią przyspieszyć i ułatwić pracę personelowi medycznemu. To samo badanie będzie mogło być wykonywane nie przez cztery minuty, ale przez minutę czy 30 sekund. SI wspomoże też bazą wiedzy lekarzy, bo my w tej chwili produkujemy taką ilość danych, którą trudno nam jest okiełznać i przyswoić – wskazuje dr Tomasz Maciejewski.

W Instytucie Matki i Dziecka od kilku lat funkcjonuje Dział ds. Sztucznej Inteligencji i Innowacji Technologii Medycznych. Jego głównym zadaniem jest koordynowanie działań w tych obszarach, współpraca z biznesem oraz realizowanie wspólnych projektów.

Ekspert podkreśla, że technologie SI mają duży potencjał w tym, aby poprawiać diagnostykę, leczenie i prognozowanie rzadkich chorób. Podstawowym wyzwaniem wciąż jest bowiem późne diagnozowanie i wynikająca z niego tzw. odyseja diagnostyczna, która średnio może trwać nawet osiem lat. W efekcie chorzy do ośrodków referencyjnych trafiają już nierzadko w bardzo złym stanie. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest niska czujność diagnostyczna na poziomie lekarzy pierwszego kontaktu. SI może im pomóc w typowaniu podejrzeń na podstawie zestawu nieswoistych objawów.

 – Lekarzowi, który nie zajmuje się specyficznym problemem zdrowotnym, będzie trudno pomóc temu pacjentowi, jeżeli nie będzie miał wsparcia. Algorytmy będą w stanie mu tę wiedzę dostarczyć w bardzo krótkim czasie. Korzystamy już wszyscy ze wsparcia generatywnej sztucznej inteligencji i wykorzystujemy ją jako rodzaj przeglądarek, które bardzo szybko nam tę wiedzę podają – przyznaje dyrektor IMiD.

Narzędzia SI potrafią z 90-proc. dokładnością wychwytywać zmiany genetyczne, które mogą prowadzić do chorób rzadkich. Dzięki temu choroby te mogą być wykrywane już na etapie przedobjawowym. SI usprawnia także prace nad wykrywaniem czynników mogących wywoływać różne choroby i nad innowacyjnymi terapiami. Sami lekarze coraz częściej otwierają się na te technologie.

– Oczywiście z jednej strony jest pewna rezerwa, bo nie do końca to jeszcze znam. Część specjalistów obawia się, że SI zabierze im pracę, co oczywiście nie jest możliwe, bo bez autoryzacji pewnych działań lekarskich nie wydarzy się dane działanie medyczne czy pewna diagnoza nie zostanie postawiona. Sondaże pokazują jednak, że szczególnie w pokoleniu młodszych kolegów warunkiem pracy w danym miejscu jest to, żeby wykorzystywane tam były algorytmy sztucznej inteligencji i wszystkie nowoczesne technologie. 50–60 proc. respondentów oczekuje, że w ich miejscu pracy takie rozwiązania będą stosowane – wskazuje dr Tomasz Maciejewski.

W styczniu w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie odbyło się szkolenie w ramach projektu „Sztuczna inteligencja w diagnostyce wrodzonych wad serca (WWS) – przyszłe praktyczne zastosowanie”. Lekarze uczestniczący w szkoleniu mogli się dowiedzieć, jaką rolę w echokardiografii prenatalnej (USG) może ona odegrać w pracy położnika lub położnika-diagnosty.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/sztuczna-inteligencja,p1717312609

Kompetencje STEM wchodzą szerzej do edukacji. Inicjatywa edukacyjna Amazon objęła już pół miliona dzieci w Polsce

0

Na warszawskiej Pradze Północ otwarto właśnie pierwszą STEM Kindlotekę, czyli przestrzeń edukacyjną dla dzieci i młodzieży, która stawia na rozwój kompetencji w obszarze nauki, technologii, inżynierii i matematyki. To inicjatywa Amazon i stowarzyszenia Cyfrowy Dialog rozwijana od 2019 roku, w ramach której funkcjonuje ponad 100 takich placówek, a z prowadzonych w nich zajęć skorzystało już pół miliona dzieci. STEM uważane są za kompetencje przyszłości, a badania wskazują, że można je rozwijać już u najmłodszych uczniów.

 Amazon STEM Kindloteka to program wspierający społeczności lokalne w obszarze edukacji, adresowany do dzieci w wieku 7–15 lat. Ma on za zadanie kształcić dzieci w obszarach STEM, czyli nauce, technologii, inżynierii i matematyce przez zabawę, eksperymenty, warsztaty z robotyki, programowania i bezpiecznego korzystania z technologii – mówi agencji Newseria Mariusz Mielczarek, dyrektor ds. regulacji sektora publicznego w Europie Środkowo-Wschodniej w Amazon.

W ramach programu STEM Kindloteki powstają specjalne przestrzenie stworzone do promocji czytelnictwa, zajęć programistyczno-robotycznych, majsterkowania i doświadczeń. Zajęcia prowadzone są przez przeszkolonych nauczycieli, bibliotekarzy, edukatorów oraz wolontariuszy Amazon na podstawie scenariuszy przygotowanych przez spółkę, stowarzyszenie Cyfrowy Dialog i fundację Zaczytani.org. Wszystkie warsztaty są dostępne bezpłatnie zarówno dla grup szkolnych, jak i dla indywidualnych uczestników. Warszawska STEM Kindloteka jest 106. tego typu placówką w kraju. Została otwarta w Warszawskim Laboratorium Innowacji Społecznych „Synergia” na Pradze Północ.

– Mamy tutaj konglomerat nauk ścisłych, praktycznych i teoretycznych, który pozwala zwiększać kompetencje nie tylko cyfrowe, ale też kompetencje z matematyki, przedmiotów ścisłych. Tutaj będzie można te kompetencje rozwijać – podkreśla Jacek Wiśnicki, wiceprezydent m.st. Warszawy.

Edukacja STEM polega nie tylko na łączeniu aktywności z zakresu dyscyplin, ale jest również filozofią zdobywania wiedzy w praktyczny sposób. STEM rozwija tzw. kompetencje przyszłości, m.in. pracę zespołową, generowanie pomysłów, zbieranie i analizę informacji. Wspiera wszechstronny rozwój uczniów, wykorzystując ich naturalną ciekawość i kreatywność, oraz przygotowuje dzieci do pracy w przyszłościowych dziedzinach. Biuro Statystyki Pracy USA szacuje, że do 2033 roku zatrudnienie w zawodach związanych ze STEM wzrośnie o ponad 10 proc., podczas gdy w pozostałych – o 3,6 proc.

– Powstanie takich miejsc jest niezwykle istotne, bo świat się bardzo szybko zmienia, musimy na to reagować i dawać naszym dzieciom, ale też samym sobie możliwość nadążania, możliwość partycypacji w tych wszystkich procesach cyfrowych. Dobrze, żeby pierwszy kontakt z taką technologią jak gogle VR czy robotyka odbywały się w bezpiecznym miejscu i pod okiem doświadczonych edukatorów, którzy rozumieją te trendy i potrafią wesprzeć dzieci w rozwoju. Dlatego tego typu miejsca są bardzo istotne – mówi Jacek Wiśnicki.

Badania wskazują, że im wcześniej dzieci mają kontakt z dyscyplinami STEM, tym lepiej dla rozwoju ich kompetencji w tym obszarze. Dla przykładu z badania przeprowadzonego przez Microsoft wśród amerykańskich studentów w obszarze STEM wynika, że 78 proc. z nich zdecydowało się na studia tego typu w szkole średniej, a ok. 20 proc. wcześniej. Ponad połowa wskazała, że na ich zainteresowanie tymi dyscyplinami wpłynęli nauczyciele lub zajęcia z tego obszaru. Znacznie częściej wskazywały na ten czynnik studentki.

– Edukacja jest kluczowa, wierzymy, że rozwija pasje i chęć nauki technologii i dlatego staramy się ją popularyzować od jak najwcześniejszych lat. Program Kindloteka dociera przede wszystkim do dzieci, ale również dorośli mogą korzystać z tych programów – wskazuje Mariusz Mielczarek.

– W Kindlotece nauki ścisłe będą prowadzone między innymi za pomocą klocków LEGO, gry Scottie Go!, płytek Micro:bit, płytek Makey Makey i gogli VR. Zarówno zajęcia w ramach STEM Kindloteki, jak i fablabu Czacha Dymi są dedykowane dzieciom i młodzieży – mówi Magdalena Kaszyńska, zastępca dyrektora Warszawskiego Laboratorium Innowacji Społecznych „Synergia”.

Amazon rozwija również kompetencje STEM wśród młodych kobiet. Girls Do Engineering, program edukacyjny Amazon Development Center Poland, organizowany we współpracy ze stowarzyszeniem Cyfrowy Dialog, powstał z myślą o uczennicach szkół średnich. Ma na celu wprowadzić młode kobiety w świat technologii, otwierając przed nimi nowe możliwości. W Polsce udział kobiet pracujących w sektorze ICT wciąż jest niższy od średniej europejskiej.

 Mamy też programy stażowe, gdzie można się uczyć i pracować jednocześnie, czyli praktyczne umiejętności nabywać w naszych centrach badań i rozwoju czy w centrach logistycznych. Mamy wreszcie programy adresowane już do dorosłych, na przykład dotyczące technologii chmurowych. Bardzo popularny jest program AWS Academy, który bezpośrednio uczy, jak korzystać z chmury i z narzędzi w niej dostępnych – wymienia dyrektor ds. regulacji sektora publicznego w Europie Środkowo-Wschodniej w Amazon.

Inną inicjatywą edukacyjną Amazon jest program Meet and Code, który od siedmiu lat promuje rozwój kompetencji cyfrowych wśród dzieci i młodzieży w Europie. Z kolei w ramach projektu Zdolni Odkrywcy spółka wspiera integrację dzieci z Polski i Ukrainy.

– W ramach programu Zdrowie w Głowie, organizowanego z Fundacją TVN, remontujemy gabinety psychiatryczno-psychologiczne dla dzieci. Tam również powstają Kindloteki – dodaje Mariusz Mielczarek.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/kompetencje-stem-wchodza,p1080582774

Sektor budowlany coraz bardziej skupia się na celach dekarbonizacji. Firmom potrzebne jest jednak wsparcie finansowe i legislacyjne

0

Sektor budowlany coraz mocniej koncentruje się na realizacji celów dekarbonizacji. Przed polskim budownictwem stoją liczne wyzwania związane ze zrównoważonym rozwojem, redukcją emisji COoraz dostosowaniem się do unijnych regulacji wspierających te działania. Cała branża już inwestuje w zielone technologie i innowacje, ale by skutecznie realizować założenia dekarbonizacji, konieczne jest wsparcie – zarówno finansowe, jak i legislacyjne.

W budownictwie – jednym z sektorów mających największy wpływ na środowisko i klimat – presja na dekarbonizację i zrównoważony rozwój jest coraz większa. Dane przytaczane w ubiegłorocznym raporcie ThinkCo („Budownictwo 5.0”) pokazują, że ta branża odpowiada za 37 proc. wszystkich odpadów wytwarzanych w UE, a w globalnej skali zużycie materiałów budowlanych generuje ok. 1/3 całkowitych emisji CO2. Poza emisjami operacyjnymi duży wpływ ma też tzw. wbudowany ślad węglowy, na który składa się działalność przemysłu budowlanego związana m.in. z wydobyciem surowców, produkcją i transportem materiałów oraz procesami budowy bądź rozbiórki. Wszystko to powoduje, że minimalizowanie negatywnego wpływu i śladu węglowego w sektorze budowlanym jest jednym z najskuteczniejszych sposobów łagodzenia kryzysu klimatycznego.

 Polityka klimatyczna UE jest dla przedsiębiorstw z branży budowlanej szansą i wyzwaniem. Szansą, ponieważ mówimy o dekarbonizacji całego sektora, a wyzwaniem dlatego, że wchodzimy na drogę innowacji, wchodzimy w nowe technologie, jak np. CCS, w których jesteśmy pionierem, ale też których sami musimy się jeszcze nauczyć, musimy przygotować cały łańcuch – od technologii wyłapania, przez technologię transportu, po magazynowanie. Pionierzy mają za zadanie testować te rozwiązania i możliwości, ale liczymy tutaj na wsparcie, aby cały ten łańcuch mógł być domknięty – mówi agencji Newseria Bogusław Lasek, dyrektor marketingu i R&D w Holcim Polska.

Zminimalizowaniu negatywnego wpływu sektora na środowisko służą regulacje przyjmowane w ostatnich latach w UE, które są elementem Europejskiego Zielonego Ładu, czyli strategii dochodzenia do neutralności klimatycznej w 2050 roku. Wśród kluczowych są m.in. pakiet Fit for 55 i unijna Taksonomia, która od czerwca 2020 roku ustala ramy dla odpowiedzialnych inwestycji, Circular Economy Action Plan (CEAP), którego celem jest przejście na gospodarkę obiegu zamkniętego, czy rozporządzenie CPR (Construction Products Regulation), które określa warunki, jakie muszą spełniać materiały budowlane, żeby mogły być wprowadzane na rynek UE. W nadchodzących latach sektor budowlany stanie też przed wyzwaniami związanymi z rozszerzoną sprawozdawczością w zakresie ESG, wynikającymi z unijnej dyrektywy CSRD (Corporate Sustainability Reporting Directive). W tym kontekście bardzo ważne jest m.in. dążenie firm do efektywności energetycznej i korzystanie ze zrównoważonych materiałów, które dają gwarancję systematycznej dekarbonizacji w całym cyklu życia produktów, budynków i konstrukcji.

– Z perspektywy budownictwa największym wyzwaniem jest zmiana, która wynika z systemu ETS2 i raportowania ESG. Branża musi tutaj przejść przez etap całego procesu raportowania śladu węglowego przedsiębiorstw. Dotyczy to wszystkich producentów, dostawców, wykonawców, czyli całego łańcucha wartości w procesie budowlanym – mówi Bogusław Lasek.

Ważnym trendem w budownictwie jest też coraz większy nacisk na cyrkularność i zamknięcie obiegu (GOZ), czyli zminimalizowanie zużycia surowców i materiałów budowlanych, optymalizację ich żywotności oraz projektowanie ich w taki sposób, żeby nadawały się do demontażu, recyklingu i ponownego użycia. Z raportu Autodesk wynika, że w przypadku materiałów takich jak cement, stal, aluminium i gips mogłoby to zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych o ok. 75 proc.

– W gospodarce obiegu zamkniętego ważnym aspektem jest przede wszystkim zagospodarowanie odpadów. Jako przemysł cementowy jesteśmy na to gotowi, mamy duże możliwości produkcji z odpadów paliw alternatywnych. W Holcim Polska przygotowujemy się także do przeróbki odpadów z procesu budowlanego, mówimy tutaj np. o gruzie budowlanym i odpadach związanych z rozbiórką obiektów budowlanych – mówi ekspert.

W listopadzie ub.r. spółka wprowadziła na rynek pierwszy cement, który zawiera materiał mineralny z recyklingu betonu pochodzącego z rozbiórek budowlanych (co najmniej 10 proc.). W produkcji takiego cementu emisja CO2 jest o minimum 40 proc. mniejsza w porównaniu do standardowego produktu.

Transformacja sektora budownictwa w kierunku GOZ przyniesie korzyści nie tylko w wymiarze środowiskowym, ale też gospodarczym i finansowym. To droga do ograniczenia ilości odpadów, obniżenia emisji gazów cieplarnianych i zminimalizowania presji na pozyskiwanie zasobów naturalnych. Jednak polska gospodarka wciąż ma do osiągnięcia tego celu daleką drogę. Według raportu „Circular Restart! Polish Circularity Gap Report”, przygotowanego w 2022 roku przez INNOWO, Natural State i  Circle Economy, polska gospodarka była cyrkularna tylko w 10,2 proc. (co oznacza, że z każdych 10 kg odpadów tylko nieco ponad 1 kg wracało z powrotem do obiegu), a jednym z sektorów mających największy udział w śladzie materialnym Polski był właśnie sektor budowlany.

– Wszystkie te zmiany stojące przed nami jako polska gospodarka będziemy musieli sfinansować. Oczywiście nie będziemy mieć dekarbonizacji sektora budownictwa za darmo. Całą branżę czekają inwestycje w nowe technologie czy – w przypadku gospodarki obiegu zamkniętego – systemy selektywnej zbiórki odpadów. To wszystko w końcowym rozrachunku przełoży się na koszty dla każdego inwestora. Dlatego tutaj istotne jest przede wszystkim wsparcie ze strony rządowej, czyli dotacje, fundusze z KPO, dofinansowania związane z inwestycjami w nowe, zdekarbonizowane produkty – mówi przedstawiciel Holcim Polska.

Jak wskazuje, oprócz wsparcia finansowego i zachęt dla inwestorów dekarbonizacja sektora budowlanego wymaga również wsparcia legislacyjnego.

– Mówię tutaj o łatwym dostępie do kredytów, do pozwoleń środowiskowych, pozwoleń na budowę czy – w przypadku technologii CCS – na magazynowanie dwutlenku węgla na lądzie – wymienia Bogusław Lasek.

Spółka podkreśla, że technologia CCS, polegająca na wychwytywaniu, transporcie i bezpiecznym magazynowaniu dwutlenku węgla, stanowi główne narzędzie w dążeniu do neutralności emisyjnej sektora cementowego. W Cementowni Kujawy inwestuje w technologię kriogeniczną, która ma wyeliminować ślad węglowy w produkcji klinkieru, który jest głównym składnikiem cementu. Polega ona na oczyszczaniu gazów, schładzaniu CO2 do -50ºC w celu jego skroplenia, a następnie transportu i magazynowania. Projekt jest na etapie szczegółowych analiz i opracowywania scenariuszy. Jednym z nich jest transport CO2 z cementowni do terminalu w Gdańsku, a następnie statkami na Morze Północne, w innym wariancie planowane jest magazynowanie na lądzie. Przedstawiciele firmy Holcim oceniają, że stworzenie odpowiedniej infrastruktury i regulacji prawnych wymaga co najmniej pięciu lat.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/sektor-budowlany-coraz,p941869533

MŚP coraz więcej wnoszą do polskiego eksportu. Postęp technologiczny ułatwia im ekspansję

0

Polscy mikro-, mali i średni przedsiębiorcy coraz aktywniej uczestniczą w eksporcie. Dla nawet 100 tys. z nich sprzedaż zagraniczna jest dodatkowym obszarem działalności. Ekspansję międzynarodową ułatwia im rozwój e-commerce, dzięki któremu docierają do większej bazy klientów, dywersyfikują działalność i zwiększają jej opłacalność. Tylko na Amazon wartość eksportu polskich MŚP wyniosła w 2023 roku 4,7 mld zł. Taką działalność prowadziło 90 proc. obecnych w serwisie sprzedających. 

– Kiedy patrzymy na statystyki dotyczące działalności eksportowej, to zazwyczaj uwaga skupia się na większych i dużych firmach, które eksportują. Takich przedsiębiorstw jest kilkanaście tysięcy. Jednak nie można zapominać o kilkudziesięciu, może nawet ok. 100 tys. małych i średnich firm, dla których eksport nie jest główną działalnością, ale dodatkowym obszarem aktywności – mówi agencji Newseria Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. – W ostatnich latach widać, że wśród MŚP jest większe zainteresowanie działalnością eksportową.

MŚP stanowią 99,8 proc. przedsiębiorstw działających na polskim rynku, a statystyki wskazują na dynamiczny rozwój działalności eksportowej w tym sektorze. Według danych Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości w 2023 roku eksport wyrobów i usług generowanych przez MŚP wyniósł 2,04 bln zł, co stanowiło wzrost o 25,5 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Gros, bo 75 proc., tego eksportu trafia głównie do krajów Unii Europejskiej, z czego największym odbiorcą są Niemcy.

Eksport jest szczególnie ważny dla najmniejszych firm. Chodzi po pierwsze o dywersyfikację, ale również o to, że małe firmy często koncentrują się na produkcji skierowanej niekoniecznie do masowego grona odbiorców, w bardzo tanich seriach. To jest raczej produkt wyrafinowany, np. ze względu na wzornictwo czy większe, ciekawsze walory użytkowe. On jest skierowany do węższych grup odbiorców, bardziej zamożnych, którzy są gotowi za ten wyrafinowany produkt zapłacić więcej. Lokalne grono takich potencjalnych odbiorców nie jest zbyt duże, natomiast eksport daje możliwość znalezienia klientów praktycznie na całym świecie, co pozwala na zwiększenie opłacalności i uzyskanie wyższych marż – mówi Piotr Soroczyński.

Jak wskazuje, rozwój e-handlu i dostępność nowoczesnych narzędzi znacząco ułatwiły polskim przedsiębiorcom ekspansję międzynarodową. MŚP, które wcześniej miały do nich ograniczony dostęp, zyskują nowe możliwości dzięki serwisom e-commerce, nowoczesnym rozwiązaniom logistycznym i narzędziom marketingowym.

W przeszłości eksport wydawał się niemalże czymś magicznym, wymagającym wysyłania ogromnych ilości towarów, żeby móc zaistnieć na konkurencyjnym, zagranicznym rynku. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Praktycznie na wyciągnięcie ręki, na kilka kliknięć mamy dostęp do bardzo wielu klientów, a dzięki postępowi logistyki dziś wystarczy paleta lub pół palety, aby z powodzeniem sprzedawać produkty za granicą – mówi ekonomista KIG.

W 2023 roku polskie MŚP sprzedały na Amazonie ponad 30 mln produktów, co oznacza, że do klientów trafiał średnio jeden produkt na sekundę. Widzimy nie tylko rosnące zainteresowanie polskimi produktami, ale też bardzo duże zainteresowanie przedsiębiorców z Polski eksportem i sprzedażą u nas. A teraz jest najlepszy czas, ponieważ ci, którzy rozpoczynają działalność na Amazon.pl, są przez sześć miesięcy zwolnieni z opłaty prowizyjnej i abonamentowej – mówi Agata Jasińska, menedżerka ds. usług handlowych w Amazonie.

Rejestracja na Amazon.pl umożliwia przedsiębiorcom sprzedaż do 10 krajów Europy (Francja, Niemcy, Hiszpania, Wielka Brytania, Irlandia, Włochy, Szwecja, Belgia, Holandia i Polska). Rozwój globalnych marketplaceów umożliwia firmom dotarcie do setek milionów klientów w wielu krajach bez konieczności dużych inwestycji i budowania własnej infrastruktury. Statystyki pokazują, że w 2023 roku sprzedaż polskich MŚP za pośrednictwem Amazon wzrosła o 5 mln produktów w ujęciu rocznym. Łączna wartość ich eksportu przekroczyła 4,7 mld zł. 90 proc. rodzimych firm korzystających z Amazona eksportowało swoje produkty, co stanowi wzrost o 15 pkt proc. r/r. Wśród najpopularniejszych kategorii znalazły się m.in. dom i kuchnia, uroda i odzież.

Dla polskich MŚP sprzedaż produktów na Amazonie jest łatwa, bo w cyfrowej gospodarce zacierają się różnice między dużymi a małymi firmami. Wszyscy mają dostęp do tych samych narzędzi i tej samej bazy setek milionów klientów, więc kluczowa staje się atrakcyjność oferty i szybkość dostawy do klienta – mówi Agata Jasińska. – W ramach rozwiązania Fulfilment by Amazon przedsiębiorcy mogą wysłać swoje produkty do naszego centrum logistycznego w Polsce. Następnie my pakujemy i wysyłamy je do klientów końcowych w Polsce i Europie. Zajmujemy się również obsługą klienta w lokalnym języku oraz ewentualnymi zwrotami, więc cały ciężar logistyki jest przeniesiony z przedsiębiorcy na nas.

Jak wskazuje, logistyka pozostaje jedną z największych barier w działalności eksportowej polskich MŚP. Usługi międzynarodowego marketplace’u, jakim jest Amazon, obejmują nie tylko magazynowanie, pakowanie, wysyłkę, ale także obsługę zwrotów. Tego typu serwisy oferują sprzedającym m.in. narzędzia do zakładania kont, zarządzania sprzedażą i monitorowania wyników, dzięki czemu nawet firma, która nie ma rozbudowanego zespołu pracowników, może zaistnieć i działać w skali międzynarodowej.

 Mamy dostępne bardzo ciekawe narzędzia marketingowe, m.in. Sponsored Products, czyli produkty sponsorowane, oraz dedykowany sklep marki, czyli Brand Store w ramach bezpłatnego programu Amazon Brand Registry. Przedsiębiorcy, którzy się w nim rejestrują, mają też dostęp do narzędzi analitycznych. Ponadto ten program pomaga również ochronić markę przed podróbkami i ewentualnymi nieuczciwymi sprzedawcami – mówi menedżerka ds. usług handlowych w Amazonie. – Bardzo dobrym narzędziem wspierającym sprzedaż jest też udział w różnego rodzaju Okazjach Amazon, które zawsze zwiększają ruch na naszej stronie. Najnowszą inicjatywą jest sklep Polskie Marki, w którym promujemy rodzimych przedsiębiorców i ich produkty. To jest przestrzeń sprzedażowo-promocyjna, gdzie klienci mogą znaleźć najpopularniejsze produkty polskich marek.

Jak wskazuje Piotr Soroczyński, mali i średni przedsiębiorcy potrzebują wsparcia, żeby przełamać bariery związane z ekspansją zagraniczną, w tym braki w wiedzy i narzędziach oraz obawy dotyczące wysokich kosztów i ryzyka związanego z eksportem.

– Element wsparcia w wychodzeniu na zewnątrz jest bardzo ważny. Wiele firm, zwłaszcza tych małych, nie decyduje się na to, ponieważ obawiają się, że próg wejścia w działalność eksportową będzie dla nich zbyt drogi i jednocześnie zbyt ryzykowny. Jednak jeśli będą się pojawiać techniczne możliwości wsparcia tej ekspansji, to będzie to oczywiście dla MŚP bardzo pomocne – mówi ekonomista. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/msp-coraz-wiecej-wnosza,p60666258

Plastikowe opakowania żywności dominują w europejskich marketach. 40 proc. z nich można usunąć lub zastąpić

0

65 proc. produktów spożywczych i napojów w europejskich supermarketach jest sprzedawanych w plastikowych opakowaniach. W Polsce ten odsetek jest podobny. Jak wynika z raportu DS Smith „Material Change Index”, w przypadku 40 proc. opakowań zawierających tworzywa sztuczne w Polsce, plastik można by wyeliminować, usuwając go całkowicie lub zastępując go zrównoważonymi alternatywami, np. tekturą czy opakowaniami biodegradowalnymi. W Polsce tylko 22 proc. firm spożywczych planuje w nadchodzącym roku zmiany w opakowaniach.

– Ponad 60 proc. produktów spożywczych na półkach sklepów europejskich zapakowane jest w opakowania plastikowe – mówi agencji Newseria Katarzyna Kala-Kowalska, prezes zarządu DS Smith Polska, producenta zrównoważonych opakowań.

W ramach badania „Material Change Index”, przeprowadzonego przez Retail Economics na zlecenie firmy DS Smith, przeanalizowano skład 1,5 tys. opakowań produktów spożywczych i napojów w 25 najpopularniejszych supermarketach, na sześciu europejskich rynkach: w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Niemczech, Polsce, we Francji i Włoszech. Do produktów najczęściej pakowanych w plastik należą mięso (87 proc.), nabiał (82 proc.) i wyroby piekarnicze (79 proc.).

– Największą ilość takich opakowań znajdziemy w supermarketach w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Włoszech i Niemczech – wskazuje Katarzyna Kala-Kowalska.

W Wielkiej Brytanii 70 proc. artykułów spożywczych i napojów jest pakowanych w plastik, natomiast na drugim biegunie znalazła się Francja, gdzie ogólny udział opakowań plastikowych w branży spożywczej wyniósł 59 proc. i był najniższy spośród analizowanych rynków. Wpływa na to m.in. fakt, że we francuskich supermarketach jest wiele stoisk ze świeżymi produktami, takimi jak sery czy wypieki, które są sprzedawane bez dodatkowych opakowań, oraz sekcji z produktami bio, gdzie produkty takie jak kasze czy płatki zbożowe można nabyć bez opakowania albo w opcji refill. Oczekuje się, że użycie plastiku spadnie jeszcze bardziej przed wprowadzeniem całkowitego zakazu sprzedaży świeżych owoców i warzyw w plastikowych opakowaniach, który we Francji zacznie obowiązywać w połowie 2026 roku.

– W Polsce ten odsetek jest podobny – 62 proc. produktów spożywczych i napojów jest opakowanych w tworzywa sztuczne. Oznacza to, że rocznie na półkach polskich supermarketów pojawia się ok. 14,7 mld niepotrzebnych sztuk plastiku – mówi prezes DS Smith.

Statystyki pokazują, że na sześciu badanych rynkach europejskich każdego roku powstaje góra plastiku, na którą składa się łącznie ponad 150 mld opakowań, pochodzących z produktów spożywczych i napojów. To oznacza, że każde gospodarstwo domowe produkuje rocznie ok. 1 tys. sztuk odpadów pochodzących z opakowań z plastiku.

– Tymczasem znaczącą część tych tworzyw sztucznych, wykorzystywanych w opakowaniach, można w ogóle wyeliminować albo zastąpić innymi, bardziej ekologicznymi materiałami – mówi Maria Andrzejewska, dyrektorka generalna UNEP/GRID Warszawa.

Jak wynika z badania „Material Change Index”, dotyczy to ok. 45 proc. plastiku zawartego w typowym europejskim koszyku spożywczym.

– Producenci przede wszystkim powinni się kierować zasadą 3R – reduce, reuse, recycle, czyli po polsku: redukuj, używaj ponownie lub poddawaj powtórnemu przetworzeniu – podkreśla Katarzyna Kala-Kowalska.

– Jako konsumenci powinniśmy zwracać uwagę na to, w jakich opakowaniach są wybierane przez nas produkty. Ta świadomość konsumencka jest bardzo ważna, żeby zmniejszyć zużycie plastiku w supermarketach – mówi dr inż. Agnieszka Sznyk, prezeska Instytutu Innowacji i Odpowiedzialnego Rozwoju INNOWO. – Tutaj istotna jest też informacja ze strony producentów, czyli np. paszporty materiałowe pokazujące, jaki jest ślad węglowy i środowiskowy danego produktu. Dzięki temu konsumenci mogą porównać i wybrać ten, który faktycznie ma mniejszy wpływ na środowisko. A same supermarkety też mogą podjąć wiele działań, żeby oferować klientom mniej tego plastiku, w zamian wprowadzając np. opakowania papierowe czy wielorazowe.

– Konieczne jest promowanie alternatywnych materiałów, pochodzących z recyklingu, ale też ekoprojektowanie, czyli takie projektowanie opakowań produktów, żeby one były później w 100 proc. zdatne do zrecyklingowania – dodaje Maria Andrzejewska.

Z ankiety, przeprowadzonej w ramach badania „Material Change Index” wśród europejskich ekspertów zajmujących kluczowe stanowiska kierownicze z firm sektora spożywczego, wynika, że ci są już zaangażowani w takie działania: prawie wszyscy respondenci (98 proc.) potwierdzili, że ich firmy zobowiązały się do zmniejszenia liczby opakowań z tworzyw sztucznych, przy czym 64 proc. z nich zadeklarowało, że są na dobrej drodze do wywiązania się z tych zobowiązań. Z drugiej strony 25 proc. respondentów oceniło, że będą mieć trudności z wywiązaniem się z tych deklaracji. Z badania wynika, że największą barierą na drodze do zastąpienia plastiku bardziej zrównoważonymi alternatywami są dla nich koszty surowców (40 proc.) oraz obawa, że konsumenci nie zaakceptują takich zmian (39 proc.).

– Firmy spożywcze są już od lat zaangażowane w redukcję opakowań plastikowych, jednak jest to proces, który powinien być wspierany zarówno przez innowacje technologiczne, zachowania konsumentów, jak i legislację – mówi Katarzyna Kala-Kowalska. – Potrzebujemy globalnych rozwiązań, innowacji i technologii, które – poprzez obniżenie kosztów produkcji – podniosą konkurencyjność nowych materiałów, np. materiałów biodegradowalnych takich jak tektura, które pomimo wielu lat na rynku z dużym trudem torują sobie drogę do przemysłu, a więc i do konsumenta. Wciąż czekamy też na niskokosztowe technologie recyclingu plastiku – zbyt wiele pomysłów pozostaje w fazie idei.

W Polsce tylko 22 proc. firm z branży spożywczej planuje podjąć w ciągu najbliższego roku jakiekolwiek działania w celu wprowadzenia zmian w zakresie opakowań. To najniższy wynik spośród wszystkich krajów objętych badaniem. Jego autorzy zauważają, że producenci i sprzedawcy żywności obawiają się m.in. utraty konkurencyjności: ponad 70 proc. przedstawicieli tych sektorów uważa, że klienci nie chcieliby płacić dodatkowo za zrównoważone opakowania, a 65 proc. ocenia, że konsumenci nie są skłonni rezygnować z wygody na rzecz zrównoważonego rozwoju.

– Prawdopodobnie sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby opakowania pochodzące z recyklingu czy wykorzystujące alternatywne, bardziej zrównoważone materiały były w jakiś sposób dofinansowywane albo wspierane rozwiązaniami fiskalnymi, żeby one były konkurencyjne cenowo w stosunku do opakowań wykonanych z paliw kopalnych. Musimy mieć na uwadze, że zawsze kiedy cena baryłki ropy spada, to plastik staje się jeszcze tańszy i tym większa jest różnica pomiędzy opakowaniami plastikowymi a ekologicznymi. A gdybyśmy mieli zapłacić za opakowanie 4–5 zł, to myślę, że każdy by się zastanowił, czy ono na pewno jest mu potrzebne. Natomiast w momencie, kiedy płacimy ok. 20 gr, to większość z konsumentów nawet tego nie zauważa – mówi Maria Andrzejewska.

Jak podkreśla, problem zanieczyszczenia środowiska plastikiem wymaga szybkich rozwiązań, ponieważ jest coraz bardziej palący. Produkcja tego surowca rośnie wykładniczo, ale brakuje globalnych i lokalnych systemów pozwalających na efektywne zagospodarowanie odpadów zawierających tworzywa sztuczne. W efekcie stanowią one ok. 80 proc. odpadów zanieczyszczających morza i oceny. Według UNEP co roku do akwenów na świecie trafia ponad 9 mln t plastikowych odpadów, które odpowiadają za śmierć wielu gatunków i degradację ekosystemów.

– Aktualnie produkcja plastiku jest na poziomie ok. 400 mld t rocznie i zgodnie z przewidywaniami do 2050 roku zwiększy się ponad dwukrotnie. Tymczasem my już w tej chwili nie jesteśmy sobie w stanie poradzić z przetworzeniem tej ogromnej ilości odpadów, które powstają po zakończeniu użytkowania produktów wykonanych z tworzyw sztucznych – mówi dyrektorka generalna UNEP/GRID Warszawa. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/plastikowe-opakowania,p653945645

Czterodniowy tydzień pracy testuje coraz więcej organizacji. Przynosi korzyści zarówno pracownikom, jak i firmom

0

Rząd pracuje nad skróceniem tygodnia pracy, a szefowa resortu pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zadeklarowała, że zmiana miałaby wejść w życie jeszcze w obecnej kadencji Sejmu. Choć eksperci i pracodawcy są w tej kwestii podzieleni, to przykłady z innych rynków, m.in. Islandii, Wielkiej Brytanii i Portugalii, pokazują, że taki model ma wiele korzyści, zarówno po stronie pracowników, jak i firm.

 W Polsce jest dziś niewiele organizacji, które pracują cztery dni w tygodniu czy sześć–siedem godzin dziennie, ale warto je obserwować, ponieważ one będą wyznaczać trendy. Widzimy, że na świecie takich organizacji jest już coraz więcej, a rynki takie jak Wielka Brytania czy Portugalia masowo testują skrócony, czterodniowy tydzień pracy. Stąd też firmy, które wprowadzają to rozwiązanie, są ciekawymi trendsetterami, którzy pokazują, jak można to osadzić w biznesie, jakie wiążą się z tym wyzwania i korzyści. Wierzę, że takich organizacji będzie coraz więcej, ponieważ świat mocno się zmienia i trendy – związane zarówno z dostępnością technologii, demografią, jak i zmianą naszych priorytetów – są dobrym powodem do tego, żeby przyjrzeć się i przetestować takie rozwiązania – mówi agencji Newseria Tina Sobocińska, strategiczna doradczyni HR, założycielka HR4future.

Skrócony tydzień pracy to model, który zdobywa coraz większą popularność ze względu na korzyści związane m.in. z produktywnością i satysfakcją pracowników. To rozwiązanie testuje już wiele dużych korporacji i mniejszych firm m.in. w USA i Japonii. Czterodniowy tydzień pracy z sukcesem wprowadziły już Islandia i Wielka Brytania, gdzie rok po pilotażowym programie, obejmującym 61 firm zatrudniających 2,9 tys. pracowników, 89 proc. z nich zdecydowało się utrzymać ten model. Co więcej, 100 proc. z nich pozytywnie lub wręcz bardzo pozytywnie oceniło zmiany, jakie zaszły dzięki temu w ich organizacjach: średni wzrost przychodów wyniósł średnio 35 proc. r/r., 1/3 firm zauważyła poprawę w rekrutacji pracowników, a ponad połowa z nich odczuła spadek rotacji. Korzyści odczuli też sami pracownicy objęci pilotażem: 71 proc. zadeklarowało zmniejszenie wypalenia zawodowego, a 43 proc. z nich odczuło poprawę zdrowia psychicznego (badanie „A global of the overview 4 day week. Incorporating new evidence from the UK”).

Wśród korzyści z krótszego tygodnia pracy eksperci wymieniają również wzrost produktywności pracowników, który jest następstwem poprawy ich dobrostanu i lepszej równowagi pomiędzy życiem zawodowym i prywatnym, spadek frustracji i większe zaangażowanie w wykonywaną pracę.

– Nasze priorytety bardzo się zmieniły od czasów pandemii. Potrzebujemy więcej czasu na życie, na rozwój i na to, żeby się zajmować relacjami z sobą i z innymi. I to jest bardzo duża zmiana, która jest oczekiwana, wręcz wymagana przez pracowników, szczególnie młodego pokolenia, ale też zauważana przez pracodawców – mówi Tina Sobocińska.

Eksperci wskazują, że zmiany w zakresie elastyczności i czasu pracy mogą być rozwiązaniem narastających problemów związanych z wypaleniem zawodowym. Zwłaszcza że – na tle innych państw Europy – Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych i „wypalonych” narodów. Według niedawnego raportu „Polacy na granicy wypalenia zawodowego” UCE Research i platformy ePsycholodzy.pl 78,3 proc. aktywnych zawodowo Polaków zauważa u siebie przynajmniej jeden z jego symptomów, takich jak długotrwałe i silne zmęczenie, poczucie wyczerpania i braku energii, brak motywacji i satysfakcji z pracy, zwiększenie dystansu do pracy czy rozdrażnienie i niechęć do obowiązków zawodowych albo spadek produktywności. Autorzy badania zauważają, że odsetek ten wzrósł o 13 pp. w ciągu trzech lat.

– Pandemia zdecydowanie zmieniła nasz model pracy – w wielu organizacjach pojawiała się praca zdalna, która pozwoliła utrzymać ciągłość procesów biznesowych i obsługi klienta. Potem zamieniliśmy ją na pracę hybrydową, która do dziś funkcjonuje w wielu firmach. Natomiast niektóre organizacje poszły krok dalej i wdrożyły jeszcze bardziej elastyczne rozwiązania, które przynoszą efekty. To jest powód, żeby się nie zatrzymywać, ale przygotować na przyszłość, w której elastyczność z całą pewnością będzie kluczem do sukcesu pracy przyszłości – mówi założycielka HR4future.

Po stronie firm – poza większą wydajnością i poprawą procesów HR-owych – korzyścią są też oszczędności, wynikające m.in. z mniejszego zużycia energi,i i realna poprawa wyników finansowych.

Firmy potrzebują tej zmiany, ponieważ każda organizacja jest nastawiona na produktywność, każda chce pracować jeszcze lepiej, a za większą elastycznością stoi również większa produktywność. Zwłaszcza przy wykorzystaniu obecnie dostępnych technologii – mówi Tina Sobocińska. – Organizacje, które pracują w taki sposób, mają przede wszystkim znacznie lepszy dostęp do talentów, bo pracownicy doceniają elastyczne modele pracy. Dzięki temu łatwiej jest pozyskiwać nowe, ale też utrzymać obecne. Badania udowadniają, że firmy, które tak pracują, mają zdecydowanie łatwiej z rekrutacjami. Poza tym moment, kiedy firma przechodzi na elastyczny model pracy, jest szansą na uporządkowanie wielu procesów.

Jak wskazuje, skrócony tydzień pracy to model, który może się sprawdzić w wielu organizacjach, ale warto zacząć od testów i zastanowienia się, czemu ma służyć taka zmiana.

Jeżeli motywacją jest pozyskanie nowych albo utrzymanie obecnych talentów czy lepsza jakość obsługi klienta, to warto najpierw przetestować to na części organizacji, bo nie ma jednego sposobu na to, jak pracować cztery dni w tygodniu. W niektórych organizacjach to może być ten sam wolny dzień, który pracownicy wykorzystują w innym celu. Z kolei w innych organizacjach, gdzie jest niezbędna ciągłość procesów i obsługi klienta, to może być ruchomy dzień. Tak więc to wymaga analizy potrzeb biznesowych, strategii firmy, dostępności wobec klientów i zespołów wewnętrznych, żeby zadecydować który model najlepiej odpowiada potrzebom konkretnej organizacji – mówi założycielka HR4future.

W Polsce czterodniowy tydzień pracy jest stosunkowo nową koncepcją, ale niektóre firmy już eksperymentują z tym modelem. Przykładem jest m.in. Herbapol, który na początku ub.r. wprowadził go pilotażowo w swoich zakładach, chcąc podnieść swoją atrakcyjność na rynku pracy. Tą drogą poszły też niektóre samorządy: krótszy wymiar pracy, bez obniżenia wynagrodzenia, jest testowany w Lesznie i Włocławku, gdzie od września ub.r. obowiązuje 35-godzinny tydzień pracy. Nad skróceniem tygodnia pracy pracuje w tej chwili Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Rozpatrywane są dwie możliwości: obniżenie tygodniowej liczby godzin pracy z 40 do 35 bądź zmniejszenie liczby dni pracy z pięciu do czterech. MRPiPS zaznacza jednak, że wprowadzenie takiego rozwiązania musi być poprzedzone oceną jego skutków gospodarczych, a ze strony rządzących pojawiają się odmienne opinie na temat planowanych zmian.

Elastyczne modele pracy przyszłości były głównym tematem omawianym podczas międzynarodowej konferencji WORKsHOW 2025, która odbyła się 15 stycznia br. W trakcie wydarzenia – skierowanego do liderów biznesu, dyrektorów ds. strategii i ekspertów HR – prelegenci dyskutowali m.in. o tym, dlaczego czterodniowy tydzień pracy zyskuje na popularności i w jaki sposób krótszy czas pracy wpływa na jej efektywność, prezentując case studies z Polski, Wielkiej Brytanii, Portugalii i Niemiec, oraz omawiali prawne aspekty elastycznych modeli pracy.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/czterodniowy-tydzie,p1304147313

Rośnie liczba cyberataków na infrastrukturę krytyczną. Skuteczna ochrona zależy nie tylko od nowych technologii, ale też odporności społecznej

0

W ciągu ostatnich dwóch lat doszło na świecie do ponad 800 cyberataków o wymiarze politycznym na infrastrukturę krytyczną – wylicza Europejskie Repozytorium Cyberincydentów. Ochrona tego typu infrastruktury staje się więc priorytetem. Rozwiązania, które będą to wspierać, muszą uwzględniać nowe technologie i wiedzę ekspercką, lecz również budowanie społeczeństwa odpornego na cyberzagrożenia.

– Cyberbezpieczeństwo staje się fundamentem myślenia o ochronie ludności państwa. Na wypadek konfliktu atakowane będą przede wszystkim takie segmenty państwa, które dotyczą np. energetyki czy łączności. To oznacza, że z pewnością elementy cyberbezpieczeństwa muszą być wdrożone w życie po to, żeby takie zagrożenie było zminimalizowane – mówi agencji Newseria dr hab. Wawrzyniec Konarski, rektor i prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula.

Z danych Europejskiego Repozytorium Cyberincydentów wynika, że w latach 2023–2024 odnotowano ok. 1,4 tys. cyberataków, z czego ponad połowa (812) była wymierzona w infrastrukturę krytyczną. Ze względu na stopień skomplikowania odpowiedzialne są za nie przede wszystkim wrogie państwa. EuRepoC ocenia, że najczęściej ofiarami ataków są systemy opieki zdrowotnej, organizacje finansowe, również sektory telekomunikacyjny, transportowy i energetyczny. Natężenie cyberzagrożeń pokazuje agresja Rosji na Ukrainę. Coraz częściej Rosja próbuje osłabić sojuszników Ukrainy za pomocą cyberataków, podpaleń i innych form ataków – w 2024 roku w Europie odnotowano ok. 500 podejrzanych incydentów. Co piąty można przypisać rosyjskim atakom hybrydowym czy szpiegostwu.

 Ochrona infrastruktury krytycznej ma absolutne pierwszeństwo. Infrastrukturą krytyczną jest wszystko: nie tylko elektrownia, nie tylko dostawy wody, ale smart city. Praktycznie wszystko, co jest sterowane online, możemy zablokować, wszystko staje się infrastrukturą krytyczną – mówi amb. Krzysztof Paturej, prezes zarządu Międzynarodowego Centrum Bezpieczeństwa Chemicznego (ICCSS).

W marcu 2024 roku rząd USA ostrzegł gubernatorów stanów, że zagraniczni hakerzy przeprowadzają cyberataki na systemy wodociągowe i kanalizacyjne na terenie całego kraju. Hakerzy związani z Iranem zaatakowali zakład wodociągowy w Pensylwanii. Z kolei chińska grupa hakerska miała być z kolei odpowiedzialna za atak na technologię informatyczną wielu krytycznych systemów infrastrukturalnych w USA, w tym wody pitnej. Już kilka lat wcześniej, w 2021 roku rosyjscy hakerzy sparaliżowali Colonial Gas Pipeline, największego w USA operatora rurociągów z paliwami. Także w Polsce ofiarą hakerów padły oczyszczalnie ścieków w Kuźnicy czy na Mazurach.

– Dzisiaj na poziomie gminy musimy chronić źródła wody, źródła energii, sterowanie ruchem. To wszystko jest elementem ochrony nie tylko infrastruktury krytycznej, ale też tzw. usług kluczowych i musimy te systemy budować w sposób odporny na cyberzagrożenia – przekonuje amb. Krzysztof Paturej.

Kluczowym warunkiem bezpieczeństwa jest odporność społeczna, czyli zdolność społeczności, instytucji i krytycznej infrastruktury do zapobiegania, stawiania oporu, dostosowywania się do złożonych zagrożeń i odzyskiwania sił po ewentualnych atakach. Zdaniem prezesa ICCSS skuteczna ochrona wymaga zintegrowanych rozwiązań, które łączą nowoczesne technologie z wdrażaniem odporności społecznej.

 Sztuczna inteligencja stwarza dwa kluczowe nowe elementy. Po pierwsze, daje możliwość analizowania wielu możliwych sytuacji i scenariuszy, pokazywania realnych możliwości działania. Testowaliśmy to i zaczyna to działać. Po drugie, co jest absolutnie kluczowym elementem, sztuczna inteligencja znacząco usprawni komunikację, a to jest pięta achillesowa całego systemu reagowania na zagrożenie – ocenia amb. Krzysztof Paturej. – Widzę też szereg zagrożeń związanych ze sztuczną inteligencją, na przykład sposób przekazywania dezinformacji jest nieprawdopodobny i musimy się nauczyć z tym żyć.

Agencja UE ds. Cyberbezpieczeństwa (ENISA) przygotowała raport stanu dojrzałości cyberbezpieczeństwa, a także ocenę możliwości cyberbezpieczeństwa w Europie. Wynika z niego, że rośnie świadomość zagrożeń, podobnie jak poziom umiejętności cyfrowych, konieczne jest jednak wzmocnienie kadr UE w dziedzinie cyberbezpieczeństwa. Zdaniem ENISA istotne będzie wspólne podejście krajów UE do problemu niedoboru umiejętności w zakresie cyberbezpieczeństwa. Już teraz na uczelniach rośnie liczba kierunków związanych z tym tematem.

 Jeżeli będziemy mieli do czynienia z rosnącym przekonaniem, że możemy się czuć zagrożeni, to z oczywistych powodów zapotrzebowanie na takich ekspertów będzie rosło – podkreśla dr hab. Wawrzyniec Konarski. – Nasza uczelnia ma profil biznesowy, w związku z tym kierujemy się również tym, jakie jest zapotrzebowanie na rynku. Wygląda na to, że potencjalni studenci są zainteresowani tym, żeby w ramach cyberkierunków pogłębić swoją wiedzę. To dla nas istotne, bo mamy podatny grunt merytoryczny w postaci konkretnych ludzi, ale później ci sami ludzie są naszą wizytówką, przygotowując struktury polskiego państwa do tego, żeby stawić czoło cyberzagrożeniom.

Z „Barometru cyberbezpieczeństwa” KPMG wynika, że trudności związane z rekrutacją to obecnie największy problem w osiągnięciu odpowiedniego poziomu zabezpieczeń, co wskazała przez ponad połowa badanych.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rosnie-liczba,p510966718

Polacy chcieliby głosować elektronicznie. Brakuje woli politycznej i technicznego zaplecza dla takiego rozwiązania

0

Ponad połowa Polaków chciałaby głosować przez internet – wynika z analizy CBOS. Już dziś niektóre państwa na świecie korzystają z głosowania elektronicznego, a wiele innych rozważa wprowadzenie takiego rozwiązania. Światowym liderem w tym zakresie jest Estonia, gdzie od 2005 roku działa e-voting. Także w Polsce po wyborach w 2023 roku pojawił się tego typu pomysł. Okazuje się jednak, że choć wola społeczna zdigitalizowania sposobu wyboru rządzących jest, to woli politycznej ciągle brakuje. Nie wiadomo też, która z platform mogłaby pełnić rolę bezpiecznej urny wyborczej.

– Polska jeszcze nie do końca jest gotowa na e-voting. Polacy chętnie by głosowali za pośrednictwem głosowania przez internet, jednak brakuje mimo wszystko, po pierwsze, legislacji, po drugie, również systemu do głosowania, który byłby bezpieczny i gwarantujący np. tajność oddawania głosu. Po trzecie, chyba mimo tego, że są już projekty, które mówią o wprowadzeniu głosowania elektronicznego, może niekoniecznie przez internet, ale za pośrednictwem innych narzędzi, to jednak chyba woli politycznej nie ma na tyle, żeby te projekty wprowadzać – mówi agencji Newseria prof. dr hab. Magdalena Musiał-Karg z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, prezeska Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych.

Z danych z 2023 roku Międzynarodowego Instytutu na rzecz Demokracji i Pomocy Wyborczej (International IDEA) wynika, że elektroniczne głosowanie jest wykorzystywane w 19 proc. badanych krajów świata (w analizie uwzględniono 178 państw). W 15 proc. są prowadzone lub przeprowadzone zostały studia wykonalności lub testy. Polska nie ma żadnego doświadczenia w e-votingu.

– Aby wprowadzić taki system, należałoby prowadzić wieloletnie testy, pilotaże tego typu działań i na pewno nie w skali całego kraju, ale mniejszej, np. na poziomie gminy. Tego systemu nie mamy, mimo że technologie zapewne są. Były pomysły, aby platforma ePUAP, mObywatel czy inne systemy były tymi, za pośrednictwem których można byłoby głosować. Należałoby w nich wdrożyć takie komponenty, które gwarantowałoby tajność głosowania, bezpieczeństwo oddania głosu, również to, że wyborca byłby pewien, że jego głos został prawidłowo oddany i zliczony – ocenia prof. Magdalena Musiał-Karg.

W 11 krajach z głosowania elektronicznego zrezygnowano, głównie właśnie z powodu obaw o bezpieczeństwo. Stanowi to 6 proc. wszystkich badanych krajów.

Mówiąc o tajności głosowania w przypadku głosowania przez internet, obawy są przede wszystkim o to, czy głosy, które zostały oddane w sposób internetowy czy elektroniczny, po jakimś czasie nie zostaną w taki sposób odkodowane, żeby móc odczytać, kto w jaki sposób zagłosował. Dlatego na przykład w Estonii jest system tzw. podwójnej koperty, czyli najpierw zbierają głosy, anonimizują je, a dopiero później dzielą je na poszczególne sposoby oddania głosu – mówi prezeska Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych.

Z technicznego punktu widzenia połowa krajów stosujących głosowanie elektroniczne korzysta z maszyn do bezpośredniego zapisu elektronicznego. Czternaście (41 proc.) krajów stosuje głosowanie internetowe – w części z nich jest to możliwe tylko dla wyborców pozostających w kraju (lub dla określonej grupy wyborców), ale część zezwala również na głosowanie z zagranicy.

– Z punktu widzenia społeczeństwa taki system mógłby zacząć funkcjonować u nas pewnie niebawem, dlatego że obywatele chcieliby mieć łatwiejsze, szybsze, wygodniejsze sposoby głosowania. Z punktu widzenia prawa, technologii i polityki wydaje mi się, że jeszcze sporo czasu potrzeba, zanim tego typu rozwiązanie zostanie wprowadzane w Polsce – przewiduje prof. Magdalena Musiał-Karg.

Z badania przeprowadzonego przez Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że za tym, żeby istniała możliwość udziału w wyborach przez internet, opowiada się 53 proc. Polaków, a 39 proc. wyraża sprzeciw. Wdrożenie e-votingu popiera sześciu na 10 użytkowników internetu i dwukrotnie mniejszy odsetek niekorzystających z sieci. Sprzeciw jest relatywnie częsty wśród badanych po 54. roku życia, respondentów z wykształceniem zasadniczym zawodowym, wśród rolników i osób uzyskujących najniższe dochody. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/polacy-chcieliby,p1608581901

Konsumenci w sieci narażeni na długą listę manipulacyjnych praktyk sprzedażowych. Zagraniczne platformy wymykają się unijnym regulacjom

0

Wraz z pojawieniem się na polskim i europejskim rynku platform sprzedażowych spoza UE rośnie też liczba przypadków stosowania tzw. dark patterns, czyli manipulacyjnych technik sprzedażowych. Nowe regulacje UE – w tym rozporządzenie w sprawie jednolitego rynku usług cyfrowych oraz akt o usługach cyfrowych – mają lepiej chronić przed nimi konsumentów, a podmiotom stosującym takie praktyki będą grozić wysokie kary finansowe. Problemem wciąż pozostaje jednak egzekwowanie tych przepisów od zagranicznych platform, które wymykają się europejskim regulacjom. – To jest w tej chwili bardzo duże wyzwanie dla całego rynku cyfrowego, że w praktyce regulacje nie dotyczą w takim samym stopniu wszystkich graczy – mówi Teresa Wierzbowska, prezeska Związku Pracodawców Prywatnych Mediów. 

– Dark patterns jest zjawiskiem polegającym na tym, że część podmiotów cyfrowych – kojarzymy to przede wszystkim ze sklepami internetowymi, ale nie tylko – specjalnie tworzy swoje interfejsy w ten sposób, żeby wykorzystywać pewne schematy myślowe konsumentów, aby oni np. zdecydowali się na zakup albo subskrypcję jakiejś usługi, pomimo że wcześniej nie mieli takiego zamiaru. Czyli jest to pewna forma manipulacji konsumentami cyfrowymi poprzez określone projektowanie interfejsu – mówi agencji Newseria Teresa Wierzbowska, prezeska Związku Pracodawców Prywatnych Mediów.

Przykładów takich praktyk z obszaru user experience (UX) jest bardzo wiele, są nimi m.in. ukryte koszty (początkowa cena produktu bądź usługi jest bardzo niska i dopiero na ostatnim etapie finalizacji transakcji pojawiają się dodatkowe, często wysokie opłaty), automatyczne uzupełnianie koszyka użytkownika o dodatkowe produkty, zmuszanie użytkowników do subskrypcji, które trudno anulować (np. poprzez ukrywanie informacji o automatycznym odnowieniu subskrypcji, tzw. hard to cancel), uciekający przed kursorem albo niemal niewidoczny przycisk zamykający pop-up z ofertą, techniki mające utrudniać porównywanie cen, misdirection – ukrywanie określonych treści w celu odwrócenia od nich uwagi użytkownika, nagging – przerywanie czynności dokonywanych przez użytkownika poprzez ciągłe, natarczywe powiadomienia i komunikaty, wydobywanie prywatnych informacji podczas procesu rejestracji albo projektowanie interfejsu tak, żeby użytkownik był zmuszony do podjęcia określonych czynności, aby uzyskać dostęp do usługi lub funkcji. Często spotykanym przykładem dark patterns są też zwroty typu: „pozostał tylko jeden produkt” albo „10 osób ogląda teraz ten produkt” i presja skorzystania z ostatnich godzin promocji, które w rzeczywistości nigdy się nie kończą.

Dotychczas nie było to bardzo ściśle regulowane – było to traktowane jako pewna zła praktyka, niemniej jednak nie dawało to dużego pola konsumentowi w zakresie obrony swoich praw. Trzeba jednak podkreślić, że rynek cyfrowy w Polsce, a szczególnie media cyfrowe potrafią się świetnie samoregulować i w wielu obszarach my mamy już mechanizmy, które standaryzują dobre praktyki na tym rynku. Jednak w ostatnim czasie pojawiło się wielu nowych graczy spoza regulacji europejskiej, z innych kontynentów, którzy przynieśli nie tylko standardy osadzone w innej kulturze komunikacji z konsumentem, ale też w innym systemie regulacyjnym. I z tego względu mamy w ostatnim czasie szczególnie dużo takich praktyk, gdzie konsument gubi się między różnymi platformami i usługami, tak naprawdę nie wiedząc, gdzie jest ta granica jego praw i możliwości ich dochodzenia – mówi Teresa Wierzbowska.

Manipulacyjne techniki sprzedażowe są w tej chwili dość częstą praktyką, co potwierdzają m.in. dane UOKiK-u, który wziął w tym roku udział w globalnym przeglądzie sprzedażowych stron internetowych i aplikacji mobilnych, organizowanym przez Międzynarodową Sieć Ochrony Konsumentów. Uczestniczyło w nim 26 instytucji chroniących konsumentów, a przegląd objął w sumie 642 podmioty, spośród których 75,7 proc. stosowało co najmniej jeden dark pattern, a 66,8 proc. – dwa lub więcej. Jedną z najczęstszych praktyk stwierdzonych przez UOKIK wśród 10 przebadanych stron w Polsce była tzw. preselekcja, czyli wybranie i zaznaczenie za konsumenta jednej z możliwych opcji, np. tej najdroższej, oraz adnotacje typu „najczęściej wybierany” (social proof).

Na dużą skalę tego zjawiska wskazuje też raport z kontroli Komisji Europejskiej, która w 2023 roku objęła 399 sklepów internetowych sprzedawców detalicznych. 148 z nich stosowało co najmniej jeden dark pattern: 42 strony internetowe miały fałszywe liczniki czasu z terminami zakupu określonych produktów, 54 strony internetowe miały interfejsy zaprojektowane w ten sposób, aby przekierowywać konsumentów do zakupów lub subskrypcji, a 70 stron internetowych ukrywało ważne informacje albo podawało je w taki sposób, aby były mało widoczne dla użytkowników.

W UE regulacje dotyczące dark patterns zawarte są m.in. w dyrektywie o nieuczciwych praktykach handlowych (UCPD) oraz ogólnym rozporządzeniu o ochronie danych osobowych (RODO), a w Polsce w ramach przepisów wdrażających te unijne akty. Co istotne, niedługo konsumenci będą lepiej chronieni przed takimi praktykami. Od 17 lutego 2024 roku zaczęły bowiem w pełni obowiązywać przepisy Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady z 19 października 2022 roku w sprawie jednolitego rynku usług cyfrowych oraz zmiany dyrektywy 2000/31/WE (Akt o usługach cyfrowych), znane jako DSA – Digital Services Act. Przewidują one regulacje mające na celu zwalczanie dark patterns i praktyk wprowadzających konsumentów w błąd. Podmiotom, które stosują takie praktyki, będą grozić kary finansowe, sięgające nawet 6 proc. globalnych obrotów.

– W Polsce zbliża się nowelizacja ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną [jej celem jest dostosowanie polskiego prawa do zapisów DSA – red.] i tam też są m.in. zapisy nakładające kary na podmioty, które tworzą interfejsy w ten sposób, aby manipulować konsumentami. Natomiast prawo bez systemu skutecznego stosowania go nie osiągnie swojego celu – mówi prezeska Związku Pracodawców Prywatnych Mediów.

Jak wskazuje, problemem jest egzekwowanie tych przepisów od zagranicznych platform, które wymykają się europejskim regulacjom.

Mamy na rynku bardzo wiele podmiotów – część z nich to są świetnie funkcjonujące, polskie albo europejskie podmioty, które często dbają o standardy i dobre praktyki na poziomie nawet wyższym, niż prawo tego od nich wymaga. Dbają o interes konsumenta, bo rozumieją, że tak naprawdę żyją z nim w symbiozie. Natomiast mamy też szereg innych podmiotów, które mają zupełnie inny punkt widzenia, i niestety one nie są regulowane przez europejskie prawo. Więc tu kluczowe jest to, żeby standardy i nowo wprowadzane regulacje dotyczyły wszystkich podmiotów, które świadczą analogiczne usługi dla konsumenta – dodaje Teresa Wierzbowska. – To jest w tej chwili bardzo duże wyzwanie dla całego rynku cyfrowego, że w praktyce regulacje nie dotyczą w takim samym stopniu wszystkich graczy.

Branżowi eksperci wskazują, że stosowanie dark patterns jest częścią strategii optymalizacji konwersji i maksymalizacji zysków kosztem transparentności i uczciwości wobec konsumentów. Choć może to przynosić krótkoterminowe korzyści, np. w postaci wzrostu sprzedaży, to jednak długofalowym skutkiem jest utrata zaufania użytkowników i negatywne konsekwencje dla reputacji firmy. W kilku ostatnich latach krytyka i prawne konsekwencje w związku ze stosowaniem dark patterns dotknęły już m.in. gigantów takich jak Booking czy Vinted. Prezes UOKiK wydał do tej pory kilka decyzji nakładających kary na sprzedawców e-commerce na polskim rynku (m.in. Duka, eBilet, born2be.pl i renee.pl). W tym obszarze urząd realizuje też projekt „Wykrywanie i zwalczanie dark patterns z użyciem sztucznej inteligencji”. Ma on pomóc w przygotowaniu narzędzia, które – wykorzystując rozwiązania AI – będzie automatycznie wykrywać niedozwolone praktyki stosowane na stronach internetowych świadczących usługi e-commerce.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/konsumenci-w-sieci,p2056680853