Rolnicy coraz częściej tracą plony przez ekstremalne zjawiska pogodowe. Dobrowolne ubezpieczenia majątkowe zyskują na znaczeniu

0

Ekstremalne zjawiska pogodowe coraz mocniej uderzają w rolnictwo. Choć wichury, nawalne opady i przymrozki powodują milionowe straty w uprawach i infrastrukturze, wielu rolników decyduje się tylko na obowiązkowe ubezpieczenia, które zapewniają ochronę, ale w ograniczonym – ustalonym w przepisach – zakresie. Eksperci podkreślają, że rosnąca liczba szkód wymaga jednak nowego podejścia do zarządzania ryzykiem, w czym pomocne mogą być dobrowolne ubezpieczenia majątku, plonów i zwierząt gospodarskich. Coraz większego znaczenia nabierają rozszerzenia w formule „all risk”.

– Huragany czy silne wiatry w naszej długości i szerokości geograficznej występują coraz częściej, szczególnie w okresie późnego lata i jesieni. Dotykają szczególnie rolników, ponieważ jednocześnie wyrządzają szkody w infrastrukturze gospodarczej i w uprawach. W infrastrukturze gospodarczej to szkody budynków mieszkalnych, linii energetycznych czy sprzętu rolniczego. W uprawach szkody mogą sięgać nawet do kilkuset tysięcy złotych, a nawet milionów, szczególnie że takie zjawiska jak huragan czy silny wiatr nie zatrzymują się tylko na jednej miejscowości, a obejmują zwykle bardzo duże regiony – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Rafał Czerski, regionalny dyrektor sprzedaży AGRO Ubezpieczeń w Lubelskiem.

Według danych Copernicus Climate Change Service i World Meteorological Organization ekstremalne zjawiska pogodowe stanowią coraz większe zagrożenie dla Europy. Rok 2024 był najcieplejszym w historii Europy. W Polsce tegoroczne lato pod względem opadów IMGW-PIB ocenia jako przeciętne – obszarowa suma opadów była na poziomie 211,1 mm, co stanowiło 94,7 proc. normy z lat 1991–2020. Jednak lokalne gwałtowne wichury i burze, które np. na początku czerwca przeszły przez Dolny Śląsk, a pod koniec lipca przez województwa opolskie, śląskie, świętokrzyskie, warmińsko-mazurskie czy lubelskie, powodowały ogromne szkody w uprawach. Coraz częściej są to zjawiska o charakterze punktowym, niewpisujące się w sztywne definicje huraganu, co utrudnia dochodzenie odszkodowań.

– Najczęściej na szkody związane z huraganem czy silnym wiatrem narażone są takie elementy jak dachy, poszycia, drzwi i okna, czyli elementy, które przyjmują pierwszą siłę wiatru. Zakres ubezpieczenia podstawowego obejmuje ryzyka nazwane, które mają jasną definicję – żeby był huragan, jego prędkość musi przekroczyć 24 m/s. Kiedy rozmawiamy już o dużo niższej prędkości, np. 16 m/s, wtedy takie szkody mogą być likwidowane, ale tylko w rozszerzeniu ubezpieczenia – wskazuje Rafał Czerski.

Ekspert AGRO Ubezpieczeń podkreśla, że to właśnie ta różnica w definicjach często decyduje o tym, czy rolnik otrzyma odszkodowanie. Dodatkowo kupując polisę, rolnicy zapominają o wielu elementach infrastruktury rolniczej, jak np. instalacje fotowoltaiczne, pompy ciepła, silosy, altany, budowle rolnicze, suszarnie. Kompleksowa ochrona wymaga rozszerzenia o formułę „all risk”, która zabezpiecza przed wszystkimi ryzykami poza wyraźnie wyłączonymi w OWU.

Zgodnie z obowiązującym prawem każdy rolnik musi posiadać ubezpieczenie OC, które chroni przed skutkami finansowymi szkód spowodowanych w związku z posiadaniem przez rolnika gospodarstwa rolnego. Ubezpieczenie budynków wchodzących w skład gospodarstwa rolnego od ognia i innych zdarzeń losowych (np. powodzi, gradu, uderzenia pioruna) jest również obowiązkowe i stanowi podstawową ochronę przed skutkami zdarzeń losowych. Obowiązek zawarcia umowy ubezpieczenia dotyczy budynków o powierzchni powyżej 20 mkw., a nowe budynki należy ubezpieczyć z dniem pokrycia ich dachem. Rolnicy, którzy uzyskali płatności bezpośrednie, mają obowiązek ubezpieczenia upraw od przynajmniej jednego ryzyka wystąpienia szkód spowodowanych przez powódź, suszę, grad, ujemne skutki przezimowania lub przymrozki wiosenne. Ubezpieczenie musi objąć co najmniej 50 proc. powierzchni upraw rolnych.

Obowiązkowe ubezpieczenie obejmuje jednak tylko podstawowy zakres ochrony, a dane branżowe wskazują, że wielu rolników nie sięga po rozszerzone, dobrowolne formy zabezpieczenia finansowego, mimo że to właśnie one pozwalają objąć ochroną np. maszyny czy instalacje energetyczne. Eksperci zauważają wzrost zainteresowania rozszerzonym zakresem ubezpieczeń, szczególnie po kolejnych sezonach burzowych. Liczba zawieranych umów ubezpieczenia upraw i majątku rolniczego w ostatnich latach rośnie, choć wciąż znaczna część gospodarstw ogranicza się do polis obowiązkowych.

 Współcześnie ubezpieczenia obowiązkowe stają się niewystarczające, ponieważ nie pokrywają wszystkich potrzeb rolnika w kontekście zarówno ochrony majątku, jak i upraw. Ryzyka pogodowe są tak różnorodne w dzisiejszych czasach i wyrządzają tak wiele szkód, że rolnik, aby mieć dobrze ubezpieczony majątek, infrastrukturę gospodarczą, maszyny, ale również uprawy, musi sięgać do jak największych i jak najszerszych rozwiązań ubezpieczeniowych – podkreśla regionalny dyrektor sprzedaży AGRO Ubezpieczeń w Lubelskiem.

 Obowiązkowe ubezpieczenie rolnika jest w swoim zakresie podstawowym ubezpieczeniem, najczęściej od ognia i wyładowań atmosferycznych, natomiast my zachęcamy – i posiadamy takie produkty – do ubezpieczenia dodatkowego. Wtedy w zakresie ubezpieczenia jest właściwie wszystko, i to we wszystkich ewentualnych zdarzeniach i katastrofach chroni rolnika – dodaje Marek Szczepanik, członek zarządu AGRO Ubezpieczeń.

Z danych MRiRW wynika, że w 2024 roku zawarto ponad 209 tys. umów ubezpieczenia upraw rolnych o łącznej sumie ubezpieczenia 32 mld zł. Powierzchnia ubezpieczonych upraw wyniosła ponad 3,8 mln ha. W pierwszej połowie br. liczba nowych polis przekroczyła 144 tys., a powierzchnia ubezpieczonych upraw wyniosła ponad 2,3 mln ha. Na 2025 rok minister rolnictwa podpisał umowy o dopłaty do ubezpieczeń na kwotę 920 mln zł z dziewięcioma zakładami ubezpieczeń, w tym m.in. AGRO Ubezpieczenia.

 Dużym problemem przy ubezpieczeniu majątków rolników ma ich nieaktualna wycena wartości. O ile przy zawieraniu polisy jest to korzystne dla rolnika, bo im niższa wycena majątku, tym niższa składka ubezpieczeniowa, o tyle jeśli wydarzy się nieszczęście i trzeba likwidować szkodę, rolnik chciałby, żeby w całości towarzystwo ubezpieczeniowe pokryło koszty odbudowy czy odnowienia majątku. To może być trudne, jeśli suma ubezpieczenia była o wiele niższa niż rzeczywista wartość majątku – wskazuje Marek Szczepanik.

Wielu rolników nie zdaje sobie sprawy, że w przypadku szkód całkowitych różnica między realną wartością majątku a sumą ubezpieczenia może oznaczać poważne straty finansowe. Dlatego eksperci zwracają uwagę, że aktualizacja wartości majątku oraz zakup rozszerzonego pakietu ochrony są kluczowe dla uzyskania pełnego odszkodowania.

– Dobrze ubezpieczony majątek rolny to nie tylko posiadanie polisy, lecz przede wszystkim jej dopasowanie do potrzeb i sytuacji. W chwili kiedy wystąpi szkoda, rolnik nie będzie musiał pokrywać strat z własnej kieszeni. Polisa powinna być adekwatna do zagrożeń, które mogą wystąpić w gospodarstwie rolnym, a składka powinna być rozsądna i dopasowana proporcjonalnie do wartości majątku – zaznacza Monika Duzdowska, doradca klienta w Poczta Polska Finanse.

Przy wyborze polisy należy dokładnie przeanalizować strukturę majątku, kierunek produkcji i lokalizację gospodarstwa. Inne ryzyka występują w gospodarstwach położonych na terenach zalewowych, inne na obszarach górzystych czy przy lasach, gdzie może wystąpić ryzyko przeniesienia pożaru, albo mogą powstać szkody związane z występowaniem dzikich zwierząt.

– Jeśli w gospodarstwie występują zwierzęta gospodarskie, to warto określić ich rodzaj i wartość, jeśli jest to gospodarstwo prowadzące produkcję roślinną, warto zabezpieczyć je przed ryzykami występującymi w zapasach, materiałach – mówi Marek Szczepanik.

 Koszty ubezpieczenia majątku rolnego są bardzo zróżnicowane, zależne przede wszystkim od tego, jakie są składniki majątku rolnika, od sumy ubezpieczenia, ochrony, którą rolnik wybierze, jak również od towarzystwa ubezpieczeniowego. Koszt ubezpieczenia wynosi od kilkuset złotych do kilku tysięcy złotych, niemniej roczny koszt nie jest adekwatny do tego, jakie mogą być straty w gospodarstwie rolnym. Mogą one doprowadzić do zachwiania płynności finansowej, zerwania ciągłości produkcji rolnej albo do utraty dochodu, a nawet doprowadzić do bankructwa – podkreśla Monika Duzdowska.

Ekspertka dodaje, że warto wybierać polisy z dodatkowymi usługami assistance, np. holowaniem maszyn w razie awarii, pomocą techniczną czy IT. Ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków, zwłaszcza w branży o tak wysokim poziomie ryzyka jak rolnictwo, staje się dziś standardem.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rolnicy-coraz-czesciej,p207219329

UE przyspiesza budowę własnego łańcucha dostaw surowców krytycznych. Dziś niektóre z nich w całości są uzależnione od Chin

0

Chiny w październiku zapowiedziały wprowadzenie kolejnych ograniczeń w eksporcie metali ziem rzadkich, obejmując licencjami nie tylko eksporterów, lecz także zagraniczne firmy wykorzystujące chińskie surowce lub technologie na nich oparte. Po niedawnym spotkaniu przywódców Państwa Środka i USA zapowiedziano tymczasowe zawieszenie tych restrykcji, które ma obowiązywać także odbiorców z Unii Europejskiej. Polscy politycy podkreślają, że tego typu decyzje Chin to dla Unii poważny sygnał ostrzegawczy, który powinien skłonić wspólnotę do przyspieszenia prac nad alternatywnymi źródłami dostaw. Kraje członkowskie są bowiem w dużej mierze zależne od dostaw surowców krytycznych z tego kraju.

– Chiny są hegemonem, mają decydujący udział w eksporcie surowców krytycznych, tych, które są konieczne dla tworzenia rozwiązań wysokiej technologii. Jeżeli Chiny mówią o tym, że będą ograniczać swój eksport, to jest to oczywiście dla nas groźne. Pokazuje, że Chiny, podobnie jak Rosja, wykorzystują surowce do osiągania swoich celów geopolitycznych – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Michał Kobosko, poseł do Parlamentu Europejskiego z Polski 2050, Renew Europe.

9 października Chiny po raz kolejny wprowadziły restrykcje w eksporcie metali ziem rzadkich. Tym razem chodziło o regulacje nakładające na zagraniczne firmy obowiązek wnioskowania o licencje na dalszy obrót produktami zawierającymi chińskie surowce lub technologie ich przetwarzania. Jak wskazuje Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, nowe ograniczenia obejmowały m.in. holm, erb, iterb i tul – pierwiastki kluczowe dla produkcji magnesów neodymowych, turbin wiatrowych, baterii litowych oraz systemów naprowadzania. Pekin uzasadnił ten krok koniecznością ochrony bezpieczeństwa narodowego i racjonalnego wykorzystania zasobów, ale w praktyce zwiększa kontrolę nad globalnymi łańcuchami dostaw.

Zarówno UE, jak i USA negocjują z Chinami złagodzenie restrykcji. Z doniesień medialnych wynika, że zawieszenie uzgodnione na niedawnym spotkaniu przywódcy Chin Xi Jinpinga z prezydentem USA Donaldem Trumpem ma mieć zastosowanie również do innych krajów, w tym UE. Eksperci wskazują jednak, że tego typu kroki ze strony Pekinu to poważny sygnał ostrzegawczy dla państw członkowskich UE. Według raportu Fundacji SET Chiny są dziś największym dostawcą 34 z 51 kluczowych surowców. Zapewniają m.in. 97 proc. magnezu i 100 proc. ciężkich pierwiastków ziem rzadkich. Tak silna zależność stanowi realne ryzyko dla europejskiej gospodarki i bezpieczeństwa państw członkowskich. Jednocześnie robimy za mało, by budować strategiczną autonomię surowcową. Średni czas uzyskania pozwoleń na nowe inwestycje wydobywcze w UE to nawet 10 lat, podczas gdy w Kanadzie czy Australii są to zaledwie dwa–trzy lata.

– My jako Europa w tej sytuacji musimy zrobić dużo więcej niż do tej pory, by, po pierwsze, wydobywać i produkować surowce oraz wykorzystywać w recyklingu te surowce, które już mamy. Po drugie, żeby rozmawiać z takimi krajami jak Kanada czy Australia, które mają u siebie te surowce dziś dostarczane głównie przez Chiny. Musimy szukać bezpiecznych i zarazem strategicznie istotnych dla nas źródeł importowania tych technologii – przekonuje Michał Kobosko.

Skalę wyzwania pokazują dane Europejskiego Banku Centralnego, który w swojej analizie z czerwca br. podkreślił, że strefa euro jest narażona na ryzyko zakłóceń w łańcuchach dostaw związanych z chińskim eksportem pierwiastków ziem rzadkich zarówno w przypadku bezpośredniego importu z Chin, jak i pośrednich dostaw z państw trzecich. Nawet jeśli produkty zawierające te pierwiastki trafiają do Europy z innych krajów, ich dostawcy także w dużym stopniu zależą od chińskich zakładów przetwórczych. EBC wskazał, że Chiny dostarczają ok. 70 proc. pierwiastków ziem rzadkich do strefy euro, zajmują też centralną pozycję w rafinacji innych kluczowych surowców, takich jak lit i kobalt.

– Europa musi się w tej sprawie zjednoczyć i bardzo blisko współpracować, bo od momentu, kiedy Donald Trump jest prezydentem Stanów Zjednoczonych, mamy nową geopolityczną sytuację. Od rozpoczęcia wojny celnej z Unią Europejską, Chinami, Indiami mamy całkowicie nową sytuację makroekonomiczną i Europa się musi w tym szybko odnaleźć. Jesteśmy silniejsi, bo też nie jesteśmy sami jako Polska, tylko współpracujemy, więc w tym miejscu synergia musi zadziałać – podkreśla Dariusz Joński, poseł do Parlamentu Europejskiego z Koalicji Obywatelskiej.

W ocenie Fundacji SET brak realnego wsparcia dla inwestycji w wydobycie, przetwarzanie i recykling w UE grozi przegraną w globalnym wyścigu o surowce. To z kolei może oznaczać poważne problemy dla gospodarek i rozwoju technologicznego państw członkowskich, ale również zagrożenie dla ich bezpieczeństwa.

Unia Europejska stara się ograniczyć tę zależność poprzez realizację strategii z Critical Raw Materials Act (CRMA). Regulacje przewidują, że do 2030 roku UE powinna wydobywać co najmniej 10 proc. swojego rocznego zapotrzebowania na surowce strategiczne, przetwarzać wewnątrz Wspólnoty 40 proc. tego zapotrzebowania i pozyskiwać z recyklingu 25 proc. niezbędnych surowców. Regulacja wprowadza też zasadę, że żadne państwo trzecie nie może odpowiadać za więcej niż 65 proc. dostaw danego surowca. Światowe Forum Ekonomiczne wskazuje, że do realizacji tych celów potrzebne jest usprawnienie procesu zatwierdzania projektów strategicznych, doprecyzowanie regulacji i zmobilizowanie współpracy sektora publicznego i prywatnego.

– Z jednej strony to jest rynek pierwotny, czyli wydobycie, przerabianie, ale z drugiej strony to jest masa surowców, które już są w urządzeniach, które używamy i które po prostu trzeba na dużo większą niż obecnie skalę recyklingować – tłumaczy Michał Kobosko. – W Polsce mamy silne firmy zajmujące się recyklingiem metali i bardzo dobrze, że Unia chce wspierać takie przedsięwzięcia.

Według raportu European Raw Materials Alliance i EIT RawMaterials „Rare Earth Magnets and Motors: A European Call for Action” dziś w Unii Europejskiej mniej niż 1 proc. pierwiastków ziem rzadkich jest efektywnie odzyskiwany. Tymczasem materiały te, zwłaszcza wykorzystywane w magnesach trwałych zawierających m.in. neodym, prazeodym, dysproz czy terb, są kluczowym komponentem nowoczesnych technologii, takich jak silniki elektryczne i turbiny wiatrowe. Jak zwróciło niedawno uwagę Światowe Forum Ekonomiczne, niedobory pierwiastków ziem rzadkich mogą spowolnić produkcję półprzewodników, rozwój sztucznej inteligencji czy instalację elektrowni wiatrowych. Tym samym strategiczne polityki UE, czyli m.in. zielona i cyfrowa transformacja, zależą od łańcuchów dostaw, nad którymi nie ma dziś kontroli.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/ue-przyspiesza-budowe,p187882221

Rekordowe ocieplenie i najwyższe stężenia CO2 w historii. Przed COP30 w Brazylii rośnie presja, by globalne deklaracje zamieniły się w działania

0

Według opublikowanego przed COP30 raportu Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) rok 2025 ma szansę być drugim lub trzecim najcieplejszym rokiem w historii pomiarów. Poprzedni rok został oficjalnie uznany za rekordowo ciepły, a stężenie gazów cieplarnianych osiągnęło najwyższe wartości. Rośnie presja, by na rozpoczynającym się szczycie klimatycznym Organizacji Narodów Zjednoczonych COP30 w brazylijskim Belém deklaracje przełożyły się na konkretne działania.

– Przed szczytami klimatycznymi jest publikowanych wiele raportów, na przykład raport WMO odnośnie do zmian klimatu. One stanowią pewną sumę wiedzy naukowej i pełną mobilizację dla środowiska politycznego, żeby zająć się tym tematem – mówi agencji Newseria Marcin Popkiewicz, fizyk i redaktor portalu Nauka o Klimacie.

Według raportu WMO „State of the Global Climate Update”, opublikowanego na początku listopada br., klimat osiągnął punkt, w którym wszystkie kluczowe wskaźniki wysyłają alarmujące sygnały. Trend ocieplenia się utrzymuje i 2025 rok ma szansę być drugim lub trzecim najcieplejszym rokiem w historii pomiarów. Średnia temperatura przy powierzchni Ziemi w okresie styczeń–sierpień 2025 roku była o ok. 1,42°C wyższa od średniej sprzed epoki przemysłowej. W ubiegłym roku wzrost wyniósł 1,55°C i był to najcieplejszy rok w 175-letnim okresie obserwacji. Raport wskazuje także, że stężenie gazów cieplarnianych oraz zawartość ciepła w oceanach, które osiągnęły rekordowe poziomy w 2024 roku, w tym roku nadal rosły. Naukowcy WMO podkreślają, że mimo to ograniczenie globalnego ocieplenia do 1,5°C do końca stulecia jest możliwe, a jednocześnie konieczne.

– Te wszystkie głosy nauki, które przypominają, dlaczego to jest ważne i pilne, pozwalają jednak na pewien postęp. To nie tylko jest kwestia tego, że dochodzi do przełomu na szczycie klimatycznym, ale też jest to pewien drogowskaz dla biznesu, co należy robić dla regulacji np. w Unii Europejskiej czy w Chinach, które prowadzą w stronę efektywnej gospodarki, opartej na czystych źródłach energii – mówi ekspert.

Według statystyk Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej (IRENA) świat w ubiegłym roku dodał 585 GW energii odnawialnej – co stanowiło ponad 92 proc. wszystkich nowych mocy – zwiększając globalny potencjał do 4448 GW. Oznacza to rekordowy roczny wzrost na poziomie 15,1 proc., przy czym energia słoneczna i wiatrowa stanowią niemal całą nową moc. Choć liczby robią wrażenie, nie wystarczą, by osiągnąć zakładany cel potrojenia mocy wytwórczych OZE do 2030 roku. Wyliczenia IRENA wskazują, że roczny przyrost musi być na poziomie 16,6 proc. Dlatego negocjacje klimatyczne skupiają się na wspólnej odpowiedzialności i globalnym działaniu.

– COP30, negocjacje klimatyczne są jakąś platformą współpracy międzynarodowej, kiedy w imię długoterminowego dobra wspólnego narody świata umawiają się na pewne działania, chociaż mogą być dla nich niewygodne. To trochę tak, jakbyśmy mieszkali razem nad jeziorem, do którego ja zrzucam ścieki, ty zrzucasz ścieki i Kowalski zrzuca ścieki. Zrzucamy tych ścieków coraz więcej, a nasze jezioro zamienia się w śmierdzące bajoro. Tylko czemu ja mam budować oczyszczalnię, skoro 200 gospodarstw domowych zrzuca ścieki do jeziora, tak jak 200 krajów na świecie zanieczyszcza atmosferę? Jak ja się ograniczę, to ja ponoszę koszty, a 199 źródeł ścieków nadal jest. Spotykamy się więc razem, żeby stwierdzić, że wszyscy budujemy tę oczyszczalnię, zmieniamy nasze gospodarstwa, żeby tych ścieków nie zrzucać do jeziora, czyli nie emitować dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych do atmosfery – tłumaczy redaktor portalu Nauka o Klimacie.

W przededniu COP30 Simon Stiell, sekretarz wykonawczy ONZ ds. zmian klimatu, podkreślił na swoim LinkedInie, że konferencja klimatyczna powinna osiągnąć trzy cele: wysłać jasny sygnał, że kraje są w pełni zaangażowane we współpracę klimatyczną, co oznacza uzgodnienia we wszystkich kluczowych kwestiach, przyspieszyć implementację działań we wszystkich sektorach gospodarki oraz połączyć działania na rzecz klimatu z korzystnym wpływem na życie ludzi, w postaci np. mniejszego zanieczyszczenia czy tańszej i bezpiecznej energii.

– Wiatr i słońce stały się najtańszymi źródłami energii na świecie, więc tempo wzrostu energii, którą produkujemy z tych bezemisyjnych źródeł, jest większe niż tempo wzrostu zapotrzebowania na energię na świecie. To oznacza, że paliwa kopalne osiągają swój szczyt wykorzystania i w kolejnych latach – w miarę jak będziemy oddawać coraz więcej czystych, tanich źródeł energii – udział paliw kopalnych i emisje z tym związane będą maleć. Swoją drogą te technologie rozwijają się m.in. dlatego, że są szczyty klimatyczne i narody świata deklarują i podejmują pewne działania, żeby emisje redukować, pojawiają się firmy, które mówią: dostarczymy bezemisyjne i docelowo tańsze źródła energii i będziemy je sprzedawać – wskazuje Marcin Popkiewicz. 

Według IRENA udział OZE w całkowitym potencjale wytwórczym przekroczył 46 proc., co potwierdza, że transformacja energetyczna przyspiesza, choć wciąż zbyt wolno, by osiągnąć cele na 2030 rok.

– Świat obiera kierunek na odchodzenie od paliw kopalnych nie tylko ze względów klimatycznych, ale też bezpieczeństwa energetycznego i geopolitycznego, więc my rozwijamy produkcję fotowoltaiki, baterii, samochodów elektrycznych i nie dość, że chronimy klimat, to jeszcze wzmacniamy naszą gospodarkę, poprawiamy bezpieczeństwo energetyczne – podkreśla ekspert.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rekordowe-ocieplenie-i,p211397176

Europejska sieć światłowodowa szybko się rozbudowuje. Stopień wykorzystania łączy jest jednak niski

0

Coraz więcej Europejczyków ma dostęp do internetu światłowodowego, choć tempo inwestycji w ostatnich dwóch latach nieco spadło. Prywatni inwestorzy przekierowali część środków na centra danych, wciąż jednak są zainteresowani finansowaniem światłowodów. Problemem jest stosunkowo niewielki stopień wykorzystania nowoczesnej infrastruktury przez użytkowników. Średnia dla 39 krajów Europy to 53 proc. – wynika z badań FTTH Council Europe.

– Prywatne inwestycje w sieć światłowodową osiągnęły szczyt w 2022 i 2023 roku. Od tamtego czasu obserwujemy ich niewielki spadek. Wynika to z wyższych stóp procentowych oraz faktu, że część inwestycji skierowano na centra danych. Mimo wszystko nadal podchodzimy do tematu z bardzo dużą dozą optymizmu. Widzimy, że jeśli pojawia się dobre uzasadnienie biznesowe, to apetyt inwestorów na finansowanie infrastruktury światłowodowej nadal jest duży. Jest więc spora szansa na to, że przyciągniemy wystarczającą ilość prywatnych funduszy, aby dokończyć pracę i doprowadzić do pełnego pokrycia Europy siecią światłowodową – mówi agencji Newseria Vincent Garnier, dyrektor generalny FTTH Council Europe.

Według raportu FTTH Council Europe „European FTTH/B Market Panorama 2025” we wrześniu 2024 roku sieć FTTH (Fiber to the Home) / FTTB (Fiber to the Building) docierała do 269 mln gospodarstw domowych w 39 państwach europejskich, czyli 74,6 proc. To wzrost o ok. 5 pp. w porównaniu z wrześniem 2023 roku. Jednocześnie wskaźnik faktycznego wykorzystania łączy („take-up rate”) wyniósł ok. 53 proc., co pokazuje, że dostępność infrastruktury nadal wyprzedza tempo jej komercyjnego wykorzystania – szczególnie w Europie Zachodniej.

 Są kraje, w których budowa sieci światłowodowej poszła względnie dobrze, ale trudności pojawiają się w zakresie podłączenia do sieci domów i faktycznego uruchomienia usług. Aby to mogło się udać, potrzebne są bardzo silne ramy polityki publicznej, które skutecznie zachęcą wszystkich do przejścia na światłowód. Musimy mieć jasny plan wyłączenia infrastruktury miedzianej i system zachęt wspierających migrację abonentów na sieci światłowodowe – podkreśla Vincent Garnier.

Według raportu „Copper Switch-Off Tracker” FTTH Council, opracowanego we współpracy z Cullen International, Portugalia, Hiszpania i Szwecja znajdują się na czele procesu przechodzenia Europy z tradycyjnych sieci miedzianych na szerokopasmową infrastrukturę światłowodową, podczas gdy Niemcy, Grecja i Czechy zamykają ranking.

Polska znajduje się w grupie krajów „w fazie przejściowej”, czyli nie ma jeszcze daty pełnego wyłączenia sieci miedzianych, ale stopniowo ogranicza inwestycje w nie i aktywnie rozwija infrastrukturę światłowodową. Z danych Urzędu Komunikacji Elektronicznej wynika, że w 2024 roku zasięg sieci światłowodowych obejmował 78 proc. gospodarstw domowych. Pomimo rozwoju sieci i realizacji projektów w ramach programów unijnych nadal 22 proc. gospodarstw domowych w Polsce pozostawało poza zasięgiem światłowodu. Istnieją tzw. białe plamy – tereny, gdzie budowa infrastruktury światłowodowej jest nieopłacalna bez wsparcia publicznego.

 W Polsce 80 proc. gospodarstw domowych ma dostęp do sieci szerokopasmowej i to jest bardzo dobra europejska średnia. Oczywiście chcielibyśmy więcej i szybciej, ale musimy sobie zdawać sprawę z tego, że pozostały te najtrudniejsze adresy, najtrudniejsze tereny, tam gdzie dotarcie z siecią jest najbardziej kosztowne i najtrudniejsze. To zajmie jeszcze trochę czasu, ale mam nadzieję, że niedługo osiągniemy dużo lepsze wyniki – mówi Wojciech Dziomdziora, główny prawnik Nexery.

Ekspert przypomina, że wiele z propozycji deregulacyjnych, które miały ułatwić budowę sieci, nie zostało dotąd wdrożonych. Branża postuluje m.in. ułatwienia w dostępie do nieruchomości, obowiązek budowy kanałów technologicznych przy inwestycjach drogowych i energetycznych oraz aktualizację Narodowego Planu Szerokopasmowego, który ostatni raz był aktualizowany w 2020 roku.

 Największym wyzwaniem jest sprzedaż usług, to, żeby ludzie korzystali z naszych sieci. W Polsce wykorzystanie sieci światłowodowych jest cały czas na niskim poziomie, to jest 35 do 40 proc. Prawda jest taka, że ceny usług telekomunikacyjnych, szczególnie komórkowych, są bardzo niskie, co powoduje, że ludzie nie mają powodów, żeby korzystać ze światłowodów – wskazuje Wojciech Dziomdziora.

Jak ocenia przedstawiciel Nexery, konieczne są kampanie informacyjne zachęcające użytkowników do migracji z sieci miedzianych. W Polsce jednak takich działań dotąd brakuje. 

 Polski rząd, polski podatnik, Unia Europejska wydali miliardy euro na budowę sieci szerokopasmowej i paradoksalnie nie wydali złamanego eurocenta, złamanego grosza na promocję technologii światłowodowej. Zdecydowanie tego typu akcje edukacyjne, informacyjne z udziałem prywatnych przedsiębiorców i administracji publicznej są bardzo potrzebne – dodaje główny prawnik Nexery.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/europejska-siec,p308792211

Polska wzmacnia bezpieczeństwo energetyczne. Baza PERN w Dębogórzu dzięki rozbudowie stała się największą bazą paliwową w kraju

0

Polska intensyfikuje działania na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego. Rozwój infrastruktury paliwowej, elektroenergetycznej i gazowej staje się strategicznym filarem budowy odporności państwa. Zakończono właśnie kluczową inwestycję PERN w Bazie Paliw w Dębogórzu, która – poprzez rozbudowę o trzy nowe zbiorniki – stała się największą tego typu bazą paliwową w Polsce. Spółka podpisała także wstępne porozumienie o współpracy z Zakładem Inwestycji Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego w sprawie przyłączenia polskiego systemu rurociągów do sojuszniczej sieci logistycznej.

 Inwestycja w Bazie Paliw w Dębogórzu istotnie wpływa na zwiększenie możliwości logistycznych spółki. PERN to nie tylko zwykły operator logistyki – to spółka, która dba o bezpieczeństwo energetyczne w wymiarze paliwowym, w praktyce pełni rolę operatora systemu logistycznego i zapewnia bezpieczeństwo dostaw paliw czy surowców przedsiębiorcom i obywatelom. Bezpieczeństwo energetyczne w dzisiejszych, trudnych geopolitycznie czasach jest kluczowe, a ta inwestycja zwiększa je w bardzo istotny sposób – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Wojciech Wrochna, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, sekretarz stanu w Ministerstwie Energii. – Wszyscy mamy pełną świadomość, że musimy inwestować w to bezpieczeństwo. W następnych miesiącach i latach będziemy zwiększać inwestycje w logistykę magazynową.

Trzy nowe zbiorniki o łącznej pojemności 150 tys. m³ zwiększyły pojemność magazynową Bazy Paliw w Dębogórzu do ponad 500 tys. m³, czyniąc ją największym tego typu obiektem w kraju. Wartość inwestycji wyniosła blisko 150 mln zł. Baza, położona w bezpośrednim sąsiedztwie Portu Gdynia, stanowi dziś jeden z głównych węzłów logistycznych krajowego systemu paliwowego. PERN realizuje równolegle projekty w Koluszkach, Kawicach i Nowej Wsi Wielkiej, rozbudowując pojemności magazynowe i infrastrukturę kolejową.

W październiku spółka podpisała z Zakładem Inwestycji Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego wstępne porozumienie dotyczące rozbudowy krajowej infrastruktury paliwowej w celu przyłączenia jej do systemu NATO. Projekt obejmuje budowę ok. 300 km nowych rurociągów od granicy z Niemcami do bazy PERN w rejonie Bydgoszczy oraz budowę zbiorników paliwowych dla Sił Zbrojnych RP i sojuszniczych. Oznacza to techniczne przyłączenie krajowej sieci do systemu logistycznego Sojuszu. Projekt ma kluczowe znaczenie dla wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego i obronnego państwa.

–  To infrastruktura podwójnego wykorzystania. Z jednej strony będzie zapewniać bezpieczeństwo militarne polskiemu wojsku, a z drugiej strony na co dzień będzie mogła być użytkowana do tego, żeby zapewniać i zwiększać bezpieczeństwo logistyczne rynku paliw – tłumaczy Wojciech Wrochna. – To bardzo ważna inwestycja, którą dopiero zaczynamy i której nie udało się przez bardzo wiele lat uruchomić. Teraz w końcu się udało.

Dzięki temu Polska zostanie po raz pierwszy połączona z natowską siecią rurociągów, co ma umożliwić elastyczne i bezpieczne dostawy paliw, także w sytuacjach kryzysowych.

Jak podkreśla pełnomocnik rządu, bezpieczeństwo energetyczne to obok dostaw i magazynów paliw także sieci elektroenergetyczne pozwalające na stabilne dostawy energii do odbiorców, ale też rozbudowana sieć gazowa umożliwiająca przesył gazu. Również w tych obszarach prowadzone są inwestycje.

– Trwają potężne inwestycje Polskich Sieci Elektroenergetycznych w sieć, żeby unikać blackoutów i żeby budować odporność polskiej sieci. W ciągu najbliższych 10 lat PSE zainwestują w rozwój sieci 60 mld zł. To potężne pieniądze na bezpieczeństwo. Rozpoczynamy też prace przy budowie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej – wymienia ekspert. – Zabezpieczyliśmy finansowanie tej inwestycji, są już pierwsze decyzje zezwalające na prace przygotowawcze i w tej chwili rusza kolejna wycinka pod budowę tej inwestycji.

Z kolei w kontekście dostaw gazu spółka Gaz-System realizuje w Gdańsku istotną inwestycję w budowę pierwszego pływającego terminala FSRU do odbioru skroplonego gazu ziemnego. Prowadzi też procedury dla drugiego pływającego terminala regazyfikacyjnego. Celem jest uczynienie z Polski regionalnego hubu gazowego Europy Środkowej.

 To kolejne możliwości zwiększania z jednej strony bezpieczeństwa energetycznego, ale w istotny sposób także bezpieczeństwa gospodarczego i ekonomicznego Polski. Taki hub gazowy to niższe ceny i koszty przesyłu gazu, a to odczują w wymierny sposób wszyscy, którzy z tych sieci korzystają – tłumaczy pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.

Jak poinformowała niedawno spółka Gaz-System, obecnie najbardziej zaawansowane roboty toczą się w części lądowej terminala FSRU, a te na morzu właśnie wkraczają w kluczową fazę. Morska część inwestycji obejmuje zaprojektowanie, budowę i uruchomienie nabrzeża, instalacji technologicznej wraz z systemami towarzyszącymi, a także budowę gazociągu podmorskiego o długości ok. 3 km. Gazociąg podmorski po wyjściu na ląd w Górkach Zachodnich zostanie połączony z nowo wybudowanym gazociągiem Gdańsk – Gustorzyn, a tym samym z krajowym systemem przesyłowym gazu. Zakończenie części lądowej Programu FSRU planowane jest w 2026 roku – wtedy niezbędna infrastruktura będzie gotowa do przesyłu odebranego w Gdańsku gazu.

– Inwestycji tylko w tym obszarze, który podlega nadzorowi pełnomocnika do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej, jest bardzo dużo. Jeżeli zbierzemy je wszystkie, to mówimy tak naprawdę o setkach miliardów złotych, które zostaną zainwestowane w polską gospodarkę. Stawiamy też mocno na local content, więc z tego będą korzystać Polacy i polskie przedsiębiorstwa – podkreśla Wojciech Wrochna. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/polska-wzmacnia,p1474727690

PERN planuje budowę nowych magazynów paliw. Zaplanowane na przyszły rok inwestycje sięgną 560 mln zł

0

Zwiększenie krajowych możliwości magazynowych paliw i bezpieczeństwa ich dostaw, modernizacja infrastruktury przesyłowej czy też współpraca międzynarodowa – to kluczowe elementy wzmacniania bezpieczeństwa energetycznego Polski w momencie, gdy sytuacja geopolityczna dynamicznie się zmienia. Logistyczno-paliwowa spółka PERN oddała właśnie do użytku trzy zbiorniki do magazynowania paliw płynnych w Dębogórzu na Pomorzu i planuje budowę kolejnych, w innych lokalizacjach. Zaplanowane na przyszły rok inwestycje sięgną 560 mln zł.

W Dębogórzu oddaliśmy trzy nowe zbiorniki na olej napędowy, każdy po 50 tys. m3. Inwestycja jest odpowiedzią na zapotrzebowanie na magazynowanie zapasów obowiązkowych paliw w Polsce – mówi agencji Newseria Daniel Świętochowski, prezes zarządu PERN.

Jak podaje Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, zapasy ropy naftowej i produktów naftowych są tworzone z myślą o zaopatrzeniu w nie państwa w razie zakłóceń w ich dostawach na rynek krajowy, a także wypełnianiu zobowiązań międzynarodowych. Zapasy interwencyjne składają się z zapasów obowiązkowych, które są tworzone i utrzymywane przez producentów i handlowców, a także zapasów agencyjnych, za które odpowiada RARS. Zgodnie z obowiązującą ustawą producenci i handlowcy tworzą i utrzymują obowiązkowo zapasy w wielkości odpowiadająca iloczynowi 50 dni i średniej dziennej produkcji paliw lub przywozu ropy naftowej lub paliw zrealizowanych przez producenta lub handlowca w poprzednim roku kalendarzowym.

Inwestycja w trzy nowe zbiorniki rozbudowała możliwości magazynowe bazy w Dębogórzu o 41 proc. Teraz jej całkowita pojemność przekroczyła 500 tys. m3, co czyni ją największym tego typu obiektem w Polsce. W skali całego PERN to wzrost pojemności magazynowej paliw o 5,66 proc. W sumie spółka dysponuje obecnie 889 zbiornikami w obszarze paliw.

PERN planuje wybudować kolejne trzy zbiorniki w dwóch bazach. Dwa zbiorniki w Koluszkach koło Łodzi, jeden zbiornik w Kawicach na Dolnym Śląsku. To jest kolejny etap naszych inwestycji, również przewidziany na zapasy obowiązkowe – podkreśla Daniel Świętochowski.

W Koluszkach mają powstać dwa zbiorniki do magazynowania paliw – jeden o pojemności 33 tys. m3 dla produktów III klasy, natomiast drugi o pojemności 24 tys. m3 dla produktów I klasy. W Kawicach powstanie natomiast zbiornik o pojemności 33 tys. m3 na potrzeby magazynowania produktów III klasy.

Nowe zbiorniki mają zostać oddane do użytku do końca 2027 roku.

– Jesteśmy w trakcie projektowania kolejnych siedmiu zbiorników o łącznej pojemności 250 tys. m3. Decyzje o ich budowie będą podejmowane w przyszłości – mówi prezes PERN.

Jak podkreśla resort energii, nowe zbiorniki zwiększą elastyczność obrotu paliwami i pozwolą na bezpieczne przechowywanie zapasów interwencyjnych dla gospodarki.

PERN rozbudowuje nie tylko możliwości magazynowe, ale również logistyczne. Latem tego roku istniejącą nalewnię kolejową w Bazie Paliw nr 21 w Dębogórzu rozbudowano o dwa dodatkowe stanowiska, dzięki czemu spółka dysponuje obecnie ośmioma stanowiskami nalewu cystern kolejowych. Przepustowość bazy tym samym zwiększyła się o dodatkowe 4 tys. m3 na dobę.

– Rozbudowa w bazie paliw w Dębogórzu może pozytywnie wpłynąć na koszty obsługi i przeładunków, ponieważ docelowo planujemy umożliwić rozładunek tankowców o wolumenach dwu–trzykrotnie większych niż obecnie, więc koszt jednostkowy przyjęcia paliwa i jego wydania będzie zdecydowanie niższy – podkreśla Daniel Świętochowski. – Jedna z ważnych inwestycji, która również dotyczy rynku energetycznego i paliw, przede wszystkim ropy, to jest nowe stanowisko do rozładunku tankowców w Naftoporcie, którego PERN jest większościowym udziałowcem.

W ubiegłym roku PERN zrealizował inwestycje o wartości 318 mln zł, a w tym roku będzie to prawie 400 mln zł. Z kolei planowane nakłady inwestycyjne na 2026 rok sięgają 560 mln zł. Równolegle spółka modernizuje swoją infrastrukturę, przeznaczając w przyszłym roku 124 mln zł na remonty.

Spółka kontynuuje prace w ramach wartego 140 mln zł programu „Przejść HDD”, który polega na przebudowie odcinków rurociągów pod rzekami, co ma zwiększyć bezpieczeństwo i efektywność systemu przesyłu ropy naftowej i paliw, a także przełożyć się na oszczędności związane z jego utrzymaniem i naprawami. Do tej pory zmodernizowano już odcinki m.in. pod Kanałem Żerańskim czy też Notecią.

3 października br. PERN oraz Zakład Inwestycji Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (ZIOTP) zawarły wstępne porozumienie o współpracy dotyczące realizacji programu rozbudowy polskiej infrastruktury paliwowej, którego celem jest przyłączenie jej do systemu rurociągów NATO. Zakłada on również budowę magazynów paliw na potrzeby sił zbrojnych Sojuszu. To istotny projekt o charakterze dual use – cywilnym i wojskowym – o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa energetycznego i obronnego kraju.

– PERN widzi swoją rolę w systemie bezpieczeństwa energetycznego kraju jako podmiot, który zabezpiecza logistykę paliwową w sytuacji ewentualnych zagrożeń i zakłóceń na rynku paliwowym. Nie mówimy już tylko o kwestii komercyjnej, ale rozmawiamy również o kwestii ewentualnych zakłóceń i sytuacji, których nie można byłoby przewidzieć w normalnej sytuacji geopolitycznej – podkreśla Daniel Świętochowski. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/pern-planuje-budowe,p1712834957

Spółki energetyczne koncentrują się na inwestycjach w stabilne sieci. Bez tego nie da się przejść na źródła odnawialne

0

Inwestycjom w odnawialne źródła muszą towarzyszyć duże nakłady na stabilność sieci – pokazał to przykład kwietniowego blackoutu na Półwyspie Iberyjskim. Dlatego w strategiach polskich spółek energetycznych zarezerwowane są miliardy złotych nie tylko na OZE, lecz również na modernizację i rozwój sieci dystrybucji oraz budowę magazynów energii. Tauron w ciągu 10 lat przeznaczy na te wszystkie priorytety ok. 90 proc. swoich nakładów inwestycyjnych.

– To, co jest bardzo istotne z perspektywy całego kraju, to mieć dobrą sieć. Musimy być jednak bardzo ostrożni w inwestowaniu, bo nie sztuką jest wydać ogromne pieniądze, ale żeby zrobić to najefektywniej i spełnić oczekiwania klientów w zakresie niezawodności dostaw. I to jest nowa filozofia rozbudowy sieci. To nie są proste mechanizmy na zasadzie „wymieniam najstarsze elementy” czy „buduję nowe”, tylko potrzebny jest tak zwany sztuczny bliźniak, którego testujemy i lokujemy w tych miejscach, które przynoszą największą wartość – powiedział podczas swojego wystąpienia w czasie konferencji klimatycznej PRECOP Grzegorz Lot, prezes zarządu Tauron Polska Energia.

Podstawą strategii Grupy Tauron są inwestycje w sieć dystrybucyjną, na które planujemy przeznaczyć 60 mld zł w perspektywie do 2035 roku. Wierzymy, że to sieć, która jest niezawodna oraz umożliwiająca rozwój i przyłączenie OZE, jest podstawą i fundamentem całej transformacji energetycznej – mówi agencji Newseria Michał Orłowski, wiceprezes zarządu Tauron Polska Energia ds. zarządzania majątkiem i rozwoju. 

Według „Strategii Grupy Tauron na lata 2025–2035” łączne nakłady inwestycyjne w ciągu 10 lat mają wynieść 100 mld zł, z czego 60 proc. zostanie przeznaczone na rozwój i modernizację sieci dystrybucyjnej. 30 proc. zaplanowano na OZE i magazyny energii elektrycznej, 5 proc. na ciepło, 4 proc. na sprzedaż i pozostałe. Moc zainstalowana w OZE w 2030 roku ma wzrosnąć do 2,7 GW, a w 2035 roku – do 4,3 GW, głównie w energetyce wiatrowej. Planowane jest również przygotowanie projektu budowy offshore wspólnie z partnerem, gdzie udział Grupy Tauron ma wynieść 0,4 GW.

Najważniejsze dla nas to dowozić cele, które postawiliśmy w naszej strategii. Jednym z nich są inwestycje w onshore, bo to najbardziej efektywne źródło energii​ – wskazuje Grzegorz Lot. – Ilość energii na wietrze powinna być maksymalnie duża, bo daje to w perspektywie 10, 20 czy 30 lat stabilne źródło, które jest zgodne z profilem zużycia klienta.

W gminie Miejska Górka (województwo wielkopolskie) Tauron buduje drugą największą farmę wiatrową w Polsce. Ma ona dysponować mocą blisko 200 MW, co pozwoli na zasilenie nawet 200 tys. gospodarstw domowych. Inwestycja zakłada budowę 53 turbin wiatrowych, pod które wylano już fundamenty. Jej oddanie do użytku zaplanowano na 2027 rok.

– Dla nas kluczową technologią są źródła oparte o energetykę wiatrową na lądzie, która jest konkurencyjnym źródłem energii i dobrze uzupełnia fotowoltaikę. Jest także przestrzeń na budowę nowych mocy stabilizujących system – jednostek szczytowych gazowych, ale także dla różnych form magazynowania energii. W naszym przypadku mówimy o bateryjnych magazynach energii, ale też o potencjalnym megaprojekcie, którym jest elektrownia szczytowo-pompowa w Rożnowie, która mogłaby stanowić dobre uzupełnienie krajowego systemu elektroenergetycznego – tłumaczy Michał Orłowski.

– Wszystkie inwestycje, które stabilizują sieć elektroenergetyczną, sprawiają, że nasze bezpieczeństwo energetyczne jest niezagrożone. Zdarzenie na Półwyspie Iberyjskim, gdzie doszło do rozsynchronizowania sieci ze względu na spadek częstotliwości, pokazało, jak te względy techniczne mają kluczowe znaczenie – mówi Piotr Gołębiowski, wiceprezes zarządu ds. handlu w Tauron Polska Energia. – Dekarbonizacja jest procesem nieodwracalnym, a tradycyjna elektroenergetyka będzie stopniowo wygaszana. W jej miejsce wchodzą źródła odnawialne, które są zależne od sytuacji pogodowej. Dlatego istotne jest, aby inwestować w stabilizację nowego miksu energetycznego poprzez wykorzystanie technologii i źródeł, które zabezpieczą sieć w trakcie deficytu, czyli w okresach niesprzyjających warunków pogodowych.

Z danych Forum Energii wynika, że w sierpniu br. ze źródeł odnawialnych w Polsce pochodziło łącznie 37,5 proc. wyprodukowanej energii elektrycznej (4,8 TWh). Elektrownie wiatrowe odpowiadały za 27,9 proc. energii z OZE, a instalacje PV za 56,8 proc. W polskim systemie elektroenergetycznym udział OZE w konsumpcji energii elektrycznej jest zazwyczaj wyższy niż udział w produkcji. W sytuacjach, kiedy suma dostarczanej mocy w danej godzinie jest wyższa niż bieżące zapotrzebowanie, konieczne jest m.in. wykorzystanie magazynów energii elektrycznej.

– Mamy do czynienia z boomem inwestycji w magazyny energii elektrycznej, które stabilizują pracę fotowoltaiki, buduje się dużo nowych źródeł gazowych. Jest oczekiwanie, że mechanizmy wsparcia, szczególnie te z drugiej edycji rynku mocy, będą dotyczyć właśnie inwestycji w nowe technologie, które są w stanie zabezpieczyć niezawodność dostaw energii elektrycznej. Wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze, ale jest to dopiero początek – uważa Piotr Gołębiowski.

Ubiegłoroczny raport URE wskazywał, że według stanu na maj 2024 roku w Polsce funkcjonowało 12 magazynów energii o mocy co najmniej 50 kW u pięciu największych operatorów systemów dystrybucyjnych i przesyłowych. Ich łączna moc zainstalowana wyniosła 1464,5 MW. Największymi magazynami pod względem mocy zainstalowanej są elektrownie szczytowo-pompowe, których łączna moc zainstalowana stanowiła 85 proc. całkowitej mocy magazynów z rejestrów.

– Magazyny energii to jest bardzo istotna rzecz – magazyny litowo-jonowe, ale też magazyny w postaci ciepła. My celowo stawiamy na dekarbonizację ciepła, bo w perspektywie kilku najbliższych lat mam nadzieję, że 100 proc. energii w okresie letnim na potrzeby ciepłej wody użytkowej będzie pochodziło z OZE – mówi Grzegorz Lot. – Cała energia powinna być wówczas alokowana do magazynu, jakim jest cały ekosystem ciepłowniczy. W związku z tym wszystkie nowe inwestycje, które dzisiaj realizujemy, są już konstruowane w ten sposób, że buduje się systemy rozproszone oraz z magazynami ciepła.

Jak podkreśla Michał Orłowski, przy planowaniu inwestycji w odnawialne źródła, magazyny energii czy sieć dystrybucji kluczowe jest zapewnienie stabilnej bazy dostawców. Dlatego tzw. local content, czyli wysoki udział polskich firm w projektach,  stanowi pewną formą zmniejszania ryzyka realizacyjnego.

Tym samym często ograniczamy ryzyko łańcucha dostaw – mówi wiceprezes Tauronu. – Mocno stawiamy na lokalnych dostawców, czy to w dystrybucji, w której ponad 99 proc. kontraktów zawieranych jest z polskimi firmami, czy też myśląc o naszym megaprojekcie w Rożnowie. Naszym celem jest to, aby co najmniej 80 proc. stanowił local content, który oparty jest o polskich wykonawców. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/spolki-energetyczne,p1836144522

System kaucyjny na razie w fazie przejściowej. Trwa podpisywanie umów między jego operatorami a sklepami

0

Od 1 października 2025 roku w Polsce obowiązuje system kaucyjny, który na razie jest w fazie przejściowej. Codzienne podpisywane są umowy między sklepami, sieciami handlowymi a operatorami i pojawiają się nowe punkty zbiórek w kolejnych gminach w Polsce. Tempo rozwoju systemu w dużej mierze zależy od producentów napojów i wprowadzania przez nich odpowiednio oznaczonych kaucjonowanych opakowań na rynek. W okresie przejściowym kary za brak takich opakowań są nieznaczne, ale od przyszłego roku wzrosną.

System kaucyjny jest w tej chwili w fazie rozruchu. Chcieliśmy, żeby przynajmniej przez pierwsze trzy miesiące przedsiębiorcy mieli czas. Mówię nie tylko o operatorach, ale też producentach napojów i sklepach. Operatorzy bardzo intensywnie podpisują umowy ze sklepami, które chciałyby przystąpić do systemu kaucyjnego. Jest ich kilkadziesiąt tysięcy. Mam nadzieję, że przede wszystkim będą to małe sklepy – mówi agencji Newseria Anita Sowińska, podsekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska.

Zgodnie z przepisami wszystkie sklepy powyżej 200 mkw., które mają w swojej ofercie napoje w opakowaniach objętych systemem kaucyjnym, muszą prowadzić punkty zbiórki. Opakowania kaucyjne będą się pojawiać stopniowo. Do końca roku obowiązuje okres przejściowy, w którym można wyprzedać zapasy produktów w opakowaniach bez stosownego oznaczenia.

– System kaucyjny polega na zwrocie opakowania, za które uiściliśmy wcześniej kaucję. Dopiero te opakowania będą objęte systemem kaucyjnym, czyli najpierw musimy poczekać na pojawienie się na półkach sklepowych opakowań kaucyjnych i w następnym kroku będziemy te opakowania zwracać – przypomina Piotr Okurowski, prezes Kaucja.pl – Krajowego Systemu Kaucyjnego, jednego z operatorów systemu. – Niektórzy nasi producenci rozpoczęli dystrybucję swoich produktów. One pojawiły się już na półkach sklepowych, są dostępne dla konsumenta i mieliśmy już pierwsze zwroty. Wdrożenie produktów będzie trwało kolejne tygodnie i miesiące.

– Obecnie operatorzy deklarują, że są gotowi, jeżeli chodzi o systemy logistyczne i informatyczne. Również sklepy wielkopowierzchniowe, czyli powyżej 200 mkw., są generalnie przygotowane do systemu kaucyjnego. Natomiast to, co jeszcze nie działa, to przede wszystkim to, że producenci muszą zdecydować o tym, że wypuszczają nowe partie towarów z oznaczeniem kaucji. Oczywiście są oni motywowani finansowo, natomiast w tym roku ta motywacja była niska, ponieważ to tak zostało zaplanowane, żeby przez pierwsze trzy miesiące dać producentom czas na rozruch – podkreśla Anita Sowińska.

W tym roku stawka opłaty produktowej jest symboliczna i wynosi 10 gr/kg dla opakowań ogółem, a dla butelek szklanych wielokrotnego użytku – 1 gr/kg.

Już od 1 stycznia motywacja producentów będzie znacząco wyższa, dlatego że tzw. opłata produktowa, jeżeli producent nie zdecyduje się wejść w system kaucyjny, to jest nawet 3 zł za kilogram albo tworzywa, albo metalu. Producenci napojów będą więc bardziej motywowani finansowo i oni muszą zdecydować, w którym momencie wchodzą w system kaucyjny – mówi wiceministra klimatu i środowiska. – Na pewno to będzie następowało stopniowo w przyszłym roku. Od 2027 roku ta motywacja finansowa jeszcze wzrasta i to będzie kluczowy rok, kiedy możemy się spodziewać praktycznie wszystkich opakowań.

– System wymaga czasu na przygotowanie się producentów i jednostek handlu w swoich obszarach. Producenci powinni przygotować produkty, oznaczyć je w sposób właściwy i rozpocząć ich dystrybucję oraz sprzedaż. Natomiast jednostki handlu i inne punkty zbierające przygotowują rozwiązania dla konsumentów, czyli punkty zbiórki, których będzie prawdopodobnie nawet około 100 tys. w Polsce – mówi Piotr Okurowski. – Prace trwają, pracujemy z sieciami handlowymi intensywnie, każdego dnia zawierane są nowe umowy. Do naszego systemu dochodzi coraz więcej punktów zbiórki, przystępuje coraz więcej klientów i sieci.

Jak wynika z wrześniowego raportu Deloitte’a, szacunkowe łączne koszty inwestycyjne związane z wdrożeniem systemu kaucyjnego w latach 2025–2034 wyniosą ok. 11,5 mld zł. Obejmą one m.in. prace budowlane w celu dostosowania punktów zbiórki, zakup zwrotomatów i wyposażenia do zbiórki manualnej, budowę centrów zliczania czy też koszty administracyjne. Z kolei wydatki operacyjne, w opinii ekspertów Deloitte’a, mogą sięgnąć 32,4 mld zł w następnej dekadzie.

Zbiórka opakowań w ramach systemu kaucyjnego może się odbywać ręcznie, np. przez pracowników sklepu, bądź też w zautomatyzowany sposób w przeznaczonych do tego urządzeniach, tzw. recyklomatach czy zwrotomatach. Operatorzy systemu kaucyjnego wypracowali wspólny dokument określający zalecenia w zakresie automatycznej zbiórki w maszynach typu RVM. Znajdują się w nich wymagania techniczne, bezpieczeństwa i prawne, które powinny spełniać zamawiane urządzenia.

– Kaucjomaty są bardzo wygodną, praktyczną formą realizacji zwrotu opakowań do systemu. Oczywiście mniejsze jednostki handlowe będą realizowały zbiórkę w postaci manualnej, czyli przy użyciu ręcznych skanerów i systemów workowych – podkreśla prezes Kaucja.pl – Krajowego Systemu Kaucyjnego. – Myślę, że potrzebujemy około 30, 40, może nawet 50 tys. maszyn, które będą zainstalowane w największych punktach zbiórki. Będą różnej wielkości, najczęściej dwufrakcyjne, odbierające tylko frakcję butelki PET i puszki aluminiowej, ale też pojawiają się na rynku maszyny trzyfrakcyjne dla butelki szklanej zwrotnej, która sama w sobie jest wyzwaniem dla systemu kaucyjnego.

Według ustawy sklepy o powierzchni mniejszej niż 200 mkw. dobrowolnie przystępują do systemu w zakresie zwrotu kaucji oraz prowadzenia punktów zbiórki opakowań i odpadów opakowaniowych. Jeśli jednak są w nich sprzedawane napoje w opakowaniach szklanych wielokrotnego użytku, zobowiązane są do prowadzenia punktu ich zbiórki.

– Potrzebne są kolejne narzędzia umożliwiające mniejszym sklepom i jednostkom handlowym realizację zbiórki w formie manualnej, czyli bez użycia urządzeń RVM – uważa Piotr Okurowski.

Systemem kaucyjnym objęte są opakowania jednorazowego użytku na napoje z tworzyw sztucznych o pojemności do 3 l, puszki metalowe do 1 l oraz butelki szklane wielokrotnego użytku do 1,5 l. Puszki oraz butelki plastikowe, podlegające kaucji, będą miały oznaczenie „kaucja 0,50 zł”, natomiast na szklanych opakowaniach zwrotnych pojawi się oznaczenie „kaucja 1,00 zł”.

– Chcemy, aby system ruszył i wszyscy się go nauczyli – operatorzy, sklepy i konsumenci. Później oczywiście chcemy się zastanowić, czy możemy i czy zasadne jest rozszerzanie systemu kaucyjnego o kolejne frakcje. Stawiamy sobie pytanie o szkło jednorazowego użytku. To nie jest prosta decyzja i ona musi być poddana konsultacjom – podkreśla Anita Sowińska. – Ministerstwo Klimatu i Środowiska chciałoby rozwijać przede wszystkim opakowania wielokrotnego użytku, dlatego że one są najbardziej ekologiczne w całym cyklu życia produktu.

Jak informuje Fundacja RECAL, pod względem liczby zwracanych opakowań polski system kaucyjny będzie największym tego typu w Europie. Docelowo kaucji podlegać będzie nawet 15 mld sztuk opakowań rocznie. Dodatkowo system ma charakter zdecentralizowany, co oznacza, że możliwe jest funkcjonowanie na rynku kilku operatorów systemu kaucyjnego. Każdy z nich samodzielnie projektuje szczegółowe zasady działania, w tym m.in. sposoby rozliczeń z jednostkami handlowymi. Do tej pory zezwolenia na prowadzenie systemu kaucyjnego wydano siedmiu podmiotom.

– Niedawno uruchomiony system kaucyjny to duży krok do przodu, ale już teraz widzimy, że pewne rzeczy powinny podlegać trochę większej kontroli. Mamy do czynienia z sytuacją wielu operatorów kaucyjnych i braku organizacji parasolowej, która nadzorowałaby wszystkie transakcje na rynku, wszystkie pobrane i zwrócone kaucje, wszystkie sprzedane i zwrócone opakowania. Inaczej może dojść do sytuacji, że operatorzy przestaną się ze sobą dogadywać, a wtedy dojdzie do paraliżu systemu. Tej sytuacji absolutnie nie chcemy. Stoimy również na stanowisku, że należy wysokość kaucji uzależniać od pojemności opakowania, żeby nie wykluczać mniejszych opakowań z rynku na rzecz opakowań o dużej pojemności – mówi Jacek Wodzisławski, prezes zarządu Fundacji RECAL.

Jak podkreśla, sposób funkcjonowania systemu kaucyjnego już wywiera wpływ na rynek opakowań i strukturę ich sprzedaży.

Widzimy, że pewne sieci handlowe wycofują opakowania kaucjonowane z oferty, żeby ich nie odbierać. Pojawiają się również formaty opakowań, które nieznacznie przekraczają pojemność tych, które są kaucjonowane, albo opakowania kaucjonowane zastępowane są opakowaniami niekaucjonowanymi – zauważa Jacek Wodzisławski.

Jak wynika z raportu Mastercard Advisors „System kaucyjny w Polsce. Analiza potrzeb konsumentów oraz potencjału zwrotu kaucji na kartę płatniczą” z września 2025 roku, 65 proc. badanych uważa, iż wdrożenie systemu kaucyjnego to dobry pomysł i zachęci do segregacji odpadów. 18 proc. ankietowanych przyznało, że obawia się trudności z regularnym zwrotem butelek, jednak 62 proc. jest zdania, że włączy tę czynność do swojej codziennej rutyny.

O pierwszych wnioskach z działania systemu przedstawiciele Ministerstwa Klimatu i Środowiska i innych stron rynku oraz branżowi eksperci rozmawiali podczas 2. Seminarium Kaucyjnego, zorganizowanego przez Fundację RECAL i Krajową Izbę Gospodarczą.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/system-kaucyjny-na-razie-w,p2048089034

Odpady komunalne coraz częściej są cennym surowcem. Gdańska instalacja przetworzyła już kilkadziesiąt basenów olimpijskich śmieci na energię i ciepło

0

W pierwszym półroczu działalności Portu Czystej Energii w Gdańsku instalacja przetworzyła ok. 50 tys. t odpadów komunalnych z okolicznych gmin. W wyniku termicznego przekształcenia ze śmieci nienadających się do recyklingu powstała energia i ciepło, które mogłyby zasilić kilkanaście tysięcy gospodarstw domowych. Na razie energia trafia do Krajowego Systemu Elektroenergetycznego, ale władze PCE pracują nad tym, aby od stycznia 2026 roku zasilała ona jednostki organizacyjne w Gdańsku i była wykorzystywana na potrzeby mieszkańców miasta.

– Port Czystej Energii to jeden z ostatnich elementów gminnego systemu gospodarki odpadami. To tutaj przyjeżdżają resztkowe odpady nienadające się do recyklingu, z których w elektrociepłowni wytwarzana jest energia elektryczna i ciepło systemowe, które ogrzewa domy zimą, a w okresie letnim pozwala na doprowadzenie ciepłej wody. Odpady są termicznie przekształcane w sposób bardzo kontrolowany, jeśli chodzi o zanieczyszczenia, które praktycznie nie trafiają do środowiska – mówi agencji Newseria Sławomir Kiszkurno, prezes Portu Czystej Energii.

Oficjalna inauguracja Portu Czystej Energii odbyła się 24 marca 2025 roku, natomiast instalacja rozpoczęła działalność już na początku lutego. Do termicznego przekształcenia trafiają tu odpady z trzech instalacji komunalnych w Gdańsku, Tczewie i Gilwie Małej koło Kwidzyna, które łącznie obsługują około 40 gmin.

– Jest to element systemu gospodarki w obiegu zamkniętym. Pozostałości po różnych procesach sortowania, które kiedyś przez lata były składowane, teraz są wykorzystywane jako surowiec energetyczny i jako energia trafiają z powrotem do mieszkańców – tłumaczy Sławomir Kiszkurno. – Są to odpady z przetwarzania różnych frakcji, także resztkowych odpadów, czyli tych zmieszanych, ale także z doczyszczania żółtego worka, z doczyszczania worków z papierem i szkłem. Są to rozdrobnione gabaryty nienadające się do recyklingu, różnego rodzaju frakcje balastowe z przetwarzania biologicznego przy produkcji kompostu, więc frakcje uciążliwe dla środowiska, często odorogenne. Tutaj produkujemy z nich energię elektryczną i ciepło.

Od lutego do czerwca br. PCE dostarczyło do miejskiej sieci ciepłowniczej 185 tys. GJ ciepła. Jest to ilość, która mogłaby zaspokoić roczne potrzeby ok. 6 tys. mieszkań. Ponadto w tym okresie w elektrociepłowni wygenerowano 32 105 MWh energii elektrycznej, która mogłaby zasilić 13 tys. mieszkań przez cały rok.

– Produkowana energia w Porcie Czystej Energii trafia do Krajowej Sieci Elektroenergetycznej i dalej do mieszkańców. Ciepło trafia do miejskiej sieci ciepłowniczej, także docelowo przychodzi do mieszkanek i mieszkańców głównie Gdańska w postaci ciepłej wody użytkowej – podkreśla prezes PCE. – Mamy jeszcze zapas energii cieplnej poza tym, który trafia do sieci. Myślimy, jak go w przyszłości wykorzystać.

Instalacja termicznego przekształcania odpadów komunalnych (ITPOK) kosztowała ponad 661 mln zł netto. Jest przystosowana do przetwarzania około 160 tys. t odpadów rocznie. Jej przepustowość dobowa wynosi 495 t. Działalność PCE ma ograniczyć m.in. składowanie odpadów, co zmniejsza obciążenie środowiska, jak również niedogodności zapachowe istotne dla okolicznych mieszkańców. Jak wynika z raportu GUS „Ochrona środowiska 2024”, liczba czynnych składowisk odpadów systematycznie się zmniejsza. Na koniec 2023 roku funkcjonowały 254 składowiska przyjmujące odpady komunalne (259 na koniec 2022 roku) o łącznej powierzchni 1633 ha. W 2023 roku zamkniętych zostało 13 składowisk zajmujących powierzchnię 34 ha.

– Korzyścią jest mniejsze oddziaływanie zakładu utylizacyjnego i wszystkich kwater składowych w Gdańsku-Szadółkach, ponieważ gros tych odpadów, które trafiało do składowania, teraz jest termicznie przekształcane w instalacji. Nie jest to odpad, który jest deponowany na kwaterze i z którego przez dziesięciolecia jeszcze w przyszłości produkowany jest metan i inne gazy cieplarniane – podkreśla Sławomir Kiszkurno. – To też korzyści środowiskowe, czystsze powietrze, mniej odorów w okolicy, bo część tych odpadów będzie bezpośrednio, bez procesu magazynowania, trafiała tutaj do wykorzystania. To także korzyści związane z dodatkowymi miejscami pracy w regionie.

Port Czystej Energii to jeden z elementów Gdańskiego Klastra Energii – wspólnej inicjatywy Gdańska, spółek miejskich i Politechniki Gdańskiej. Jest to porozumienie, którego celem jest wytwarzanie czystej i lokalnej energii. Jednym z obszarów jego działalności jest Wyspa Energetyczna Szadółki – samowystarczalny obszar energetyczny, w skład którego oprócz PCE wchodzą jeszcze dwie miejskie spółki: Zakład Utylizacyjny i Gdańskie Usługi Komunalne. Efektem działalności klastra mają być m.in. niższe koszty energii w szkołach i instytucjach, czystsze powietrze i zwiększona odporność na kryzysy energetyczne.

Od niedawna staliśmy się spółką obrotu i jesteśmy swojego rodzaju partnerem dla całego Gdańskiego Klastra Energii, komunalnego, miejskiego, aby na potrzeby tych jednostek produkować energię i w ich imieniu także ją sprzedawać – mówi prezes PCE.

Wśród efektów środowiskowych Portu Czystej Energii można wymienić m.in. ograniczenie emisji gazu wysypiskowego o 1,84 mln m3 rocznie, 52,8 tys. t oszczędności rocznej węgla kamiennego i 47,2 tys. t węgla brunatnego. Ponadto roczna emisja dwutlenku węgla w porównaniu do oddzielnej produkcji energii na bazie węgla jest niższa o 164 tys. t.

– Termiczne przekształcanie odpadów komunalnych jest absolutnie bezpieczne. Dopuszczalne normy emisji są najbardziej restrykcyjne spośród wszystkich tego typu instalacji elektrociepłowni wysokosprawnych, czy to na gaz, czy na węgiel. Nasza instalacja emituje najmniej zanieczyszczeń – podkreśla Sławomir Kiszkurno. – Często normy emisyjne są 100, 200, 1000 razy wyższe niż faktyczne emisje, które mamy z komina zakładu, więc jest to bardzo nowoczesny i bardzo bezpieczny zakład. Jest to jedna z najbardziej nowoczesnych elektrociepłowni w całej Europie, wybudowana w oparciu o najwyższe standardy środowiskowe. 

W PCE zastosowano system oczyszczania i monitoringu spalin, który jest zgodny z najnowocześniejszymi wytycznymi BAT. Dzięki niemu możliwe jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. ITPOK został wyposażony m.in. w dwie instalacje do redukcji tlenków azotu, a zanieczyszczenia kwaśne (SO2, SO3, HF, HCl) usuwane są w trzech etapach. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/odpady-komunalne-coraz,p1999993492

Zbyt mało polskich firm i inwestorów stawia na wysokie technologie. Tracimy szanse na przyspieszony rozwój Polski

0

Polskie firmy i korporacje coraz śmielej sięgają po zaawansowane technologie, ale wciąż rzadko inwestują w automatyzację, robotyzację oraz start-upy i firmy deep tech powstające w Polsce. Brakuje również mechanizmów, które pozwoliłyby innowacyjnym start-upom w większej skali oraz przy większym ryzyku wdrażać swoje produkty i rozwiązania w dużych firmach w Polsce. Nie mogąc znaleźć na rodzimym rynku pierwszego klienta czy inwestora, start-upy nie mogą konkurować na globalnym rynku. Stworzenie odpowiedniego ekosystemu dla rozwoju innowacji byłoby korzystne dla wszystkich stron.

Jak podaje GUS, w 2023 roku nakłady na działalność badawczo-rozwojową (B+R) w Polsce wyniosły 53,1 mld zł, co oznacza wzrost o 18,8 proc. względem roku poprzedniego. Wskaźnik intensywności prac B+R (GERD/PKB) wyniósł 1,56 proc. (w 2022 roku – 1,45 proc.). To nadal poniżej średniej unijnej (2,26 proc. PKB), ale dynamika wzrostu jest najwyższa od kilku lat. Sektor przedsiębiorstw odpowiadał za 64,6 proc. nakładów, inwestując 34,3 mld zł w badania i rozwój. Główną barierą pozostaje niedostateczna współpraca firm z ośrodkami naukowymi – tylko niewielki odsetek przedsiębiorstw przemysłowych deklaruje jakiekolwiek wspólne projekty badawcze z uczelniami.

Przygotowany przez PARP „Monitoring innowacyjności polskich przedsiębiorstw 2023” podaje, że Wskaźnik Dojrzałości Innowacyjnej (WDI) polskich firm wyniósł zaledwie 34,6 na 100 pkt. Niemal połowa przedsiębiorstw (44 proc.) jest sceptyczna wobec działalności innowacyjnej. Z drugiej strony aż 91,7 proc. firm, które wprowadzały innowacje, wskazało na wymierne korzyści – przede wszystkim rozwój firmy, poprawę jakości produktów i większą wydajność pracy. To pokazuje, że inwestycje w nowe technologie realnie zwiększają konkurencyjność, jednak nadal brakuje zachęt i bezpiecznych ścieżek finansowania.

– Firmy deep techowe, bazujące na pracach badawczo-rozwojowych lub zaawansowanej technologicznie inżynierii, powstają poprzez skupienie się od początku na technologii, która rozwiązuje istotny problem przemysłowy, ludzki, środowiskowy czy zdrowotny. Na bazie tego problemu próbują zaadresować technologię i potem znaleźć dla takiego rozwiązania klienta. Często jest to trudne, zwłaszcza w naszym kraju. Firmy mające rozwiązania B2B muszą poszukać partnera, który jako pierwszy zakupi, wdroży albo przetestuje to rozwiązanie. Takimi firmami w krajach rozwiniętych są spółki Skarbu Państwa, korporacje albo duże firmy krajowe. Ale dzisiaj w Polsce nadal jest to duże wyzwanie – mówi agencji Newseria Sławomir Olejnik, prezes Fundacji Polska Innowacyjna, CEO Deep Tech CEE PSA.

To od gotowości dużych odbiorców do pilotaży zależy tempo wyjścia danej technologii z laboratorium do przemysłu. Inwestorzy i przedsiębiorcy nie lubią jednak wysokiego ryzyka, a po wielu nieudanych inwestycjach w start-upy softwarowe coraz rzadziej wyrażają chęć inwestowania w nie kapitału, nie mówiąc już o deep techu.

– Praca z takimi start-upami, które bazują na nauce i bardzo zaawansowanej inżynierii, to klucz do budowania przewagi konkurencyjnej, zwłaszcza dla firm myślących o rozwoju międzynarodowym. Jeżeli chcemy dzisiaj wyprzedzić konkurencję, znaleźć oszczędności, spowodować, żeby proces produkcji czy proces biznesowy był szybszy, to poszukiwanie tego typu rozwiązań i ich testowanie może spowodować, że firmy będą bardziej rentowne – wskazuje prezes Fundacji Polska Innowacyjna.

Unia Europejska rozwija narzędzia kapitałowe dla innowacji wysokiego ryzyka. Europejska Rada Innowacji (EIC) ma do dyspozycji 10,1 mld euro w latach 2021–2027, z czego część trafia do funduszu inwestycyjnego EIC Fund, wspierającego najbardziej ryzykowne projekty technologiczne. Braki kapitału na późniejszych etapach rozwoju ma z kolei wypełniać European Tech Champions Initiative. Równolegle EIC rozwija program Deep Tech Talent Initiative, którego ambicją jest wyszkolenie miliona specjalistów do 2025 roku, by wzmocnić zaplecze kompetencyjne dla firm technologicznych w całej Europie.

Europejskie firmy deep tech wyceniane są obecnie na ok. 700 mld euro. 2025 European Deep Tech Report wskazuje, że inwestycje w sektor w 2024 roku wyniosły 15 mld euro. Polska jako kraj o silnym zapleczu inżynieryjnym ma potencjał, by włączyć się w ten trend, o ile firmy będą częściej współpracować z naukowcami i testować nowe rozwiązania we własnych procesach produkcyjnych. Sektory takie jak energetyka, obronność, zdrowie czy nowe materiały należą dziś do najbardziej chłonnych dla technologii wysokiego ryzyka.

 Jesteśmy krajem, który ma bardzo drogą energię, więc przedsiębiorcy powinni szukać innych rozwiązań i je implementować, przy czym nie można oczekiwać, że one wszystkie będą gotowe. Jeżeli w taki sposób będziemy dalej funkcjonować jako gospodarka, to cały czas będziemy kupować gotowe rozwiązania i płacić za nie dużo więcej. Z drugiej strony możemy zacząć inwestować. Oczywiście poniesiemy sporo nakładów jako przedsiębiorcy, ale o to w tym dzisiaj chodzi, żeby nauczyć się żyć w gospodarce opartej na wysokich technologiach i ponosić ryzyko. Trzeba zakładać, że znaczna część projektów nie wypali, ale na koniec dnia te, które zostaną, będą i tak dużo tańsze w użyciu dla firm w naszym kraju czy regionie niż te, które kupujemy za granicą – podkreśla Sławomir Olejnik.

Projekty badawczo-rozwojowe należą do najbardziej ryzykownych inwestycji – część z nich nie osiąga fazy komercyjnej, ale te, które się udają, często przynoszą zwrot wielokrotnie przewyższający początkowe nakłady. OECD w swoich raportach podkreśla, że ryzyko niepowodzenia jest naturalnym elementem systemów innowacji, a skuteczny ekosystem B+R to taki, który umożliwia szybkie testowanie, weryfikację i dalsze finansowanie najbardziej obiecujących rozwiązań. W tym roku nawet Nagroda Nobla przyznana została badaczom za wyjaśnienie wzrostu gospodarczego opartego na innowacjach.

 Ekosystem, który powoduje, że inżynierowie i naukowcy mogą wdrażać swoje badania i projekty, powinien wyglądać w taki sposób, że na rynku są klienci i inwestorzy gotowi podjąć ryzyko testowania i komercjalizacji wyników badań – wskazuje prezes Fundacji Polska Innowacyjna.

Wśród rozwiązań wymienia rozwój i odpowiednie dokapitalizowanie działalności ekosystemu innowacji w naszym kraju, zmianę przepisów dotyczących grantów na innowacje i programów akceleracyjnych, otwarcie spółek Skarbu Państwa i dużych polskich przedsiębiorstw na technologie, usługi i wdrożenia rozwiązań ze start-upów, a także odblokowanie przetargów i zakupów dla polskich innowacyjnych spółek. Kolejna kwestia to obowiązkowe zrzeszanie się dla wszystkich firm w izbach gospodarczych – mogłoby to być wsparciem budowy łańcucha wartości w poszczególnych sektorach oraz komercjalizacji start-upów i deep techów. W krajach takich jak Niemcy czy Austria powszechna przynależność do izb branżowych sprawia, że twórcy technologii szybciej trafiają do właściwych partnerów przemysłowych.

 Dzisiaj w Polsce zrzesza się 2 proc. firm i głównie są to duże przedsiębiorstwa. Przykłady krajów rozwiniętych pokazują, że start-up, który bazuje na hardwarze i połączy go z AI, automatycznie szuka partnerów w takiej izbie branżowej i jest już w środowisku biznesowym związanym ze swoją niszą. Łatwiej jest mu poszukać partnerów, pozyskać wiedzę i wejść w środowisko biznesowe, które już funkcjonuje w konkretnym sektorze – tłumaczy Sławomir Olejnik.

OECD wskazuje, że kraje z rozwiniętymi strukturami branżowymi i sieciami współpracy między firmami a uczelniami osiągają wyraźnie wyższe wskaźniki komercjalizacji badań i wdrażania innowacji. Silne organizacje branżowe ułatwiają przepływ wiedzy, łączenie partnerów i transfer technologii, co przekłada się na większą liczbę wdrożeń oraz krótszy czas przejścia z laboratorium do rynku.

27–29 października w Warszawie odbędzie się Deep Tech CEE Summit 2025, w którym weźmie udział ponad 500 uczestników z 20 krajów, w tym 150 startupów deep tech oraz ponad 200 przedsiębiorców i inwestorów.

– To jest platforma networkingowa, na której przez dwa dni można znaleźć inwestora, przedsiębiorcę, który będzie zainteresowany przetestowaniem technologii, i naukowca, który będzie chciał przeprowadzić ciekawe badania. Deep Tech CEE Summit jest miejscem, gdzie zbiera się cały ekosystem Polski i regionu Europy Środkowo-Wschodniej, który na co dzień pracuje nad tym, żeby powstawały ciekawe technologie. Dla przedsiębiorców jest to źródło pomysłów, partnerstw i inspiracji. Z perspektywy biznesowej firmy i start-upy poznane na Deep Tech CEE Summit mogą pomóc im obniżyć koszty prowadzenia działalności produkcyjnej czy biznesowej, mogą pomóc w poszukaniu nowych produktów, które włączą do swojego portfolio – wyjaśnia CEO Deep Tech CEE PSA. – Mamy specjalną ofertę dla przedsiębiorców. Zbudowaliśmy scenę Business on Tech, gdzie inni przedsiębiorcy, inwestorzy, właściciele firm rodzinnych, dyrektorzy będą się dzielić swoim doświadczeniem m.in. w zakresie tego, jak zarabiać pieniądze na technologiach, jak budować firmy na nich oparte, kiedy ponosić ryzyko żeby nie tracić środków zgromadzonych przez lata.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/zbyt-malo-polskich-firm-i,p203265662